#43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czemu mnie nienawidzisz?

Nie był pewny, czemu ujął to w taki a nie inny sposób, ale gdy ujrzał zdziwiony wzrok Kasi, odzyskał stanowczość.

- Ja...

- Czemu cały czas mi wszystko utrudniasz? - przerwał jej Doknes.

-Ale... - tym razem nie powiedział nic, czego ona nie oczekiwała. Myślała, że znowu urwie jej w pół słowa. -  Ja cię... nie nienawidzę.

- To czemu się tak zachowujesz wobec mnie?

- ... Nie chciałam żebyś był dla niego ważniejszy niż ja. Jeśli częściej widziałby ciebie pomagającego mu niż mnie to... nie potrzebowałby mnie już. Skoro na ciebie mógłby zawsze liczyć, to po co mu inni?

Hubert w jej oczach zauważył łzy. Mimo, że zmiękło mu serce, nie dał tego po sobie poznać.

- Nie musisz mnie z tego...

- Muszę! - tym razem to ona wpadła mu w słowo. - Jeśli nie będę dla niego ważniejsza, to dla nikogo nie będę! Rozumiesz?! - nie planowała tak krzyczeć, ale to on ją sprowokował. Ona starała się robić swoje. Doknes, zaskoczony jej nagłym wybuchem, nie wiedział, co powiedzieć.

- Kaśka!

Koło nich stał Karol. Nie nosił spodni, ponieważ bał się, że jeszcze bardziej uszkodzi poparzoną skórę. Zdjął opatrunek, przez co widać było jego rany.

- Karol! Wracaj do łóżka, bo się zaraz przewrócisz!

- Nie no, jak już wracam do łóżka to tylko z Hubciakiem ale dzisiaj nie o tym. Macie się przestać kłócić, okej? Nie chcę, żebyście tak na siebie wrzeszczeli, bo nie zamierzam zostawić żadnego z was dla drugiego. Ale Kaśka, zrozum, że mogę mieć kogoś, na kim mi zależy...

- Czekaj czekaj... Co to miało znaczyć? - wyraźnie zignorowała dalszą część wypowiedzi bruneta. - Co to zna... Wy jesteście... - w tej chwili nieco przerażona spojrzała na obydwu chłopaków.

- Serkami homogenizowanymi lolololo - Doknes zaczął się wygłupiać odprawiając dziwne wygibasy rękami.

- Dokładnie.

- O ty chuju bobrze - powiedziała blondynka po czym wyszła z mieszkania. Po kilku minutach wróciła. - W sumie to spoko, tylko nie waż się o mnie zapomnieć, Karol.

- A jakże bym śmiał!

Zasia przytaknęła i zwinęła manatki, tym razem już nie cofając się.

- Teraz to już mi nie uciekniesz, Hubi - Karol zaczął zalecać się do Doknesa gdy tylko zamknął drzwi na klucz. Co jak co, ale nie chciał żeby go ktoś okradł.

- Po pierwsze: od kiedy mówisz na mnie Hubi? Po drugie: jak to nie? Przecież ty raczej daleko nie zawędrujesz, a ja jestem zdrowy jak koń.

- Po pierwsze: od dzisiaj, a po drugie: nie możesz mnie przecież zostawić samego na pastwę losu! Kto mną się będzie zajmował?!

- No jak to kto? Ja, a kto.

- Nie uciekasz? - już był zdezorientowany przez tego blondyna.

- Uciekam.

- To jak się będziesz mną zajmował?

- No przecież nigdzie nie idę.

- Wut? A wiesz co, właściwie to fuck you.

- Tylko z tobą - mruknął pod nosem Hubert.

~~~

Nie piszcie rozdziałów w przypływie weny po śnie z DxD na historii

...

DZIECIACZKI (͡° ͜ʖ ͡°)

~aŁtoreczqaa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro