{Październik part 2}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Już z Kubą odliczamy dni do porodu. Ginekolog przypisał termin na początek listopada, więc już naprawdę niedługo. Płyta moja i Zuzy jest hitem! W preorderze wysprzedałyśmy na złotą płytę, a trzy dni temu się skończył i idziemy po platynę!

19 października, godzina 5:02, Warszawa

Budzę się i przecieram ręką oczy. Na zegarku dostrzegam wczesny ranek, więc patrzę na spokojną twarz mojego chłopaka pogrążoną we śnie. Stwierdzając, że już nie ma sensu dalej spać bezszelestnie wstaję z łóżka i opuszczam sypialnię.

Schodzę po schodach i idę do kuchni. Do pomieszczenia wpadają promienie rażącego księżyca, więc nie widzę potrzeby zapalania światła. Podchodzę do okna i lustruję mroczne miasto skąpane w mroku i gęstych oparach mgły.

Tegoroczny październik jest bardzo chłodny i mokry, praktycznie codziennie pada. Tak samo było tej nocy, kiedy kładłam się spać to lało, kiedy się obudziłam dalej leje. Lubię deszcz, ale bez przesady.

Stoję kilka minut wpatrując się w szybę, po czym zostaję mocno opatulona ramionami i ostrym zapachem żelu pod prysznic, którego używa Kuba. Natychmiast odwracam się w jego stronę, a on składa pocałunek na moich ustach.

- Czemu nie śpisz, Roksi? Jest wcześnie - mówi zaspanym głosem, jednocześnie szeroko się uśmiechając.

- Nie mogę, denerwuję się tym porodem - mówię, uświadamiając sobie, że właśnie ta sprawa nie daje mi spać od kilku tygodni.

- Roksi, nieważne co się stanie, jestem przy tobie. Kocham cię i obiecuję, że przejdziemy przez to razem. Rozmawiałem z Adrianem i powiem ci, że chłopak jest mega miły. On też w ciebie wierzy i zastanawiałem się, czemu od siebie odeszliście - przekrzywia głowę w bok skanując mnie wzrokiem.

- Nie mówmy o tym teraz. Właśnie, muszę cię o coś zapytać. Bardzo chciałabym, aby maluch przyjął chrzest. Zgodzisz się? - patrzę w jego zielone oczy, które w świetle księżyca jeszcze bardziej mnie hipnotyzują.

- Jeśli tylko tego chcesz - uśmiecha się i ponownie całuje moje usta.

- Bardzo - opieram swoje czoło o jego i słyszę jego nieunormowany oddech.

- Idę się jeszcze położyć, a ty idziesz ze mną - uśmiecha się łapiąc moje dłonie i przyciągając je do siebie.

- Nie chce mi się, dawaj obudzimy Krzycha i idziemy na miasto - marudzę patrząc na chłopaka maślanymi oczami. - Proszę, zjemy jakieś lody, pójdziemy do studia, cokolwiek. Byle nie w domu...

- Dobra, ale ja za wszystko płacę, ja prowadzę auto i ja jestem za ciebie odpowiedzialny. - patrzy mi w oczy, jakby usiłując wyczytać z nich jakiś sprzeciw.

- Drugie okej, trzecie też. Ale o pierwsze to bym się pokłóciła - śmieję się i odchodzę od Kuby. - Idę obudzić Krzysia i trochę się ogarnąć. Zaraz jestem.

Po tych słowach znikam na schodach i wchodzę powoli do pokoju Kondrackiego. Czerwonowłosy śpi rozwalony na swoim łóżku cicho pochrapując. Podchodzę i delikatnie wskakuję na niego, co natychmiast pobudza go do życia.

- Co je... Roksi? - pyta zdezorientowany, jednak w blasku księżyca widzę, że się uśmiecha. - Która godzina? - rozgląda się za telefonem i podnosi go, po czym ponownie opada na poduszkę. - Zwariowałaś? Czemu mnie budzisz o tej godzinie?

- Idziemy z Kubą na miasto i ty idziesz z nami. Ubieraj się i czekamy na dole - mówię, po czym wstaję z niego i wychodzę z sypialni.

Idę do naszego pokoju i z ubraniami kroczę do łazienki. Myję się szybko i związuję włosy. Zakładam na siebie ubrania i schodzę na dół, gdzie widzę Kubę i Krzycha gotowych do wyjścia.

- To co, ruszamy! - śmieję się i chwytam klucze od mieszkania.

*40 minut później...*

Dojechaliśmy do studia, po drodze zajeżdżając do całodobowego na lody. Wysiadamy z auta i wchodzimy do budynku. Jest trochę po szóstej, więc budynek już budzi się do życia. Mija nas kilkoro pracowników, każdy kulturalnie się z nami wita.

- Chodźcie, muszę wam pokazać nowy bit, który dostałam od Zuzki! - uśmiecham się do chłopaków i z biura Quebo zabieram swojego laptopa.

Idziemy w kierunku studia nagraniowego. Wchodzimy do środka i siadamy na czarnych biurowych fotelach. Odpalam urządzenie i wchodzę w plik.

*4 minuty później...*

- Super! Masz już jakiś pomysł na tekst? - pyta mnie Kuba, gdy melodia dobiega końca.

- Tak, typowa bragga. Taniec, hajs, ogólne przechwalanie się - wyczekuję reakcji chłopaków.

- Mówisz poważnie? - zacina się Krzysiek, patrząc to na mnie, to na zszokowanego Quebo.

- Nie, oszalałeś? To nie w moim stylu - śmieję się i całuję usta Kuby, a do Krzycha się przytulam.

- To co teraz robimy? - pyta Krzysiek, gdy siadam na swoje krzesło.

- Ja jadę do klubu załatwić wszystko na koncert dzisiaj wieczorem. Możecie jechać ze mną! - mówi Kuba, a ja i Krzysiek mu przytakujemy.

Wychodzimy ze studia, po drodze zajeżdżając do domu po takie rzeczy jak przepustki na koncert i rozpiski piosenek od Adama.

19 października, godzina 21:32, Warszawa

- Zróbcie hałas dla tego wariataaa! - Krzychu wybiega na scenę i krzyczy, a razem z nim cała publika zgromadzona w klubie "Discord" (nazwa wymyślona).

Razem z nim wbiega Quebo, po drodze puszczając mi oczko. Automatycznie się uśmiecham i obserwuję, jak kawałek "Art-B" pobudza wszystkich zgromadzonych.

Bawię się w sekcji dla upoważnionych przed pierwszym rzędem. Skaczę w rytm "Madagaskaru" i po piosence "Tamagotchi" wracam na backstage.

- A teraz, moi drodzy, - mówi Kuba do mikrofonu siadając na brzegu sceny. - zapraszam na scenę jedyną osobę, która ma prawo zaśpiewać ze mną utwór "Candy"! Chodź, Roksana!

Wychodzę na scenę i witam się z publiką. Que zaczyna piosenkę, a potem ja śpiewam swoją zwrotkę z refrenem. Tak jak omawialiśmy to wcześniej, po zakończeniu Kuba całuje mnie na scenie, a ja wracam za kulisy.

Obserwuję, jak po piosence "Wiem" chłopaki schodzą ze sceny. Przytulam ich obu, po czym słyszę głos, dobrze znany mi głos.

- Naprawdę, jestem przyjacielem Quebo!

- Każdy tak mówi, wynocha! - ochroniarz zdecydowanie jest mocno zirytowany.

Natychmiast tam podbiegam i pozwalam Adrianowi dostać się na backstage. Witam się z nim i prowadzę do reszty ekipy.

- Chłopaki, to jest właśnie Adrian, mój były - przedstawiam go reszcie i podchodzę do Kuby, mocno go przytulając. - Ty go zaprosiłeś? - uśmiecham się do chłopaka.

- Nie, powiedziałem mu tylko o koncercie. Więc można powiedzieć, że tak - śmieje się.

- To co, ekipa? Afterek czeka! - woła nas Maciek, więc odsuwam się od Quebo i kieruję się do wyjścia z klubu.

*2 godziny później...*

- Idę się przewietrzyć - mówię do Krzyśka, który siedzi obok mnie i szybkim krokiem opuszczam nocny klub.

Staję przed budynkiem i wdycham świeże powietrze. Znowu oszczędzałam sobie alkoholu, więc byłam w pełni trzeźwa. Jednak chwila słabości. Upadam na podłogę i pozostaje mi tylko krzyknąć

- Ja chyba rodzę!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej!

POOOOLSAAAAT 💕 Jak wam się podoba rozdział? Swoją drogą bardzo dziękuję @Kinderek13 za wsparcie pozytywnymi komentarzami 🖤

Czekajcie na kolejne rozdziały, i dziękuję za 11 tysięcy wyświetleń! 😭 To cudowne uczucie widząc te wyświetlenia!

Ohajo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro