Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziś z samego rana odwiedziła mnie Kate i Josh. Byli już spakowani i przyjechali się pożegnać. Nie lubię pożegnań. Na pewno będę tęsknił za tą dwójką.

- Więc to już? - zapytałem z uśmiechem. - Opuszczasz rodzinne gniazdko i wylatujesz w świat.

- Prędzej opuszczam żelazną klatkę. - zaśmiała się. 

- Racja. - pokiwałem głową. - Pamiętaj, aby do mnie pisać! - zastrzegłem. - Inaczej  i tak was znajdę.

- Spokojnie Lou, Kate jest w dobrych rękach. - zaśmiał się chłopak obejmując dziewczynę.

- Skoro tak mówisz, wierzę ci na słowo. - powiedziałem. - A teraz nie odejdziecie bez mocnego niedźwiadka.

Najpierw pożegnałem się z Joshem. Poklepałem go po bratersku w plecy, niemalże miażdżąc go w tym uścisku.

- A teraz moja księżniczka. - zaśmiałem się. - Chodź mała.

Wyściskałem ją i po chwili ruszyła w stronę samochodu, gdzie chłopak zdążył już usiąść za kierownicą.

- Powodzenia! - zawołałem.

Josh zatrąbił klaksonem i odjechali. Tak bardzo się cieszyłem. Ogromny banan nie schodził mi z twarzy. Stałem na chodniku i obserwowałem odjeżdżający samochód dopóki nie straciłem go z oczu. Potem wróciłem do siebie. Miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia.



Palce u rąk strasznie mi się pociły. Cały byłem zestresowany. Za pół godziny powinien wrócić z pracy mój ojciec. Chciałem z nim porozmawiać. Powiedzieć o collegu. O swoich planach na przyszłość. Najgorsza będzie jego reakcja. Tego boję się najbardziej.

Siedziałem w salonie i czekałem. Czas szybko mijał. Usłyszałem otwierane drzwi. Wszedł do mieszkania. Odwiesił swoją kurtkę i przyszedł do salonu. Spojrzał na mnie marszcząc czoło. Na twarzy pojawiło mu się kilka zmarszczek. Podniosłem się z kanapy i stanąłem przy stoliku do kawy.

- Czegoś chcesz? - zapytał siadając na kanapie.

- Chodzi o szkołę... - zacząłem niepewnie zaciskając dłoń w pięść. Nie mogłem teraz spanikować. Próbowałem mu powiedzieć od kilku dni, ale zawsze opuszczała mnie odwaga.

- Co z nią? Już ją skończyłeś. - odparł. - Powinieneś wysłać swoje podanie do uczelni. Obiecałeś, że się tym zajmiesz.

- O to właśnie chodzi. Już złożyłem dokumenty, ale do tego collegu... - wydusiłem to z siebie.

Zapanowała długa cisza. Atmosfera była tak gęsta, że można by było kroić ją nożem. Na dłuższą chwilę wstrzymałem oddech.

- Louis... - zaczął uśmiechając się i od razu miałem złe przeczucia. - Myślałeś w ogóle o Kate? Jak ty sobie to wyobrażasz?

- Kate wyjechała. - powiedziałem.

- Obiło mi się to o uszy. To tylko kwestia czasu. Powinieneś jakoś zareagować, coś zrobić... - mruknął.

- Zrobiłem, pozwoliłem jej odjechać z kimś kogo kocha. - powiedziałem.

Ojciec wstał z kanapy. Zrobiłem dwa kroki do tyłu. Uśmieszek z jego twarzy ani na chwilę nie schodził. Zawsze jego twarz wykrzywiała się w niesymetrycznym uśmiechu gdy go coś denerwowało.

- Miłość... wy młodzi jeszcze wiele nie wiecie o tym świecie. - prychnął. - Nie wiem jak to zrobisz, ale masz wejść do rodziny Collins. Nie obchodzi mnie to czy ci się to podoba, czy nie.

- Nie zrobię tego. - powiedziałem, nerwowo zagryzając wargę.

- Nie poznaję cię Louis... - mruknął zniesmaczony.

Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Przestał się uśmiechać. Spojrzeniem przewiercał mnie na wylot. Czułem, że zaczynam tracić tę resztkę odwagi jaką w sobie zebrałem by się mu sprzeciwić. Strachu nie da się wyeliminować. Nie da się go pozbyć, w szczególności kiedy towarzyszy ci od dziecka. Nie kontrolujesz tego.

Zanim Kate odjechała, obiecałem jej, że ja też podejmę ważną dla mnie decyzję. Obiecałem jej, że dziś powiem ojcu o uczelni. Miałem posłużyć się argumentem wyjazdu Kate. Liczyłem, że wtedy odpuści i pozwoli mi wybrać colleg jaki ja chce, a nie on. Było niestety przeciwnie.

- Co z tobą jest nie tak?! - mruknął przybliżając się bliżej.

Cofnąłem się o kilka kroków do tyłu. Więcej nie miałem jak się cofnąć. Moje plecy napotkały ścianę.

- Między mną i Kate nigdy nic nie było...

Poczułem pierwsze uderzenie skierowane w twarz. Skrzywiłem się nieco, czując pieczenie na policzku. Zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy. Czekałem na kolejne ciosy, ale nie następowały.

- Czy ty siebie w ogóle, kurwa, słyszysz?! - warknął. - To wszystko było udawane?!

- J-ja... tak. Lubię Kate, ale nie w tym znaczeniu. - powiedziałem cicho.

Bałem się oddychać, jakby najmniejszy szmer miał zburzyć jako taki spokój. Nie miałem odwagi spojrzeć mu w twarz. Za bardzo się bałem ujrzeć jego wściekłe spojrzenie.

- A może jesteś jebanym pedałem?! - warknął mi nad uchem a ja zadrżałem.

Nie odezwałem się nic. Milczałem.

- Odpowiedź! - krzyknął, lecz i tym razem nic nie powiedziałem. Stałem cały sparaliżowany strachem. I to wystarczyło. - Nie wierzę! Kurwa, nie wierzę... I to jeszcze pod moim dachem!

Czułem spływające łzy po moich policzkach. Nie było sensu zaprzeczać. To wszystko było prawdą. Prędzej czy później i tak by się dowiedział. Przynajmniej zostawi Kate w spokoju. Teraz jego plany strasznie się pokrzyżowały.

- Louis spójrz na mnie! - rozkazał.

Gdy nie wykonałem jego polecenia, złapał ręką mój podbródek ściskając mocno i siłą uniósł mi głowę. Wpatrywałem się w jego rozwścieczoną twarz, która była czerwona od złości.

- Powiedz, że to nieprawda! - zażądał.

Pokręciłem głową i ponownie spuściłem spojrzenie na podłogę. Bałem się i to bardzo. Nie wiedziałem co zrobi, co jeszcze powie.

Puścił mnie i zaczął chodzić po salonie. Krążył między kanapą a stolikiem. Mamrotał coś pod nosem o hańbie i pośmiewisku. Jego usta opuściło dużo niecenzuralnych słów.

- Wyleczę cię z tego synu. - powiedział ponownie kierując się w moją stronę. Jego głos był spokojny. - Jesteś moim jedynym dzieckiem. Pomogę ci Louis, to nie twoja wina. To choroba...

Zanim zdążyłem rozeznać się w sytuacji, oberwałem mocno w twarz. Zatoczyłem się do tyłu, uderzając głową w ścianę. Był to silny cios.  Na chwilę mnie przyćmiło. Zrobiło się ciemno przed oczami. Czułem, że gdzieś zostaję zaciągany. Kręciło mi się w głowie. Uchyliłem powieki i widziałem schody, po których schodziliśmy. Co się dzieje? Dlaczego jest tu tak ciemno i zimno? Co chce ze mną zrobić?

- Tato?


><><><><><><><><><><><><><><

Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki!

<><><><><><><><><><><><><><>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro