/\(²)/\

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W takiej sytuacji wiecie jaka jest najgorsza możliwość? Stark się do niego dobrał i grzebie mi w telefonie.

Wiecie co teraz się działo?

Zgadliście!

Szybko podbiegłam do Starka i wyrwałam mu mój telefon.

- Hej! To nie twoje!- wyrwałam mu telefon i zapodałam kopniaka w piszczel.

- Wyluzuj młoda, tylko dodawałem ci do listy kontaktów mój numer.- powiedział mężczyzna zginając się lekko z bólu.- masz niezłego kopa.

Ale ja już go nie słuchałam. Mój wzrok wbił się w ziemię, a dłoń zacisnęła na telefonie, gdy w oczach zebrały mi się łzy.

Mój wujek mówił do mnie młoda.

Dopiero teraz rzucił się na mnie przytłaczający ciężar sytuacji. Jestem w obcym świecie, gdzie nikogo nie znam. Nie mam nic poza piżamą, telefonem i zestawem talerza z kubkiem. Nie wiem kiedy i czy uda mi się wrócić do domu...

Łzy spłynęły po moich policzkach, gdy ciało zaczęło drżeć. Ile można być opanowanym?

Stark wyglądał na zmieszanego, a Kapitan przyglądał mi się zmartwiony. Jedyną osobą wcale nieporuszona moim stanem emocjonalnym był Fury, który wpatrywał się we mnie znudzony. Tony sztywno poklepał mnie po plecach, a Steve zaproponował bym z powrotem usiadła.

Kiedy spoczęłam na krześle, mój wzrok podniósł się na dyrektora Tarczy. Owszem, byłam zdecydowanie roztrzęsiona, ale obiecałam, że odpowiem na jego pytania. Drżącym głosem wzięłam głęboki oddech i wypuściłam go powoli.

- Jakie m-ma Pan pytania?

Fury westchnął ciężko.

- Ile masz lat? Jak masz na imię? Opowiedz swoje podstawowe informacje.- powiedział wyciągając notes i długopis.

- Mam na imię Gabrysia Kowalska, mam 15 lat. Moje urodziny są trzeciego października. W moim świecie właśnie skończyłam pierwszą klasę liceum. Mam jakieś metr siedemdziesiąt wzrostu i ważę- chwiejny oddech- 75 kilogramów.

- Pesel? Grupa krwi?- dopytał marsząc brwi.

- Nie pamiętam i nie znam.- odparłam odganiając łzy.

- Jakieś problemy o podłożu psychologicznym bądź emocjonalnym?- zapytał nie patrząc z kartki i notując.

- Jeśli skrajne uczucie samotności się liczy, to tak.- odparłam cicho wpatrując się w wyłączony telefon w moich rękach. Na moją odpowiedź Fury przewrócił okiem i westchnął cicho.

- Jakieś przewlekłe zachorowania?

- Nic poza uczuleniem na pylenie drzew późnych. Dostaje od nich kataru i czasem pokasłuje, ale nic poważniejszego.- odpowiedziałam na kolejne pytanie z trudem przełykając rosnącą gulę w gardle.

- Aha, jacyś krewni, rodzina?- tym razem jego wzrok podniósł się z notatnika i skrzyżował z moim. Na moment wydawało mi się, że jego spojrzenie zmiękło, ale nie jestem pewna, bo łzy przysłoniły mi świat.

Siedziałam na ławce płacząc po cichu. Tutaj nie miałam rodziny. Wszyscy moi bliscy zostali w poprzednim świecie. Moje życie nie było idealne, ale dość spokojne i niektórzy powiedzieliby, że sielankowe wręcz. Lubiłam je. A teraz co?

Wydawałoby się to pięknym marzeniem sennym. Nie przejmowałabym się teraz, gdyby nie jedna rzecz, którą zrobiłam chwilę wcześniej.

Uszczypnęłam się.

Trzech mężczyzn, z którymi byłam w pokoju nie wiedziało co zrobić. W końcu Fury miał dość napięcia lub ciągłego patrzenia na to jak się mazgaję i westchnął litując się nade mną.

- Stark, zabierz ją do siebie. Niech się dziewczyna uspokoi. Spotkamy się tutaj w piątek o godzinie dwudziestej i skończymy z tematem. Możecie iść.- powiedział i sam wstał, po czym bez słowa wyszedł z pomieszczenia.

Kapitan podszedł do mnie i poklepał pokrzepiająco po ramieniu i uśmiechnął się do mnie lekko.

- Choć młoda, zwiedzisz zaraz naszą siedzibę i będziesz miała spokój. Jutro ktoś pójdzie z tobą na zakupy i kupisz co będziesz chciała, w porządku?

-Mhm. - mruknęłam i kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i wstałam z ławki ocierając łzy. Schowałam telefon do kieszeni i zebrałam swoje rzeczy ze stołu.- chodźmy - szepnęłam i dałam się poprowadzić do wyjścia.

Miałam wiele szczęścia, że była to jedna z baz naziemnych, a nie Helicarrier. Lęk wysokości byłby na nim nie do zniesienia. Gdy wyszliśmy z budynku uśmiechnęłam się lekko na widok słońca, choć od intensywności światła załzawiły mi oczy.

Chociaż ono pozostało to samo...

Niebo tego dnia było błękitne, a chmury płynęły leniwie po niebie. Piękne cirrusy, cirrocumulusy, kilka cumulusów i altocumulusów. Uśmiechnęłam się szczerzej na widok chmur i westchnęłam cicho.

- Cirrusy są dzisiaj wyjątkowo piękne.

Moje rozmyślania przerwał Stark, który czekał stojąc przy samochodzie.

- Choć Gabi. Zaraz zobaczysz jedno z moich największych dzieł.- powiedział otwierając drzwi do swojego super drogiego i luksusowego samochodu.

Osobiście uważam taki przepych za zbędny, ale wiem, że posiadaniem tego, czego inni nie mają Tony Stark karmi swoje ego. Przewróciłam oczami i poszłam w kierunku samochodu, ale zawachałam się przed wejściem. Iron Man był niezadowolony, że jeszcze nie jedziemy i spojrzał na mnie zirytowany.

- Czemu nie wsiadasz?- zapytał niecierpliwiąc się, na co przełknęłam głośno ślinę, a na twarzy wyrósł mi grymas.

- Ja- chciałam mu powiedzieć o tym, dlaczego nie chciałam wsiadać, ale ten zamiast wysłuchać tego, co mam do powiedzenia po prostu kazał mi wsiadać do samochodu.

Zestresowana usiadłam na siedzeniu i ledwo zdążyłam zapiąć pas, a Stark przycisnął pedał gazu i ruszyliśmy z piskiem opon. W odpowiedzi na przytłaczającą prędkość zrobiłam się zielona na twarzy.

Tony za to uśmiechał się szeroko świetnie się bawiąc. Na moment spojrzał w moim kierunku i zaśmiał się głośno.

- A ty co taka zielona?- zapytał nie kryjąc rozbawienia zaistniałą sytuacją.

- Mam chorobę lokomocyjną.- powiedziałam słabym głosem próbują zatrzymać śniadanie na miejscu. Stark zbladł na moje słowa, ale zaraz potem się zatrzymał.

- W takim razie dobrze, że przekroczyłem dozwoloną prędkość. Jesteśmy na miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro