9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam po, jak zwykle, długiej przerwie, ale przecież obiecałam wam, ze dokończę to fanfiction i obietnicy dotrzymam. Trochę odbiegam od mojej pierwotnej koncepcji na to opowiadanie, ale myśle, że tak będzie lepiej.
Mam dla was jeszcze dobrą wiadomość – stwierdziłam, że skoro rozdziały pojawiają się tak rzadko, to będą dłuższe, co już można zauważyć po tym! Miłego czytania:)

Well, you look like yourself
But you're somebody else
Only it ain't on the surface
Well you talk like yourself
No, I hear someone else though

                      ~                *               ~

Draco leżał w łóżku, wpatrując się w wilgotny sufit sypialni. Już dawno przyzwyczaił się do swojej bezsenności i zaniechał prób zaśnięcia wcześniej niż nad ranem.
Sam nie miał pojęcia, jakim cudem nadal normalnie funkcjonował. „Normalnie" to za mocne słowo, jakim cudem w ogóle funkcjonował.
Draco nigdy nie uważał swojego życia za łatwe i przyjemne, ale te kilka ostatnich miesięcy były wyjątkowo ciężkie, nawet dla niego.
Jeszcze w zeszłym roku naprawdę czuł się szczęśliwy, myślał, że wreszcie wszystko zaczęło się układać, jednak najwyraźniej było to jedynie złudzenie. Przypomniały mu się czasy zanim on i Harry zbliżyli się do siebie, kiedy związek z nim mógł być tylko nieosiągalnym absurdalnym marzeniem. Na ten moment wydawało mu się, że był to najgorszy okres w jego życiu, to jest odkąd uświadomił sobie, co czuł do Harry'ego Pottera. Właściwie nie on sam do tego doszedł, tylko Blaise na czwartym roku.

– Każdy niech weźmie po kilka i rozdajcie je wszystkim uczniom – powiedział Draco wręczając po kolei Ślizgonom przypinki „Potter cuchnie". – Jak najwięcej osób ma je mieć na sobie podczas pierwszego zadania, wyobraźcie sobie minę Pottera!
Koledzy spojrzeli na niego sceptycznie, ale posłusznie wzięli odznaki i schowali w kieszeniach szat. Jedynie Blaise prychnął i zapytał:
– To nad tym siedziałeś wczoraj całą noc?
Pytanie wydało się zbić Malfoya z tropu. Chłopak przestał rozdawać przypinki i spojrzał na Zabiniego szeroko otwartymi oczami. Jego policzki zarumieniły się, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Minęło kilkanaście sekund zanim Draco wreszcie odpowiedział ostrzegawczym tonem:
– Tak, i co z tego? – jego głos wyraźnie nakazywał Blaise'owi się przymknąć, jednak Zabini nie był typem osoby, która bała się Malfoya.
– Draco, to trochę gejowskie – powiedział Blaise, uśmiechając się znacząco. – Potter musi grać naprawdę ważną rolę w twoim życiu, skoro poświęcasz mu całe noce.
Zapadła cisza. Wszyscy Ślizgoni obserwowali Malfoya, czekając na jego reakcję, gdzieniegdzie słychać było szepty i stłumione śmiechy,  jakiś Ślizgon nawet powiedział: wreszcie ktoś to zauważył!
Draco zaniemówił i zarumienił się jeszcze bardziej. Wpatrywał się w Blaise'a z szeroko otwartymi oczami i ustami. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, to Zabini leżałby martwy na podłodze pokoju wspólnego. Wzrok Malfoya mówił „Zamorduję cię we śnie, zginiesz powolną i bolesną śmiercią".
Draco po raz pierwszy w życiu wmurowało. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć ani jak się obronić. Jedyne, co po chwili udało mu się wydusić, to marne:
– Ale... to co innego!
Blaise zaśmiał się i puścił mu oczko.
– Oczywiście. Jeśli tak uważasz – powiedział Zabini, po czym wstał, wziął ze stolika kilka odznak i opuścił pokój wspólny.

Malfoy uśmiechnął się na to wspomnienie, jednak wtedy zdecydowanie nie było mu do śmiechu. Nie dość, że Blaise upokorzył go przy wszyskich Ślizgonach z ich roku, to jeszcze zniszczył Draco cały światopogląd.
Malfoy do tamtej pory żył w przekonaniu, iż jego obsesja i nadmierne (teraz uważał, że wręcz niezdrowe) zainteresowanie Harrym wynikało z nienawiści. Dopiero po słowach Zabiniego zaczął się zastanawiać, czy to aby na pewno normalne wciąż żywić tak wielką urazę po tylu latach.
Cały czwarty rok był dla Draco niczym jeden wielki emocjonalny rollercoaster. Najpierw Śmierciożercy na meczu Quidditcha, później Potter wybrany do Turnieju (co wywołało w Malfoyu dziwny strach i troskę, do czego oczywiście wtedy za nic by się nie przyznał), potem niezapomniane stwierdzenie Blaise'a, cały Turniej Trojmagiczny i jeden wielki kryzys egzystencjalny Draco, oczywiście związany z Harrym (jak wiele rzeczy w moim życiu pomyślał blondyn z goryczą) i na koniec powrót Czarnego Pana, a co za tym szło, ogromny chaos w domu Malfoyów.
Draco westchnął i poprawił sobie poduszkę pod
głową. To była jego conocna rutyna – kładł się do łóżka stosunkowo wcześnie, jednak nie miało to większego znaczenia, ponieważ i tak nigdy nie udawało mu się zasnąć przez jeszcze kilka dobrych godzin. Czasem poddawał się i sięgał po książkę lub notatki z lekcji. Skoro i tak nie spał, to chciał przynajmniej wykorzystać ten czas na coś pożytecznego, a nie na ponure rozmyślania i wspominanie lepszych lat.
Dzisiaj jednak było inaczej, Draco nie chciał czytać ani się uczyć, zwyczajnie nie miał na to siły. Wszystko, co dawniej przynosiło mu jakąkolwiek radość lub stanowiło pewną odskocznię od problemów i szarej rzeczywistości, stało się teraz zwykłymi czynnościami. Malfoy już dawno przestał odczuwać smutek czy złość, na ich miejscu pojawiła się zaś pustka i obojętność.
Chłopak odetchnął ciężko, starając się nie myśleć o tym, jak inaczej jego życie wyglądało zaledwie pół roku temu – niestety bezskutecznie. Zalała go kolejna fala wspomnień, a co za tym szło, nostalgii. Draco zamknął oczy i wziął drżący oddech. Nie był już nawet w stanie płakać, tak jakby wszystkie łzy dawno przelał. Jedyne, co w nim pozostało, to rozdzierający żal i rozgoryczenie, które nie mogły znaleźć żadnego ujścia.
Chłopak warknął, przewracając się na drugi bok. Wszystkie myśli przelatujące przez jego głowę doprowadzały go do szału. O tej godzinie jego umysł nie słynął z rozsądku, ale pewne pomysły, które pojawiały się mu w głowie, niepokoiły nawet samego Draco.
Zdecydowanie nie podobało mu się to, w jaki sposób działał jego umysł nocą, kiedy leżał sam rozmyślając nad swoim życiem.
Zasłużyłem na to – pomyślał ponuro. – Wszystko, co mi się do tej pory przydarzyło, jest wynikiem tylko i wyłącznie moich błędów. Jestem jedną wielką porażką.
Nie użalaj się nad sobą – odezwała się inna część jego umysłu.
Jesteś żałosny – zakpił kolejny głos w jego głowie.
Draco nie mógł już tego wytrzymać. Co człowiek ma zrobić, jeśli nie potrafi znieść własnych myśli i swojego umysłu? Jak się od nich uwolnić? Co poradzić, kiedy twoim największym wrogiem, jesteś ty sam?
Jedynym ukojeniem na ten moment wydawał się sen.
Draco zacisnął powieki i przykrył się kołdrą aż po szyję. Postanowił za wszelką cenę zasnąć, choć doskonale wiedział, że na pewno w najbliższym czasie mu się to nie uda.

                *                      *                       *          

Kiedy światło zaczęło brutalnie wdzierać się pod jego powieki, Draco niechętnie otworzył oczy. Chłopak podniósł głowę i gdy tylko poczuł rozdzierający ból w skroniach, natychmiast z powrotem opadł na poduszki.
Cholerna bezsenność mnie wykończy – pomyślał, po czym rzucił Tempusa. Była siódma trzydzieści, co oznaczało, że została trochę ponad godzina do jego pierwszej lekcji.
Malfoy stęknął, podnosząc się do pozycji siedzącej i sięgnął do szuflady w stoliku nocnym. Pogrzebał w niej trochę, a gdy znalazł upragniony ketanol i zażył dwie pigułki, westchnął z zadowoleniem. Nic z typowych dla czarodziejów eliksirów przeciwbólowych nie działało na niego tak dobrze jak kilka mugolskich pigułek. Kiedyś brał tylko jedną tabletkę, jednak to szybko stało się zdecydowanie za mało, dlatego podwoił dawkę. Teraz dopiero mógł w miarę funkcjonować.
Zwlókł się z łóżka i po rutynowych czynnościach opuścił dormitorium, kierując się w stronę Wielkiej Sali na śniadanie. Nie żeby odczuwał jakikolwiek głód (już dawno zaprzestał spożywania porannych posiłków, ponieważ nasilały one jedynie jego mdłości), po prostu Draco nie wyobrażał sobie dnia bez kawy.
Wyszedł z komnat Slytherinu i ruszył schodami w górę, aby opuścić lochy.
Korytarze ziały pustkami, o tej godzinie większość albo przebywała na zajęciach, albo w Wielkiej Sali, więc Malfoy mógł cieszyć się samotnością, którą ostatnio tak sobie upodobał. Odczuwał zbyt duże zmęczenie i ogólną niechęć do życia, aby dokończyć przemyślenia, od których wczoraj uwolnił go sen.
Draco już myślał, że dotrze na śniadanie bez większych przeszkód, ale oczywiście jemu nic w życiu nie mogło pójść tak, jak zaplanował . Kiedy przechodził głównym korytarzem, usłyszał kroki dochodzące zza rogu. Ktoś najwyraźniej bardzo się spieszył, wywnioskował Draco po krótkich odstępach między kolejnymi stąpnięciami.
Blondyn westchnął z ubolewaniem i mentalnie przygotował się na spotkanie z kimkolwiek, kto właśnie nadchodził.
Ku jego przerażeniu z korytarza obok wyszła ostatnia osoba, no może poza Czarnym Panem, którą chciał spotkać. Jego oczom ukazał się nikt inny jak Harry Pieprzony Potter.
Draco zaklął w myślach, ale na głos nie wypowiedział ani słowa. Gryfon zresztą był zbyt zajęty upychaniem czegoś do swojej torby, żeby zauważyć Malfoya.
Blondyn miał nadzieję, że może uda mu się minąć Pottera zanim ten podniesie wzrok, jednak najwyraźniej nic dziś nie szło po jego myśli, bo dokładnie w tym samym momencie Gryfon skończył szamotać się z torbą i spojrzał w górę, napotykając wzrok Malfoya. Harry gwałtownie się zatrzymał, a jego twarz przybrała wyraz, którego Ślizgon nie potrafił przyporządkować do żadnej emocji. Normalnie uznałby tę minę za całkiem zabawną, gdyby nie fakt, że teraz zdecydowanie nie było mu do śmiechu.
Potter jednak nie wyglądał na tak samo wzburzonego lub zirytowanego jak Malfoy, wręcz przeciwnie. Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, po czym powiedział ciepło:
– Cześć, Draco.
Ślizgon zaniemówił. Takiej reakcji Pottera zdecydowanie się nie spodziewał. Co miał teraz zrobić? Musiał podjąć decyzję szybko, ponieważ już i tak długo zwlekał z odpowiedzią.
Tysiące myśli zdążyły przelecieć mu przez umysł, zanim wreszczie odpowiedział:
– Cześć.
Żadnego Potter, żadnego Harry czy innego słowa personalizującego wypowiedź. Chciał zachować swoje przywitanie jak najbardziej bezuczuciowe jak to możliwe.
Potter najwyraźniej nie zamierzał zakończyć jedynie na powitaniu, ponieważ nadal tkwił w tym samym miejscu i wpatrywał się w Malfoya.
Stali tak w ciszy dłuższą chwilę, Harry nadal patrząc na Ślizgona z uwagą, a Draco ze spuszczonym wzorkiem, usilnie starając się nie skulić pod przeszywającym spojrzeniem Gryfona.
– Co u ciebie? – pytanie rozbrzmiało w uszach Malfoya niczym grzmot. Co u mnie? Nie mogę spać od miesiąca, wspomnienia o tobie mi nie pozwalają. Prawie nie jem, nie myślę, ledwo funkcjonuję, żyję na kawie i lekach. Dawno nie czułem się tak okropnie, jak teraz, nawet po śmierci ojca. Nie odczuwam bólu, smutku, złości. Po prostu pustkę. I to jest najbardziej przerażajace. Odpowiedział jednak tylko:
– W porządku – Nie chciał zadawać tego samego pytania Harry'emu, nie chciał podtrzymywać konwersacji, w ogóle nie chciał prowadzić tej rozmowy. Marzył teraz jedynie o kubku kawy i świętym spokoju, a Potter był dla niego od zawsze źródłem wszystkiego, tylko nie spokoju.
– Wiesz... – zaczął Harry niepewnie, jakby ważąc każde słowo, a Draco prawie jęknął z irytacji. Najwyraźniej ich rozmowa jeszcze się nie skończyła. – Wydaje mi się, że wróciło mi kilka wspomnień...
Nawet słysząc to Malfoy nie mógł w sobie wydobyć silniejszych emocji niż jedynie lekkie zainteresowanie i cień ekscytacji. Już dawno pożegnał się z myślą o powrocie do Harry'ego i nauczył się nie podniecać byle czym.
Kiedy Potter nie kontynuował, Draco zapytał:
– Jakie konkretnie?
Brunet milczał przez chwilę, wbijając wzrok w swoje buty, po czym odpowiedział cicho:
– Pogrzeb twojego ojca.
To jedno zdanie wywołało w Malfoyu więcej uczuć niż wszystkie wydarzenia z ostatnich kilku dni. Lucjusz zawsze stanowił dla Draco ciężki temat oraz źródło wielu emocji , a jego pogrzeb tym bardziej. Ten dzień był jednym z cięższych wspomnień Ślizgona, nie ponieważ tęsknił za ojcem, ale dlatego że odsłonił wtedy przed Harrym swoją podatną na zranienie stronę. Fakt, że akurat ten moment z jego życia przypomniał się Potterowi jako jeden z pierwszych, bardzo poruszył Malfoya. Brunet obserwował reakcję Draco, ale sam się nie odezwał, dopóki Ślizgon nie spojrzał mu w oczy – jego wzrok pełen był bólu i kilku innych emocji, których Harry nie potrafił odszyfrować.
– Naprawdę mi przykro – na te słowa Malfoy prawie parsknął.
– Przykro? – zaśmiał się z goryczą. – Nie, on dostał dokładnie to, na co zasłużył, nie tęsknię za nim. Ulżyło mi, gdy umarł.
– Nie musisz udawać, wiem, co widziałem – powiedział Harry spokojnym tonem, co wywołało w Draco ukłucie złości, ale chłopak nie miał siły zareagować krzykiem czy sarkazmem.
– Musisz wiedzieć... – kontynuował Potter po chwili. – Wraca mi coraz więcej wspomnień, ale żadnych uczuć.
Ta krótka konwersacja wyczerpała Malfoya bardziej niż jakakolwiek bezsenna noc. Marzył tylko o tym, żeby się jak najszybciej ulotnić.
– Pogadamy kiedy indziej – powiedział tylko, po czym szybkim krokiem ruszył w stronę Wielkiej Sali. Nie zatrzymał się ani nie odwrócił, słysząc za sobą głos Pottera:
– Nie możesz wiecznie przed tym uciekać - nie, pomyślał Malfoy, ale możesz być pewien, że kurwa spróbuję.
Draco nie odwrócił się tylko przyspieszył kroku.
Dotarłszy do Wielkiej Sali, westchnął z ulgą i skierował się do stołu Slytherinu, gdzie już siedzieli Pansy i Blaise. Brunetka uśmiechnęła się do niego ciepło i Malfoy nie mógł nie odwzajemnić uśmiechu. Ostatnio bardzo zaniedbywał przyjaciół i pogrążał się jedynie w swoich czarnych myślach, a przecież oni byli jedynym, co mu jeszcze zostało. Postanowił, iż od tej pory zacznie spędzać z nimi zdecydowanie więcej czasu.
Draco usiadł obok przyjaciółki i przybrał swoją typową malfoyowską minę, ale Pansy nigdy nie mógł oszukać. Dziewczyna od razu zauważyła, że coś było nie tak i posłała blondynowi zatroskane spojrzenie, jednak najwyraźniej zdecydowała się zachować swoje pytania na później, za co Malfoy był jej wyjątkowo wdzięczny. Naprawdę nie miał siły na kolejną wyczerpującą rozmowę po tej, którą odbył kilka minut temu. Słuchając rozmowy przyjaciół, sięgnął po dzbanek z ukochaną kawą i nalał sobie pełen kubek. Na jedzenie nawet nie spojrzał, czuł mdłości na samą myśl.
– Wyglądasz jak gówno, Draco – z refleksji wyrwał go głos Blaise'a. Malfoy jedynie pokazał mu środkowy palec, nie odrywając wzroku od stołu Krukonów. – Spałeś dziś w ogóle?
Blondyn wzruszył ramionami i dolał sobie kawy. – Wezmę to za „nie" – mruknął Zabini. – Stary, nie pociągniesz tak długo. Kiedy ostatnio spałeś przynajmniej 6 godzin? – Draco ponownie wzruszył ramionami, tym razem jednak spoglądając na Blaise'a.
– Nie wiem – powiedział zmęczonym głosem, pocierając czoło. – Może z dwa tygodnie temu.
– Dwa tygodnie? – prawie krzyknął Zabini. – Chłopie, wykończysz się. Myślałeś, żeby iść z tym do Pomfrey? Przecież może ci dać eliksir...
– Nie – przerwał mu Draco stanowczo. – Żadnej Pomfrey, będzie zadawać za dużo pytań.
Blaise prychnął z irytacją.
– Lepsze to niż żebyś miał nam zemdleć z wycieńczenia.
– On ma rację, nie możesz sobie tego robić – wtrąciła się Pansy.
– Możemy proszę odłożyć tę rozmowę na później – westchnął Draco. – Nie mam na nią ani ochoty, ani siły.
– Nic dziwnego, że brakuje ci siły, skoro śpisz może po dwie godziny dziennie - mruknął Zabini. Malfoy tylko prychnął, dopił kawę i zebrał swoje rzeczy.
– Widzimy się po lekcjach – powiedział do przyjaciół, po czym skierował się do wyjścia. Doskonale wiedział, że Pansy i Blaise chcieli dla niego dobrze i jedynie się martwili, ale zdecydowanie nie zamierzał iść do pielęgniarki szkolnej. Znał tę kobietę nie od dziś i doskonale zdawał sobie sprawę, ile wysiłku i odpowiedzi na trudne pytania będzie go kosztowało zdobycie jednej małej fiolki Eliksiru Słodkiego Snu. Poza tym z doświadczenia wiedział, że sen wywołany sztucznie będzie bardziej męczący niż regenerujący. Nie, zdecydowanie nie zamierzał radzić sobie tego typu specyfikami.
Stwierdził, że lepiej poczekać, aż organizm sam zacznie dopominać się snu, co, wnioskując po jego samopoczuciu, stanie się niedługo.
  Resztkami sił dowlókł się do sali i zajął miejsce. Jeśli przetrwa dziś Historię Magii nie zasypiając, to przetrwa wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro