7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od ponad pół roku uczęszczałam na studia w Filadelfii. Jakoś się tutaj odnalazłam, chociaż zajęło mi to sporo czasu. Po wyjeździe Landena było mi trudno. Nigdy nie sądziłam, że podejmę decyzję o studiowaniu w Filadelfii, a już na pewno nie brałam pod uwagę architektury. Jednak nie żałowałam swojej decyzji. Zawsze myślałam, że wybiorę Nowy Jork. Znałam to miasto i nie czułam się tam samotnie. Poza tym mogłabym pomieszkiwać u kuzyna. Tyle że wtedy jeszcze dzielił życie z Madison, a nie lubiłam tej baby i wolałam jej unikać. Landen zachęcał mnie do uczelni, na której sam kiedyś studiował. Wybór wydawał się prosty. Nie byłabym tam sama. Jednak postanowiłam zaryzykować. Kiedy jak nie teraz? Nie chciałam żałować, że nie spróbowałam. Musiałam nauczyć się w końcu samodzielności. Kuzyn nie mógł mnie niańczyć w nieskończoność. Chociaż często mi go brakowało.

– Jakby w Nowym Jorku nie było wystarczająco dobrych uczelni – marudził kolejny raz, gdy się spotkaliśmy.

Nie narzekałam, bo cieszyłam się, że do mnie przyjechał. Mógł po prostu zadzwonić. On jednak wolał mieć mnie czasami na oku. Było mi obojętne czy porozmawiamy przez telefon, czy osobiście. Nie, jednak wolałam, gdy siedział obok.

– Landen, tam mam ciebie. - Spojrzałam na niego, nawet nie próbując tłumaczyć mu tego po raz kolejny. – Rozmawialiśmy już o tym.

Myślałam, że zrozumiał, jak ważne było dla mnie usamodzielnienie się. On sam wyprowadził się od rodziców, gdy tylko poszedł na studia. To był dobry moment, żeby zacząć dorosłe życie na poważnie. Też postanowiłam wykorzystać swoją szansę.

– Rób, jak uważasz i tak będę cię nadal odwiedzał. - Rozsiadł się wygodnie w moim ulubionym fotelu z Ikei.

Czuł się w moim mieszkaniu jak u siebie. W sumie u mnie zawsze było dla niego miejsce. O każdej porze dnia i nocy. Tak samo, jak ja mogłam przychodzić do jego mieszkania, kiedy chciałam.

– Częściej niż do tej pory? - Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem.

Po rozwodzie z Madison nie chciałam, żeby przesiadywał sam, ale wiedziałam, że Gayle zadbał, żeby jego przyjaciel się nie nudził. I dobrze. Mój kochany kuzyn w końcu mógł zacząć korzystać z życia, zanim upatrzy sobie nową żonę. Miałam nadzieję, że tym razem minie kilka lat do jego kolejnego ślubu. Niestety Gayle nie chciał zdawać mi raportów. Dureń, nie rozumiał, że martwiłam się o kuzyna. Nie chciałam, żeby załamał się po rozstaniu z Madison. Zasługiwał na kogoś o wiele lepszego niż to wredne babsko, które ciągle czegoś od niego wymagało. Sama nie poświęciła się w związku ani trochę, ale Landen nawet tego nie wymagał. Robił wszystko, żeby zadowolić swoją żonę. No prawie wszystko, bo w porę przejrzał na oczy.

– Tak.

– Niech będzie. - Wtuliłam się w niego, jak w ulubioną poduszkę, gdy zasypiałam.

Miło, że Landen zawsze chciał mi pomagać, nie oczekując niczego w zamian. Teraz moja kolej, żeby się odwdzięczyć. Może podczas swojego pobytu w Filadelfii pozna jakąś miłą dziewczynę. Nie miałabym nic przeciwko, jeśli nie będzie chciał się jej od razu oświadczyć. Przypilnuję, żeby tego nie zrobił. Nie pozwolę mu kolejny raz popełnić błędu i omotać żadnej panience. Nie oddam go byle komu.

– Aż tak bardzo za mną tęsknisz? - Uśmiechnął się.

Cholernie.

– Oczywiście. - Spojrzałam na niego. – Przypilnuj czasem Fayna i zaglądaj do mojego pokoju.

Byłam pewna, że brat tylko czekał, aż się wyprowadzę, żeby zająć mój pokój. Ciągle narzekał, że jego był zbyt mały, żeby pomieścić gitarę i potrzebne do niej akcesoria. A co mnie to obchodziło? Fayne kiedyś nawet chciał się zamienić, ale gdzie niby upchnęłabym swoje ciuchy? Jego pokój był dużo mniejszy od mojego. Mógł się zamienić z rodzicami. Oni już nie potrzebowali wielkiej sypialni, więc mogli oddać ją synowi.

– Po co? - Zmarszczył brwi. – Nie masz tam żadnych kwiatków.

Tylko dlatego, że nie umiałam o nie odpowiednio zadbać. Nawet kaktus nie przetrwał w warunkach domowych, które mu zapewniłam. A podobno to kwiat, który wytrzyma niemal wszystko. Widać byłam wybitnie uzdolniona, że usechł. Jeśli kiedyś skuszę się na jakieś roślinki do pokoju, na pewno będą sztuczne. Nie pozwolę zmarnować się żadnemu kwiatkowi.

Nie chciałam, żeby mój brat sprowadzał do mojego pokoju swoich kolegów, a co gorsza dziewczyny. Nie, żeby jakąś miał, ale przecież się nimi interesował. Był w wieku, kiedy zaczynało się więcej czasu spędzać w gronie płci przeciwnej i interesować seksem. O nie! Liczyłam, że mama na to nie pozwoli. Chociaż pod moją nieobecność Fayne na pewno będzie miał w domu więcej swobody. Zaczynałam mu trochę zazdrościć.

– Żeby mój kochany braciszek nie znosił tam swoich gratów i nie zakwaterował pod moją nieobecność jakiejś niuni.

O ile już tego nie zrobił. Nie chciałam myśleć, że jakaś dziewczyna sypiała w moim łóżku. Nie było takiej opcji. Musiałam zadzwonić do mamy i chyba być złą siostrą, bo czułam potrzebę podkablowania brata. Rodzice nie pozwolą, żeby ich synek sprowadzał do domu byle kogo. Nie zamierzałam też myśleć o gitarze i wszystkich akcesoriach walających się po podłodze. Kilka razy zaglądając do pokoju brata, potknęłam się o kable. Nic sobie z tego nie robił, jeszcze krzyczał na mnie, że wszystko popsułam. Bezczelny.

– On? - Zaśmiał się. – Będę pierwszym, który da mu przyzwolenie na bzykanie się w twoim łóżku.

Nie! Cholerne nie! Przecież zamierzałam przyjeżdżać do domu na święta i w przerwach od zajęć. Gdzie niby miałam spać, jeśli moje łoże zostanie splamione? Nie zamierzałam zaprzyjaźniać się z podłogą.

Do tej pory Fayne nie miał dziewczyny, chociaż większość uważała, że powinien już jakąś przedstawić. Obawiałam się, że jeśli nie zrobi tego w najbliższym czasie, uznają go za geja, ale mój brat miał jeszcze czas na dziewczyny. Niektórym wydawało się, że skoro ktoś zbyt długo pozostawał sam, musiał być innej orientacji. Nic bardziej mylnego. Ciężko trafić na odpowiednią osobę, szczególnie w naszych czasach. Priorytety się nieco zmieniły i pogoń za marzeniami oraz kasą bywała ważniejsza od chęci zakładania rodziny. Poza tym, kto by teraz myślał o ślubie i dziecku w wieku dwudziestu lat? Na pewno nie ja. W tym wieku dopiero poczułam, że żyję. Niektórym strasznie wadziło, że młode pokolenie rzadziej myślało o posiadaniu męża i potomstwa. Dlaczego mieliśmy pozwalać, żeby obcy ludzie decydowali o naszych życiach? Nie dla każdego szczęście znaczyło to samo.

– Fuj. - Rzuciłam w Landena poduszką.

Nie pozwoliłby mojemu bratu na zbezczeszczenie mojego łóżka. Oby, bo będę, wściekła na nich oboje. Chyba powinnam założyć zamek w drzwiach w swoim pokoju w domu rodziców i zadbać o to, żeby nikomu nie udało się otworzyć tam drzwi. Wtedy mogłabym spać spokojnie. Chociaż pewnie i tak za kilka dni przestanę się tym przejmować.

– Nie lubisz seksu? - Uniósł brew.

Wręcz przeciwnie. Pierwszy raz był upokarzający i nie chciałam nawet wspominać o durniu, który zabrał się za moje rozdziewiczenie, ale nie zniechęciłam się. Gdyby nie to, że sama byłam niedoświadczoną gówniarą, wykopałabym idiotę. Nie chodziło już o to, że nie wiedział, jak się zabrać do roboty i założyć prezerwatywę. Sam seks trwał krócej niż przygotowania, a to, że sprawił mi ból i zostawił mnie niezaspokojoną, chwilę po tym, jak doszedł, sprawiło, że nie miała ochoty na niego patrzeć. Ale chłopak był z siebie cholernie zadowolony. Jakby w ogóle było się czym chwalić. Dobrze, że kolejny był bardziej skupiony na moich potrzebach niż na sobie samym, ale nie dogadywaliśmy się ze sobą. Daren był trzecim chłopakiem, z którym uprawiałam seks. Doświadczonym na tyle, że czerpałam dużą przyjemności z naszych zbliżeń. Nie był jednak na tyle dobry, żeby tkwić przy nim tylko dla seksu, a nic nas nie łączyło, chociaż przez chwilę myślałam, że było inaczej.

– Nie lubię rozmawiać o seksie mojego brata. I twoim też nie. - Zakryłam twarz w dłoniach.

Raz powiedziałam Landenowi o swojej upokarzającej przygodzie. Byłam wtedy pijana i użalałam się nad sobą. Obawiałam się, że kuzyn będzie mi to wypominać i się ze mnie naśmiewać. Nie zrobił tego. Pocieszył tylko, że nie każdy miewał cudowny seks i na pewno nie za każdym razem mogłam spodziewać się orgazmu. Nie pamiętałam, czy poczułam się dzięki temu lepiej. Jednak nie wracaliśmy więcej do tej rozmowy, z czego byłam cholernie zadowolona.

– Nie zamierzałem o nim opowiadać.

Landen nie był jednym z tych facetów, którzy na prawo i lewo chwalili się swoimi podbojami. Ci idioci traktowali kobiety jak przedmioty, ale co mi do tego, skoro większość z nich się na to godziła? Wkurzało mnie tylko, że przez te puste paniusie wszystkie miałyśmy opinie łatwych i puszczalskich.

– Co za ulga. - Zaśmiałam się.

– Nie chcę zanudzać – sięgnął z komody mój zeszyt z notatkami – ale masz zaległości.

Wiedziałam o tym doskonale. Były niewielkie, ale nie powinnam sobie na to pozwolić. Jeśli teraz nie dawałam rady i nie ogarnę wszystkiego, później będzie gorzej.

– Wiem. - Westchnęłam. – Może skoro już jesteś, pomożesz mi trochę?

Nie chciałam wykorzystywać Landena, ale tylko on potrafił wytłumaczyć mi wszystkie zadania z matematyki. Był moją ostatnią deską ratunku.

– Przysięgam, że nigdy się nie wypłacisz. - Spojrzał na mnie z uśmiechem. – Będziesz moją sprzątaczką i kucharką.

– I niańką do dzieci.

Kiedyś na pewno będzie je miał i chętnie się wtedy nimi zajmę.

– W takim razie zrobię ich sobie z dwadzieścia. - Zaśmiał się.

– Poważnie? - Zerknęłam na niego. – A która kobieta ci ich tyle urodzi? Landen, musiałbyś ich zapłodnić kilka. Mam uwierzyć, że jesteś do tego zdolny?

– Jestem, ale nie zamierzam ci udowadniać. - Uderzył mnie lekko w głowę.

– Auł – jęknęłam – miałam na myśli poligamię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro