IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przerażona przyciskam twarz do szklanych drzwi, za którymi ma zaraz rozegrać się moje piekło. Nie zważając na to, że jestem w miejscu publicznym, zwijam się w kulkę, w kącie, pod ścianą i kwilę cichutko użalając się nad moimi ostatnimi chwilami życia. Obok mnie przykuca Zack. 

-Hej Liv, uspokój się. Wszystko będzie dobrze, chodź, odwiozę Cię do domu.

-Jak ty chcesz mnie odwieźć palancie?! Tam, na zewnątrz wampirzy patrol tylko czeka aż wyjdziemy. Już po nas!- ukrywam twarz w dłoniach. Zdaję sobie sprawę, że musiałam się okropnie rozmazać. Łzami moczę sobie koszulkę. 

-Zaufaj mi Liv! Nic Ci się nie stanie, masz moje słowo.

-Boję się- jęczę- tak bardzo się boję...

-Chodź maleńka- bez najmniejszego problemu bierze mnie na ręce. Gdy z zamiarem przejścia przez próg kina, otwiera drzwi, szarpię się, zapieram rękami i nogami aby tylko nie dostać się na zewnątrz. Z drugiej strony, w kinie też nie jest już bezpiecznie. Wampirzy pracownicy kina zaraz będą je zamykać. W końcu braknie mi siły by dalej się szarpać i Zack wynosi mnie na zewnątrz. Od razu wczepiam się mocniej w jego ciało. Droga od drzwi do samochodu jest najdłuższą chwilą w moim życiu. 

Gdy od parkingu dzielą nas już tylko metry, zza rogu wychodzą dwa wampiry patrolujące okolicę. Jakieś 10 metrów od nas! Z mojego gardła wyrywa się dławiący szloch. A Zack staje w miejscu. W ogóle się nie boi!  Mierzy się wzrokiem z dwójką nowo przybyłych. Jak gdyby nigdy nic uśmiecha się do nich znacząco, a tamci jak na komendę salutują. Obserwując tą niezwykłą scenkę, uświadamiam sobie coś i  złość bierze górę nad strachem.  Jak oparzona wyrywam mu  się i odskakuję w bok. 

-Ty! Jesteś jednym z nich!- krzyczę dławiąc się łzami, lecz mój głos brzmi donośnie. 

-Liv, pozwól mi wytłumaczyć...

-Nie! Jesteś okrutnym potworem, jak oni wszyscy- wskazałam ręką na dwójkę oszołomionych moim nagłym wybuchem wampirów. Podchodzi do mnie i ujmuje moją dłoń- Nie dotykaj mnie!- wyrywam ją szybko. 

-Cholera, Liv to nie tak miało być. 

-Jak mogłeś mnie tak perfidnie okłamywać?! Rozkochałeś mnie w sobie, żeby potem zabić prawda?! Więc zrób to teraz! I tak nie mam szans na przeżycie!- warczę rozeźlona. Jednym sugestywnym spojrzeniem daje do zrozumienia tamtej dwójce, że powinni zostawić nas samych. I tak też robią, odchodzą.  

-Nie chcę Ci zrobić krzywdy! Chodź odwiozę Cię i w spokoju porozmawiamy.

-Nie! Nigdzie z Tobą nie jadę!- wrzeszczę jak idiotka i zaczynam biec przed siebie. Nie wiem gdzie zmierzam, ale chcę biec jak najdalej od niego. Po kilku minutach staję w miejscu całkowicie wycieńczona. No, nie ma się kondycji. Podnoszę głowę. Wszędzie gdzie nie spojrzę, widzę patrol. Wszyscy patrzą na mnie wygłodniałym wzrokiem. Więc tak przyszło mi skończyć. Kilkoro wampirów zbliża się w moją stronę. Chmara wampirów otoczyła mnie. Serce zaraz wyskoczy mi z piersi, gdy nagle czuję czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwracam się.

-Zack- nie jestem w stanie zdobyć się na nic innego jak cichy szept. Gdybym miała jeszcze czym płakać,  na pewno rozpłakałabym się. Zaborczo obejmuje mnie ramieniem. 

-Ona jest moja- mówi to z takim stoickim spokojem, że ciarki przechodzą mi po plecach. Ale wzrok ma lodowaty. Wszyscy zebrani pod jego chłodnym spojrzeniem chylą głowy i odchodzą w pośpiechu. Nagle robi się całkiem pusto. Odwraca mnie do siebie przodem, ujmuje moją twarz w zimne dłonie i patrzy mi prosto w oczy. Moje serce bije jak oszalałe, a ja sama trzęsę się ze strachu.

-Boisz się- stwierdza. 

-To chyba oczywiste- szepczę smutno. 

-Nie bój się maleńka. Ze mną nic Ci nie grozi- składa na moich ustach delikatny, krótki pocałunek i uśmiecha się do mnie przyjaźnie- To co? Dasz mi się odwieźć do domu?- kiwam potwierdzająco głową. 

Nie mam siły iść. Zack bierze mnie na ręce, a ja bez protestów daję się nieść do samochodu. Delikatnie sadza mnie na siedzeniu, po czym zajmuje miejsce kierowcy. 

Cała droga mija nam w milczeniu. Gdy zatrzymuje się pod moim blokiem patrzy na mnie smutno. 

-Nie chciałem byś tak się dowiedziała, chciałem Ci powiedzieć... Ale okazałaś się być sprytniejsza i sama doszłaś prawdy- uśmiecha się do mnie smutno. Nic nie odpowiadam. Gdy wysiadam z samochodu nie spuszcza ze mnie wzroku. 

-Kocham cię Liv- wydobywa się z jego gardła- i wiem, że ty czujesz to samo. Czy to kim jestem, zmienia coś? 

-Bardzo dużo Zack- odzywam się po raz pierwszy od jakiejś pół godziny- Nie mogę kochać potwora.

Trzaskam drzwiami drogiego auta, po czym wchodzę na klatkę, by po chwili znaleźć się w mieszkaniu. Mia już śpi. Mama rzuca mi się na ramiona, pewna że już zginęłam, lub mnie zabrali. Jej płacz budzi Mię, która też do mnie podbiega. Wymyślam na poczekaniu jakieś kłamstwo, by się nie martwiły i wymiguję się chęcią pójścia spać. 

Dopiero gdy jestem sama,  w moim łóżku wszystkie zapory puszczają i płaczę długo i nieprzerwanie, nim uda mi się zasnąć. 

~.~

Wybaczcie, że tak długo nic nie było. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i liczę na komentarze i gwiazdki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro