Rozdział XXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Scrimgeour przez chwilę przyglądał się Tonks, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Sama się nią zajmujesz? — Zapytał w końcu.
— Z Dawlishem i Proutfootem — odpowiedziała czarownica.
— Przekażę im, żeby zajęli się tym bez ciebie.
— Dlaczego? — Zapytała zaskoczona.
— Mam dla ciebie inne zadanie — odpowiedział spokojnie.
— Jakie?
— Musisz się spotkać z Alastorem Moody.
— Słucham?
— Masz wyciągnąć od niego informacje na temat Harry'ego Pottera.
— A co to ma wspólnego z naszą pracą? — Tonks od razu zaczęła coś podejrzewać.
— W każdej chwili mogę coś wymyślić. Chociażby ostatnie wydarzenie, które miało miejsce w Hogwarcie.
— Skąd podejrzenia, że on coś wie?
— Od zawsze był na zawołanie Dumbledore'a.
— Nie mam z nim stałego kontaktu. Myślisz, że mi cokolwiek powie?
— Łatwo będzie ci odnowić kontakt.
— Nie przyjmuje tego zadania.
— Myślisz, że możesz?
— Tak, nie zamierzam się mieszać w twoje prywatne sprawy. Nie jestem twoją asystentką.
— Dobrze — powiedział ku jej zaskoczeniu.
— Zamierzam wrócić do sprawy z urokiem zaklętym w podręcznik.
— Nie.
— Jak to?
— Już ci powiedziałem, Tonks. Zajmie się tym Dawlish i Proutfoot.
— Więc czym ja mam się zająć?
— Mam dla ciebie tylko zadanie, które już ci przedstawiłem.
— Świetnie, więc mam wolne! — Dora była zdenerwowana.
— Zgadza się, nie jesteś mi potrzebna w pracy. Zrób sobie wolne — uśmiechnął się pogardliwie. — Żegnam.
— Wesołych Świąt — posłała mu równie wredny uśmiech i wyszła z jego gabinetu.
   Szkoda, że nie mogę przeklnąć tego starego głupca — pomyślała w drodze na hol główny. Gdy tylko się na nim znalazła od razu teleportowała się na ulicę, gdzie znajduje się Kwatera Główna Zakonu Feniksa. Czarownica przeszła przez zaniedbany trawnik budynku, który się wysunął z pomiędzy dwóch innych i stuknęła dyskretnie różdżką w klamkę.
— Szlag! — Potknęła się o próg i upadła na kolana.
— Tonks? — Wyszła z jadalni pani Weasley. — To ty! — Zbiegła ze schodów, żeby pomóc młodszej czarownicy.
— Dzień dobry — odezwała się Dora, gdy tylko wstała z podłogi.
— Miło mi cię widzieć! — Wyściskała ją Molly.
   Obie kobiety ruszyły do głównego pomieszczenia. Tonks niedowierzała swoim oczom, którym ukazała się pięknie udekorowana jadalnia.
— Ślicznie — uśmiechnęła się do rudej kobiety.
— Prawda? Dwa dni stroiliśmy cały dom.
   Po tych słowach Tonks zaczęła witać się z obecnymi czarodziejami i czarownicami, żeby następnie usiąść na kanapie.
— Myślałam, że przyjdę dopiero jutro, jednak dostałam wolne w pracy i stwierdziłam, że wpadnę pomóc już dzisiaj — powiedziała różowowłosa.
— Cieszę się — uśmiechała się pulchna kobieta.
— Tonks — do pomieszczenia wszedł Syriusz.
— Cześć — posłała mu uśmiech. — Co słychać?
   Black przytulił młodszą kobietę i usiadł obok niej.
— Nastrój świąteczny daje się we znaki — odpowiedział. — Widzę, że u ciebie już lepiej — spojrzał na jej włosy.
— Tak — Tonks zaczęła rozglądać się po jadalni zdając sobie sprawę, że nie zauposłała wcześniej Remusa.
— Nie ma go — odezwał się animag.
— Kogo? — Speszyła się.
— Remus zaoferował Dumbledore'owi, że wcześniej uda się na misję, którą miał wykonać dopiero na nowy rok — dodał, nie zwracając uwagi na jej pytanie.
— Dlaczego?
— Nie wiem, jednak już ostatnio zaczął mniej czasu spędzać w Kwaterze Głównej.
   Czyżby robił to tylko po to, żeby na mnie nie wpaść? — Zapytała samą siebie.
— O czym myślisz? — Syriusz przyglądał się jej.
— Nie mówił ci nic? Jesteście najlepszymi przyjaciółmi.
— Niestety on nigdy nie lubił dzielić się swoimi problemami.
— Przecież to oczywiste — wtrąciła się Molly. — Zachowuje się jak dziecko, a jest dorosłym mężczyzną! Jak można się tak zachowywać?
— O czymś nie wiem? — Zapytał Black.
— Ty jesteś niewiele mądrzejszy — zwróciła się do niego pani Weasley. — Po co komu to unikanie? — Tym razem zapytała samą siebie.
— Unikanie? — Syriusz czuł się totalnie zagubiony.
— Nie martw się — mimo jego pytania, Molly zwróciła się do Dory. — Jeszcze zrozumie i będzie cię prosił o wybaczenie.
— To nie tak, że nie rozumiem — wtrącił mężczyzna o dłuższych kręconych włosach. — Jestem zaskoczony, że Tonks również coś do niego czuje.
— Również?
— Remus mi mówił, że znalazł w końcu kobietę, którą pokochał — zaczął tłumaczyć mężczyzna. — Od razu wiedziałem, że chodzi mu o Tonks.
— I co dalej?
— Mówił, że nie może się z nią związać, bo nie jest w stanie jej zapewnić nawet bezpieczeństwa. Tym samym zasługuje na kogoś lepszego.
— Kretyn! — Wrzasnęła Molly.
— Starałem się go przekonać, jednak jest strasznie uparty. Choć sądziłem, że ty musiałaś w jakiś sposób mu to przekazać.
— Syriuszu! — Oburzyła się pulchna kobieta.
   Nimfadora nic nie powiedziała, a zaczęła się nad czymś intensywnie zastanawiać. Po chwili wyciągnęła różdżkę.
Expecto Patronum! — Zawołała i oczom wszystkich zebranych ukazała się srebrzysta poświata wilka.
— Niesamowite — powiedział Syriusz.
— Czy twoim patronusem nie był zając? Zapytał Ron.
— Słyszałam, że patronus może zmienić swoją postać pod wpływem bardzo silnych uczuć. Takich jak miłość — odezwała się Hermiona.
   Tonks ponownie się nie odezwała, a tylko wpatrywała się w wilka. Wstała z kanapy i poszła bez słowa do kuchni, gdyż czuła jak łzy napływają jej do oczu.
— Nie możesz znowu dać się ponieść tym negatywnym emocją — poszła za nią Molly. — Uwierz mi, Remus zrozumie w końcu, że swoim zachowaniem rani was obu.
— Może tak ma być — westchnęła Dora, przecierając łzy.
— Posłuchaj — starsza kobieta położyła dłoń na jej ramieniu. — Wróć teraz do domu i odpocznij. W zamian przyjdź jutro z samego rana, żeby pomóc w przygotowaniach.
— Jestem tu, żeby pomóc już dzisiaj — zaprotestowała.
— Na dzisiaj nie ma już nic do zrobienia.
— Jesteś pewna?
— Tak — przytuliła do siebie młodszą kobietę.
— Dziękuję — Tonks posłała jej wymuszony uśmiech. — Do jutra — dodała i poszła pożegnać się z resztą.
   Gdy tylko opuściła Kwaterę, teleportowała się pod swój dom. Weszła do środka, nikogo w nim nie zastając. Korzystając z tego postanowiła zrobić coś dla siebie i poszła wziąć długą kąpiel, żeby się odprężyć. Następnie zdecydowała się zjeść coś lekkiego i położyć się do łóżka. Czarownica musiała czuć się wykończona, ponieważ gdy tylko zamknęła oczy to przeniosła się świat snów.
   Tonks otworzyła oczy, jakby wyrwana z snu i zdała sobie sprawę, że jest na błoniach zamku. Siedziała oparta o drzewo, trzymając w dłoniach jakąś książkę. Rozejrzała się wokół zdając sobie sprawę, że to miejsce wywołuje w niej przyjemne odczucia.
— Co czytasz?
   Odwróciła się i ujrzała obok siebie Lupina.
— Remus? — Zapytała zaskoczona, jednak przechyliła książkę ukazując mu tytuł.
— Historia Magii? Już ją kiedyś czytałem — uśmiechał się do niej łagodnie.
   Nimfadora wiedziała, że to tylko sen, jednak nie chciała, żeby się kończył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro