Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Co niby miałem mu odpowiedzieć? ,,Pewnie, że cię pamiętam, ale zastanawiam się, dlaczego udajesz, zamiast mnie zlać za to, że "uciekłem".", pomyślałem i westchnąłem cicho. Po chwili coś sobie uświadomiłem. Przecież jesteśmy w szpitalu, gdzie jest mnóstwo ludzi. A jeśli ich nie ma, to na pewno są kamery. Nikt nie chce, żeby jego brudne interesy ujrzały światło dzienne, prawda? 

Tak bardzo się zamyśliłem, że nie zauważyłem, iż druga strona Ernesta znowu coś do mnie mówi. Dostrzegłem jego rękę i lekko podskoczyłem, dopiero po chwili orientując się, że coś trzyma.
- Zobacz sobie. - Powiedział ciepło. Chwilę tak na mnie patrzył, a ja wpatrywałem się w jego dłoń. Nie interesował mnie przedmiot, który trzyma ten gościu. Jego ręka znajdowała się zdecydowanie za blisko. - A, no tak. - Mruknął do siebie, po czym położył skrawek papieru na kołdrze, a sam odsunął się lekko. 
Zerknąłem na kartkę i dopiero wtedy dostrzegłem, że tak naprawdę to nie jest żadna karteczka, tylko zdjęcie. 
Przedstawiało ono czwórkę ludzi. Kobietę, mężczyznę i prawdopodobnie ich dzieci, chłopaka i dziewczynę. 

Facet z obrazka był bardzo podobny do tego gościa, który siedział obok mnie. A dzieciak wyglądał jak ja, tylko miał inny kolor oczu i włosów. 
- Widzisz? - Odezwał się cicho debil w dalszym ciągu siedzący obok łóżka. - Ta kobieta to Mariola, a ta dziewczynka obok ciebie to Jula. - Jego głos brzmiał tak, jakby miał zamiar mnie z nimi zapoznać. Miałem cichą nadzieję, że umrą zanim zdąży to zrobić. Nie mam ochoty poznawać ludzi. Już ich za dużo. Nie podoba mi się tu. Chcę do domu.

Gościu patrzył na mnie z lekkimi ognikami w oczach, a ja coraz bardziej się bałem. W końcu zdobyłem się na odwagę.
- Zdejmij to ze mnie. - Rzuciłem do niego. Ten zamrugał, zdziwiony i pewnie nieco zaskoczony, a potem zerknął na łóżko i pokiwał lekko głową. Uśmiechnąłem się w duchu. Już czułem słodki smak wolności.
- Nie mogę. - Rzucił, a ja warknąłem.
- Możesz. I to zrobisz. - Moje oczy zwęziły się, a ten westchnął. 
- Nie mogę. - Powtórzył. - Są dla twojego dobra. - Dodał tonem jakby tłumaczył małemu dziecku dlaczego musi nosić kurtkę w zimie. Nie spodobało mi się to. 
- Właśnie, że możesz. - Warknąłem. Ten pokręcił głową, zdychając cicho. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Moim zdaniem genialny. Wlepiłem oczy w siedzącego faceta.

- Dlaczego się tak na mnie patrzysz? - Spytał po chwili, gdy zauważył, że od dobrych kilku minut leżę i bezczelnie się na niego gapię.
- Możesz mi jeszcze raz pokazać tamto zdjęcie? - Zapytałem cicho.
- Jasne. - Mruknął zmieszany i mi je podał. Wpatrywałem się przez chwilę, po czym sprawiłem, że do moich oczu napłynęły łzy. - Dlaczego płaczesz? - Spytał zmartwiony.
- Bo pamiętam. - Szepnąłem, a ten otworzył szerzej oczy. 
- To kim dla ciebie jestem? - Zapytał jakby podejrzewał, że mogę go okłamać. 
- Moim ojcem. - Odparłem pewnie, a ten szeroko się uśmiechnął i wyciągnął do mnie ręce.
- Odepniesz mi to? Chcę się poprzytulać. - Poprosiłem, ledwie wyduszając drugie zdanie. Mam nadzieję, że uznał, że to ze wzruszenia. 
- Mogę ci je poluzować, jeśli chcesz. - Zaoferował uśmiechnięty. ,,Lepsze to, niż nic. Wtedy dam radę uratować się z tego wariatkowa.", pomyślałem.
- Byłbym wdzięczny. Trochę ciężko się w nich oddycha. - Dodałem. 
- Dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej? Jestem pewien, że ktoś by ci pomógł. - Rzucił, luzując skórzane pasy. Miałem większą swobodę ruchu, a to już zawsze coś. Parę razy serce mi stanęło, gdy przez przypadek dotknął mnie, ale na moje szczęście chyba tego nie zauważył. Pozostawiłem jego słowa bez komentarza i na potwierdzenie swoich "czystych intencji" wziąłem głębszy oddech, przymykając na chwilę oczy.
- Naprawdę były zapięte aż tak ciasno? - Spytał zmartwiony, a ja kiwnąłem lekko głową. - Biedaczek...  - Mruknął cicho, tym razem chyba do siebie. - Dam ci jeszcze leki i sobie pójdę, bo mam też innych pacjentów. Nie martw się, szpital jest dobrze strzeżony, więc nic ci się tu nie stanie, możesz spać spokojnie. - Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłem gest, odwracając wzrok. Mam nadzieję, że nie zobaczył furii w moich oczach, bo mój cały misterny plan mógłby legnąć przez to w gruzach.
- N-na co te leki? - Spytałem cicho. Szczerze mówiąc, cholernie bałem się odpowiedzi. Mogły to być... No nie wiem, na przykład jakieś dragi, żebym zasnął albo nawet trucizna. Ci ludzie są zdolni do wszystkiego. 
- Coś na odporność i na uspokojenie, żebyś mógł się rozluźnić i wyspać. - Rzucił obojętnie, a moje serce zabiło mocniej. - A i będę musiał pobrać ci krew do badań, ale to zajmie tylko chwilę. - Dodał. 
- A co z tym drugim lekarzem? - Spytałem, z lękiem patrząc, jak bierze nową igłę. 
- Wziął urlop na parę dni. Nie wiem, co dokładnie się stało, ale wspominał coś o tym, że jego żona się rozchorowała, a ma małe dziecko w domu i nie da rady pracować. - Rzucił obojętnie i wbił mi igłę w rękę. Skrzywiłem się, a po chwili poczułem, jak wyciąga ją z mojego ciała. Coś strasznego. Wziął jeszcze plaster i zakleił mi ranę, na co znowu się skrzywiłem. ,,Trzeba będzie szybko się tego pozbyć.", pomyślałem i kontrolnie zerknąłem na Ernestav2. Akurat stał do mnie tyłem i zbierał strzykawki, i jakieś gazy na tackę. Przekląłem w myślach, gdy zorientowałem się, że nie kłamał. Oczy zaczęły mi się zamykać, a ja ku swojemu przerażeniu coraz bardziej nie chciałem się ruszać.
Doktorek podszedł do mnie i przeczesał mi włosy ręką. ,,Kurwa, to nie powinno wydawać się takie przyjemne!", pomyślałem przerażony. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to strach jeszcze utrzymuje mnie w przytomności. Mężczyzna głaskał mnie po głowie, a ja coraz bardziej odpływałem. Nie mogłem udawać, że zasnę, bo naprawdę pójdę odwiedzić Morfeusza, a mam cholernie okropne wrażenie, że facet nie pójdzie sobie, dopóki nie zasnę. 

Nagle ktoś wpadł do pokoju i zawołał, że mają jakiegoś nowego pacjenta w stanie krytycznym. 
Ernestv2 rzucił tylko ,,Nie przejmuj się niczym, odpoczywaj. Dobranoc." i z prędkością światła wystrzelił z pokoju, zostawiając tackę ze strzykawkami na mojej kołdrze. 

Potrząsnąłem głową, chcąc utrzymać przytomność. Może jestem jakimś magikiem, ale mi się to udało. Po pewnej chwili poczułem, że leki przestały działać. Wygląda na to, że przestają działać po czasie, który jest potrzebny do zaśnięcia. Uśmiechnąłem się do siebie szeroko.

***

Jak myślicie, co planuje główny bohater? 
Swoją drogą, uważam, że piosenka w mediach bardzo pasuje Aronowi ;)

Do przeczytania,
- HareHeart




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro