Rozdział 6: Wyjaśnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- J-jak się czujesz?

- Dobrze... Choć trochę kręci mi się w głowie - odparł szkielet, zdejmując z głowy gogle.

- Nic dziwnego... To musiało być dziwne - zauważyła Toriel.

- Można tak to ująć... Gdzie reszta?

- Papyrus i Undyne w kuchni... W sumie powinnam tam iść i zobaczyć co robią. Frisk jest w swoim pokoju, Asgore w łazience... A Sans wyszedł chwilę temu. Teraz jak o tym myślę... mam wrażenie, że zachowywał się dziwnie.

- T-tak... Wyszedł chwilę p-po tym, jak dowiedzieliśmy s-się, czyją duszę m-masz ze sobą... - wyjaśniła Alphys. - Wyglądał na... um... n-nie wiem, jak to o-określić...

W tym momencie do domu wszedł Sans. Zamknął za sobą drzwi i poszedł w kierunku swojego pokoju, ani razu nie patrząc w ich stronę.

- Taaaaa... Chyba rozumiem, co masz na myśli - powiedział Impact. - Może powinienem z nim pogadać...

- Jesteś pewien? - spytała Toriel.

- Wypadałoby to wyjaśnić... Plus to częściowo moja sprawa więc... Rozumiecie, nie...?

- Oczywiście... 

*

Impact wstał i skierował się do pokoju Sans'a. Zapukał do jego drzwi.

- Sans? - zapytał. - Czy ja... mogę wejść?

- Bez różnicy...

Szkielet wszedł do jego pokoju. Sans siedział na łóżku. Wyglądał, jakby był martwy w środku (ta, czasem też tak mam).

- Uh...

- Spoko, to nie twoja wina. Po prostu... nie wiedziałem co o tym myśleć. Tyle.

- Sans, proszę... - Impact usiadł obok niego. - Alphys i Toriel mówiły, że jak tylko dowiedziałeś się, kto to, wyszedłeś i nie było cię przez dłuższy czas... Czy ty... znałeś go?

- . . . 

- Proszę... Wiem, że jestem nachalny... ale chyba powinienem wiedzieć.

- Ech... - Sans westchnął. - No trochę racji masz. Ja nie mogę... pod tym względem jesteś zupełnie jak Papyrus.

- To znaczy? - Impact przechylił lekko głowę w bok.

- Nie ustąpisz, dopóki nie osiągniesz, czego chcesz. Jak wtedy, kiedy jeszcze w Podziemiu Paps chciał zostać częścią Królewskiej Straży... Całą noc sterczał pod drzwiami Undyne.

- ŁAŁ. To się nazywa poświęcenie.

- Tak... Ale zaczęła go szkolić, przynajmniej w teorii... Więc dostał, czego chciał, bo nie chciał za nic w świecie ustąpić. A z tobą... Nieważne jak długo bym unikał tego tematu, prędzej czy później albo ja bym ci powiedział, albo dowiedziałbyś się w inny sposób.

- Więc... Jaka jest prawda?

- Tak, wiem kto to Gaster. Ja i Papyrus jesteśmy jego dziećmi.

- Zaraz... TO WASZ OJCIEC?!? - Impact aż krzyknął.

- Tak... nawet mamy po nim nazwisko, którego w sumie i tak nie używamy... Przez długi czas mieliśmy tylko jego... - Sans zamyślił się. - Nasza matka zmarła niedługo po tym, jak mój brat przyszedł na świat... cały obowiązek wychowania nas spadł więc na niego. Pomagałem mu jak tylko mogłem, ale... miałem kilka lat, więc nie byłem w stanie zrobić wielu rzeczy. A potem...

- ...miał miejsce ten wypadek w Rdzeniu. I potem... zostaliście sami? Przykro mi...

- Ech, to nic... Jakoś dawaliśmy radę... Choć było ciężko. Ja miałem wtedy 12 lat, a Papyrus 6. Musiałem dbać o to, żebyśmy mieli co jeść i jakoś żyć. Na szczęście wiele innych potworów mi pomagało... Na przykład Grillby czasem dawał nam darmowe jedzenie. A potem przez jakiś czas pracowałem w laboratorium. Później zacząłem pracę jako strażnik w Snowdin... I tak zleciały te wszystkie lata. To było 12 lat temu...

12 lat... ciekawe ile lat miałem wtedy... Wiedziałbym przynajmniej, ile mam teraz.

- Czyli... Teraz po tych wszystkich latach pojawiam się ja i okazuje się, że mam ze sobą jego duszę, a moja własna jest jakąś anomalią... Nic dziwnego, że nie wiesz co o tym myśleć - powiedział Impact po długiej przerwie. - Ale chcę ci coś obiecać, Sans. Obiecuję, że zrobię wszystko, by wasz ojciec wrócił.

- Impact... Pracowałem nad tym przez wiele lat... I jak widzisz, nie udało mi się, więc... proszę, nie składaj obietnic, których możesz nie dotrzymać.

Impact uśmiechnął się.

- Jeszcze zobaczymy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro