Toksyczność
Wiele mi obiecywał,
U stóp świat cały składał,
Tworzył piękne melodie,
Kwiaty we włosy wplatał.
Otumanił istnieniem,
Zamglił wzrok swą osobą.
Uzeleżnił we wszystkim,
Aż przestałam być sobą.
Zawsze u jego boku,
Chcąca go uszczęśliwiać,
Nie spostrzegłam chwili,
Gdy zaczął się zapominać.
Pogrążony w swych celach,
Trupami usiawszy ziemię,
Wciąż mnie daleko odsyłał,
Bym jego spełniała cele.
Duszę rozdzierał cicho,
Tłukł na kawałki serce.
Umysł jadem zatruwał,
Cicho płakałam w udręce.
Nie potrafiłam odejść.
W ustach modlitwa cichnie.
Mówił, że przecież mnie kocha,
Na pewno to w końcu minie.
A potem się w proch rozsypał,
Gdy wielcy się mędrcy zebrali.
Zaślepionego swą władzą,
W najgłębszą ciemność zesłali.
Siedzę tu teraz z tobą,
Uśmiech posyłasz piękny.
Błagam zniszczonym sercem,
Zostań
I nie krzywdź ty jedny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro