31. Ty, która mnie uwielbiałaś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W swoje dziewiąte urodziny dostała najgorszy prezent— brat przez wypadek podczas występu upadł i zapadł w śpiączkę. Jako dziecko, tego nie rozumiała. Nie rozumiała słowa "śpiączka". Dla niej wyglądał, jakby spał. Myślała, że w końcu wstanie i zacznie się z nią bawić. Pragnęła tego. Tylko on był światłem w jej życiu. Chciała być jak on. Szła jego śladami przez całe życie. Żyła w jego cieniu, ale jej to nie przeszkadzało. Był wspaniały, to dlaczego miałoby ją to drażnić? Dopiero kiedy dni mijały zrozumiała, że może nie wrócić. Że zasnął snem wiecznym. Mimo że jego serce biło, oddychał, mógł nigdy więcej nie otworzyć oczu. Pogodziła się z tą myślą. Wspomnienia związane z bratem zaczęły się zacierać. A teraz... Miały powrócić na nowo. Tylko, że Thomas był inny, nowy... Ale kochała go. Dawne uczucie, dawny podziw powrócił. I... Stała się egoistką, bo pragnęła go zachować tylko dla siebie. Chciała go zamknąć i nikomu nie mówić, że żyje. Że w śpiące tkwi drugi z bliźniąt. Czy mogła tak postąpić? 

Całe życie Olivii wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Rzeczy, które były dla niej pewnikiem zaledwie kilka tygodni temu, legły w gruzach. Brat, którego kochała mógł nie być jej bratem. Mogli w ogóle nie być spokrewnieni. Więzy krwi mogły nigdy nie istnieć. W końcu, mieli tylko tą samą matkę, której on tak nienawidził. Która go uderzyła. Która poniżała Olivię. Przestał myśleć o niej, jak o matce. A co z ojcem? Mieli tego samego? A może nim jest Thomas— opiekun Jamesa? Bóg, którego tak wielbili jej rodzice, okazał się osobą urodzoną w złym ciele. Miotał się między chęcią życia w szczęściu a bycie normalnym dla społeczeństwa. Kiedyś pomyślałaby, że większe, publiczne dobro jest ważniejsze od szczęścia jednostki, ale nie teraz. Nie po poznaniu historii najbliższej jej osoby. Jak mógł przez tyle lat być nieszczęśliwym, bo rodzice tego wymagali? Jak oni mogli mu nie pomóc? Jak mogli ignorować ten problem i jeszcze później go poniżać? Jak matka mogła go uderzyć? Jak mogła nie zaakceptować własnego dziecka? 

Jak ona sama mogła nie zauważyć "wymiany" między bliźniakami? 

Była na siebie wściekła. Jak mogła się tego nie domyślić? Była aż tak płytka— patrzyła tylko na wygląd? To bliźniaki, ale James musiał się choć trochę inaczej zachowywać od Thomasa. Mógł popełnić jakąś pomyłkę. Musiał! Nie mógł poznać całego życia swojego brata w kilka tygodni. To niemożliwe. Ona mieszkając z nim przez lata, go nie poznała tak dobrze. Jak on to zrobił? Dlaczego ona tego nie zauważyła? Mogła coś zrobić mimo tego, że była dzieckiem. Mogła na przykład, zobaczyć, jak matka uderzyła Thomasa. Mogłaby wtedy zadzwonić na policję. Pomogłaby. Wspierałaby go najlepiej, jak umiałaby. Może wtedy potoczyłoby się wszystko inaczej? Może byłoby lepiej? Może... 

— Olivio! — krzyknęła Rosie wskakując na łóżko i potrząsając ją za ramię.— Olivio! Chodź! 

Dziewczynka otworzyła oczy. Musiała na chwilkę przysnąć czytając książkę. Nawet nie zdjęła okularów. 

— O co chodzi...? — zapytała zaspanym głosem. 

— Obudziłam cię, bo dochodzi dziewiętnasta, a ty ciągle śpisz i byś nie spała w nocy — wyjaśniła. 

— Już jest dziewiętnasta? — zdziwiła się. Kiedy zaczęła czytać było po czternastej. Musiała być wykończona. 

Usiadła na łóżku przecierając oczy. Wsadziła zakładkę do książki i odłożyła ją na nocny stolik. 

— A no — przytaknęła. — Kiedy człowiek śpi, tak jest. Czas szybko mija, co? 

Olivia uśmiechnęła się. 

— Troszkę. 

— Jeśli jesteś głodna właśnie przyszedł do nas Warren z hamburgerami. Nie wiem, czy nadal jesz mięso... 

— Dlaczego miałabym nie jeść? — zdziwiła się. 

— Nie wiem. Może zamieniłaś się w wegankę? 

Dziewczynka potrząsnęła głową wstając. 

— Nie. Za bardzo kocham mięso. 

Rozpuściła włosy i przeczesała je palcami, gdy szła do salonu. Wciąż była zaspana. Miała ochotę złapać Rosie za rękę i pociągnąć ją dalej do łóżka, ale nie spałaby w nocy. To dosyć dziecinne, ale... Wciąż bała się ciemności. Bała się tego, co w niej się kryło. Dlatego wolała nie ryzykować. 

Przed telewizorem siedział Dave i Warren i... Policzki Olivii zrobiły się czerwone. Chłopcy pochylali się do siebie i się całowali. Pierwszy raz widziała, jak jedna płeć to robiła... Widywała cmokających się chłopców z dziewczynami, ale nigdy nie samych chłopców. Wydawało jej się to niestosowne, ale było to kiedyś. Patrząc na nich dostrzegła miłość. Była tak silna, jak te uczucie, którym Dave darzył Jamesa? Nie mogła się na nich nie patrzeć. Nie rozumiała dlaczego. Robili to, co tysiące osób zapewne robiło w tamtej chwili. Ale... Kiedyś, jak dostrzegła Warrena pierwszy raz pomyślała, że mogłaby się w nim zakochać. Podobał się jej. Czasem myślała, że też się jemu podoba. Że z nią flirtuje. A teraz całował chłopaka. Cóż za poniżenie... 

— Chłopcy! — krzyknęła Rosie klaskając. — Proszę przestać mi się tu oblizywać. Sypialnia jest wolna. Jeśli chcecie to tam.  

Oderwali się od siebie, ale nie odsunęli. Warren dotknął delikatnie swoich warg. Miał zaróżowione policzki. A Dave... Wyglądał, jak Dave. Spiorunował Rosie wzrokiem. 

— Odwal się— warknął. 

Rosie uśmiechnęła się. 

— Idź się zabij. 

To nie na serio, pomyślała Olivia. To dziwny rodzaj ich zabawy. 

Dziewczyna wskoczyła na kanapę, tuż za plecami chłopców. 

— Chodź, siostrzyczko — zaprosiła ją. 

— O Chryste — zachichotał Warren. 

Dziewczynka zajęła miejsce tuż obok Rosie.

— Co się stało? — zapytała starsza dziewczyna. 

— Zobacz na Olivię — zaśmiał się brunet. 

Rosie spojrzała na Olivię, ale ta od razu spuściła wzrok.  

— I? 

— Jest czerwona, jak burak! — zawołał. 

Dziewczynka sięgnęła po torbę z fast food'a i wyjęła dla siebie hamburgera i shake'a waniliowego. Bezgłośnie zapytała Dave'a czy może. Zgodził się. Chciała czymś się zająć, żeby zagłuszyć rozmowę przyjaciół. 

— Bo ją zawstydziliście, debile! Nie całować mi się na jej oczach, debile jedne! 

— A co? — Dave obrócił się do niej. — Zazdrościsz? 

— Ja? — Pochyliła się do niego. Na ustach miała chytry uśmiech. — Przypomnieć ci, kto mnie tak bardzo pragnął, że jak pierwszy raz mnie zobaczył, to mnie pocałował?  

Olivia parsknęła śmiechem prawie wypluwając z ust hamburgera. Warren zaśmiał się. 

Przyjaciele wziąć się sprzeczali przez całą kolację. Kopali się, klepali. Dziewczynka usiadła przy Warrenie i przyglądała im się. Nie mogła sobie wyobrazić Dave'a bez Rosie, a Rosie bez Dave'a. Dopełniali siebie. Z jednej strony, cieszyła się, że wypadek ich połączył, ale z drugiej strony, chłopak stracił ukochanego... Może na zawsze. 

Ich śmiech przerwał nagły dzwonek do drzwi. Spojrzeli po sobie. 

— Zapraszałeś kogoś? — zapytała Rosie Dave'a wstając i podchodząc do drzwi. 

— Nie. 

Dziewczyna otworzyła drzwi. W progu stało dwóch mężczyzn w mundurach. Policjanci. 

— Dobry wieczór — przywitał się jeden z nich. 

— Dobry — odpowiedziała zszokowana Rosie. 

— Czy pani jest Rosalie Testvér?— zapytał drugi, niższy od poprzedniego. 

— Tak. To ja. O co chodzi? — Stanęła zaplatając dłonie na piersiach. 

Z ciemności korytarza wybiegła matka Olivii i krzyknęła: 

— Tak! To ona zabrała mi dziecko! To ona je uprowadziła! Olivia! Tam siedzi Olivia! Moje dziecko! 

Policjanci spojrzeli po sobie, a następnie na dziewczynkę i na coś w notatniku. Wyższy z nich wyjął kajdanki i powiedział: 

— Zostaje pani aresztowana pod zarzutem porwania Olivii Kiry Chamberlain. Ma pani prawo zachować milczenie.  

Matka wyłoniła się z mroku... Jej dwa największe koszmary w jednej chwili... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro