10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Just don't give up, I'm working it out
Please, don't give in, I won't let you down
It messed me up, need a second to breathe
Just keep coming around

                      ~              *             ~

Draco zajął swoje stałe miejsce w ostatniej ławce przy oknie i rzucił torbę na krzesło obok. Nawet nie wyjął pióra ani pergaminu, i tak nie zamierzał robić żadnych notatek. Już dawno przestał się przejmować ocenami, nie widział w tym sensu. I tak ostatnimi czasy ciężko mu było skupić się na czymkolwiek, tym bardziej na gadaniu Binnsa.
Na szczęście historii magii w tym roku nie mieli z Gryfonami, więc mógł uniknąć ciągłego uczucia zmartwionego wzroku Granger na sobie i krótkich, nerwowych spojrzeń Pottera.
Malfoy westchnął, oparł brodę na dłoni i skupił wzrok na czymś za szybą. Z każdą sekundą coraz bardziej zastanawiał się, dlaczego w ogóle przyszedł na tę lekcję. Mógł zostać w łóżku, dodatkowa godzina snu w jego obecnym stanie naprawdę dużo by mu dała.
Teraz, kiedy nie wisiał nad nim cień ojca, mógłby równie dobrze zrezygnować z tych zajęć, jednak wymagałoby to zbyt dużo zachodu, a Malfoy naprawdę nie miał na to wszystko siły.
To Lucjusz co rok wybierał mu przedmioty, na które, chcąc nie chcąc, chłopak musiał uczęszczać.
Ojciec zawsze uważał, że wiedział, co dla Draco najlepsze, po czym okazywało się, iż było dokładnie odwrotnie. Po jego śmierci wszystko się zmieniło, ale w większości na lepsze. Na początku oczywiście było ciężko, szczególnie dla Narcyzy. Mimo tego, co jej mąż czynił za życia, szczerze go kochała i w śmierci ojca to bolało Draco najbardziej – widok tak zrozpaczonej matki. Sam na dłuższą metę radził sobie dużo lepiej. Pierwsze kilka miesięcy było trudne, w końcu od zawsze uważał ojca za swego rodzaju autorytet, a poza tym, to w końcu rodzic. Jednak im więcej czasu mijało, tym Draco uświadamiał sobie, jak bardzo bał się Lucjusza. Odkąd tylko był w stanie trzymać różdżkę, ojciec zaczął go uczyć podstawowych zaklęć. Potem, kiedy Draco trochę dorósł, Severus przychodził, aby pokazywać mu sposób przygotowania różnych eliksirów. Oczywiście Malfoy także szybko opanował sztukę latania na miotle oraz zasady Quidditcha, o to wszystko doskonale zadbał jego ojciec. Mężczyźnie zależało, aby jego syn był dobrze przygotowany już zanim zaczął chodzić do Hogwartu. Nie miał jednak pojęcia, jak ciągłe reprymendy, kary i stres wpłynęły na psychikę Draco.
Teraz, kiedy chłopak już nie musiał martwić się, żeby mieć perfekcyjne wyniki w nauce, najzwyczajniej przestał wkładać w nią jakikolwiek wysiłek. Nie widział dla siebie żadnej przyszłości, o ile kiedyś miał jakieś plany, marzenia, to teraz wszystko wydawało się jedną wielką czarną plamą. Nie miał pojęcia, co zrobi po ukończeniu szkoły, które swoją drogą zbliżało się nieubłaganie. Pieniędzy oczywiście spokojnie wystarczyłoby mu i matce na długi czas, ale nie na wieczność. Musiał zdobyć jakąś pracę, ale nie miał pojęcia jaką ani jak to osiągnąć. Ojciec zawsze powtarzał mu, że jeśli nie będzie mógł znaleźć zatrudnienia, to on mu pomoże... O cholera.
Draco uświadomił sobie, że całe życie polegał tylko na Lucjuszu, jego pieniądzach i znajomościach. Nigdy nie musiał się  martwić o nic podobnego. Nagła świadomość, że nie wie, co zrobi ze swoim życiem, a przecież coś musi, wywołała u niego niesamowity strach i panikę. Poczuł jak tętno mu przyspiesza, jego plecy zlał zimny pot. Chciał zaczerpnąć oddechu, ale nie mógł. Kurwa, co się z nim działo?! Jego ręce zaczęły się trząść, miał wrażenie, że serce zaraz  wyskoczy mu z piersi i czuł, jakby jakieś dłonie zacisnęły mu się na gardle, co uniemożliwiało oddychanie, obrazy wirowały mu przed oczami. Rozpaczliwie rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając źródła swojego strachu.
Muszę się stąd wydostać – pomyślał, po czym na chwiejnych nogach podniósł się z miejsca, złapał torbę i wybiegł z sali. Kiedy tylko znalazł się za drzwiami, osunął się na podłogę i wziął drżący oddech. Ręce przestały mu się trząść, serce powoli się uspokajało. Draco oparł głowę o ścianę i zamknął oczy, próbując się opanować.
Co to, kurwa, było? Nigdy w życiu nie czuł takiego nagłego lęku, a wręcz paniki zupełnie bez powodu. Coś zdecydowanie było z nim nie tak. Westchnął lekko, ciesząc się odzyskaną możliwością oddychania, po czym usłyszał szybkie kroki i już po chwili klęczała przy nim Pansy. Wyglądała na wyjątkowo zaniepokojoną.
Dziewczyna złapała go za policzki i skierowała jego wzrok na nią.
– Boże, co się stało? – zapytała z przejęciem. – Nie masz pojęcia jak mnie przestraszyłeś!
Draco jęknął, ponownie zamykając oczy.
– Wszystko w porządku. Po prostu...
Po prostu co? Sam nie wiedział, co się wydarzyło. – Zrobiło mi się słabo i musiałem szybko wyjść – teoretycznie nie kłamał, między innymi objawami czuł też  zawroty głowy.
Parkinson spojrzała na niego, jakby nie do końca mu wierzyła, ale znała Draco na tyle długo, żeby nie drążyć.
– Niech ci będzie, ale idziesz do Pomfrey. Nawet nie próbuj. – ostrzegła, widząc ze Malfoy zamierza zaprotestować. – Zawroty głowy czy nie, pojawiające się znikąd mogą być objawem czegoś poważniejszego. Zaprowadzę cię, nie tylko dlatego że nie chce mi się słuchać Binnsa, ale też, aby upewnić się, że tam dotrzesz – spojrzała na niego wymownie, na co Draco tylko przewrócił oczami, ale posłusznie powoli podniósł się z posadzki i ruszył z przyjaciółką w stronę klatki schodowej.
Droga minęła im w ciszy. Pansy zawsze rozumiała Malfoya dużo lepiej niż on sam, dlatego wiedziała, że zaczynanie jakiejkolwiek rozmowy na temat zaistniałej sytuacji było bez sensu.

              *                         *                         *

– Wyglada mi to na atak paniki, panie Malfoy – powiedziała Pomfrey po rozmowie z chłopakiem i przeprowadzeniu wszystkich dodatkowych badań. – Nie widzę u ciebie żadnych problemów podłoża fizycznego, które mogłyby wywołać takie objawy.
Oczy Draco nagle powiększyły się do wielkości galeona.
– Atak czego?! – Też mi, kurwa, coś, pomyślał, powstrzymując się od prychnięcia.
Pielęgniarka spojrzała na niego zatroskanym spojrzeniem, po czym usiadła obok niego na kozetce.
– Wiem, że to może wydawać się... – kobieta urwała, jakby dobierając odpowiednie słowo – uwłaczające, ale tak naprawdę wiele osób doświadczyło kiedyś ataku paniki i nie ma w tym żadnego powodu do wstydu – Pomfrey zamilkła, obserwując Malfoya i jakby wyczekując odpowiedzi.
Draco jednak jedynie patrzył na nią tępo przez kilka sekund, po czym podniósł się z kozetki.
– To nie był żaden atak paniki – powiedział szorstko i odwrócił się, kierując się do wyjścia.
– Zaczekaj – odezwała się pielęgniarka, ruszając za nim, chłopak jednak nie odwrócił się. – Nie możesz tego bagatelizować, musimy porozmawiać o prawdopodobnych przyczynach i...
Draco zatrzymał się gwałtownie i obejrzał przez ramię, rzucając kobiecie chłodne spojrzenie.
– Nie musimy – przerwał jej Malfoy i, nie zwlekając dłużej, opuścił skrzydło szpitalne.
Też coś, atak paniki. Jeszcze tego mu tylko brakowało. On przecież wcale nie panikował. To zwyczajne problemy z oddychaniem, a Pomfrey wmawiała mu coś zupełnie innego.
Malfoy prychnął ze złością i już miał wejść po schodach do sali, w której zaraz miał mieć kolejną lekcję (oczywiście nie uśmiechało mu się wracać na historię magii po zaistniałej sytuacji), ale zatrzymał się, trzymając jedną rękę na poręczy i spojrzał w stronę znajdującej się tuż obok biblioteki. Do następnych zajęć zostało mu jeszcze kilkanaście minut, więc skręcił w lewo w stronę biblioteki.

* * *

Harry zamknął książkę i osunął się na krześle, jedną ręką zdejmując okulary, a drugą pocierając oczy i westchnął ciężko. Za dwa dni mijał ostateczny termin oddania eseju z zaklęć, a jemu ledwo udało się napisać 1/4 wymaganej długości.
Ostatnio coraz ciężej było mu się skupić na jakiejkolwiek czynności. Jego wyniki w quidditchu znacznie się obniżyły, o ocenach nie mówiąc. Hermiona oczywiście wisiała nad nim, cały czas powtarzając mu, że to ostatni rok i musi się postarać, ale Harry po prostu nie był w stanie. Przez to co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, jedyne, o czym był w stanie myśleć, to nie quidditch czy jakieś głupie eseje, tylko jego relacja z Draco.
Wspomnienia stopniowo wracały, każdego dnia pamiętał coraz więcej, jednak czuł się, jakby oglądał film, a nie część własnego życia. Powracającym urywkom nie towarzyszyły żadne uczucia, były to jedynie obrazy w jego głowie.
Harry widział, że Draco cierpi i, chcąc nie chcąc, czuł się za to w pewnym sensie odpowiedzialny, mimo że tak naprawdę nie był niczemu winien. Dla niego to było tak samo męczące, jak dla Malfoya. Westchnął cicho i spojrzał na zegarek. Za piętnaście minut kończyło się jego okienko i zaczynała kolejna lekcja. Niechętnie pozbierał swoje rzeczy i upychając je to torby, podniósł się z krzesła.
Ruszył w stronę wyjścia, gdy nagle zza regału wyłoniła się jakaś postać, z która ledwo uniknął zderzenia.
– Przepraszam – mruknął Harry, podnosząc wzrok. Oczywiście. Przed nim stał Draco Malfoy. Blondyn wyglądał na tak samo skonsternowanego, jak Potter. Ich poranna rozmowa powodowała dodatkowe napięcie między nimi. Harry spojrzał w dół na książki, które Draco trzymał w ręku. Zaburzenia i choroby psychiczne? Potter podniósł wzrok i pytająco spojrzał na Malfoya, który natychmiast schował książki do torby. Zanim Gryfon zdążył o cokolwiek zapytać, Draco odwrócił się i warknął:
– Nie twoja sprawa – po czym szybkim krokiem oddalił się i opuścił bibliotekę.
Harry stał nieruchomo jeszcze przez chwilę, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Draco. Nie mógł tego tak zostawić. Chyba najwyższa pora porozmawiać z Pansy.

* * *

Kurwa, kurwa kurwa. Dlaczego on musiał mieć takiego pecha?! Ze wszystkich możliwych osób akurat Potter. Cholera jasna, przecież Harry nie był głupi. Draco wiedział, że Gryfon domyślał się, iż coś było na rzeczy. Oby tylko nie poleciał z tym do Granger albo, co gorsza, Pansy – pomyślał, kierując się na kolejne zajęcia – Chociaż znając Pottera, to będzie dokładnie to, co zrobi. Draco prawie jęknął. Kurwa mać. Miał przejebane.
Dotarłszy pod klasę, usiadł na parapecie i, z uwagi na to, że poza nim jeszcze nikt nie przyszedł, wyciągnął wypożyczoną książkę, źródło jego aktualnego kłopotu. Otworzył spis treści i szybko przejechał palcem wzdłuż rozdziałów, szukając interesującej go pozycji. Jego palec zatrzymał się się przy rozdziale 6, podrozdziale 4. Ataki paniki i lęku. Draco szybko przekartkował książkę, szukając upragnionej strony.
Atak paniki – nieprzewidywalne wystąpienie lęku o bardzo dużym nasileniu. Często łączy się on z odczuciami fizjologicznymi, co tylko potęguje niepokój.
Dobra, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Mogło to być zupełnie co innego. Malfoy szybko przeleciał wzrokiem szukając podpunktu objawy.
Objawy ataku paniki:
– nagły irracjonalny lęk, uczucie jakby zaraz miało wydarzyć się coś strasznego,
– nadmierne pocenie się,
– drżące mięśnie, ręce,
– problemy z oddychaniem, hiperwentylacja,
– ból brzucha i głowy,
- napady gorąca,
– przyspieszony puls,
– kołatanie serca,
Draco z przerażeniem doszedł do wniosku, że prawie wszystkie z wymienionych objawów rzeczywiście przejawiał. Pokręcił głowa z niedowierzaniem i przeszedł do czytania rubryki przyczyny i towarzyszące zaburzenia.
Przyczyny napadów tkwią w czynnikach emocjonalnych i środowiskowych. Często dotyczą one traumatycznych przeżyć, a także sfer życia, w których człowiek sobie nie radzi. Ataki paniki łączą się najczęściej z takimi obszarami jak kontakty z innymi ludźmi. Chodzi tu zwłaszcza o relacje z bliskimi i związane z nimi kłopoty, jak na przykład nieszczęśliwe małżeństwo, rozwód bądź zdrada. Ponadto ataki lęku związane są z kręgiem znajomych – mogą je powodować takie rzeczy, jak utrata przyjaciela czy wyprowadzka kogoś bliskiego. Mogą być także związane ze stresem w... Draco nie czytał dalej. Zamknął książkę i utkwił wzrok w ścianie przed nim. Może rzeczywiście doznał ataku paniki. Wszystkie opisy pasowały, nawet Pomfrey tak stwierdziła. Drżącymi rękami Malfoy znowu otworzył książkę i doczytał:
atak paniki może wystąpić u każdego, ale większe ryzyko jest u osób cierpiących na wszelkie zaburzenia lękowo–depresyjne.
Draco bardzo nie podobało się to, co przeczytał.
Może to jednorazowe – pomyślał – przecież naprawdę dużo się dzieje w tym momencie, to wcale nie musi być coś większego – próbował jakoś odepchnąć od siebie myśl o jakimkolwiek zaburzeniu psychicznym. Co by powiedziała matka? A ojciec?
Ojciec nie żyje – przypomniał sobie ponuro – przestań się przejmować tym, co on by pomyślał.
Nagle zadzwonił dzwonek, wyrywając Malfoya z rozmyślań. Chłopak szybko schował książkę i chwilę później korytarz już zapełnił się tłumem uczniów. Draco nienawidził harmidru, jaki panował w Hogwarcie podczas przerw. Dźwięki rozmów, śmiechów, odgłos kroków, to wszystko doprowadzało go do szału.
Niespodziewanie z tłumu wyłoniła się Pansy. I nie wyglądała na zadowoloną. Draco przełknął ślinę.
Jebany Potter – zdążył tylko pomyśleć, zanim dziewczyna złapała go za szatę i brutalnie pociągnęła w głąb korytarza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro