Rozdział 28 cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Koniec reklamy. Pozdro dla tych, którzy nazwali mnie Polsatem ☀
I liczę na tyle komentarzy ile jest pod poprzednim rozdziałem. Jak chcecie to potraficie, kochani <3

•••

- Wezwałem was, byście dowiedzieli się, że...

Wszyscy zamarli. A później zaczęli szeptać między sobą.
Do Draco dotarło tylko jedno: jego ojciec stoi obok tronu Voldemorta. I to, że każda z osób, które zostały wyrwane z Azkabanu będzie musiała udowodnić swoją wierność i w pewien sposób podziękować Czarnemu Panu.
Dreszcz przebiegł Ślizgonowi po plecach. Wtem, w swoim uchu usłyszał szept:
- Draco, zrobisz to, co ci powiem, bez względu na wszystko, prawda?
Cichy głos należał do jego matki.
- Dlaczego? - zapytał chłopak - I co?
- Obiecaj. Nie może ci się nic stać.
- Ja... Nic nie rozumiem... - Draco był coraz bardziej skołowany.
- Po prostu obiecaj.
- Obiecuję, matko.
I ciepły oddech, który chłopak czuł na szyji zniknąl, Narcyza się oddaliła.
Młody Malfoy nie rozglądal się za nią, ponieważ drzwi do Sali Audiencyjnej się otworzyły i do środka zostało wepchniętych kilkoro ludzi.
Voldemort przemówił:
- Pora na podziękowania i zapłatę! - wskazał na nowoprzybyłych - Pokażecie na co was stać i czy jesteście mi wierni. Pobawcie się trochę tymi mugolami - ostatnie słowo wycedził z obrzydzeniem - Wszyscy... Oprócz ciebie, Lucjuszu... Dla ciebie mam coś specjalnego...

Draconowi serce podeszło do gardła na te słowa. Zrobiło mu się niedobrze, gdy zobaczył co uwolnieni z Azkabanu śmierciożercy robią ludziom na rozkaz Voldemorta.

Harry otrząsnął się z bólu. Wstał, próbując go ignorować. Oparł się o drzwi i zobaczył śmierciożerców torturujących mugoli. Na ten widok zrobiło mu się słabo, ale wstał i poszedł w stronę posągu, za którym znajdował się korytarz prowadzący do Miodowego Królestwa. Wbrew temu, co mówił Malfoy, Harry postanowił czekać na niego tam gdzie zawsze, będąc ukrytym pod zaklęciem wyciszającym i niewidzialności.

Po dosyć długim czasie, po męczącej wędrówce poprzetykanej fagmentami wizji od Voldemorta Gryfon dotarł na miejsce. Rzuciwszy zaklęcia poddał się całkowicie przekazowi Czarnego Pana.

- Zajmiesz się swoim synem Lucjuszu. Pobawisz się nim, tak, jak śmierciożercy owymi mugolami. - słowa Voldemorta brzmiały w uszach chłopaka.
- Draconem? A gdzież on jest mój Panie? - zapytał po prostu Malfoy Senior, jakby wiedział o tym już wcześniej i nie przeszkadałoby mu to.
- Och, Lucjuszu, chyba nie myślisz, że zostawiłeś po sobie pustkę? Twój syn zasilił nasze szeregi. Jednakowoż jest młody... Za młody - Draco zamarł - I dlatego nie można przeprowadzić tradycyjnej próby. Jest więc sprawdzany... W jakże efektowny sposób. Chyba wiesz co masz robić?
- Oczywiście, Panie - obojętny ton Lucjusza był niczym sztylet w sercu Draco.
- Wyjdź, chłopcze!

Tłum śmierciożerców rozstąpił się, tworząc przejście między drzwiami, a tronem Czarnego Pana. Ślizgon ruszył ku temu drugiemu. Będąc w połowie drogi jego ojciec wycelował w niego różdżką i krzyknął:
- Crucio!
Ale Draco nic nie odczuł. Za to, z pod półprzymkniętych powiek ujrzał swoją matkę, wijącą się z bólu. Nie krzyczała. A chłopak był przerażony. Jego matka cierpiała, by on nie czuł bólu. Sprzeciwiła się Czarnemu Panu. Postawiła mężowi. I to dla dziecka, któremu nigdy nie okazywała przesadnie uczuć. Zawsze było czuć od niej tę chłodną obojętność.
A teraz? Dlaczego? - To nie dawało chłopakowi spokoju.
Po chwili Lucjusz przerwał zaklęcie, a Narcyza powstała z podłogi nadzwyczaj szybko i złapawszy Dracona za rękę pociągnęła go ku wyjściu z sali. Szepnęła jeszcze:
- Pośpiesz się, Draco. I pamiętaj o obietnicy...

I chłopak, będąc w szoku pobiegł za matką. Wybiegli na korytarz, a za nimi pobiegli: Lucjusz, Bellatrix i Nott.
Malfoy Senior rzucał przeróżne zaklęcia, jednak bardzo żadko był w stanie kogoś trafić. Za to Bellatrix potrafiła wycelować w swoją ofiarę. Draco oberwał od niej dwa razy. A Nott tylko obserwował walkę między rodziną.

- Wyparłaś się mnie! Sprzeciwiłaś mi się! - krzyczał Lucjusz.
- Nie dotkniesz więcej naszego dziecka! Już nic mu nigdy nie zrobisz! Nigdy więcej! - krzyczała przez łzy Narcyza do męża. Złapała Dracona za ramię i powiedziała:
- Musisz być silny. Bez względu na wszystko.
A chłopak mimowolnie pokiwał głową.
W pewnym momencie Bellatrix krzyknęła:
- Nie będziesz beszcześcić szlachetnego rodu Black'ów!
I wycelowała różdżkę w siostrę. Ta druga zaś wycelowała swoją w Dracona i obie z wykrzyknęły w tym samym momencie:
- Avada Kedavra!
- Apparate*!

Draco zobaczył tylko błysk zielonego światła, padającą Narcyzę i poczuł szarpnięcie w okolicy pępka.

Harry był przerażony tym co zobaczył. Zabójczyni Syriusza, swojego kuzyna, zabiła również swoją siostrę.
Zabiła.
Narcyza Malfoy nie żyje.
A Draco zaraz tu będzie. Co ja mu powiem? - myślał Harry.
Nie czekał długo. Kilka sekund później obok niego pojawił się Ślizgon, który upadł na ziemię i zaczął łkać.
Potter, nie wiedząc co ma zrobić, usiadł przy nim, przytulił go i trzymał w swoich objęciach. Tamten zaś powtarzał:
- Zabili ją... Zabili moją matkę... Przeze mnie. Przeze mnie zginęła.
I Harry objął go mocniej, po czym szepnął:
- To nie twoja wina. Kochała cię. Była gotowa cię chronić nawet za cenę życia.
- Ale... Dlaczego teraz?
Na to pytanie Harry nie znał odpowiedzi.


•••

Komentujcie kochani :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro