Wątpliwości!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Plan się udał. W "Proroku" wstawili to na pierwszą stronę. Nott dostał dożywocie. Minęło zaledwie kilka dni, a ja coraz rzadziej mam koszmary. Bardzo pomaga mi w tym obecność Remusa. Staram się nie myśleć o przykrych chwilach...
- Dora. - do kuchni wszedł mój mąż
- Już się obudziłeś? - uśmiechnęłam się do niego.
- Ostatnio wcześnie wstajesz. Dzieje się coś? - zapytał całując mnie w czoło i siadając na krześle obok.
- Nie. Po prostu byłam głodna. - podałam mu grzankę.
Nagle przez okno wleciała sowa. Usiadła na oparciu pustego krzesła. Remus wstał i odwiązał karteczkę, po czym odleciała.
- To Dumbledore - zaczął czytać list. - Ma ważną misję dla mnie. Wyruszam jeszcze dzisiaj razem z Syriusz'em i Kingsley'em. Dowiem się na miejscu o co chodzi, ale może mnie nie być kilka dni. - położył karteczkę na stole.
- Skoro musisz - odparłam.
- Albus proponuje, żebyś została na kilka dni w Norze jeśli nie czujesz się zbyt pewnie. Myślę, że to dobry pomysł. - patrzył na mnie.
- Jeśli to nie będzie kłopot to z przyjemnością. - uśmiechnęłam się.
- Zbieram się do pracy. Pogadam z Arturem. - dotknęłam jego ramienia i po chwili przytuliłam go od tyłu.
Remus nadal siedział.
- Uważaj na siebie. Będę czekać - pocałowałam go w głowę i wyszłam. Nie cierpię pożegnań. Martwię się, że coś mu się stanie, ale nie mogę nic z tym zrobić. Jedyne co mi pozostało to czekać...
Aportowałam się na hol Ministerstwa. Wjechałam windą na drugie piętro i weszłam do Biura.
- Co tam Tonks? - zapytał Savage.
- W porządku. Są jakieś zgłoszenia?
- Nie. Ale Kingsley'a nie będzie kilka dni w pracy i Scrimgour kazał Ci przekazać, że masz się zająć jego dyżurami... I swoimi. - podał mi dwa wypisane pergaminy. - Masz tu wszystko rozpisanie. Powodzenia. - poklepał mnie po ramieniu i poszedł.
Podeszłam do biurka i usiadłam na krześle. Zaczęłam czytać...
- Super. - wymruczałam.
Mam dzisiaj dwa dyżury. Spojrzałam na zegarek. Za chwilę mam dyżur na ul. Śmiertelnego Nokturnu, a później w Hogsmead.
Wstałam i ruszyłam w stronę windy. Zjechałam na hol i już miałam się aportować, gdy zobaczyłem Pana Weasley'a.
- Panie Weasley! - zaczęłam machać rękami.
- Tonks! Miło Cię widzieć - podszedł.
- Pana również - uśmiechnęłam się.
- Mam prośbę do Pana i Molly. - zaczęłam. - Czy byłby to problem, gdybym zatrzymała się na kilka dni w Norze? Dopóki nie wróci Remus. Nie czuję się zbyt dobrze, gdy mam siedzieć sama w pustym domu po tamtych wydarzeniach. - dodałam.
- Tak, to oczywiste. I oczywiście możesz zostać u nas. Molly bardzo się ucieszy. Przynajmniej nie będziemy musieli się martwić, czy u Ciebie wszystko w porządku. Bo Molly tylko o tym mówi - zaśmiał się. - Nie spóźnij się na kolację. Powiadomie Molly.
- Dziękuję. A teraz muszę iść na dyżur. Do widzienia - aportowałam się.
- Jesteś. - powiedział Aron, gdy stałam w miejscu, którym zaczynaliśmy swój dyżur.
- Nie jestem jeszcze spóźniona - odezwałam się.
- Pierwszy raz na czas - uśmiechnął się. - Idziemy?
- Mhm - ruszyliśmy wzdłuż ulicy.
Rozmawiałyśmy dobre 2 godziny.
- Muszę lecieć na patrol w Hogsmead. - powiedziałam. - Kończymy na dzisiaj. Zaraz powinna się pojawić kolejna grupa.
- Do zobaczenia. - po tych słowach aportowałam się.
- Proutfoot! - zawołałam. - Przepraszam, musiałam skończyć dyżur na Nokturnie. - podeszłam do niego.
- W porządku. Nic się nie działo pod Twoją nieobecność. - odparł i chodziliśmy między budynkami. O dziwo było bardzo spokojnie.
- Wiesz... Tonks - zaczął nie pewnie.
- Co jest? - zapytałam.
- Jak myślisz... Czy Dziecko Które Przeżyło... Pokona Sama-Wiesz-Kogo? Chodzą takie plotki, że tylko On da radę go pokonać... Żeby nie było to tylko dziecko, ale wiem, że masz z nim kontakt - wydukał.
- Ah. Harry - uśmiechnęłam się. - Tak właśnie myślę. Może jest tylko nastolatkiem, ale ma w sobie to coś... Coś co jest w stanie pokonać  V-Voldemorta - dodałam. Proutfoot się na mnie spojrzał.
- Dumbledore mi kiedyś powiedział, że "Strach przed imieniem, zwiększa strach przed tym kto je nosi". Nie powinniśmy się bać tego imienia. - mówiłam.
- Ale czy Dumbledore na prawdę jest taki wspaniały? Wierzysz we wszystko co mówi. Aż tak mu ufasz? - odparł.
- W tych czasach nie ma wielu osób, którym można ufać. Profesor Dumbledore zasłużył na te zaufanie. I jak wiesz jest jedyną osobą, której się boi V-Voldemort. - powiedziałam.
- Masz rację. Często mam takie wahania. Czy wogóle kiedyś skończy się ta wojna... - odezwał się.
- Każdy tak ma. - poklepałam go po ramieniu. - Ale musimy wierzyć, że Harry są radę. A przede wszystkim musimy się wszyscy wspierać w Tak trudnych chwilach. - uśmiechnęłam się.
- Dzięki - na jego twarzy pojawiał się słaby uśmiech.
Dyżur trwał 3 godziny. Gdy tylko skończyliśmy aportowałam się do do domu, by spakować kilka rzeczy. Podeszłam do kominka. Wzięłam do ręki troszkę Proszku Fiuu i weszłam do niego.
- Nora! - rzuciłam proszkiem i pojawiłam się w kominku u państwa Weasley'ów.
- Nimfadoro! - uściskała mnie Molly, gdy tylko wyszłam z kominka.
- Tylko nie Nimfadoro - oburzyłam się. 
- Ah tak, przepraszam. Usiądź - wskazała na krzesło, po czym machnęła różdżką na moją torbę i ta pofruneła po schodach. - Dzieci są w Hogwarcie, więc możesz zająć pokój Ginny - uśmiechnęła się.
- Dziękuję. Ostatnimi czasy nie mam ochoty na przebywanie samej
- Jesteś u nas zawsze mile widziana! - odprała - Herbatki?
- Poproszę - uśmiechnęłam się.
Po chwili Pani Weasley postawiła na stół dwa kubki i usiadła na krześle obok.
- Jak się czujesz? - zapytała.
- Co raz lepiej - wzięłam łyka herbaty.
- A co u Pani? - spojrzałam na nią.
- Oh już Ci mówiłam. Molly - oburzyła się kobieta. - W porządku, ale martwię się o dzieci. Wiem, że w Hogwarcie są bezpieczne, ale czuję niepokój. Tak samo Fred i George. Od kiedy nie mieszkają z nami rzadko ich widuję. Mimo wszystko nie ma tam tak bezpiecznie. - mówiła.
- Nie musisz się martwić. Codziennie patrolujemy tamte rejony. Często przechodzę obok ich sklepu i domu. - pocieszałam ją.
- Dziękuję. - powiedziała słabo kobieta.
- Nie masz za co. To moja praca. Od kiedy nadeszły złe czasy auror zajmuje się coraz rzadziej łapaniem czarnoksiężników. Mamy więcej roboty papierkowej i bardziej zajmujemy się ochroną innych przed czarną magią. Na przykład po przez patrole. - odparłam.
- A co u Remusa? - zapytała zmieniając temat.
- Ostatnio się bardzo mną zamartwia. Źle mi z tym. Odkąd dwa razy pod rząd wylądowałam w łóżku pod opiekę lekarzy, nie zostawia mnie na krok. Jedynie w pracy. - zaczęłam. - Obwinia się, że nie był w stanie mnie ochronić. - dodałam.
- To jasne. Ale to nie jego wina. - powiedziała Molly. - To poniekąd moją wina... Gdyby poszedł z Tobą ktoś inny... Mogło się to skończyć inaczej. - posmutniała.
- Nie prawda. To ani trochę Twoja wina. Dla nich to nie problem kogoś zabić. My jesteśmy inni, przez co wydajemy się słabsi. To niczyja wina. Tak musiało się stać. Byłyśmy zbyt nieostrożne. - mówiłam.
- Ahh tak w ogóle to Bill miał być wtedy na kilku dniowej misji. - przypomniałam sobie.
- Tak, ale coś po krzyżowało im plany i nie mogli wykonać zadania. - wytłumaczyła Molly. - zaraz po naszym wyruszeniu, On wrócił.
- Rozumiem. - rzekłam.
Piłam herbatę. Pani Weasley zrobIła sobie drugą - ziołową.
- Mam teraz więcej pracy. Kingsley wyruszył na misję razem z Remusem i Syriuszem. Przejęłam jego obowiązki. Dwa razy więcej dyżurów. - odezwałam się.
- Pewnie jest Ci ciężko - powiedziała ruda kobieta.
- Daje radę. - uśmiechnęłam się.  - Ale martwię się o Remusa. Nie wiem co to za misja, jednak z mojego powodu nie za dobrze sypiał ostatnio.
- Nie martw się. Dadzą sobie radę.  - pocieszała mnie.
- Mam nadzieję... Ah ostatnio coraz więcej osób na wątpliwości co do wojny, jednak zaczynają wierzyć w to, że tylko Harry jest w stanie pokonać Voldemorta. Mimo, że mają mieszane uczucia do Dumbledore'a. - powiedziałam.
- Tak samo było podczas pierwszej wojny. Za każdym razem tak jest. Ludzie mają wątpliwości, boją się. W końcu nie pozostaje im nic innego jak wiara - stwierdziła Molly.
- Czasami czuję, jakby ta wojna miała się nigdy nie skończyć. - odparłam.
- Wiem skarbie, ale kiedyś się skończy. Miejmy nadzieję,  że wygraną dla nas. - uśmiechnęła się.
Pani Weasley spojrzała na zegarek, po czym wstała.
- Za chwilę będzie Bill i Fleur. Powinnam zacząć robić kolację. - powiedziała.
- Pomogę. - wstałam.
Po około 30 minutach aportowali się tutaj.
- Mamo mamy niespodziankę! - krzyknął Bill wchodząc do środka razem ze swoją żoną.
Molly ich wyściskała i nagle w kominku pojawił się jeden za drugim Fred i George.
- W końcu się pokazaliście! - wręcz rzuciła się na nich przytulając ich.
- Witaj... - zaczął jeden z bliźniaków.
- ... Tonks! - dokończył drugi.
- Cześć chłopcy. - uśmiechnęłam się do nich.
- Oh Tonks! Nie zauważyłem Cię! - przytulił mnie Bill.
- Masz rację. Wygląda bardzo mizernie! - wtrąciła się Molly.
- Cześć Fleur! - przytuliłam kobietę.
- Witaj' Tonks' milo' cie' widzic' - odparła.
- Siadajcie! Zaraz będzie Artur. - poganiała ruda kobieta.
Wszyscy zaczęli rozmawiać. Gdy przyszedł Pan Weasley zjedliśmy kolację. Rozmawialiśmy o wojnie, Zakonie, misjach, Hogwarcie, pracy i jakiś głupotach. Było miło.
- Pójdę już spać. - odezwałam się wstając.
- Tak, tak już późno. - zaczęła Molly.
- A co z Wami? - spojrzała na resztę.
- Nie mówiliśmy? - zapytał Fred.
- Wzięliśmy kilka dni wolnego! - powiedział drugi.
- Ostatnio nie mamy zbyt wielu klientów. - dodał George.
- Rzadko kiedy przychodzą uczniowie z Hogwartu. - odezwał się Fred.
- Nastały takie czasy... Nie dziwimy się,  że profesor Dumbledore nie pozwala na wycieczki. - dokończył drugi.
- Tak, to prawda. W takim razie do łóżek! - powiedziała Pani Weasley.
Po kilku minutach wszyscy byli w swoich pokojach. Nie miałam problemów z zaśnięciem. Chociaż brakowało mi Remusa.

*- Jestem tu i zawsze będę... - usłyszałam czyjś głos. Jednak nic nie widziałam.
- Tęsknię... - nie umiałam rozpoznać głosu.
- Za niedługo wrócę... - mówiła ta sama osoba. Nic nie widziałam.
- Kocham Cię... - czarny obraz zaczął się rozmywać i zobaczyłam Bellatriks.
Zaczęła się śmiać. Chciała rzucić we mnie klątwę.*

Obudziłam się. Byłam mokra. Znowu mam koszmary... Spojrzałam na fioletowy zegar na ścianie i wstałam z łóżka. Mam dzisiaj poranny patrol.
Ubrałam się i zeszłam po cichu na dół. W kuchni było ciemno. Jednak ktoś siedział przy stole.
- Tonks? Nie śpisz? - usłyszałam Bill'a.
- Mam poranny patrol w Hogsmead. - podeszłam do stołu. - A Ty?
- Nie mogłem spać. - odparł. - Może herbaty?
- Z przyjemnością - usiadłam na krześle i machnęłam różdżką by odsłonić okna. Na dworze wschodziło słońce. Wypiłam herbatę i porozmawiałam chwilę z Bill'em.
- Myślę, że położę się jeszcze na chwilę - wstał.
- Ja już muszę iść do pracy - również wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Do zobaczenia - powiedział. W odpowiedzi mu pomachałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro