Rozdział XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Zanim wyjdziesz porozmawiaj z Mikem — zwróciła się Tonks do McKinnleya. — Odżył od ostatniej waszej rozmowy — zaśmiała się. — Do zobaczenia później — wyszła z biura.
   Gdy stała na holu deportowała się na Grimmauld Place. Podeszła do drzwi domu o numerze dwunastym i stuknęła różdżką w klamkę. Szła powoli przez ciemny korytarz, żeby nie narobić hałasu i nie obudzić wszystkich. Skierowała się do kuchni, gdzie zobaczyła Billa stojącego przy blacie kuchennym. Stała przez chwilę w ciszy wpatrując się w niego.
— Jestem tak przystojny, że nie potrafisz się napatrzeć? — Bill się odwrócił z uśmiechem.
   Nimfadora podeszła do niego i się wtuliła w jego tors. Rudy czarodziej stał kilka sekund zdziwiony, jednak po chwili wolną rękę przyłożył do jej pleców i delikatnie ją głaskał z nieśmiałym uśmiechem.
— Przepraszam — zaczęła dziewczyna. — Moje wczorajsze zachowanie nie było na miejscu — odsunęła się od niego, spoglądając na zaskoczoną twarz.
— Dora to ja na ciebie nakrzyczałem. Przesadziłem i to ja cię powinienem przeprosić — stwierdził czarodziej.
— Między przyjaciółmi musi czasem dojść do jakiejś sprzeczki, a nam zdażyło się to pierwszy raz — uśmiechnęła się do niego. — A jak śniadanie? Umieram z głodu.
— To coś nowego — zaśmiał się. — Usiądź, zjemy tutaj — wskazał jej niewielki stół.
   Machnął różdżką i jedzenie z blatu przeniosło się na niego. Machnął drugi raz i na stół przyleciały dwa talerze, dwie szklanki i dzbanek z sokiem. Usiadł naprzeciw czarownicy.
— A czy to w porządku, żebyś jadł tak wcześnie przeze mnie śniadanie?
— Jeśli nie zjesz teraz to poszłabyś spać i zjadła dopiero obiad. Zresztą idę dzisiaj wcześniej do pracy — mówił nakładając sobie dżem na tosty.
— No niech ci będzie — nalała sobie soku dyniowego.
   Siedzieli przez chwilę w ciszy.
— Naprawdę powiedziałaś Veronice, że jestem zajęty patrzeniem na innych praktykantów? — Zapytał nagle.
— A źle powiedziałam? Miałam pozwolić jej się z tobą skontaktować?
— Nie jest zła — stwierdził czarodziej. — Śliczna, wrażliwa...
— Jeśli powiesz, że nie doceniona to osobiście zatkam ci usta tymi tostami — przerwała mu Tonks.
— Więc nie powiem, ale jakbyś ją spotkała to powiedz, gdzie pracuję.
— Zrobiłam to — powiedziała czarownica.
— Na prawdę? — Zdziwił się.
— Pomyślałam, że jest w twoim typie i jej powiedziałam, żeby zaglądała do Banku Gringotta, a w końcu cię spotka — odparła różowowłosa.
— Jesteś najlepsza!
— Wiem o tym — uśmiechnęła się smutno.
— Coś nie tak?
— Po prostu jestem zmęczona — odparła czarownica. — Przyjmuje przeprosiny, ale będę już szła do domu — wstała z krzesła.
— Kominkiem będzie szybciej — Bill również wstał. — Chodźmy — wystawił w jej stronę swoją dłoń, a dziewczyna spojrzała na niego pytająco. — Na korytarzu jest ciemno, a wszyscy jeszcze śpią, więc jeśli się przewrócisz...
— Nie wierzysz we mnie. Jedyne co widzisz to moją niezdarność — złapała go za ręke.
— To dlatego że się martwię o twoje kolana — ruszył powoli ściskając jej rękę, żeby w razie, gdy się potknie złapać ją.
— Tak się tłumacz — weszli do dużego pomieszczenia.
— Do zobaczenia — rudy mężczyzna pocałował ją w policzek.
— Powodzenia z Veronicą — wzięła garść proszku fiuu i weszła do kominka. — Dom Tonks! — Zniknęła w zielonych płomieniach.
   Wyszła z kominka i skierowała się od razu do łazienki na długą kąpiel, a następnie poszła spać.

   Nimfadora siedziała w biurze myśląc tylko o tym, żeby wrócić do domu. Była zmęczona jak nigdy wcześniej i błagała w myślach, żeby Scrimgeour nie przyniósł jej papierów z misją.
— Tonks!? — Usłyszała głos swojego szefa i przeklnęła go w duszy.
— Co tym razem? — Podeszła do niego.
— Przemyślałem twoją prośbę o wolny dzień — odparł.
— Nie prosiłam o nic — stwierdziła czarownica.
— Więc mówisz, że nie przyda ci się odpoczynek? Ostatnio całe dnie i noce przesiadujesz w pracy i po ostatniej rozmowie zauważyłem, że twój umysł nie pracuje na pełnych obrotach co tylko zwiększa czas wykonywanych przez ciebie zadań. Daje ci dzień wolnego, więc poinformuj o tym swojego praktykantka — po tych słowach odwrócił się i wyszedł.
   Dora patrzyła z niedowierzaniem jak odchodzi. Ostatnio nawet dni wolne spędzała w pracy. Z chęcią spędzi ten dzień w domu śpiąc do późnej godziny.
— Widziałem szefa, mamy coś do zrobienia? — Wyrwał ją z zamyślenia McKinnley.
— Dzień wolny jutro — odparła dziewczyna.
— Gdyby nie fakt, że nie pracuje tu od wczoraj to bym się cieszył. Pewnie jutro dostanę sowe od ciebie, że mam tu przyjść — stwierdził czarodziej.
— Jeśli mamy dzień wolny to często musimy i tak być w pracy, ale gdy wolne nam daje osobiście szef to znaczy, że nie zostaniemy wezwani — powiedziała Tonks.
— Więc jutro będę cały dzień spał! — Ucieszył się. — A na dzisiaj jest koniec, więc do zobaczenia za dwa dni.
   Gdyby nie fakt, że Dora jest bardzo zmęczona to również by się cieszyła. Pożegnała się z przyjaciółmi i wyszła z biura, kierując się do windy.
— Hol Główny! — Powiedziała, a do windy wpadł pan Weasley.
— Witaj Tonks. Wracasz do domu?
— Tak i dostałam jutro dzień wolnego, więc pewnie się nie zobaczymy — odparła czarownica.
— Wykorzystaj to dobrze, bo nie pamiętam kiedy ostatnio miałaś wolne. Odpocznij — uśmiechnął się.
— Ja również nie pamiętam — wyszli oboje z windy.
— To narazie! — Zawołał i odszedł.
   TRZASK. Tonks poczuła delikatne szarpnięcie w okolicy pępka i chwilę później stała w swoim ogrodzie. Weszła do domu i skierowała się do kuchni, żeby coś zjeść. Przygotowała na szybko kolację i gdy ją zjadła poszła położyć się spać. Jej organizm tylko tego potrzebował. Kilku godzin snu.
— Dora, Dora — ktoś zaczął ją budzić.
— Mamo, mam dzisiaj wolne.
— Nie jestem twoją mamą, tylko przyjacielem — zaśmiał się, a dziewczyna z trudem otworzyła oczy.
— Bill! — Wrzasnęła.
— I widzisz chyba nawet jej nie przypominam.
— Co ty tu robisz? — Usiadła.
— Ojciec się wygadał, że masz wolny dzień i mama kazała przyjść po ciebie, żebyś wpadła na obiad do Kwatery — wytłumaczył. — Chciała już, żebyś przyszła na śniadanie, ale udało mi się jej przegadać, że pewnie chcesz odpocząć. Choć nie sądziłem, że będziesz aż do obiadu spać.
— Miałam wstać dopiero na kolacje — stwierdziła czarownica.
— Więc dobrze, że przyszedłem.
— A ty nie pracujesz czasem? — Przecierała oczy.
— Dzisiaj też dostałem wolne — uśmiechnął się.
— To wracaj do domu odpoczywać, bo ja idę dalej spać — położyła się.
— Nie ma takiej opcji! Idziesz ze mną coś zjeść, bo mama mnie przeklnie, jeśli wrócę sam.
— Poradzisz sobie — wymamrotała.
— Nie wyjdę stąd bez ciebie!
— Więc poczekaj do kolacji — odparła zmęczona.
— To powinienem położyć się obok ciebie i odpocząć jak mówiłaś?
— Co? — Usiadła znowu. — Przecież mówię, że już wstaje!
— Świetny wybór — uśmiechnął się. — Poczekam, aż się przyszykujesz, więc się nie spiesz — wyszedł z jej sypialni.
   Dora wstała z łóżka i podeszła do lustra. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że Bill widział ją w takim stanie. Zamknęła oczy i gdy je ponownie otworzyła w lustrze zobaczyła, że jej włosy są białe i do ramion. Przywołała z szafy fioletową sukienkę, a później z szuflady czarne rajstopy. Przebrała się i podeszła do toaletki. Użyła samomalujących kosmetyków, podkreślając oczy i usta. Ubrała czarne buty na grubym obcasie i czarny płaszcz, po czym poszła do salonu, gdzie czekał na nią jej przyjaciel.
— Jaka to okazja? — Spojrzał na nią zaskoczony.
— W końcu znalazłam na to czas — stwierdziła.
— Wyglądasz naprawdę ślicznie — uśmiechnął się.
— Wiem, mam w domu lustro — uśmiechnęła się. — Ale dziękuję.
— Zawsze byłaś taka skromna?
— Aktualnie jestem głodna, więc chodźmy — podeszła do kominka.
   Nabrała do dłoni proszku fiuu i rzuciła go na posadzkę.
— Kwatera Główna! — Zniknęła w zielonych płomieniach.
   Tonks wyszła z kominka znajdującego się w głównym pomieszczeniu, gdzie wszyscy ją przywitali z uśmiechem. Nagle z tego samego kominka wyszedł Bill.
— Długo ci to zajęło — odezwała się Molly.
— Nie było łatwo wyciągnąć Dory z łóżka — stwierdził czarodziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro