37. Ty coś wiesz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry

*****

Trzasnąłem drzwiami jak tylko znalazłem się w swoim pokoju. Miałem dość dzisiejszego dnia. Nie potrafiłem zrozumieć zachowania Louisa. Gdybym tylko wiedział, jak skończy się to całe pomaganie w sprzątaniu, nigdy bym się nie zgodził. Byłem zdezorientowany i nie wiedziałem, co powinienem zrobić.  Nie mogłem jedynie pojąć tego, że Louis wyśmiewał się ze mnie i Matthew, kiedy on sam był taki sam. Co dziwniejsze nigdy nie przeszkadzało mu to, że Liam i Zayn byli razem. Dlaczego ich tolerował, a mojego związku z Grandem już nie?

Przez dłuższą chwilę kręciłem się po pokoju. Próbowałem zebrać myśli. Zacząłem się nawet zastanawiać, co musi czuć w tej chwili Lou. Wstyd? Nienawiść?

Westchnąłem poirytowany i przetarłem twarz dłońmi. Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że było trochę po dwudziestej pierwszej. Powinienem wziąć prysznic i przyszykować się do spania. To nie były moje problemy. To nie była nawet moja sprawa. To życie Louisa i sam powinien o nim decydować.

Dręczony setkami myśli, które przychodziły mi do głowy, zdecydowałem się pójść z kimś porozmawiać. I tą osobą nie był Louis. Wyszedłem ze swojego pokoju i zszedłem po schodach. Zayn w dalszym ciągu był w salonie. Pisał na klawiaturze jedną ręką irytując się, gdy popełniał błędy.

- Zayn? - zapytałem ostrożnie, nie chcąc przeszkadzać.

Podniósł swoje spojrzenie i lekko się uśmiechnął na mój widok. Westchnął, opierając się o oparcie kanapy, ściągając okulary z nosa.

- Nienawidzę tej części roboty - przyznał, przecierając swoje oczy sprawną ręką. - Co tam, Hazz?

- Chciałem porozmawiać - powiedziałem, podchodząc bliżej.

Zayn poklepał tylko wolne miejsce obok siebie. Opadłem obok niego i przez chwilę próbowałem zebrać myśli. Mężczyzna cierpliwie czekał i wcale mnie nie pośpieszał. Było mi głupio o tym rozmawiać.  Nie była to moja sprawa, ale musiałem się komuś zwierzyć.

- Chodzi o Louisa - wypaliłem od razu.

- Och - westchnął. - Znów się pokłóciliście? Co tym razem zrobił?

- Wiedziałeś, że jest gejem? - powiedziałem, nie siląc się na dłuższe podchody. Chciałem jak najszybciej zakończyć tę sprawę. - Znaczy no wiesz... Zauważyłeś, że interesuje się chłopcami?

- Powiedział ci? - zapytał poważnie, pochylając się do przodu i przybierając zadumaną minę.

- Tak, to znaczy... nie miał wyboru. Dowiedziałem się przypadkiem... - spuściłem wzrok, wbijając go w swoje kolana. Naprawdę nie chciałem opowiadać ojcu o tym, co znalazłem pod łóżkiem brata. To było strasznie krępujące.

- Czego dokładnie się dowiedziałeś? Chodziło tylko o orientację?

- Czyli wiesz - wywnioskowałem z tego, jaki spokojny był. Nie wyglądał na zaskoczonego tymi nowinami.

Czy naprawdę wszyscy wiedzieli z wyjątkiem mnie, jego brata? Louis musiał się dobrze ukrywać, albo to ze mną coś było nie tak.

- Mówił coś więcej? To o to się pokłóciliście? - zapytał, spoglądając na mnie uważnie.

- W pewnym sensie - odparłem. - Nic więcej nie powiedział, gdyż wyrzucił mnie z pokoju, jak tylko znalazłem pod jego łóżkiem dildo.

- No cóż... - Zayn podrapał się niezręcznie po karku. - To musiało być dla niego wstydliwe. Nie powinieneś się z niego śmiać, a tym bardziej kłócić z tego powodu.

- Nie śmiałem się - odparłem na swoją obronę. - Wytknąłem mu tylko jego zachowanie względem mnie i Matthew. Ciągle  nam dokuczał, a sam był gejem i w dodatku to ukrywał. Zdenerwował mnie. Czemu robi z tego wielką tajemnicę?

- Harry...

Poruszył się nerwowo, rozglądając się po pomieszczeniu. Byliśmy tu tylko my. Szczerze wątpiłem, aby Louis opuścił swoją norę. Pewnie nadal znajdował się w swoim pokoju. I bardzo dobrze. Nie chciałem go teraz widzieć.

- Przecież nie powinien się tego wstydzić, a szczególnie mieszkając w tym domu. Nikt tu nie będzie się z niego nabijał ani robił awantur z tego powodu, więc dlaczego?

- To trochę inaczej wygląda - powiedział cicho. - Może po prostu miał jakiś powód?

- Ciekawe jaki - prychnąłem. - Po prostu zachowuje się jak niedojrzały bachor.

- Harry! - zawołał Zayn, posyłając mi karcące spojrzenie. - Nie masz prawa go osądzać, nie znając przyczyny.

Zmarszczyłem brwi na jego słowa. Zayn był niesprawiedliwy. Dlaczego ciągle bronił tego smarkacza? To nie ja zachowywałem się jak pięcioletnie dziecko.

- To dlaczego jest takim dupkiem dla mnie i Matthew?!

- Powinniście porozmawiać - stwierdził tylko. - Bez krzyków, awantur czy bójek. Wszystko byłoby wtedy prostsze.

- Ty coś wiesz - powiedziałem oskarżycielsko. - To dlatego ciągle tak go bronisz.

- Nie bronię go...

- Przestań, ciągle ty lub Liam go usprawiedliwiacie. Z początku myślałem, że jesteście ślepi na jego wybryki, lecz tak nie było. Co takiego ukrywa Louis, że nie możesz powiedzieć?

- To nie jest pora na taką rozmowę - uciął temat, z powrotem zakładając okulary na nos. - Idź już spać. Może jutro odwieziesz Lou do szkoły?

- Niech ten szczeniak w końcu zrobi sobie prawo jazdy. Nie zamierzam wozić mu dupy. - Po tych słowach podniosłem się z kanapy i ruszyłem w stronę schodów. - Dobranoc.

Gdy wszedłem na wyższe piętro, przez chwilę zatrzymałem się przed drzwiami Louisa. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że słyszałem płacz. Musiało mi się to tylko wydawać, gdyż gdy dobrze się przysłuchałem, do moich uszu nie doszedł żaden dźwięk. Pokręciłem głową i zamknąłem się w swoim pokoju. Na dziś miałem dość. Jutro nawet mi się nie śni zrywać się z łóżka, by odwozić szatyna.  Ma nogi, więc niech idzie pieszo. Miałem go gdzieś.

><><

Witajcie, kadeci!

Dziś miałam dzień pełen wrażeń, moje zwierzaki mnie kiedyś wykończą... =^.^=  ^..^

Przynajmniej udało mi się wstawić rozdział, niestety nie mogłam wcześniej :<

Dobranoc x

Dziękuję za gwizdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro