Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pół roku spokoju.

Świat magiczny był bezpieczny, ja nie miałam już koszmarów, a wszyscy wrócili do normalności. Każdego dnia starałam się cieszyć życiem, chociaż jednocześnie nie potrafiłam zwalczyć w sobie chęci zemsty. Tego by wrócić do jaskini, odnaleźć w jeziorze Kamień Wskrzeszenia i przywrócić Draco do życia. Wiedziałam, że Pansy myślała o tym samym, ale obie zdawałyśmy sobie sprawę, jak wielką krzywdę wyrządziłybyśmy nie tylko Draco i Blaise'owi, ale także sobie. To nie byliby już oni i choć mojego roztrzaskanego serca nie dało się już poskładać, nauczyłam się z tym żyć. Nauczyłam się cieszyć z małych rzeczy. Byłam wdzięczna, że miałam przy sobie przyjaciół, którzy wspierali mnie każdego dnia. A ja z każdym dniem stawałam się silniejsza.

Usiadłam na piasku i wzięłam głęboki wdech, a morska bryza kojąco wypełniła moje płuca. Uśmiechnęłam się do siebie.

Małe kroczki.

Małe rzeczy.

Spojrzałam w stronę przyjaciół, którzy bawili się wspólnie w morzu. Ron podtapiał Harry'ego, a Ginny rozmawiała z Elaine na dmuchanych materacach. Wyglądali na szczęśliwych. Z całej siły starałam się podzielać ich radość, ale w głębi siebie wiedziałam, że nic nie było w stanie wypełnić pustki po dwóch osobach, których tak bardzo tu brakowało.

— Idziesz?

Podniosłam wzrok na Pansy, a ta posłała mi znudzone spojrzenie. Pokręciłam tylko głową.

— Znowu się użalasz nad sobą? — kucnęła i położyła dłonie na moich kolanach. — Mamy siebie, pamiętasz?

Mówiła szczerze, i widziałam to w jej smutnym spojrzeniu, ale jednak czułam, jak pod powiekami wzbierały niechciane łzy. Nie byłam pewna, czy to z powodu chłopaków, czy po prostu cieszyłam się, że mam ją przy sobie.

— Zaraz przyjdę — powiedziałam w końcu, a ona poklepała mnie po nodze i odwróciła się, by pobiec do reszty przyjaciół.

Osunęłam się na plecy i zamknęłam oczy. Promienie słoneczne ogrzewały moją opaloną twarz, gdy wygodnie ułożyłam się na ciepłym jeszcze piasku. Szum fal docierał do moich uszu wraz z echem odległego śmiechu.

Nie chciałam zadręczać się przykrymi wspomnieniami, ale one i tak powracały za każdym razem, gdy zostawałam sama ze swoimi myślami. Widziałam Dracona w drobnostkach. Nawet w oczach malutkiej fretki i paskudnej herbacie mojej mamy. Nadal czułam jego zapach przez materiał bluzy, którą mi podarował, choć nie byłam pewna, czy to nie tylko wybryk własnej wyobraźni. Za każdym razem, gdy ból stawał się nie do zniesienia, siadałam w kącie, ubrana w zieloną bluzę i płakałam w futerko fretki, aż brakowało mi łez. Raz na jakiś czas pozwalałam sobie na taki moment załamania, ale nie uważałam tego za coś złego.

Nauczyłam się, że płacz nie był oznaką słabości.

Nagle coś zasłoniło mi słońce, wyrywając z zamyślenia, a kropla wody rozbiła się o moją twarz. Niechętnie uniosłam powieki i napotkałam na coś, czego przecież miałam już nigdy nie zobaczyć. Znajome, stalowe spojrzenie sprawiło, że zamarłam nie tylko ja - zamarł również cały świat. Kolejne krople wody spadały z jego włosów na moją twarz i tylko one uświadamiały mnie, że to działo się naprawdę.

— Cześć, Granger.

Gwałtownie się podniosłam i odepchnęłam od siebie chłopaka, który upadł na piasek. Był tu. Siedział, jak gdyby ostatnich kilka miesięcy nie istniało. Jakby były wyłącznie moim chorym wymysłem, chociaż wiedziałam, że to przecież nieprawda. 

Niepewnie zlustrowałam go wzrokiem, ale wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę; wciąż się do mnie uśmiechał. Spojrzałam w stronę przyjaciół, jednak oni zdawali się zupełnie nieświadomi tego, co właśnie się działo.

— Miałaś jechać ze mną do Bułgarii — powiedział, siląc się na urażony ton, a mój żołądek zacisnął się w ciasny supeł pod wpływem jego głosu. Tak bardzo mi brakowało tej bliskości. Tak bardzo za nim tęskniłam. Ale... to nie było być prawdą.

Wstałam, otrzepując się z piasku. Musiałam mieć zwidy. To na pewno było winą zbyt mocnego słońca, mojej wyobraźni albo serca, które wciąż nie pogodziło się ze stratą Draco.

— Ty nie żyjesz — szepnęłam, i choć wyrzuciłam te słowa w powietrze, kierowałam je tylko i wyłącznie do siebie.

I wtedy poczułam jego dotyk na swoim ramieniu; namacalny, prawdziwy. Draco przysunął się do mnie i gdy tylko podniosłam wzrok, złączył nasze usta.

Natychmiast ciepło rozlało się po moim ciele. Wszystkie elementy układanki stworzyły idealną całość, a ja nie miałam już wątpliwości, że to co się działo, było realne.

Oderwałam się od niego i zamrugałam kilka razy. Niepewnie położyłam dłonie na jego nagiej klatce piersiowej, jakby ten dotyk był czymś nowym. Czymś na co czekałam swoje życie.

Draco zaśmiał się pod nosem, widząc moją przejętą minę.

— Żyję i mam się dobrze. Hermiono, obiecuję, że to była ostatnia rzecz, o której nie mogłem ci powiedzieć.

Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem, a ja głośno nabrałam powietrza do ust, zdając sobie sprawę z tego, że naprawdę tu był. Żywy. Przy mnie. Z całej siły przylgnęłam do niego, robiąc to na tyle mocno i impulsywnie, że w pierwszej chwili cofnął się o krok, ale sekundę później zamknął mnie w swoich ramionach.

— Musiałem trochę poudawać, tak na wypadek, gdyby Śmierciożercy chcieli się zemścić za śmierć Bellatrix. O wszystkim wiedzieli wyłącznie moi rodzice, bo to ojciec rzucił wtedy na mnie zaklęcie paraliżujące. Powinienem ci powiedzieć, ale śmierć musiała być wiarygodna.

— Czyli wszystko było zaplanowane?

— Tak. Zanim wróciłem, chciałem mieć stuprocentową pewność, że już nic ci nie grozi.

Nie odpowiedziałam. W normalnych okolicznościach byłabym na niego wściekła, ale teraz po prostu cieszyłam się, że żył.

— Blaise...? — rzuciłam nagle, kierując swoje myśli w stronę Zabiniego. Jego śmierć bolała mnie równie mocno i teraz, patrząc na Draco, wezbrała we mnie nieśmiała nadzieja, że może...

Draco pokręcił jednak głową ze smutkiem, a ja mimowolnie zerknęłam w stronę Pansy, która, kompletnie wszystkiego nieświadoma, broczyła w migoczącej tafli morza wspólnie z Gryfonami

— Musimy się zająć jeszcze jedną rzeczą.

Odsunął mnie lekko od siebie i wyciągnął coś z kieszeni. Rozluźnił palce, a moim oczom ukazał się Kamień Wskrzeszenia.

Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.

— Ale jak...

— Kamień, który był w twoim dormitorium, to atrapa. Winslet dostał go od Bellatrix i myślał, że to świstoklik, który zabierze go w bezpieczne miejsce, gdyby sprawy potoczyły się wyjątkowo kiepsko. W rzeczywistości jest zupełnie bezużyteczny. Odebrałem go od Pottera, gdy tylko zobaczyłem, że ciotka na ciebie polowała i wykorzystałem jako przynętę. Nikt z was nie zorientował się, że coś z nim nie tak, więc nie zorientowała się też ona. A prawdziwy Kamień Wskrzeszenia cały czas był w bezpiecznym miejscu.

Pokręciłam głową.

— Czemu mi po prostu nie powiedziałeś?

Draco z troską położył dłoń na moim policzku.

— Im mniej wiesz, tym jesteś bezpieczniejsza. Ale obiecuję, że to już koniec kłamstw.

🧡

Stałam w motorówce obok Dracona i dalej nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę. Przyjaciele byli równie zaskoczeni, co ja, a Pansy zdawała się być przygaszona z powodu Blaise'a. Zrobiło mi się z tego powodu przykro, ale wszyscy wiedzieliśmy, że jak bardzo nie chcielibyśmy tego zrobić - nie mogliśmy użyć Kamienia na Zabinim. To już nie byłby ten sam chłopak.

Postanowiliśmy z Draco zachować w tajemnicy to, że prawdziwy Kamień tkwił w jego kieszeni i wypłynęliśmy na morze bułgarską motorówką, tłumacząc to chęcią wspólnego spędzenia czasu.

Zerkałam na niego co jakiś czas z ukosa, jakbym chciała przypomnieć sobie, że nie śnię. Jego blond włosy były teraz trochę dłuższe, ale poza tym wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam. Zaśmiał się pod nosem, widząc, z jaką intensywnością go obserwowałam. Ja też miałam ochotę śmiać się nad absurdalnością tej sytuacji. 

Obiecał mi wakacje w Bułgarii i dotrzymał słowa. Byliśmy wolni, mogliśmy robić, na co mieliśmy ochotę. Z pewnością upłynie trochę czasu, zanim uporządkujemy swoje życia i nauczymy się siebie nawzajem, ale głęboko wierzyłam, że razem byliśmy w stanie przenosić góry. Już nic nie stało nam na przeszkodzie.

W moich oczach kolejny raz pojawiły się łzy, tym razem szczęścia. Nie pozwoliłam im jednak wypłynąć, ale Draco i tak zauważył w jakim byłam stanie. Złapał mnie za rękę i uniósł ją, by delikatnie pocałować moją dłoń. Moje ciało przeszył dreszcz pod wpływem tego dotyku. Pragnęłam rzucić się na niego, ale niestety to musiało jeszcze chwilę poczekać.

Malfoy posłał mi niewinny, chłopięcy uśmiech i zatrzymał motorówkę.

Maszyna zakołysała się na błękitnych falach.

— Chcesz czynić honory?

Draco wyciągnął w moją stronę drugą dłoń z ułożonym na niej Kamieniem, ale stanowczo potrząsnęłam głową.

— Należy do ciebie. To ty powinieneś go wyrzucić.

Malfoy najwyraźniej zrozumiał, że to najrozsądniejsze rozwiązanie, bo przez chwilę obracał kryształ w palcach, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Dopiero po tej krótkiej chwili letargu, wziął niespodziewany zamach i cisnął Kamień do morza. W ciszy obserwowaliśmy zmąconą przez delikatne okręgi taflę wody, pod którą pozbyliśmy się jedynego powodu wszystkich naszych problemów.

Draco natychmiast objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie. Przyjemne łaskotanie rozeszło się po moim brzuchu, gdy przylgnęłam do jego klatki piersiowej, a do nozdrzy dotarł znajomy zapach perfum.

— Teraz już cię nie odstąpię na krok — powiedział.

Zachichotałam, wpatrując się w jego stalowe oczy, w których błyszczały iskierki radości.

— Przysięgasz?

W odpowiedzi uniósł kąciki warg z zadowoleniem, ale nie odniósł się do mojego pytania. Złożył na moim czole pojedynczy pocałunek, a następnie spojrzał w bezchmurne niebo. Gdy na niego zerknęłam, miałam wrażenie, że intensywnie się nad czymś zastanawiał, i kiedy miałam już nawet go o to zapytać, przełknął ślinę i mnie uprzedził:

— Właściwie... jest jeszcze jedna rzecz — rzucił, a gdy nasze oczy ponownie się odnalazły, moje serce przyspieszyło swój rytm. — Ja też cię kocham.

🧡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro