7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sierpień rok 1991

Minął już miesiąc od sytuacji z wężomową. Mirum okazał się nie mieć właściciela, a więc to ja nim zostałam. Tak, nazwałam go Mirum. Pasuje do niego. Swoją drogą zaprzyjaźniłam się z nim. Jest bardzo opiekuńczy i nie odstaje ode mnie nawet na chwilę, co jest niesamowicie urocze. Czasem jednak ten diabelnie opiekuńczy wąż irytuje. Nawet do toalety mnie samej nie puszcza!

Loki nie był zbytnio zdziwiony gdy dowiedział się, iż ślubu nie będzie, choć widziałam to w jego oczach, że chciałby by ślub się jednak odbył. Czyżby uważał, że my z Jack'iem do siebie pasujemy? A może po prostu chciał udzielić komuś ślubu? W końcu każdy ma jakieś fetysze..

W każdym razie Black mimo, że się uśmiechnął gdy się dowiedział o moim żarcie, to powiedział, że muszę jeszcze popracować nad spójnością i ideą żartów. Trochę zrobiło mi się smutno, że nikt się nie zaśmiał z żartu, i że Black mnie tak znieważył, ale muszę się przyznać, że w duchu przyznałam mu rację. Moje żarty są dosyć tandetne...

Z kolei sam Black okazał się bardzo elokwentny i niekiedy elegancki. Wiedział jak się zachować w każdej sytuacji. Jeśli trzeba umiał również być poważny, ale większość czasu był jednak skory do zabawy i żartów. Ale zaś jeśli chodzi o zasady... Cóż. Można by powiedzieć, że miał je kompletnie w dupie.

***

Szłam właśnie na śniadanie z Mirum, kiedy coś sobie uświadomiłam. Dzisiaj są przecież moje jedenaste urodziny! Normalnie spędzam je samotnie, lecz teraz się zapowiadają z moim nowym przyjacielem, Mirum. Lecz to nie o to chodzi! To dzisiaj pewnie zawita do mnie sowa z Hogwartu, a niedługo sam dyrektor zaszczyci mnie swoją obecnością. To dzisiaj nas znajdą. Jak już nie znaleźli...

Już miałam chwycić klamkę od drzwi i wejść do jadalni na codzienne śniadanie, lecz w ostatnim momencie postanowiłam podsłuchać rozmowę chłopaków, którzy ewidentnie się o coś kłócili.

- ..ack! Zmądrzej w końcu! Nie uważasz, że puszczając Alice do Hogwartu narazimy ją na niebezpieczeństwo ze strony tego pieprzonego starucha?? - usłyszałam zaraz po przyłożeniu ucha do drzwi. Co on znowu kombinuje??

- Kurwa, chłopie! Czy ty serio uważasz, że ona zgodzi się na pozostanie w domu?? A tylko mi nie mów, że ją zmusisz do tego! Chcesz żeby cię znienawidziła?? - wysyczał kolejny. Serio Black jest bardziej do mnie przychylny niż człowiek z którym spędziłam większość swojego życia??

- Czy ty nie rozumiesz, że ten dziad może zechcieć grzebać jej w głowie?? - odwarknął Jack.

- Zamknąć się obaj! - ryknęłam otwierając z impetem drzwi.

- Alice... - zaczął zdziwiony blondyn, lecz zdania nie dokończył, bo mu przerwałam.

- Japa! - ryknęłam. Jestem pewna, że z daleka było czuć moje ogromne zdenerwowanie i chłód spowodowany niekontrolowanym wybuchem magii.

Kątem oka widziałam jak skrzaty podające w tym czasie śniadanie się skuliły.

Rozdrażniona swoim niedojrzałym zachowaniem próbowałam się opanować, lecz niestety niezbyt mi to wychodziło.

Przed ponownym zwróceniem wzroku na niesfornego blondyna, który wzdrygnął się i znacznie pobladł spojrzałam jeszcze kątem oka na Black'a. Niezbyt był zdziwiony. Czyżby wiedział o tym, że stałam pod drzwiami?

Odwróciłam się przodem do okna. Wzięłam głęboki wdech i po chwili powoli wypuściłam powietrze z płuc. Zastanowiłam się chwilę nad sytuacją, by po chwili odwrócić się z powrotem do zgromadzonych z lekkim uśmiechem na ustach.

- Usiądźmy. - powiedziałam spokojnie, jednak stanowczo. Po chwili wszyscy we trójkę już siedzieliśmy przy stole, lecz nikt nie odważył się pierwszy zabrać głosu.

W końcu po długich dziesięciu minutach postanowiłam się odezwać.

(No i w tym właśnie momencie usunęła mi się ponad połowa rozdziału, więc fajnie.)

- Jack pojadę do Hogwartu z twoją zgodą, czy bez twojej zgody. - stwierdziłam ze spokojem patrząc się prosto w jego czekoladowe oczy.

- Dlaczego?? Nie rozumiesz, że Dumbledore jest zbyt silny i choć ty również jesteś silna jak na swój wiek, to i tak z nim nie wygrasz?? - spytał prawie krzycząc.

- Uspokój się. Dobrze o tym wiem. Mam plan, zaufaj mi. - powiedziałam z błagalnym spojrzeniem, a gdy zobaczyłam jego sceptyczny wzrok dodałam - Jack, proszę. Uwierz mi. Wszystko będzie dobrze. Dopilnuję by nic złego się nie stało, dobrze?

- Alice ufam ci, lecz to nie zmienia faktu, że się o ciebie boję. Nie będzie mnie tam. Nie będzie miał kto cię tak obronić gdy coś pójdzie nie tak, nie po twojej myśli... - rzekł z widocznym bólem w oczach.

- Będzie ze mną Mirum. On mnie obroni, gdy zajdzie taka potrzeba. A Kira* natychmiastowo przyleci do ciebie z wiadomością, że coś się dzieje złego na tyle szybko, że zdążysz dotrzeć na czas. - zaczęłam tłumaczyć.

- Skąd pewność, że na czas? - zapytał cicho.

- To sprytny i zaufany ptak. Ufam jej. - odparłam z pewnością w głosie, po czym zapadła pełna niepewności cisza.

***

Witam moi kochani bezgłowi towarzysze! Oto i kolejny rozdział tej jakże jebniętej historii małej Alice Potter. Powoli zaczęło wiać nudą, więc.. No więc tak sobie pomyślałam.. Dlaczego by nie zrobić jakiejś pospolitej rodzinnej dramy? No i bam! Zrobiłam.

* - Kira jest orłem Alice. Ma czarną karnację i czarne oczy. W całości czarne. Ma tendencję do zabijania i nienawidzi gdy ktoś kto nie jest Alice ją dotyka. Jest w pełni samodzielna i jej umysł pracuje dokładnie tak samo ja ten człowieka.

To do następnego,
Riddle

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro