Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Co takiego udało ci się ustalić? - zapytał Des siadając w fotelu.

- Zdobyłem kilka informacji na temat Tomlinsona. - odparł Dan zajmując miejsce obok.

Wszyscy znajdowaliśmy się w dużym salonie. To tutaj zbierała się zwykle cała mafia ojca. To tu planowali misje, omawiali strategie. Rzadko bywam na takich spotkaniach. Zwykle są nudne i niewiele z nich rozumiem. Dziś jednak byłem obecny. Odkąd dowiedziałem się o Louisie Tomlinsonie, sprawa jego ojca bardzo mnie interesowała. Chciałem się jak najwięcej dowiedzieć.

- Zamieniam się w słuch. - powiedział mój ojciec i oparł się wygodnie o oparcie skórzanego fotela.

- Mark Tomlinson, szef policji w Londynie. Ma jednego syna, Louisa. Popytałem ostatnio tu i ówdzie i dowiedziałem się co tak ciągnie go do burmistrza. Mają wejść w jakąś spółkę. Chodzi o zlikwidowanie gangów w mieście, nie znam szczegółów. Aby tego dokonać, chce połączyć rodziny.

- Wyjdzie za burmistrza? - prychnął John i tym samym się opluł.

- Jest straszliwym homofobem. - odparł Dan ignorując głupi komentarz chłopaka. - Kiedyś, gdy był zwyczajnym gliną miał partnera na patrolu, nazywał się Mike. Chodzą plotki, że się do niego przystawiał. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że Mike więcej nie zbliżył się do Marka. Leży w szpitalu w śpiączce. Nawet gdy się wybudzi będzie jadł przez słomkę.

- Do rzeczy. - ponaglił Des bawiąc się ołówkiem leżącym na stole. - Mówiłeś o interesach.

- Ach tak, aby wszystko poszło po jego myśli zamierza zeswatać swojego syna z córką burmistrza. Ale to się nie uda. Wszyscy na komendzie o tym gadają. Młodzi nie zamierzają z nimi współpracować. Ktoś nawet wspomniał, że młody Tomlinson jest gejem. - zaśmiał się. - Dużo bym zapłacił, aby zobaczyć minę Marka, gdy się o tym dowiaduje. - zaśmiał się po raz kolejny.

Dalej już nie słuchałem. Interesował mnie tylko ten chłopak. Skoro jest gejem, to tamta dziewczyna... Oni nie są razem? Na to wychodzi...

Zastanawiałem się co planuje mój ojciec. Jeśli chciałby zemsty, na pewno coś wymyśli. Nie chciałem, aby wplątali w to tego chłopaka. Pomimo iż go nie znałem, od czasu tamtych wydarzeń siedzi mi w głowie. Gdy zamykam oczy widzę jego przerażenie i krew na swoich rękach.

- Jeszcze za tydzień zdzwonię i powiem wam więcej. - obiecał Dan. - Na pewno dowiem się czegoś więcej.

- Dowiedz się konkretnie o jakich interesach chcą rozmawiać. Coś czuję, że mi się nie spodoba... - mruknął Des

- Na to już nie mam wpływu. - westchnął rudowłosy. - To by było na tyle.

Pożegnali się i razem z Johnem opuścili pomieszczenie. Mój ojciec wydał jakieś polecenia swoim ludziom. Wciąż siedział na fotelu i nad czymś myślał.

- Spotkałem Tomlinsona. - zacząłem.

Jego wzrok skierował się na mnie. Patrzył mi prosto w oczy, chcąc coś z nich wyczytać. Wstałem z sofy i przysiadłem się do stołu gdzie siedział mężczyzna.

- Marka? - dopytał.

Zaprzeczyłem ruchem głowy. Splotłem swoje dłonie na blacie i nabrałem powietrza. Nie sądziłem, że w ogóle powiem ojcu o postrzale w parku.

- Chodzi o Louisa, jego syna. - odpowiedziałem. - Widziałem go w parku. Był z córką burmistrza. Był wieczór i...

- Co tam robiłeś? - nabrał podejrzeń.

Był moim ojcem. Znał mnie za dobrze. Przed nim nic się nie ukryje. Nie zamierzałem więcej kłamać. Postanowiłem powiedzieć mu prawdę. Chciałem to w końcu wyrzucić. Z ojcem zawsze się dogadujemy. Nie jest surowy, więc miałem nadzieję, że i tym razem nie będzie robił mi jakiś wyrzutów z tego powodu.

- To było wtedy, gdy zabrałeś z magazynu Glocki? - zapytał, gdy wciąż milczałem.

Skinąłem twierdząco głową. Opowiedziałem mu wszystko. Nie pominąłem ani jednego szczegółu. Nawet ten wygłup jakim był rabunek monopolowego. Moja opowieść nie wniosła nic do sprawy z Tomlinsonem. Nie było to coś interesującego.

- Więc stary Rodger nadal prowadzi swój sklepik? - parsknął śmiechem. - Nawet po tym, jak już trzeci raz go napadliście?

- Mhm. - pokiwałem głową. - Ale tym razem załatwił sobie kij baseballowy.

- Najpierw powinien załatwić sobie siłownie i schudnąć. - zaśmiał się a ja razem z nim. - Nie plącz się przy Tomlinsonie. - poprosił już na poważnie. - Tylko nabierze podejrzeń.

- Chciałem sprawdzić  czy nic mu nie jest. Spotkałem go w parku. Był sam. Widział mnie, ale nie sądzę, aby rozpoznał. Jak mówiłem było ciemno a ja miałem kominiarkę.

- Ech... - westchnął. - Co mi się za syn trafił. - pokręcił z rozbawieniem głową. - Lepiej idź pomóż matce w kuchni a robotę zostaw mi. Nie pakuj się w kłopoty, jasne?

Podniosłem się w fotela i skierowałem w stronę drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem, głowę wetknąłem jeszcze do środka i wyszczerzyłem się w szerokim uśmiechu.

- Nie powiem nie, ani tak Desss. - zaśmiałem się przedłużając ostatnią literę.

- Szacunku do ojca byś się nauczył! - krzyknął rzucając we mnie ołówkiem, lecz się schowałem i ołówek uderzył w zamknięte już drzwi.

Do końca dnia rozmyślałem nad informacjami zdobytymi przez Danny'ego. Za tydzień miał nam powiedzieć coś więcej. Czekałem z niecierpliwością. Każde informacja o młodym Tomlinsonie była ciekawa, a mnie ta ciekawość aż zżerała od środka.

><><><><><><><><><><><><><><><><><><

<><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro