Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Draco

10 godzin wcześniej


Granger ostatnio zachowywała się podejrzanie. To znaczy, zawsze była dziwna, ale teraz była jeszcze dziwniejsza, niż zwykle. Rozumiałem to, że mogła czuć się trochę nieswojo po tym, jak wczoraj grała z nami w bilarda, bo ja właściwie też się tak czułem. Już pomijając fakt, że niewiele z tego pamiętałem, oprócz poczucia jakiejś dziwnej bliskości między nami. Do końca nie potrafiłem tego wyjaśnić.

Ciągle miała przy sobie ten głupi, czerwony notes, a jak tylko ktoś się do niej zbliżał, kiedy w nim bazgrała, to podskakiwała ze strachu i od razu go chowała. Wiedziałem, że to coś było odpowiedzią na wiele pytań. Tylko nie miałem pojęcia, jak się do niego dorwać, skoro ona ciągle trzymała go przy sobie. Robiła się coraz bardziej dziwna. Wczoraj Blaise ją widział, jak biegła w stronę jakiegoś światła. Parę dni temu postanowiłem, że zacznę ją śledzić i może to coś da, więc poszedłem za nią na to cholerne siódme piętro i przez kilkadziesiąt minut patrzyłem, jak ona tylko siedzi po turecku na środku korytarza i wpatruje się w ściany z przymrużonymi oczami i zaciśniętymi ustami. Nie wiedziałem, jak długo tak siedziała, ale w końcu mi się znudziło i sobie poszedłem. Ale od tamtej pory naprawdę była jakaś stuknięta. Wczoraj pojawiła się w zupełnie innej fryzurze. Dzisiaj rano wkroczyła na korytarz ubrana kompletnie inaczej niż zwykle i choć nie chciałem się przyznać, to wyglądała całkiem nieźle. Pomimo tego, mój umysł pozostawał trzeźwy i doszedłem do wniosku, że to wszystko zmyłka. Nawet na lekcji bazgrała coś w tym notesie i to wcale nie były notatki. Myślałem, że uda mi się zwędzić Snape'owi zeszyt, ale niestety gdy tylko lekcja się skończyła, kujonka pobiegła do niego, nawet nie dając mi szansy, żebym mógł ją wyprzedzić. Potem śledziłem ją do biblioteki i kiedy zobaczyłem, jak przynosi coraz to więcej starych książek, i to całkiem sama, zdałem sobie sprawę z tego, że Granger wiedziała coś, czego nie wiedziałem ja. Mało tego, nikt poza nią o tym nie wiedział. Co roku, kiedy coś się działo, ona razem z jej dwoma rycerzami od siedmiu boleści siedziała w bibliotece i wspólnie szukali czegoś na jakiś temat. A potem zazwyczaj ratowali świat. Miała wtedy taki sam wyraz twarzy, jak teraz. Zagryzała dolną wargę, nerwowo przerzucając kartki, a włosy skręcały się jej od potu. Wydawało mi się dziwne, że po raz pierwszy Granger działała w pojedynkę, dlatego jeszcze bardziej zaciekawiony musiałem przyjrzeć się temu z bliska. Stanąłem sobie w bezpiecznej odległości i wziąłem do ręki pierwszą lepszą książkę, wlepiając w nią wzrok. Przeczytałem tylko jedno zdanie, wyrwane z kontekstu.

„Szczęście można znaleźć nawet w najciemniejszych czasach, trzeba tylko pamiętać, aby zapalić światło." *

Co jakiś czas spoglądałem na dziewczynę, a ona była tak pochłonięta swoimi poszukiwaniami, że nawet nie zauważyła mojej obecności. Siedziała pochylona nad jakimś grubym tomem, a skręcone kosmyki włosów, które wyślizgnęły się spod koka, opadały jej na twarz. Co chwilę próbowała je założyć za ucho, ale bezskutecznie. Zawsze przy książkach wyglądała tak spokojnie. Wydawała się być tak niewinna i krucha, że mogłaby rozpaść się na kawałki, gdyby ktoś ją tylko dotknął. W rzeczywistości w głębi duszy wiedziałem, że Granger była najsilniejszą kobietą, jaką znałem, chociaż nie chciałem się do tego przyznać. Poza tym potrafiła być naprawdę wredna, jednocześnie nie chcąc nikogo zranić. Było w niej coś, co odróżniało ją od innych dziewczyn.

Kątem oka zauważyłem, że parę metrów za Granger przy regale stała młodsza dziewczyna, w identycznej pozycji, co ja, również trzymając w dłoniach książkę, ale wcale na nią nie patrząc. Gapiła się na mnie i kiedy przyciągnęła moją uwagę, pomachała niepewnie, uśmiechając się przy tym. Zerknąłem na jej szatę i zauważyłem, że była puchonką. Skinąłem do niej głową, tylko po to, żeby zobaczyć, jak od razu dostaje orgazmu i zaczyna sobie nakręcać włosy na palec. Odwróciłem od niej wzrok, nagle znudzony i przeniosłem go na książkę.

Szczęście można znaleźć nawet w najciemniejszych czasach..."

Podniosłem wzrok znów na Granger i ku mojemu zaskoczeniu, siedziała teraz oparta wygodnie i patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, bo wyglądała przekomicznie, kiedy próbowała być groźna, a w rzeczywistości było to jedynie... słodkie. Sekundę później znowu spojrzałem na książkę i nie mogłem już odnaleźć wzrokiem tego zdania o szczęściu. Nagle poczułem, jak Granger pociąga mi z bara, więc zareagowałem automatycznie  instynktem. Odłożyłem książkę i spojrzałem na gryfonkę, która teraz wyglądała, jak dojrzały burak.

- Czy ty się zarumieniłaś, Granger? – zapytałem rozbawiony i uniosłem brwi. 

Ile ja bym dał, żeby usłyszeć jej myśli.

Parsknęła nerwowo i zaczęła błądzić wzorkiem dookoła, szukając jakiejś deski ratunku, a ja cierpliwie czekałem, aż ją znajdzie z rozbawieniem. Kiedy w końcu spojrzała na mnie z udawaną powagą i wyższością, z trudem powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem.

- Oczywiście, że nie. Skoro blokujesz mi dopływ krwi do przedramienia, to gdzieś się musi ona kumulować, prawda? – palnęła, udając najmądrzejszą osobę na świecie. 

Zmarszczyłem brwi. To co powiedziała, było zupełnie bez sensu.

- Co ty pier... - bąknąłem, ale Granger od razu mi przerwała.

- Poza tym, skarbie – zrobiła minę, jakby miała zwymiotować - jak chcesz się ze mną umówić, to wystarczy zapytać, nie musisz mnie śledzić i brutalnie łapać za ręce, żeby mnie dotknąć.

Zamrugałem, patrząc na nią, jak na idiotkę i wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem. 

- Kotku, ja nigdy w życiu nie chciałbym cię dotknąć – odparłem z szelmowskim śmiechem.

Wzruszyła ramionami, wciąż się do mnie wyzywająco uśmiechając.

-  Wczoraj mówiłeś coś innego – odparła tylko i odeszła. 

Przez moment poczułem na plecach dreszcz strachu. Nie sądziłem, żebym był na tyle głupi, żeby robić coś z Granger, ale świadomość tego, że niewiele pamiętałem z wczorajszej nocy była niepokojąca. Lubiłem mieć wszystko pod kontrolą, dlatego ten kłębek kudłów wprawił mnie w lekkie zakłopotanie. Nienawidziłem braku kontroli. A co, jeśli powiedziałem coś, czego wcale nie chciałem mówić? Nie daj Boże coś miłego. Znów poczułem dreszcz, przechodzący po moich plecach na myśl o tym, że miałbym jej powiedzieć jakiś komplement, albo co gorsze zrobić coś, czego nie chciałem robić. Od razu odsunąłem od siebie te potworne scenariusze i zerknąłem na stolik, przy którym siedziała, w nadziei, że znajdę tam notes. Ale nie było go. Zamiast tego przy stole znalazła się dziewczyna, która przed chwilą machała do mnie zawzięcie. Usiadła na stoliku, przesuwając stos książek, które zostawiła przed chwilą gryfonka.

- Co tam, Draco?

Uśmiechnąłem się do niej , stając obok i opierając pośladkami o stolik. 

- Masz ochotę przejść się na spacer? - zapytałem, przechylając głowę w jej stronę i przyglądając się powoli jej twarzy. Nie musiała odpowiadać, tylko złapała mnie za rękę i zeskakując ze stolika, pociągnęła mnie do wyjścia.

**

Stwierdziliśmy wspólnie z Blaisem, że musieliśmy dalej śledzić Granger, jeśli chcieliśmy dowiedzieć się co ona knuła. Ciężko było nie spuszczać z niej wzroku, bo była tak nudną osobą, że przez nią cały dzień czułem się senny. Poza tym marnowaliśmy z Blaisem już dobre dwadzieścia minut na obserwowanie, jak siedzi przy stoliku i znowu coś bazgrze w notesie. Koniecznie musiałem zrobić coś, żeby dostał się w moje ręce. Odepchnąłem się od baru w Pubie pod Trzema Miotłami i spojrzałem na Blaise'a.

- Mam pomysł. Pójdziesz tam do niej i zrobisz coś, żeby wyszła dzisiaj z Hogwartu. Wtedy będę mógł zabrać jej ten notes. 

Przyjaciel od razu szeroko się uśmiechnął i nie tracąc czasu na dopracowanie planu, ruszył w stronę Granger. Był mistrzem manipulacji, zaraz po mnie oczywiście, więc wiedziałem, że już byłem na wygranej pozycji. Poszedł do niej i zaczął ją zagadywać. Kiedy gryfonka zaczęła się nerwowo wiercić na krześle, zauważyłem, że Blaise zamiast wdrożyć nasz plan w życie i dojść do sedna, bezczelnie ją podrywa. Nie podobało mi się, jak Blaise się do niej non stop przymilał i patrzył na nią, jakby chciał ją zjeść. Ona była dla niego za łagodna. Dobrze wiedziałem, że mój przyjaciel złamałby jej serce. 

Westchnąłem, pociągnąłem łyk kremowego piwa i odstawiłem kufel na blat, po czym poszedłem w ich stronę. Widząc mnie, Blaise od razu przeszedł do interesów.

- Idziemy dzisiaj na wycieczkę. Idziesz z nami?

Kiedy usiadłem obok Granger, cała się spięła. Chociaż jej nie dotykałem, to czułem, jak jej mięśnie się naprężają. Zaśmiałem się pod nosem. Mogła zgrywać nieugiętą, niedostępną, pewną siebie i odważną, ale ciało zawsze ją zdradzało. Udawała, że miała mnie kompletnie w dupie i dzielnie znosiła moje chamstwa, ale mimo wszystko było widać, że wywoływałem u niej niepożądane emocje. Na przykład teraz, kiedy odwróciła się ostrożnie i popatrzyła na mnie, mrugając przy tym. Wyglądała, jakby miała jakieś nerwowe tiki, brakowało tylko, żeby zaczęła obgryzać paznokcie. Popatrzyłem na nią, posyłając jej nonszalancki półuśmiech i zasalutowałem. Dziewczyna tylko przymrużyła oczy, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że się zarumieniła. Znów ciało ją zdradziło. Odwróciła się z powrotem do Blaise'a, a ja posłałem mu zza niej mordercze spojrzenie.

Nie taka była umowa.

- Z wami?

- Z nami, Pansy, Lavender i Deanem.

O mały włos, a zakrztusiłbym się własną śliną. Co on kurwa wyprawiał?

- Lavender i Deanem? Ale oni są...

- Z Gryffindoru, tak. Cóż, to takie spotkanie integracyjne.

Prychnąłem teatralnie, będąc coraz bardziej wkurzonym na Blaise'a. Nie pisałem się na coś takiego. Chciałem, żeby Granger sobie poszła, żebym ja mógł działać. A nie iść z nią!

- Gdzie chcecie iść?

- Pewnie na błonia – odparł czarnoskóry, wzruszając ramionami.

Zapanowała cisza, a ja wciąż patrzyłem na przyjaciela surowym wzrokiem. On jednak starał się mnie ignorować,  być może obawiał się, że wybuchnie śmiechem. W nim jako jedynym to zimne spojrzenie nie wywoływało ciarek na plecach. Jako jedyny się mnie nie bał, tylko zaczynał się śmiać. A teraz doprowadzał mnie do szału.

- No dobra. Ale jak nie będzie Lavender i Deana to wracam do dormitorium –powiedziała i dopiła swoją kawę, po czym wstała, zabierając ze sobą notes. Posłałem mu tęskne spojrzenie.

- O dziewiątej koło pomnika Dumbledora – mruknąłem pod nosem, nawet na nią nie patrząc. Potem poczekałem jeszcze aż dziewczyna zniknie za progiem knajpy i wyrzuciłem ręce w górę w wybuchu złości.

- Czyś ty, kurwa, zwariował?! – popatrzyłem na niego, mając ochotę go udusić, a on tylko się zaśmiał, najwyraźniej nie tracąc dobrego humoru. 

– Serio, Blaise, uduszę cię. Masz trzy sekundy na ucieczkę – dodałem, zaciskając dłonie w pięści. Naprawdę miałem ochotę mu przywalić. On jednak przewrócił tylko oczami i oparł się nonszalancko na krześle, co wprawiło mnie w jeszcze większą wściekłość. Wziął do ręki szklankę, którą zostawiła Granger, zaglądnął do środka, po czym wypił do końca zawartość.

- Kurwa, Blaise! Miałeś ją zabrać z Howgwartu, ale bez nas!

Chłopak wzruszył ramionami.

- Będzie fajnie, zobaczysz. Przyglądniemy się jej z bliska. Może ją upijemy i wyciągniemy z niej jakieś informacje. Może zaprosi cię na noc do swojego gniazdka – posłał mi znaczące spojrzenie, a ja powstrzymałem odruch wymiotny.

- Jak tak lecisz na Granger to czemu sam jej nie zaprosisz do swojego gniazdka? – zapytałem zirytowany, na co znów zareagował śmiechem i postanawiał zignorować moje pytanie.

- Mamy gorszy problem. Musimy przekonać Deana i Lavender, żeby z nami poszli, inaczej Granger nie będzie współpracować.

- Trzeba było nie wymyślać takiego idiotycznego planu – burknąłem.

- Smoku no... Nie daj się prosić.

**

Pół godziny później patrzyłem wściekle na Blaise'a, który machał mi zza rogu i pokazywał uniesione kciuki w górę. Odwróciłem się tyłem do niego, przejechałem ręką po włosach i spojrzałem z litością na Lavender, która podążała korytarzem, starając się przy tym jak najbardziej kręcić tyłkiem. Westchnąłem i ruszyłem w jej stronę. Zagrodziłem jej drogę, stając przed nią i oparłem się bokiem o ścianę. Uniosłem kącik ust do góry i skinąłem do niej głową. Dziewczyna spojrzała na mnie w pierwszej chwili zszokowana, a potem posłała mi wyuczony, najpiękniejszy uśmiech, na jaki było ją stać.

- Cześć, Draco – powiedziała, przysuwając się bliżej mnie. Automatycznie chciałem się odsunąć od jej tłustego sadła, ale powstrzymałem się, wiedząc, że musiałem to wytrzymać. Nawet nie drgnąłem, kiedy dotknęła swoim równie tłustym biustem mojego brzucha. Posłałem jej przebiegły uśmieszek.

- Pomyślałem, że moglibyśmy się lepiej... poznać. – powiedziałem, a narastająca chrypka w moim głosie jeszcze bardziej spotęgowała jej błysk w oczach. Nie czekając, aż zacznie mówić, postanowiłem kontynuować – o dziewiątej koło pomnika Dumbledora.

Powiedziawszy to odepchnąłem się od ściany i odszedłem, nie odwracając się za siebie, choć czułem jej wzrok na sobie do czasu, aż zniknąłem za rogiem. 

Pewnie się wkurzy, kiedy dowie się, że nie będziemy sami, ale to nic. Ważne, żeby się w ogóle tam pojawiła.

Dla Granger wszystko.

Gorszy problem był z Deanem, bo nie mieliśmy pojęcia co przekona go do tego, żeby z nami poszedł. Alkohol nie był wystarczającym argumentem, a nasza obecność już w ogóle była raczej dla niego odpychająca. Nie wiem czemu Blaise wymyślił akurat jego, byłoby chyba już łatwiej Pottera załatwić, bo powiedzielibyśmy mu po prostu, że zabijemy Granger, jeśli się nie zgodzi. No, ale z tego co zauważyliśmy, ostatnio mało czasu spędzali razem, więc błyskotliwy Blaise wymyślił Deana i teraz jeszcze wpadł na pomysł, żeby włamać się do sypialni Gryffindoru w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Czasu zostało nam niewiele, bo tylko dwie godziny, a musieliśmy zdążyć go przekonać i miałem nadzieję, że uda nam się też ukraść Granger notes. Zdobycie hasła do dormitorium wroga nie było takie trudne, wystarczył tylko mój urok osobisty i propozycja, że wpadnę w nocy. Bez przeszkód weszliśmy do środka i wszyscy spojrzeli na nas ze zdziwieniem. Nie mogłem sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek wcześniej tu był. Rozejrzałem się ukradkiem i stwierdziłem, że Slytherin wymiatał. 

Po pierwsze, tutaj śmierdziało książkami i cynamonem, a u nas marihuaną i miętą. 

Wiadomo, co było lepsze. 

Po drugie, tutaj było tak strasznie... jasno. Odsłonięte zasłony, ogień w kominku i tak dalej. U nas było ciemno, z czasem nawet zrobiło się trochę, jak w klubie, kiedy Goyle zwinął skądś neonowe światła i zainstalował w salonie. To dawało efekt tajemniczości i lekkiej grozy, a tutaj czułem się tak, jakbym był na herbatce u babci. 

Nagle poczułem czyiś łokieć miedzy moimi żebrami. Podniosłem wzrok i spojrzałem na Blaise'a, który jednak na mnie nie patrzył, tylko mówił do jakiejś gryfonki.

- My do Deana.

- Deana nie ma – odparła i choć była młodsza od nas o dobre trzy lata, to jednak nawet nie drgnęła jej powieka, kiedy mówiła to zimnym głosem z założonymi rękami na piersi. W ogóle się nas nie bała. 

Ach ci gryfoni i ich pieprzona odwaga.

Blaise wzruszył ramionami i popchnął mnie w stronę ich sypialni. Posłałem mu mordercze spojrzenie.

- To nic, poczekamy na niego – powiedział i nie czekając, aż dziewczyna zareaguje, szybko ulotniliśmy się na górę.

- Jeśli coś knujecie, to wam nogi z dupy powyrywam! – krzyknęła jeszcze, na co aż musiałem się uśmiechnąć.

Zadziorna. Kiedyś będę musiał tu do niej wrócić. Najlepiej w nocy.

Wszedłem pierwszy do sypialni chłopców i rozejrzałem się. W środku był Neville. Podniósł wzrok znad książki i spojrzał na nas, otwierając szeroko oczy.

- Co wy tu...

- Zjeżdżaj stąd, Neville. Masz trzy sekundy– syknąłem, a chłopak od razu zamknął książkę i przyciskając ja do piersi, ruszył do wyjścia, zamykając za sobą drzwi. 

Blaise zachichotał.

- Założę się, że jak przelecisz jakąś laskę, to mówisz jej to samo – powiedział, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami. W odpowiedzi posłałem mu łobuzerski uśmiech i zacząłem szukać łóżka Deana. Nie były podpisane, więc ciężko było to ogarnąć, ale na szczęście miał podpisaną walizkę. Wyciągnąłem ją spod łóżka i rzuciłem na pościel, a Blaise od razu ją otworzył. Zaczęliśmy grzebać między ciuchami. Zaśmiałem się, wyciągając ze skarpetek paczkę prezerwatyw. Kto by pomyślał, że Dean był taki niegrzeczny. Blaise znalazł jeszcze dwa piwa, a potem nagle wybuchnął śmiechem. Popatrzyłem na niego i prychnąłem, widząc, że chłopak trzyma w dłoniach magazyn pornograficzny. Musiała to być zwykła, mugolska gazeta, bo naga dziewczyna ze sztucznymi cyckami nawet nie mrugała oczami. Blaise z szerokim uśmiechem otworzył magazyn gdzieś na środku i jego mina od razu zrzedła. Zamilkł nagle w osłupieniu, wpatrując się w gazetę.

- Co?

Kiedy nie odpowiedział, zmarszczyłem brwi i wyrwałem mu gazetę z rąk. Spojrzałem na jej zawartość i aż mnie wzdrygnęło. Każda z tych gołych lasek miała doklejoną twarz Granger. Naprawdę. Przewróciłem kartki na inną stronę, ale na każdej było to samo. Wszędzie Granger. Podniosłem wzrok i popatrzyłem na Blaise'a, który był w kompletnym szoku.

- Dean to jakiś jebany psychol – wymamrotał. Otworzyłem usta, żeby mu odpowiedzieć, ale wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich obiekt naszej rozmowy. W pierwszej sekundzie zdziwił się, że nas widzi, w drugiej zauważył, że grzebiemy w jego rzeczach, w trzeciej otworzył szeroko oczy, widząc, że odkryliśmy jego brudny sekret, a w czwartej strzelił buraka na całej twarzy, uszach i szyi. Przez chwilę nasza trójka wpatrywała się w siebie w osłupieniu, czując się tak niekomfortowo, jak nigdy wcześniej, aż w końcu wstałem i rzuciłem gazetą w gryfona.

- Możesz się podkochiwać w kim zechcesz, ale jeśli nie chcesz, żeby Granger się dowiedziała o tym, musisz coś dla nas zrobić.

**

Hermiona

Teraz


Przez chwilę staliśmy w miejscu i patrzyliśmy się na siebie nawzajem. Ciszę przerywało tylko kapanie wody z naszych ubrań na posadzkę. Przypominało to trochę tykanie zegara i było wyjątkowo bardzo głośne i niekomfortowe. Przeklęłam w duchu swoją głupotę, że zgodziłam się pójść z nimi do tej jaskini. Umówiłam się z wrogiem i wiedziałam, jak to teraz wyglądało. Ron patrzył cały czas na Malfoya wzrokiem, jakby chciał go zabić i tylko czekał w pasie startowym na sygnał, że może ruszać. Natomiast Harry patrzył prosto na mnie i nieznacznie pokręcił przecząco głową. Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, jednak on posłał mi tylko lodowate spojrzenie i pociągnął Rona w przeciwną stronę, oświetlając sobie drogę różdżkami. Miałam ochotę krzyknąć za nimi, żeby się zatrzymali, że to nie tak, że wszystko im wyjaśnię, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam, bo wiedziałam, że tym samym mogłam obudzić jakiegoś nauczyciela i narazić wszystkich nas na kłopoty. Poza tym Ron w dalszym ciągu się do mnie nie odzywał i nie sądziłam, by chciał mnie wysłuchać.

Załatwię to jutro.

**

Tej nocy koszmary były jeszcze gorsze niż zwykle, wymieszane z ostatnimi zdarzeniami, a ból był tak realistyczny, że w końcu obudziłam się w środku nocy z gorączką. Potrzebowałam kogoś, do kogo mogłabym się przytulić i po prostu wypłakać, ale zdałam sobie sprawę z tego, że nie miałam już kogoś takiego i zacisnęłam ręce na puchowym kocu, żałując, że nie mam przy sobie żadnego zwierzątka. Może chociaż ono dotrzymałoby mi towarzystwa, kiedy ludzie się ode mnie odwracali. Byłam pewna, że Ginny stanie po stronie chłopaków, zresztą nie mogłam jej winić, bo wiedziałam, jak to wyglądało. No bo od kiedy wymykałam się z zamku po nocach i świetnie bawiłam się ze znienawidzonymi ślizgonami? I to dwa dni z rzędu! Nie mogłam sobie tego wybaczyć, mimo, że jeszcze kilka dni temu moi przyjaciele imprezowali w lochach razem z nimi.

Kiedy rano wyszłam z dormitorium, natknęłam się w korytarzu na Malfoya, który popatrzył na mnie z uniesionymi brwiami.

- Powiedziałbym, że ładnie wyglądasz... Ale wyglądasz okropnie – powiedział, po czym posłał mi ironiczny uśmiech i odszedł korytarzem. Przewróciłam oczami i spojrzałam w dół, na swoją sukienkę w kwiatki. Była ładna i wiedziałam, że wyglądam w niej całkiem nieźle, ale wiedziałam tez, że Malfoy'owi chodziło o wory pod oczami i bladą cerę. Po normalnym chłopaku z wczorajszego wieczoru nie było już śladu.

W Wielkiej Sali panowało poruszenie, wszyscy szeptali między sobą i wskazywali na McGonagall, która chodziła wokół podium ze wzrokiem wbitym w zegarek na ręce. Podeszłam z przyzwyczajenia do swojego stałego miejsca, ale zaraz tego pożałowałam, bo przyjaciele obrzucili mnie złośliwymi spojrzeniami i odwrócili się tyłem do mnie. Westchnęłam i wycofałam się z ich towarzystwa. Odruchowo spojrzałam na stół Slytherinu, przy którym siedzieli Malfoy, Blaise i Pansy. Odwróciłam wzrok znów na stół Gryffindoru, ale nagle wydało mi się, że nigdzie nie było dla mnie miejsca. Znów popatrzyłam na Slytherin, wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w ich stronę. Czas jakby zwolnił. Malfoy nagle podniósł wzrok, wyczuwając, że coś jest nie tak i zbladł, widząc, że szłam w jego stronę. Miałam wrażenie, że nawet wstrzymał oddech. Ja też to zrobiłam, bo wiedziałam, z czym wiąże się przyłączenie się do stołu innego domu. Będąc już zaledwie trzy metry od niego, usłyszałam za sobą głos.

- Hermiona, usiądź z nami!

Zatrzymałam się i spojrzeliśmy na siebie z arystokratą, niemal równocześnie oddychając z ulgą. Odwróciłam się i posyłając uśmiech Lavender, ruszyłam w jej stronę. Ledwie usiadłam i dyrektorka weszła na podium, chrząknęła i rozejrzała się po uczniach, którzy momentalnie ucichli.

- W dniu wczorajszym w nocy naruszono regulamin szkoły – przerwała, rozglądając się po Sali, a ja zamarłam, ściskając w dłoni łyżeczkę do herbaty – Grupa uczniów nielegalnie opuściła zamek.

Z trudem przełknęłam ślinę, wymieniłam krótkie spojrzenia z Lavender i ostrożnie zerknęłam w stronę ślizgonów, którzy starali się wyglądać na niewzruszonych, ale wiedziałam, że też byli w szoku. Przecież nikt nas nie widział! Nie zostawiliśmy żadnych śladów, jedyne co, to... Harry i Ron. Spojrzałam w ich stronę, nie będąc w stanie uwierzyć, że mogliby na mnie nakablować. Jednak oni unikali mojego wzroku. Zacisnęłam ręce w pięści, ciskając w nich niewidzialnymi błyskawicami z oczu. Jak oni mogli mi to zrobić?!

- Panowie Potter i Weasley jak zwykle nie potrafią usiedzieć w miejscu, w związku z czym Gryffindor traci 50 punktów.

Rozległa się fala sprzeciwu, wszyscy zaczęli coś mówić, szeptać, patrzeć na dwójkę moich przyjaciół takim samym wzrokiem, jakim ja patrzyłam na nich przed chwilą, a ja pomimo ulgi, patrzyłam na nich teraz w osłupieniu.

Gdzie oni byli? I dlaczego dali się złapać? Przecież tyle razy łamaliśmy regulamin i nigdy nikt nam nic za to nie zrobił. A może poszli mnie szukać? Nie, niemożliwe. Przecież Ron był śmiertelnie obrażony. Mimo tego wiedziałam, że by na mnie nie nakablowali, więc zrobiło mi się głupio, że choć przez chwilę pomyślałam, że mogliby to zrobić.

- CISZA! – wrzasnęła McGonagall tak, że aż wszyscy podskoczyli ze strachu (oprócz Malfoya) – Pozostaje jeszcze jedno pytanie... Gdzie w tym czasie byli prefekci naczelni? – zapytała, patrząc na mnie, a potem na blondyna. Przełknęłam ślinę. Już miałam jej powiedzieć, że w łóżkach przecież, ale nie wiedziałam, czy dyrektorka wiedziała o tym, że również wyszliśmy z Hogwartu, czy nie. Poza tym nasz patrol nie obowiązywał nocy, więc tak naprawdę nie wiedziałam o co jej chodziło. Mściła się na nas, bo sama nie potrafiła ich dopilnować? Poza tym wielkie mi halo, co chwilę ktoś łamał regulamin...

I nagle zrozumiałam, że McGonagall, podobnie ja, być może uważała, że świat magiczny wciąż nie był bezpieczny i coś niedobrego działo się w szkole.

- Każdy z prefektów naczelnych traci po 20 punktów ze swojego domu – Nastąpiła kolejna fala sprzeciwu, rozległ się gwar oburzonych rozmów i protestów – To wszystko, co chciałam powiedzieć. Następna osoba, która złamie regulamin będzie odpowiedzialna za jeszcze większą utratę punktów. I szlaban. Miłego dnia.

Gdy tylko wyszła, w Sali zapanował jeszcze większy chaos, a ja powoli osunęłam się na krześle, żeby się schować przed wściekłymi nastolatkami.

**

Ostatnią lekcję mieliśmy z Winsletem i już nie mogłam się doczekać, aż się skończy, żebym mogła pogadać z chłopakami o tym, co kombinowali i gdzie wczoraj byli. I wyjaśnić im, że wcale nie przyjaźniłam się ze ślizgonami. Chociaż wyglądało to zupełnie inaczej i wiedziałam, że nie miałabym nic przeciwko tej przyjaźni, gdyby nie to, że nienawidziłam Malfoya. Myślałam, że będę mogła spokojnie wyłączyć się na lekcji i pozapisywać teorie, jakie mogli knuć Ron i Harry, ale Winslet miał dla nas inne plany.

- Z racji tego, że to dzisiejsza wasza ostatnia lekcja, urządzimy sobie wycieczkę do Zakazanego Lasu. Spokojnie, wszystko mam uzgodnione, dostaliśmy pozwolenie. - Posłał złowrogie spojrzenie chłopakowi, który ostatnio o to pytał - Przydzielę was w pary i będziecie musieli na własną rękę poradzić sobie z akromantulami i przynieść je do mnie. Na stoliku – wskazał ręką na stół – leżą magiczne, elastyczne pudełka. Im większa akromantula, tym wyższą dostaniecie ocenę. A jeśli ktoś spróbuje wrócić bez niczego, każę mu wracać i szukać w nocy, więc nawet tego nie próbujcie – powiedział, posyłając nam szeroki uśmiech, jakby cała ta sytuacja go bawiła. Zerknęłam na stół, na którym w rządku leżały mieniące się srebrem, kwadratowe pudełka. Uciszając kolejną tego dnia falę sprzeciwu i pomruków, profesor w końcu zaczął przydzielać nas w pary, a ja zaczęłam się modlić.

Tylko nie Malfoy.

- Panna Granger i...

Błagam, tylko nie Malfoy.

- Pan Ron Weasley.

Zamarłam.

To już chyba wolałam Malfoya.


________________________________

* J.K. Rowling: "Harry Potter i Więzień Azkabanu" :D

Jak się wam podoba rozdział? 

Jak zwykle jeszcze wcielę się w żebraka: DAWAJCIE GWIAZDKI PROSZĘ 

❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro