Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam niepewnie oczy, nie wiedząc, czy naprawdę obudziłam się tak spokojnie, czy może wciąż śniłam. Pomyślałam o tym, jakie to dziwne, że przespałam noc. Później dotarły do mnie wspomnienia z wczorajszej nocy. I dopiero wtedy poczułam na swoim brzuchu czyjąś dłoń. Do nozdrzy dotarł też dobrze znany mi zapach, który rozpoznałabym wszędzie. Otworzyłam szeroko oczy, zdając sobie sprawę, że to się działo naprawdę. Nie odważyłam się spojrzeć na jego rękę. Bałam się choćby drgnąć. Leżałam więc w tej samej pozycji, skupiając się, by mój oddech nie był aż tak nerwowy. Przerażały mnie urywki scen z wczorajszej nocy, których pojawiało się z każdą minutą coraz więcej w mojej głowie. Jednak nie to najbardziej mnie martwiło, a fakt, że byłam na tyle głupia, żeby nie rzucić zaklęcia tłumiącego, zanim poszłam spać. Bałam się myśleć o tym, do jakich wniosków mógł dojść Malfoy.

Ostatnie, czego potrzebowałam, to jego litości.

W tym momencie usłyszałam przy swoim uchu cichy pomruk, który wywołał u mnie gęsią skórkę i zamknęłam z powrotem oczy, starając się wyglądać na śpiącą, chociaż wszystko wewnątrz mnie szalało. Chłopak poruszył się niespokojnie i poczułam, jak się wzdrygnął, gdy delikatnie zabrał rękę z mojego brzucha. Tak bardzo kusiło mnie, żeby odwrócić się i zobaczyć, jak wyglądał, kiedy się budził. Czy jego włosy były seksownie rozburzone, czy błądził zaspanym wzrokiem po ścianach, szukając w nich ratunku przed kolejnym dniem. Na pewno nie miał tego chłodnego spojrzenia, kiedy wstawał. Tak bardzo chciałabym to zobaczyć... Ale nie mogłam. Gdybym tylko dała po sobie znać, że nie śpię, musiałabym coś powiedzieć na temat dzisiejszej nocy. Musiałabym się z tym zmierzyć, a wcale nie chciałam, bo byłoby to bardzo niezręczne. Zresztą, najwidoczniej Malfoy miał takie samo zdanie na ten temat, bo słyszałam, jak zabiera swoją różdżkę ze stolika z zamiarem odejścia. Po chwili otworzył cicho drzwi i zamknął je z lekkim skrzypnięciem na końcu. Kiedy tylko wyszedł, sfrustrowana obróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit.

Czy to normalne, że Draco Malfoy spał dzisiaj w moim łóżku? Ze mną? Już nie mówiąc o tym co wydarzyło się wcześniej... Taniec, a potem jego pocałunki na mojej szyi.

Moja szyja.

Nagle otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się na równe nogi, biegnąc prosto do łazienki. Po drodze szukałam palcami śladu na szyi i kiedy dotarłam do lustra, od razu go zobaczyłam. Spojrzałam jeszcze bardziej przerażona we własne odbicie.

Zrobił mi cholerną malinkę!

Spanikowana starałam się zakryć ją włosami, ale kiedy tylko mi się udawało, wystarczył jeden ruch głową, by z powrotem znalazła się w centrum uwagi. Cholerny Malfoy, zawsze musiało być wszystko po jego myśli. Kilkanaście minut zajęło mi nieudolne zakrywanie sinego śladu zaklęciami maskującymi, aż uśmiechnęłam się do siebie, osiągając zamierzony efekt i wyszłam z łazienki. Wychodząc na śniadanie zatrzymałam się jeszcze w salonie, patrząc z wyrzutem na samotnie leżącego na stole blanta. Wzięłam go i wróciłam do sypialni, chowając do szuflady obok czerwonego notesu. Westchnęłam, patrząc na niego chwilę. W ostatnim czasie nie używałam pamiętnika zbyt często. Być może dlatego, że bałam się, że znowu narażę siebie na odkrycie własnych sekretów przez taką głupotę.

Później podniosłam wzrok na ruchome zdjęcie w ramce, które przedstawiało mnie, Harry'ego i Rona w wydzierganych swetrach z własnymi inicjałami, kiedy mieliśmy po trzynaście lat i wyglądaliśmy, jak małe, rozwydrzone bachory. Trzymałam w rękach Krzywołapa i śmiałam się do obiektywu.

Biedny Krzywołap. Niestety, gdy wróciłam po wojnie do Nory, gdzie zostawiłam kota przed szukaniem horkruksów, jego już nie było. I właściwie bardzo mi brakowało towarzystwa niezdarnego sierściucha. Przydałoby mi się zwierzątko w tym pustym dormitorium, być może pomogłoby mi z koszmarami. A im głośniejsze i dziwniejsze by było, tym lepiej. Będę musiała nad tym pomyśleć.

Gdy dotarłam do Wielkiej Sali, zobaczyłam w środku zaledwie kilka osób, porozrzucanych po różnych zakątkach pomieszczenia i oczywiście tleniony łeb, zajmujący moje miejsce przy stole Gryffindoru na samym środku. Nie zauważył mnie, tylko siedział odchylony na krześle, pogrążony w lekturze porannej gazety. Najchętniej usiadłabym na drugim końcu stołu, z dala od niego. Chciałam za wszelką cenę uniknąć konfrontacji po wczorajszej, żenującej sytuacji, ale musiałam być rozsądna. Nie po to dostałam szlaban, żeby go teraz unikać. Musiałam po prostu nie myśleć o tym, że obudziłam się przytulana przez Malfoy'a, a szyja swędziała mnie na samo wspomnienie jego wczorajszych pocałunków.

Przełknęłam ślinę i zmusiłam się do podejścia do chłopaka, gdzie, jak gdyby nigdy nic, usiadłam naprzeciwko niego i położyłam podręcznik do Obrony Przed Czarną Magią na krześle obok.

— Dzień dobry — bąknęłam i nalałam sobie kawy do kubka, starając się sprawiać wrażenie wyluzowanej.

— Jak się spało? — zapytał, nie odrywając wzroku od gazety. Zerknęłam niepewnie w jego stronę, ale wydawał się być niewzruszony. Wiedziałam, że będzie grał nieczysto, ale żeby tak od razu?

Nie odpowiedziałam na jego pytanie, stwierdzając, że nie dam mu tej satysfakcji, a zamiast tego uniosłam kubek z kawą do ust, próbując jakoś grać na czas.

On też postanowił się nie odezwać, jednak powolnym ruchem przesunął w moją stronę talerzyk z jajecznicą. Nie zerknął na mnie nawet na sekundę, ale od razu wiedziałam o co chodziło. Spojrzałam na niego pobladła, a później na talerz z jedzeniem. Wszystko dlatego, że widział wczoraj, że nie zjadłam śniadania, tylko pozbyłam się go za pomocą zaklęcia. Nie wiedziałam, po co chciał w to ingerować. Malfoy, którego znałam, raczej zignorowałby moje problemy, a nawet by ze mnie szydził. Ten Malfoy był podejrzanie cichy.

— Nie krępuj się — powiedział jeszcze zza gazety. Westchnęłam teatralnie i zabrałam za widelec, wiedząc dobrze, że z nim nie wygram.

Ledwo zdążyłam przeżuwać ostatni kęs jajek, gdy blondyn rozłożył z hukiem gazetę na stole i spojrzał na mnie. Miał lekki zarost, ale poza tym wyglądał tak, jak zwykle. Zaswędziała mnie szyja, ale powstrzymałam się przed podrapaniem się po zakazanym miejscu, zamiast tego mrugając pospiesznie. Przez moment patrzyliśmy na siebie w ciszy, a Malfoy oparł się łokciami na stole, złączając swoje dłonie.

— Odebrało ci mowę? — zapytał, unosząc brwi. Znowu zaczynał się bawić w te gierki.

— Nie, dlaczego?

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

Przełknęłam ślinę.

Spało mi się fantastycznie. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie obudziłam się zlana potem z krzykiem, wewnętrznym niepokojem i zdrapaną skórą rąk do krwi. Nie pamiętałam, by cokolwiek mi się śniło. Nie czułam też porannego chłodu, otulona ciepłem twojego ciała, choć nie powinno cię tam być. A ja nie powinnam była ci na to pozwolić.

— Dobrze — odpowiedziałam tylko, podczas, gdy on wpatrywał się we mnie uporczywie, jakby czekając na wyjaśnienia.

— To dobrze. Bo jakoś tak, wiesz, dobrze wyglądasz, jak się wyśpisz — odparł z ironicznym uśmiechem. Wiedziałam, że szukał atencji i chciał, żebym mu podziękowała, a nawet wychwalała za to, że się tak poświęcił dla mnie i został do rana w moim łóżku. Ale nie zamierzałam tego robić. Uśmiechnęłam się za to do niego przebiegle.

— Czy ty właśnie powiedziałeś mi komplement?

Prychnął tylko w odpowiedzi, za chwilę przenosząc powoli wzrok na moją szyję i również się uśmiechnął, ale jednak sam do siebie. Sięgnął ponad stołem i przejechał palcem po miejscu, w którym użyłam zaklęcia maskującego, śmiejąc się do siebie pod nosem. Pacnęłam go w rękę, na co zareagował kolejnym parsknięciem. Najwidoczniej Malfoy nie przeżywał tak wczorajszej nocy, jak ja. Dla niego prawdopodobnie była to kolejna, nic nie znacząca zabawa, jak z wieloma, innymi dziewczynami. Jednorazowa. Niewarta wspominania. Problem polegał na tym, że raczej żadna z wcześniejszych jego dziewczyn nie darła się w nocy przez sen, jak opętana, a on nie musiał jej uspokajać. Prawdę mówiąc, powinnam się cieszyć, że nie poruszał tego tematu i zachowywał się, jakby nic się nie stało, a jednak podświadomie byłam zła. Zupełnie tak, jakbym nie chciała być jedną z dziewczyn, o których nie warto nawet wspominać.

— McGonagall dowiedziała się o imprezie, ale powiedziała, że nie może dać całej szkole szlabanu, więc postanowiła dać uczniom ostatnią szansę — odezwał się znowu, odchylając się na krześle z nonszalancją.

— Jak się dowiedziała? — zapytałam, odpychając nieprzyjemne myśli od siebie.

— Nie wiem, ślizgoni myślą, że od ciebie.

Już otworzyłam z oburzeniem usta, żeby protestować, ale Malfoy od razu mi przerwał, kontynuując swoją myśl.

— Wiem, że to nie ty, bo byłaś cały czas ze mną — powiedział, robiąc znaczącą, niezręczną dla mnie pauzę. — Oczywiście tego im nie powiedziałem.

Uniosłam brwi, patrząc na niego wyniośle.

— Trochę przypał?

— Trochę tak.

— Skoro wstydzisz się ze mną przebywać, to może powinieneś sobie usiąść przy innym stole? — odparowałam, wciąż zła, że traktował mnie jak jedną, ze swoich zabawek.

Chłopak przewrócił oczami.

— Wybacz Granger, ale czy twoi członkowie Świętej Trójcy wiedzą o tym, że ze mną rozmawiasz? Nie. Wiedzą o tym, że dostałaś szlaban, bo ja cię o to poprosiłem? Nie. Być może masz tyle szczęścia, że nie widzieli też twojego wczorajszego przedstawienia w Pokoju Życzeń. Jesteśmy więc kwita — odparł, po czym dopił kawę i wstał, udając się bez słowa do wyjścia. Odprowadziłam go wzrokiem, nieco zbita z tropu, wciąż trzymając w dłoni swój kubek, aż w końcu chłopak zatrzymał się i odwrócił głowę w moją stronę.

— Idziesz? Nie zostaliśmy w Hogwarcie dla pogaduszek.

***

Postanowiliśmy w końcu zacząć działać i wejść do środka tajemniczego pokoju na siódmym piętrze. Prawdopodobnie jedynym sposobem, żeby tam się dostać, było pokazanie znaku śmierciożercy, ale żadne z nas nie odważyło się poruszyć tego tematu aż do momentu, w którym znaleźliśmy się na korytarzu przed pustą ścianą.

Stanęliśmy obok siebie. Zerknęłam ukradkiem na profil blondyna, który nieznacznie zaciskał szczękę, jakby toczył jakąś wewnętrzną walkę. Wolałam się nie odzywać, bo domyślałam się, jak trudne musiało to być dla niego. Zamiast tego spojrzałam mimowolnie na jego zaciśnięte usta, które zeszłej nocy zaciskały się na mojej szyi i zalała mnie fala gorąca. Od razu odwróciłam wzrok, nie chcąc by zauważył mój moment słabości.

Co się ze mną działo?

W końcu Malfoy się ocknął i bez słowa podwinął rękaw zielonej bluzy, pokazując przerażającego węża, wijącego się po jego przedramieniu. Spojrzałam na niego, próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam go u chłopak z bliska. Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz i przeniosłam wzrok na jego twarz, momentalnie blednąć. Musiał zauważyć moją reakcję, bo popatrzył na mnie chłodno. Wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym spojrzeniem, a ja z każdą sekundą czułam się bardziej przytłoczona. Nie odważyłam się spojrzeć ponownie na jego przedramię, mając wrażenie, że jeśli to zrobię, zwierzę wyskoczy i mnie udusi. Albo zrobi to Malfoy. Cofnęłam się nieznacznie i chłopak odwrócił wzrok z powrotem na ścianę, a napięcie między nami zniknęło. Panowała przerażająca cisza, a żadne z nas nie odważyło się odezwać, bo oboje wiedzieliśmy o jego przeszłości. I o tym, że miałam nieprzyjemność znaleźć się w środku tego przerażającego środowiska, gdy Bellatrix torturowała mnie u niego w domu. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że wczoraj pozwoliłam sobie na moment słabości z osobą, której powinnam unikać, jak ognia. Z osobą, która nie zrobiła niczego, gdy robiono mi krzywdę. Wiedziałam, że z jednej strony nie miał wyjścia i nie mógł tego zmienić, bo sam by zginął. Ale jednak wciąż wydawało mi się, szczególnie biorąc pod uwagę, jak nasza relacja rozwinęła się w ostatnim czasie, że powinniśmy o tym porozmawiać. Może to pomogłoby mi zostawić ten mroczny etap za sobą.

Blondyn przystawił przedramię do ściany mniej więcej w tym samym miejscu, w którym robił to jego poprzednik, ale nic się nie stało. Przesunął więc nią trochę w prawo i lewo, w górę i w dół, ale dalej nie było żadnej zmiany.

— Dziwne — odezwał się bardziej do siebie, a ja przez ten czas wciąż wpatrywałam się w niego pobladła. W mojej głowie rozważałam właśnie wszystkie argumenty, które mogłyby pomóc mi zdecydować, czy Malfoy ostatecznie był moim wrogiem, czy sprzymierzeńcem. I czy to możliwe, żeby się zmienił. A może zawsze był inny, niż to pokazywał światu?

— Granger, do cholery jasnej, ogarnij się — warknął nagle do mnie, powodując, że aż podskoczyłam ze strachu. To, że był zły to mało powiedziane. Był wściekły. Przełknęłam ślinę, wiedząc, że on też, podobnie jak ja, czuł się niekomfortowo z całą sytuacją, w której się znaleźliśmy.

— Może spróbuj z zaklęciem otwierającym — odezwałam się w końcu, wciąż myślami będąc gdzieś indziej.

I faktycznie, zadziałało proste zaklęcie Alohomora razem ze znakiem śmierciożercy. Na jednej z cegiełek pojawił się na sekundę wężyk, przemykając przez nią szybko w górę, tworząc automatycznie błyszczący zarys prostokątnych drzwi. Za wężem pojawiały się po kolei wzory, które zaczęły łączyć się w słowa, oplatając dookoła drzwi.

Illusio facit eam possibile facere ausurum falsa.

Nagle błysnęło w nas oślepiającym, zielonym światłem, gdy tylko wąż dotarł do ostatniej cegły przy podłodze i zniknął. Odruchowo złapałam ślizgona za drugą rękę, a on na szczęście to zignorował. Wszystko trwało bardzo szybko, w świetle zmaterializowały się drzwi, a Malfoy pociągnął mnie za rękę do środka. Na moment zamknęłam oczy, przygotowując się na siłę odrzucenia, ale nic takiego nie nastąpiło, a chwilę później stałam w otaczającej mnie kompletnej ciemności i jedyną oznaką, że nie jestem sama, był cichy, miarowy oddech śmierciożercy. Mimo tego, jaką Malfoy miał przeszłość, w tamtej chwili cieszyłam się, że był przy mnie.

Zdążył jednak już dawno puścić moją dłoń.

— Lumos — szepnął ledwo słyszalnie i na szczycie jego różdżki rozbłysło światło, oświetlając mu twarz.

Teraz zamiast śmierciożercy widziałam normalnego, osiemnastoletniego chłopaka, który, podobnie jak ja, trochę się pogubił w życiu. Ta ciemność i cisza mi nie służyła. Nie mogłam na niego dłużej patrzeć, bo za dużo czasu poświęcałam na rozmyślanie o nim.

Zamiast na nim skupiłam się więc na tym, co nas otaczało. Wyglądało na to, że byliśmy w małym pomieszczeniu, przypominającym korytarzyk. Z niego było przejście do jakiegoś miejsca, gdzie paliło się niewielkie światło. Malfoy skinął głową w tamtą stronę i zgasił różdżkę, po omacku z powrotem łapiąc mnie za rękę, powodując, że mimowolnie wstrzymałam oddech.

Skup się Hermiona.

Skup się.

Zakradliśmy się do wejścia i zajrzeliśmy do środka. Nie było tam drzwi, więc bez problemu mogliśmy zobaczyć wnętrze. Na szczęście nie było nikogo w środku. Panowała dziwna cisza, a pokój był oświetlony kilkoma magicznymi świecami, które lewitowały w powietrzu. Prawdę mówiąc, pomieszczenie nie robiło wielkiego wrażenia. Mimo średniowiecznego oświetlenia, było bardzo ciemne. Mniej więcej na środku pokoju pod ścianą stała bordowa, antyczna kanapa, która wyglądała na bardzo starą i zakurzoną. Po lewej stronie było podłużne, sporej wielkości lustro, obramowane złotem. Między dwoma meblami na podłodze leżało kilka brudnych prześcieradeł, jakby ktoś przed nami wszedł do opuszczonego, starego domu i zdążył tylko pościągać materiał z drogocennych przedmiotów. Poczułam, że Malfoy wzdrygnął się delikatnie, więc spojrzałam na niego. Nie zwrócił jednak na mnie uwagi, wpatrując się na prawą stronę pokoju. Podążyłam za jego wzrokiem, dostrzegając tam wielkie pudło.

Musiałam przyznać, że byłam nieco rozczarowana. Myślałam, że rozwiążemy jakąś wielką zagadkę, tak jak to było z Komnatą Tajemnic, a niczego ciekawego nie znaleźliśmy. Ale z drugiej strony, po co ktoś miałby tutaj chodzić kilkukrotnie? Bo na pewno nie po to, żeby sobie posiedzieć na zakurzonej kanapie i popatrzeć w swoje odbicie.

Nagle zorientowałam się, że Malfoy wyminął mnie i ruszył do środka. Wyjrzałam zza rogu, patrząc co robił. Najpierw przejechał palcem po obiciu kanapy i spojrzał na niego, najwidoczniej sprawdzając czy jest zakurzona, ale nie była. Jedyna oznaka, że ktoś wciąż odwiedzał to miejsce. Weszłam za nim, rozglądając się dookoła, gdy Malfoy stanął pośrodku i popatrzył na pudło. Dopiero, gdy dotarłam do niego, zauważyłam, że pudło w rzeczywistości było zwykłą szafą. Chłopak wpatrywał się w nią, zaciskając szczękę, a ja, nie rozumiejąc kompletnie o co mu chodzi, podeszłam do niej i otworzyłam na oścież drzwiczki. Była pusta w środku.

— Ciekawe na co komu tutaj szafa — powiedziałam, przyglądając się staremu drewnu.

— Nie wiem — mruknął pod nosem.

Westchnęłam i odwróciłam się do ślizgona, który podszedł właśnie do lustra i spojrzał na własne odbicie, mrużąc przy tym oczy. Trwało to kilka sekund, aż w końcu się poddał i wrócił do mnie.

— Myślałem, że to jedne z tych luster, w których widać twoje największe pragnienia — powiedział, po czym ruszył do wyjścia z pokoju, wychodząc na korytarz. Wcześniej rozejrzał się jeszcze, czy w pobliżu nie kręci się Filch. Gdy wyszłam za nim, odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć, jak drzwi bezszelestnie zamykają się za nami i znikają w jednej sekundzie.

— I co byś zobaczył? — zapytałam, dreptając za nim, ale tak jak myślałam, zignorował moje pytanie.

***

— Gdzie idziemy? — zapytałam, gdy Malfoy kazał mi się ubrać w cieplejsze ubrania. Stał na korytarzu przed naszymi dormitoriami podejrzanie zamyślony i bawił się różdżką. Zabrałam z pokoju ciepłą kurtkę i czapkę, po czym oboje ruszyliśmy do wyjścia z zamku.

— Miałem postawić ci kremowe piwo, nie? — zapytał, posyłając mi nieznaczny uśmiech z góry. Zrobiło mi się ciepło na sercu na myśl, że o tym pamiętał. Nie odezwałam się jednak. Właściwie oboje byliśmy bardzo rozczarowani tym, że nie odkryliśmy niczego ciekawego w pokoju na siódmym piętrze. Nawet nie kryliśmy się z tym, że nie mieliśmy ochoty ze sobą rozmawiać. Malfoy sprawiał wrażenie pochłoniętego myślami przez całą drogę do Hogsmeade, a ja co jakiś czas zerkałam na niego, zastanawiając się, co działo się w jego głowie.

Mogliśmy szwendać się po okolicy do woli, bo nie mieliśmy żadnych zajęć. Jedyną naszą pracą było napisanie wypracowania na temat historii Durmstrangu i oczywiście odbycie szlabanu, ale żaden z nauczycieli na chwilę obecną nie poinformował nas o czasie, kiedy ma to nastąpić.

Niedługo później siedzieliśmy w Pubie Pod Trzema Miotłami przy pojedynczym stoliku pod oknem, nadal pogrążeni we własnych myślach. Nie wiedziałam, czy Malfoy też tak miał, ale kiedy nie było w pobliżu żadnych znajomych, czułam się znacznie swobodniej w jego towarzystwie. Do końca nie rozumiałam tego, jak wyglądała nasza relacja. Była pełna sprzeczności. Raz kłóciliśmy się i wyzywaliśmy, a za chwilę siedzieliśmy spokojnie razem w knajpie przy kremowym piwie. Kiedy wokół nie było pozostałych uczniów, nie zwracaliśmy uwagi na to, że jesteśmy ze znienawidzonych domów. Ani na to, że byłam mugolaczką, a on gardził takimi, jak ja. To było dziwne uczucie. Zupełnie, jakbyśmy nie potrzebowali już Blaise'a, żeby wyjść razem na piwo.

Spojrzałam przez okno i zauważyłam, że zaczynał padać śnieg. Uśmiechnęłam się mimowolnie do siebie, przypominając sobie, jak kiedyś Harry w pelerynie niewidce sprał śnieżkami Malfoy'a, a ten uciekał z piskiem z powrotem do zamku.

Przeniosłam gwałtownie wzrok na blondyna, wyrywając go z zadumy.

— Musimy wejść do środka za nim — oznajmiłam, jakbym właśnie powiedziała coś niesamowitego, co może zmienić losy całej ludzkości.

Arystokrata zmarszczył czoło, patrząc na mnie niezrozumiale.

Westchnęłam, zirytowana, że tak ciężko mu zrozumieć co miałam na myśli. Harry na pewno by już wiedział o co mi chodzi i nie tracilibyśmy czasu na tłumaczenie.

— Musimy zdobyć pelerynę niewidkę — powiedziałam najprościej jak potrafiłam, chociaż nie powinnam była tego proponować. Ale przecież chodzi o sprawę wyższą, prawda?

Malfoy uniósł brwi.

— A skąd ją niby weźmiesz?

Uśmiechnęłam się zażenowana, nie odpowiadając mu na pytanie.

— Nie mów, że znów okradniesz swojego najlepszego kumpla.

Poczułam ukłucie w sercu, widząc, jak chłopak ze mnie drwił. Zrobiłam okropną rzecz, a teraz chciałam zrobić to ponownie. Byłam potworną osobą, a wszystko dlatego, że nie powiedziałam moim przyjaciołom o obawach, dotyczących siódmego piętra. Właściwie nie pamiętałam już, dlaczego tego nie zrobiłam. Dlatego, że nie chciałam im psuć ostatniego roku w szkole? Nie chciałam ich martwić? A może podświadomie chciałam zrobić w końcu coś innego i przede wszystkim... Z kimś innym?

Nie, na pewno nie chodziło o to.

Przecież milion razy wolałabym rozwiązywać zagadkę z dwójką najlepszych przyjaciół zamiast największego wroga.

Spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem, a on popatrzył na mnie chwilę z tą swoją przemądrzałą miną, po czym westchnął i spojrzał za okno, zauważając tym samym padający śnieg. Przeniósł po chwili wzrok na mnie i tym razem jego twarz przybrała łagodny wyraz.

— Dobra, załatwię tą pelerynę — odparł, jakby od niechcenia, po czym odwrócił wzrok z powrotem za okno. Uśmiechnęłam się do siebie, dziękując w duchu, że jednak nie będę musiała znowu kraść rzeczy Harry'emu. Co prawda sama naprowadziłam na to Malfoy'a, ale to już było mniejsze zło.

Prawda?

Uniosłam kufel do ust, ale zamarłam w połowie ruchu, patrząc na postać za blondynem. Obserwowałam, jak profesor Winslet wchodzi do środka pubu, otrzepując swoją długą szatę ze śniegu. Zmrużyłam oczy, widząc, jak zaczyna rozglądać się dookoła. Malfoy zauważył, że na kogoś patrzyłam, bo odwrócił się i dostrzegając nauczyciela, pośpiesznie wyciągnął z portfela sporej wartości banknot i rzucił na stół.

— Chodź. Lepiej, żeby nie widział, że siedzimy razem.

Byłam tego samego zdania. Dopóki nie wiedzieliśmy niczego konkretnego, lepiej nie pokazywać, że coś kombinowaliśmy. Szczególnie, że widok naszej dwójki razem był szczególnie niecodzienny i rzucał się w oczy. Wyszliśmy pośpiesznie bocznym wyjściem z pomieszczenia, gdzie od razu uderzyło we mnie mroźne powietrze. Naciągnęłam na głowę czerwoną, wełnianą czapkę, którą dostałam w komplecie z rękawiczkami i szalikiem od Molly. Natomiast Malfoy oczywiście miał na sobie kaszmirowy, idealnie dopasowany płaszcz.

Rozejrzałam się wokół. Śniegu było już na tyle, że pokrył bielą krajobraz wokół

— Malfoy, mogę cię o coś zapytać? — powiedziałam nagle, przełykając ślinę.

— No, co?

— Twoja ciotka jest w Azkabanie, prawda? — zapytałam, patrząc na niego poważnie. Do końca tego nie przemyślałam. Nie wiedziałam, czemu zadałam to pytanie, ale wtedy nie obchodziło mnie, co sobie o mnie pomyśli. Musiałam po prostu wiedzieć, że to, co wydarzyło się nocą w lochach, gdy zobaczyłam Bellatrix na mapie, było tylko wybrykiem mojej wyobraźni.

— Tak. A co? — popatrzył na mnie, mrużąc oczy.

Zaśmiałam się nerwowo i machnęłam ręką.

— A nic, tak pytam.

Malfoy nie odpowiedział, wciąż jednak przyglądając się mi w skupieniu. Włożył ręce do kieszeni płaszcza, gdy szliśmy ramię w ramię w stronę zamku. Miałam nadzieję, że to, co powiedział, uspokoi moje myśli, jednak wciąż czułam jakiś niepokój.

— Merlinie, jaka ty jesteś sztywna Granger — usłyszałam nagle za sobą i odwróciłam się, z zamiarem rozpoczęcia kolejnej kłótni ze ślizgonem. W momencie, kiedy stanęłam prosto do niego, dostałam śnieżką prosto w twarz. Zacisnęłam dłonie w pięści i potrząsnęłam głową. Spojrzałam wściekła na Malfoy'a, który stał kawałek dalej rozbawiony i uśmiechał się do mnie szeroko.

— No oddasz mi, czy jesteś na to za poważna? — zapytał, a ja w sekundzie ulepiłam śnieżkę i rzuciłam w niego, jednak zrobił unik i odbiegł kawałek dalej, śmiejąc się ze mnie.

— Ale jesteś słaba.

Wydałam z siebie dziki, bojowy okrzyk i zapominając na chwilę o Bellatrix, mapie i siódmym piętrze, ruszyłam biegiem w stronę ślizgona. Znów rzucił we mnie śnieżką, ale tym razem wyciągnęłam jednym ruchem różdżkę i machnęłam nią w stronę kulki, przechwytując ją i zmieniając jej tor lotu z powrotem w stronę chłopaka. Zaskoczony stanął w miejscu, a śnieżka trafiła go w klatkę piersiową. Nie przestając iść w jego stronę, za pomocą różdżki formowałam ze śniegu kolejne kulki, które rzucałam w niego pojedynczymi ruchami ręką.

— Nie. Jestem. Słaba — krzyczałam do niego, a Malfoy, śmiejąc się, robił ciągle uniki, aż w końcu podbiegł do mnie i rzucił się, przewracając nas w zaspę. Bez trudu rozbroił mnie, odrzucając moją różdżkę do śniegu kawałek dalej. Lądując w miękkim śniegu, spojrzałam na niego z bliska. Pochylał się nade mną, wciąż beztrosko uśmiechnięty. Jeszcze nigdy (na trzeźwo) nie byłam tak blisko niego. Czapka przekrzywiła mi się na głowie, ale nie zwracałam na to uwagi, podobnie, jak na fakt, że Malfoy nie pierwszy raz bardzo łatwo pozbawił mnie różdżki. Patrzyliśmy sobie chwilę w oczy i poczułam nagle, że się uśmiecham. Przypomniałam sobie wydarzenia z Pokoju Życzeń, ale o dziwo, nie poczułam się zażenowana.

— Jesteś okropna. Ja w ciebie rzuciłem raz, a ty posłałaś na mnie lawinę śniegu — powiedział, poprawiając mi dłońmi czapkę i odsunął delikatnie włosy z mojej twarzy. Popatrzył mi znowu w oczy, a ja czułam jego oddech na swoich policzkach.

— Ty rzuciłeś mnie do zaspy, więc jesteśmy kwita — odparłam, nie ruszając się nawet na milimetr. Uśmiechnęłam się jednak, a on zerknął na moje usta. Widziałam w jego oczach iskierki radości, które były niecodziennym widokiem, a jednocześnie bardzo mu pasowały. Przez moment miałam ochotę poruszyć temat wczorajszej nocy. Chciałam poznać jego myśli, dowiedzieć się, czy faktycznie nic to dla niego nie znaczyło, ale powstrzymałam się ostatkiem rozsądku. Chłopak przełknął dyskretnie ślinę, po czym bez słowa podniósł się i zabrał ze śniegu moją różdżkę. Wyciągnął do mnie dłoń, pomagając mi wstać.

— Jeszcze się zemszczę — powiedział, otrzepując się ze śniegu. Uśmiechnął się ostatni raz, podając mi różdżkę i ruszyliśmy razem do zamku, na moment zapominając o nienawiści, jaką powinniśmy siebie darzyć.

________________________

Pisałam to trochę na szybko, więc nie jest dopracowane, ale do końca tygodnia nie będzie mnie w domu, więc jeśli nie wrzuciłabym tego dzisiaj, musielibyście czekać do poniedziałku, a nie miałam serca wam tego robić 😀

I tak ma ponad 4000 słów xd

Bądźcie czujni, bo jeszcze dziś albo jutro pojawi się zwiastun Wieczystej Przysięgi. Wiem, że trochę późno, ale dopiero teraz o tym pomyślałam i nie ukrywam, że jestem strasznie podekscytowana!8

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro