Rodzial XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Zbliżał się czas patrolu zespołu Tonks w Hogsmeade. Czarownica skończyła pracować nad dokumentami o przedmiotach skalnych czarną magią. Przeciągnęła się na swoim krześle i zobaczyła ładujący samolocik na jej biurku. Za pomocą różdżki rozłożyła go i przeczytała wiadomość.

"PRZYJDŹ DO MOJEGO GABINETU.
Rufus Scrimgeour"

   Wstała od biurka i ruszyła do wyjścia z biura. Nie pukając weszła do środka.
— O co chodzi?
— Usiądź — wskazał na krzesło przed biurkiem. — W Ministerstwie jest dużo pracy, więc nie otrzymasz kary — rozpoczął, gdy tylko usiadła. — Skoro zdarzyło ci się to pierwszy raz to odpuszczę.
— Jak to?
— Tak poza tym to masz jakieś układy z Shackleboltem?
— Słucham?
— Można powiedzieć, że przyjął na siebie planowaną dla ciebie kare. Bywa przekonujący.
— Coś takiego — prychnęła.
— Nic o tym nie wiesz?
— Jak widać.
— W porządku — przyglądał się jej uważnie. — Idź już.
   Czarownica wstała i wyszła z jego gabinetu bez słowa. Udała się to swojej kabiny, żeby zjeść przyrządzone przez jej matkę przekąski i po skończeniu posiłku udała się na hol główny.
— Witam ponownie — powiedziała do rudego czarodzieja, który razem z nią wsiadł do windy.
— Idziesz na patrol? — Zapytał Artur.
— Tak, a widziałeś może Kingsley'a?
— Po spotkaniu powiedział, że ma się jeszcze raz spotkać z Scrimgeourem, a później z Knotem — odpowiedział. — Już o wszystkim wiesz?
— Mówił coś na ten temat?
— Uznał, że musi wziąć za to odpowiedzialność, bo to jego wina.
— Gdybyś go spotkał to przekaż mu proszę, żeby się ze mną skontaktował.
— Oczywiście, twoje piętro — winda się zatrzymała na holu.
— Dziękuję! Do widzenia — wyszła z niej i od razu teleportowała się do Hogsmeade.
— Spóźniłaś się — odezwał się Savage, gdy tylko pojawiła się obok.
— Rozmawiałam z Scrimgeourem.
— Stało się coś?
— Dawlisha dzisiaj nie będzie i nikt nie mógł go zastąpić, więc sama będę patrolowała północ, a wy idźcie na południe. Zasady są takie same jak wczoraj, więc w razie potrzeby wezwijcie mnie. Ruszajcie — rozeszli się w swoje strony.
   Czarownica miała wrażenie, jakby przeszła już całą wioskę. Czas wolno płynął przez co czuła, że zanudzi się na śmierć.
   Przed dwudziestą drugą minęła kolejny zespół Aurorów, więc udała się do centrum Hogsmeade, żeby odwołać swoich. Czarownica przypomniała im o złożeniu na jej biurku raportu i wszyscy trzej się teleportowali.
— Wchodź — usłyszała od razu znajomy jej głos, który należał do Severusa.
— Dobry wieczór — uśmiechnęła się do mężczyzny i przeszła przez bramę. — Na którym piętrze jest Remus?
— Na czwartym — odpowiedział i ruszył w stronę zamku, a Nimfaroda za nim.
   Gdy przeszli Sale Wejściową rozeszli się w swoje strony. Snape ruszył do lochów, a Tonks do Remusa na czwarte piętro.
   Czarownica zaczęła rozmyślać o partnerze, z którym patroluje Hogwart. Przypomniała sobie, że mężczyzna chciał z nią o czymś porozmawiać i zastanawiając się nad tym nawet nie zauważyła, gdy już dotarła na miejsce.
— Remusie! — Zawołała i podbiegła do niego.
— Dora — uśmiechnął się.
— Starałam się nie spóźnić — odezwała się, gdy ruszyli w głąb korytarza. — O czym chciałeś porozmawiać?
— Nie wiem czy to odpowiednie, jednak zastanawia mnie coś.
— Śmiało, pytaj.
— Czemu wczoraj nic nie wspomniałaś o tym, że byłaś w Azkabanie?
— A więc o to chodzi — odparła spokojnie. — Wybacz, ale wyleciało mi to wtedy totalnie z głowy. Byłam zmęczona i gdy tylko się spotkaliśmy w Hogwarcie to moje myśli były skierowane totalnie w innym kierunku.
— Jakim?
— Twoim — ugryzła się w język. — Sporo się wczoraj działo — dodała pośpiesznie.
   Tonks jesteś kretynką — pomyślała, jednak zobaczyła, że Remus się uśmiechnął.
— Zaniepokoiło mnie dzisiejsze spotkanie Zakonu. To było niebezpieczne i również sądzę, że nie powinnaś była tego robić — mówił łagodnie.
— Znam Stana od bardzo dawna i on wcale nie jest niebezpieczny. Zresztą nie był uzbrojony.
— Nigdy do końca nie poznasz prawdziwej natury człowieka, więc powinnaś być ostrożna. Jesteś silną czarownicą, jednak zawsze mogło się wydarzyć coś niespodziewanego.
— Jednak...
— Jeśli jest tak jak mówiłaś — przerwał jej. — To będąc pod wpływem Imperiusa już nie jest sobą. Rozumiem twoje działania, jednak to było lekkomyślne.
— Już dobrze, przyznaje. Nie spojrzałam na to w ten sposób — nie zamierzała się z nim kłócić.
— Nie wyglądasz najlepiej — przyglądał się jej białym włosom.
— Jeśli już wyglądam źle to mógłbyś to zachować dla siebie — prychnęła.
— Źle mnie zrozumiałaś, pięknie ci w tym kolorze — Dora po tych słowach spojrzała na kosmyk swoich włosów.
— To ze zmęczenia. Nawet nie wiem, kiedy zmieniły kolor.
— O tym właśnie mówię. Może powinnaś odpocząć jutro, pogadam z Albusem.
   Co prawda Tonks słuchała Lupina, jednak w głowie obijał jej się echem komplement o jej włosach.
— Nie martw się.
— Ciężko tego nie robić jak za każdym razem, gdy cię widzę to wyglądasz na coraz to chudszą.
— Nie mam zbytnio czasu na porządny posiłek.
— Powinnaś go znaleźć.
— Zdaję sobie z tego sprawę, jednak nie jest to takie łatwe.
— Znajdź jutro dla mnie czas — powiedział Remus, a czarownica spojrzała na niego zaskoczona. — Zapraszam cię na obiad i mam nadzieję, że mi nie odmówisz.
   Tonks zastanawiała się nad tym chwilę, aż w końcu uznała, że jest to świetny pomysł.
   Podczas reszty patrolu rozmawiali na wiele zróżnicowanych tematów i dzięki temu czas mijał wyjątkowo szybko. Nim się obejrzeli, stali już za bramą Hogwartu i żegnali się ze sobą, żeby kilka godzin później ponownie się przywitać.

   Na jednym obiedzie ich spotykanie się nie skończyło. Nimfadora przez kolejne dwa miesiące działa na zwiększonych obrotach, żeby tylko znaleźć czas dla Remusa. Z jednej strony była wykończona, a z drugiej trzymała się świetnie. W tym czasie odbyło się niewiele spotkań Zakonu Feniksa, gdyż wszystko się jakby uspokoiło. Było to niepokojące, jednak dawało również nadzieję, że powoli się układa.
   Tonks zdążyła w tym czasie również pokłócić się ostro kilka razy ze swoim szefem. Za każdym razem były to błahe powody, jednak zmęczenie w Ministerstwie wdawało się wszystkim pracownikom. Pewnego ranka, gdy musiała się zjawić w pracy zaraz po patrolu w Hogwarcie, o mało co nie przeklnęli siebie nawzajem. Co prawda wtedy nie wszyscy wyszli z tej potyczki bez szwanku, jednak każdy dziękował Merlinowi, że nie skończyło się to gorzej.
   Remus natomiast w tym czasie przeżył dwie kolejne pełnie i ku zaskoczeniu Syriuszowi, nie przeżył ich sam. Black upierał się jak zawsze, że posiedzi z nim, gdyby miał się czuć samotny. Jednakże przypadkowo ich rozmowę usłyszała Tonks i wtrąciła, że to ona chętnie wesprze Lupina. Jak można się domyślić to nie wchodziło w grę, a przynajmniej dla wilkołaka. Nimfadora jest na tyle uparta, że i tak zjawiała się u niego w domu i wtedy mężczyzna już nic nie mógł z tym zrobić.
   Remus Lupin już nie był niebezpieczny, a to wszystko za sprawą Wywaru Tojadowego, którego wykonywał dla niego Severus Snape.

   W ten oto sposób po pełnych akcji dwóch miesiącach, ponownie zastaliśmy Remusa i Nimfadore na wspólnym patrolu w Hogwarcie.
— W przyszłym tygodniu są święta, więc jutro jest nasz ostatni patrol w tym roku — zagadał do czarownicy, Lupin.
— Faktycznie — dziewczyna szła blisko niego, przytulona do ręki czarodzieja, żeby móc opierać swoją głowę o jego bark.
— W końcu będziesz mogła odpocząć.
— Nie mogę się doczekać — mówiła cicho.
— Dzieciaki przyjeżdżają na święta do Kwatery Głównej. Mam nadzieję, że ty również się pojawisz.
— Zobaczymy — odpowiadała krótko. — Nie mam jeszcze informacji co do zmian w Biurze Aurorów.
— Nie masz na nie wpływu?
— Mam, jednak nie lubię mieszać w tym. Jeśli będzie trzeba to wezmę sobie kilka dni wolnego.
— Świetnie, więc jesteśmy umówieni.
— To jeszcze nic pewnego.
   Dora zasypiała wręcz, jednak starała się utrzymać świadomość. Pomagało jej w tym towarzystwo Remusa, a także jej rozmyślanie o nim. Otóż czarownica już jakiś czas temu zdała sobie sprawę, że coś do niego czuje. Sama nie była pewna swoich uczuć przez ciągłe wykończenie organizmu, gdyż ciężko jej było doprowadzić swoje myśli do porządku. Jednakże na pewno coś było.
— Koniec — wyrwał ją z zamyślenia.
— Chodźmy — dziewczyna go puściła, żeby móc się przeciągnąć.
   Oczy jej się same zamykały, jednak twardo ruszyła do wyjścia zamku.
— Dzień dobry, Pani Profesor — w Sali Wejściowej czekała na nich Minerwa McGonagall.
— Dzień dobry Nimfadoro, Remusie — przywitała się i wspólnie ruszyli do bramy zamku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro