Rozdział 63: Skrzydła nadziei

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Impact słyszał, jak jeden z mechów zbliża się w jego stronę. Nie miał nawet siły wstać... Wiedział zresztą, że i tak nie da rady.

To koniec... Jestem beznadziejny... Mam jedną z najpotężniejszych dusz na świecie... a i tak nie umiem nawet jej użyć, żeby pomóc innym... Nie nadaję się do niczego.

Robot uniósł swoje ramię, by zadać ostateczny cios, i wtedy...

- GRRRRRAH!!! ZJEŻDŻAJ, GNOJU!!!

Usłyszał jakąś eksplozję i dźwięk upadającego metalu. Co do cholery...?!

Otworzył oczy i zobaczył stojącą przed nim sylwetkę. Była to jakaś dziewczyna z brązowymi włosami, w niebiesko-fioletowo-czerwonym stroju, z dużymi, pierzastymi skrzydłami. Trzymała w dłoni niebiesko-fioletową kulę ognia.

W tym momencie odwróciła się w jego stronę.

- Oliwia?! - zdziwił się.

- H-hejka!!! - przywitała się. - Heh... Trochę niezręcznie się zrobiło...

- T-ta... C-co ty...

- Um, poczekaj, okej? Nie ruszaj się - nagle zmieniła kolor płomienia i użyła go na nim. Impact z zaskoczeniem zauważył, że ten nie rani go - wręcz przeciwnie, odnawiał jego zdrowie. - Okej, zrobione...!

- Dzięki... - wstał. - Wracając do tematu... Co ty mu zrobiłaś? - zdziwił się, gdy zobaczył zniszczonego mecha, leżącego w kawałkach na ziemi. Nadal unosiły się z niego płomienie i smugi dymu.

- Oh, to...? - spytała i otworzyła przed nim jakąś holograficzną konsolę. - Zobaczyłam, że masz kłopoty i ruszyłam cię ratować... I użyłam tego - dotknęła jednego z elementów na konsoli, a wtedy jej płomień stał się czarny - by zniszczyć go...

- Rozumiem... Tak przy okazji nigdy nie wspominałaś, że masz moce...

Zarumieniła się.

- Um, c-cóż... nie było okazji...? Uh, może zostawimy to na inny raz? - zmieniła temat. - Reszta zbliża się w naszą stronę.

Impact obejrzał się i zauważył, że trzy inne roboty biegną w ich kierunku. 

- No fakt... Dasz radę zrobić to drugi raz?

Oliwia pokręciła głową.

- Tego płomienia mogę użyć raz na jakiś czas... Nie mogę na okrągło. Tak więc trzeba załatwić to klasycznie - stworzyła w dłoniach dwie kule ognia.

- Jasne... Mamy jakiś plan?

- Um... Improwizacja się liczy jako plan?

- Dla kogoś na pewno...

- Na razie nas stąd zabiorę - nagle dziewczyna złapała go i wzniosła się w powietrze.

- O cię- Mogłaś uprzedzić! 

- Wybacz...! - wylądowała na budynku. - Dobra, mam plan, ale bardzo ogólny... 

- Lepszy taki niż żaden - przyznał Impact. - Na czym polega?

- Zajmujemy się nimi po kolei - jeden z nas odwraca ich uwagę, a drugi używa mocy by ich zniszczyć. Ja nie wiem, czy jestem w stanie zrobić to drugie... Tak więc... um...

- Zaraz... Ja mam to zrobić? Nie nie nie, nie mogę! Nie dam rady!

- Ja na pewno nie...! Ledwie dałam radę z tamtym, nie dam rady tych zniszczyć... Ja wiem, jak to brzmi, ale musisz to zrobić ty...

- Nie... Ja nie mogę... - przykucnął na ziemi. - Może i moja dusza jest srebrna, może i mam w sobie dużo magii... Ale ja nie mogę! Nie jestem w stanie jej użyć, by pomóc komukolwiek... Nie umiem nikomu pomóc...

- Ej, stop! - przerwała mu i nagle go przytuliła.

- Gh... O-Oliwka...!

- Słuchaj mnie uważnie! Ja mogę tak sobie mówić, ale nie ty! Jesteś najbardziej niezwykłym potworem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Dokonałeś rzeczy niemożliwych dla KOGOKOLWIEK, praktycznie złamałeś prawa wszechświata kilka razy! Jeśli jest ktoś, kto zakończy ten chaos w mieście, to jesteś to ty! Wierzę w ciebie, Impact!

S-serio...? Ty... wierzysz we mnie...?

- . . .

- Wiem że dasz radę... Razem damy radę... To jak?

Odsunął się od niej i odetchnął. Od razu poczuł się... inaczej.

- Dobra. Rozwalmy tych sukinsynów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro