#57
Na salę weszła pani Wydra. Wyraźnie cieszyła się, że chłopcy są uśmiechnięci, a nie zapłakani. Ciekawe co by powiedziała, gdyby przyszła chwilę wcześniej.
- Cześć, Karol, cieszę się, że jeszcze nie umarłeś, tak jak mówił Hubert...
- Co? Ja nic takiego nie mówiłem! - obruszył się blondyn.
- Ale to tak brzmiało - zakończyła rozmowę z Hubertem i podeszła z drugiej strony łóżka. - Jak się czujesz?
- Dzień dobry, trochę boli mnie brzuch ale tak to całkiem okej - "Bo pani syn tutaj jest" dodał w myślach. - Co go - wskazał na Huberta - tak nagle naszło, żeby mi oddawać wątrobę?
- A bo ja wiem... Dziwny jest jakiś ostatnio. I tak nie może tego zrobić, bo wątpię, żebyś też miał grupę krwi AB.
- Skąd wiesz, że mam AB, może mam 0 i mogę? - wciął się Doknes.
- Jak byłeś bardzo malutki robiłam ci badania krwi, oszołomie. Nie miałeś nawet okazji żeby ją zmienić - wyjaśniła kobieta.
- I mi nie powiedziałaś?
- No bo ty to ciągle w tym komputerze, po co ci wiedzieć swoją grupę krwi?
- No właśnie, Damian, wyszedłbyś na dwór czasem - do rozmowy włączył się Dealer.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - Doknes nie wiedział już, czy się śmiać, czy płakać. Jego własny chłopak przyłączył się do szkalowania go. Ta zniewaga krwi wymaga. - Nie no, idę do łazienki...
- Tak, idź się wysraj, bo gówno przez ciebie przemawia.
- Oooooooooo - zawołał Karol na pocisk mamy Huberta. Ten jeszcze bardziej się obruszył i wręcz trzasnął drzwiami. Nagle ukłuło go poczucie winy. - Ugh, może nie powinienem tego robić...
- Przecież wiesz, jaki jest Hubert. Powścieka się, powścieka i wróci. Poza tym chciałam, żeby poszedł... - spojrzała na niego podejrzanie. Karol pomyślał tylko krótkie: "O nie". - Bo wiesz, chciałam cię o coś zapytać, tylko wiesz, niech to zostanie między nami... - przerwała na chwilę robiąc poważną minę. Brunetowi przeszły ciarki po plecach. - To... Jak wam się układa? Chyba dobrze prawda? Podobno ostatnio skończyliście w łóżku... - zmieniła ton głosu na pełen energii, podekscytowany.
- Co?! - to było zupełnie coś innego, niż się spodziewał. - Nie, nawet go nie dotknąłem... W taki sposób, ma się rozumieć.
- Eh, a już myślałam, że Hubert tak się zawstydził bo coś się zdarzyło... - kobieta zawiedziona spuściła głowę. - No ale nie bój się mnie, przecież cię nie zjem! - najwyraźniej wyczuła to, że chłopak jest spięty.
- Hee hee... - "Prawie na zawał zeszedłem kobieto".
Doknes wrócił we wręcz idealnym momencie.
- Okej, już się wysrałem, niczego mi już nie... - przerwał, widząc wyraz twarzy Karola, które wyglądał, jakby miał zaraz odejść od zmysłów. - Mamo, coś ty mu zrobiła?
~~~
Mam problem z wymową takich słów jak: kochanie, skarbie, misiu, złotko, żabciu. Ogólnie takie Kosenamen. Co jest ze mną nie tak?
Dlatego też nie spodzkewajcie się że będą tak na siebie mówić... Dla mnie jest to trochę nienaturalne... I głupio by mi było... Po prostu nie, okej?
~aŁtoreczqa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro