Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zostałem sam. Harry wyszedł już kilka godzin temu. Do tej pory nie wrócił. Siedziałem w tym samym miejscu, czyli na łóżku. Wpatrywałem się w ścianę. W końcu dostałem odpowiedź na męczące mnie pytanie. Czy to chciałem usłyszeć? W sumie spodziewałem się takiej odpowiedzi.

Usłyszałem pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałem, spojrzałem w tamtą stronę. Po chwili ktoś wszedł do środka. Był to Niall. Zdążyłem już go poznać. Był częstym bywalcem w kuchni Harryego. Był bardzo miły, może aż zanadto. Cięgle się uśmiechał. Jego dobry humor był zaraźliwy. Wszedł do pokoju spoglądając na mnie. W rękach trzymał pudełko pizzy. Podszedł do mnie, siadając naprzeciwko. Tak samo jak siedział Harry zanim wyszedł...

- Hej, przyniosłem coś do jedzenia. - powiedział odkładając pudełko.

Otworzył je i sięgnął po pierwszy kawałek. Nie byłem głodny. Nie miałem ochoty na żadne jedzenie.

- Nie pogniewasz się, że trochę się poczęstuje? - zapytał patrząc wyczekująco na mnie.

Pokręciłem jedynie głową. Mógł równie dobrze zjeść wszystko. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.

Siedzieliśmy w ciszy. Nie rozmawialiśmy. Słychać było jedynie przeżuwanie i połykanie jedzenia przez blondyna. Po piętnastu minutach połowy pizzy już nie było. Niall był okropnym obżarciuchem. Zastanawiałem się czy istnieje coś czego by nie zjadł.

Blondyn popatrzył na mnie i zmarszczył czoło. Chwilę nad czymś myślał.

- Zjedz coś. - powiedział przysuwając karton bliżej mnie.

- Nie jestem głodny. - odparłem.

Zadzwoniła jego komórka. Chwilę siłował się z kieszenią w końcu wyciągając urządzenie. Odebrał i wydusił z siebie jedynie słowo ,,rozumiem''. Rozłączył się i podniósł z łóżka. Przeszedł jeszcze do okna i wyjrzał przez nie. Tego dnia okropnie padało. W takie dni zazwyczaj siedziałem w swoim pokoju i spałem. Zawsze robię się śpiący przez taką pogodę.

- Muszę już iść. - odezwał się odwracając twarzą w moją stronę. - Zjedz coś. Niedługo znów przyjdę.

Chciałem zapytać blondyna o Harryego. Dlaczego nie przychodzi, nie chce mnie widzieć? To jak wyszedł trzaskając drzwiami mnie przeraziło. Był wściekły? To przeze mnie? Nie chciałem, aby zielonooki wtedy sobie tak po prostu poszedł.

- Dobrze? - zapytał blondyn stojąc już przy drzwiach. Rękę trzymał na klamce.

- W porządku. - odparłem.

Dopiero teraz wyszedł z pokoju. Znów zostałem sam. Podniosłem się i przeszedłem z drugiej strony łóżka. Zdjąłem buty i zakopałem się pod kocem, opadając na poduszki. Przykryłem się cały, wystawał jedynie czubek nosa. Wsłuchiwałem się w odgłos uderzających kropel deszczu o szyby. Po kilku minutach zasnąłem.


Dwa dni. Harry nie pokazał się tyle w tym pokoju. Nie przyszedł nawet na chwilę. Siedziałem sam w pomieszczeniu. Znaczną część dnia leżałem w łóżku. Wstawałem jedynie, jeśli było to konieczne. Codziennie po kilka razy przychodził Niall. Przynosił jedzenie, czasem zostawał na dłużej. Nie odzywałem się do niego, pomimo iż wielokrotnie próbował nawiązać rozmowę.

Tego ranka nie przyszedł Niall. To już dzisiaj. Skończył się czas. Za kilka godzin wrócę do domu. A konkretnie do tej ciemnej, zimnej piwnicy i znów będę służył za worek treningowy ojca. Rozważałem nawet ucieczkę, ale nie miałem na to siły. Było mi wszystko jedno.

Drzwi do pokoju się otworzyły. Stanął w nich mężczyzna, którego widziałem pierwszego dnia, zaraz po porwaniu. Z tego co pamiętam, wołali na niego Carter. Harry mnie przed nim uratował. Nie wiedziałem jakie miał wtedy zamiary. Za bardzo się bałem. Teraz jest podobnie.

- Wstawaj, nie mamy czasu. - warknął zatrzymując się przede mną.

Podniosłem głowę z poduszki i z ciągnąłem z siebie koc. Wstałem z łóżka i wpatrywałem się w znudzoną twarz mężczyzny przede mną. Czekałem na to, aż powie coś więcej.

- Zakładaj buty, idziemy. - zarządził.

Wykonałem jego polecenia bez najmniejszego sprzeciwu. Nie chciałem od niego oberwać. On cały czas wyglądał jakby tylko na to czekał. Gdy uporałem się z zawiązaniem sznurówek, ponownie podniosłem się z materaca.

- Rusz się! - warknął pchając mnie w stronę drzwi.

Zeszliśmy po schodach. Minąłem salon i kuchnie w której niedawno przyrządzałem naleśniki z zielonookim. Carter otworzył drzwi i po chwili byliśmy już na dworze. Zimny podmuch wiatru sprawił, że dostałem gęsiej skórki. Wsadziłem ręce do kieszeni i czekałem co dalej. Co się ze mną stanie.

Chciałem chociaż ostatni raz zobaczyć się z Harrym. Nie winię go za to. To nie jego wina. Widocznie tak musi być. Nie byłem zły. To on sprawił, że kilka dni w moim życiu należało do tych wspaniałych. Cieszyłem się, naprawdę.

Usłyszałem warkot silnika. Po chwili przed nami zatrzymał się czarny Range Rover. Carter założył mi jakiś płócienny worek na głowę. Nie wzbraniałem się przed tym. Stałem spokojnie, nawet wtedy gdy wiązał mi z tyłu ręce. Zrobił to precyzyjnie. Sznur otarł moje nadgarstki, ale nic nie powiedziałem. Czekałem co dalej. Usłyszałem otwierane drzwi. Zostałem popchnięty naprzód. Przy wsiadaniu uderzyłem głową w dach, ale nikt się tym nie przejął. Runąłem na fotele. Syknąłem cicho z bólu i usiadłem do pozycji siedzącej. Carter usiadł obok. Czułem jego mocne perfumy i ten nienawistny wzrok na sobie. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno byłbym trupem.

- Ruszaj John. - polecił i po chwili pojazd ruszył.

Bałem się. Nie chciałem spotkać swojego ojca. Nie chciałem do niego wracać. Piekło znów się zacznie... Pocieszał mnie jedynie fakt, że wciąż miałem swoje sznurówki. To było jedyne pocieszenie. Może tym razem mi się uda...


><><><><><><><><><><><><><

Kto został dziś ochlapany wodą? ^.^

<><><><><><><><><><><><><>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro