2. Kłania mi się hybryda i zajęcia Riddiculus.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tej nocy nie miałem żadnego sennego koszmaru. Pierwszą lekcją było wróżbiarstwo. Nie wiedziałem czemu w ogóle chodzę na taki przedmiot. Co ja? Dziecię Apollina? Poza tym nauczycielka wywróżyła Potterowi śmierć. Czy każda przepowiednia musi się źle kończyć? Z tego co zrozumiałem to właśnie jego miałem ochraniać. Na nic zda się moja ochrona, jeśli mu się umrze.

Wybierałem się właśnie na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Podziwiałem okazały zamek. Właściwie to nigdy nie widziałem prawdziwego zamku z czasów średniowiecznych, albo okolic. Na nauczyciela owego przedmiotu mówiono po prostu Hagrid. Bez zbędnych wyróżnień. Byłem naprawdę ciekaw tej lekcji. Nasze książki wyglądały jakby nie były książkami, a jakimiś stworkami chcącymi wszystko zjeść. Z ciekawości otwarłem ją jeszcze w dormitorium. Nie polecam. 

Wszyscy udaliśmy się do lasu. Tam Hagrid poinformował nas jak obsługiwać się książkami. Właściwie to było to dziecinnie proste. Tak się wydawało. Jednak gdy Nevill ją otworzył to rzuciła się na niego. Na szczęście nic mu się nie stało. Cathrine, dziewczyna, która skarżyła się w nocy, że za głośno myślę, patrzyła na mnie z zaciekawieniem i lekkim przerażeniem. Tą lekcję miałem z Nico. Chciałem mu opowiedzieć o wczoraj, ale przylepił się do niego ten blondyn, który już zdążył zaleźć mi za skórę. Jemu najwyraźniej też. Miałem nadzieję, że ziemia się zaraz nie rozstąpi i go nie pochłonie. Na chwilę się jednak odczepił od mojego znajomego, który momentalnie od niego uciekł i wtopił się w tłum.

- Zabawne te książki - powiedziała Hermiona czyli dziewczyna, którą spotkałem w pociągu.

- O tak, strasznie zabawne. Boki rwać. Ta szkoła całkiem schodzi na psy - powiedział Malfoy. - Niech No tylko ojciec  się dowie, że ten przygłup nas uczy - zaśmiał się razem ze swoimi przydupasami. Ja natomiast już szykowałem się do interwencji. Polubiłem już tego olbrzyma. Wydawał się bardzo przyjazny.

- Zamknij się Malfoy - powiedział Harry.

Denerwujący chłopak zaśmiał się i podszedł kawałek do Pottera. Nagle zrobił przestraszoną minę jakby coś zobaczył i krzyknął:

- Dementor! Dementor!

Wszyscy podskoczyli razem ze mną i obrócili się w tamtą stronę. Wredny czarodziej zaczął się śmiać ze swoimi koleżkami, założyli kaptury i zaczęli udawać duchy. Wywróciłem oczami.

Po chwili przyszedł Hagrid i przyprowadził niezwykłe zwierze. Był to pół orzeł pół koń. Pomyślałem tylko, żeby zaraz nie zrobiło mi sceny przy wszystkich. Już widziałem to spojrzenie w moją stronę. Wszyscy wydawali się jednak trochę zdegustowani.

- No? Prawda, że jest cudny? - zapytał nauczyciel. - Przywitajcie się z Hardodziobem.

- Hagrid? - zaczął Ron. - A co to niby jest?

- To Ron jest Hipogryf - odpowiedział mu po czym zwrócił się w moją stronę. - Widzę, że ci się podoba... jak masz na imię? - zapytał mnie.

- Ja? - zapytałem lekko zdziwiony. - Percy - odpowiedziałem.

- Widzę, że chciałbyś się przelecieć.

- Jasne - odpowiedziałem. - Lubię latać - po chwili właściwie bez zastanowienia dodałem - chociaż nie powinienem.

- Nie powinieneś? - zapytał Hagrid. Zbladłem.

- Moja mama by umarła z przerażenia gdyby się dowiedziała, bo ma traumę - wypaliłem. Wydawało mi się, że zauważyłem u Nica śmiech, a to było coś.

- Chodź - powiedział olbrzym.

Zacząłem iść w stronę zwierzęcia. Kilka metrów przed nim Hagrid powiedział, żebym się nisko ukłonił. Właściwie ciężko powiedzieć kto ukłonił się pierwszy. Ja czy Hardodziob.

- Chyba cię lubi - uśmiechną się nasz profesor. - A teraz wskakuj - wziął mnie prawie bez wysiłku i posadził na Hipogryfa.

- Hmm... a jesteś inny od wszystkich - usłyszałem w głowie. - Zabiorę cię na krótką przejażdżkę.

Zanim Hagrid zdążył cokolwiek powiedzieć już byłem w niebie. Łatwo mi się kontrolowało Hardodziobem dzięki nabytym umiejętnością jazdy na pegazach w obozie. Zwiedziłem kawałek zamku, a jak byliśmy nad jeziorem lecąc nad taflą wody to stworzyłem sobie wodne konie galopujące obok nas.

- Nieźle - powiedział Hipogryf w mojej głowie.

Wróciliśmy dosyć szybko. Wszyscy bili mi brawo co było dosyć krępujące.

- Ktoś jeszcze chce się przejechać? - zapytał olbrzym.

Wszyscy uczniowie zrobili kilka kroków w tył oprócz Harry'ego.

- Świetnie Harry - zawołał nauczyciel.

- To jest naprawdę fajne - zachęciłem go.

Harry zrobił co mu kazano i poleciał. Wrócił po jakimś czasie. Mnie natomiast pytano jak było i czy naprawdę nie było strasznie. Malfoy nabrał trochę pewności siebie i gdy Harry wrócił to jak głupi postanowił podejść do zwierzęcia. Oberwało mu się, zaczął wrzeszczeć i grozić Hagridowi i biednemu Hardodziobowi.

- Jeżeli coś się stanie temu zwierzęciu to ty i twój ojciec będziecie mieć przechlapane - powiedziałem to może ciut za głośno.

- Zamknij się, Percy - powiedział Nico.

- Coś ty nowy powiedział? - zaczął nadęty blondyn. - Twój ojciec na pewno nie przeważa mojego! - wrzasnął jeszcze.

- Byś się zdziwił! - krzyknąłem za nim. Gdyby bogowie to usłyszeli to już by nie żył.

***

Siedzieliśmy teraz w Wielkiej Sali. Narcyz od ślizgonów miał teraz wielu fanów przez swój wypadek. Ja natomiast próbowałem się bardziej zbliżyć do Harry'ego.  Nagle ktoś zaczął wołać.

- Widzieli go, widzieli go!

- Kogo? - zapytał Ron.

- Syriusza Blacka.

- Kim jest Syriusz Black? - zapytałem.

- Nie wiesz kim jest Syriusz Black? - zapytała mnie Hermiona.

- No... nie. - odpowiedziałem.

- To morderca! Uciekł z Azkabanu! - powiedział ten co przyniósł gazetę. - Teraz podobno idzie po Pottera!

- Niedaleko stąd - powiedziała dziewczyna.

- Myślicie, że przyjdzie do Hogwartu? Co? - zapytał Nevill.

- Dementorzy są przy wejściach. - powiedział ktoś inny.

- Dementorzy? -powiedział ten od gazety. - Już raz ich gość wykiwał. Może to zrobić i drugi raz.

- No pewnie. Black może być wszędzie. - powiedział ktoś inny, a ja już się wyłączyłem.

***

Następną ciekawą lekcją była Obrona Przed Czarną Magią. Prowadził ją profesor Lupin. W sumie to miał ciekawe nazwisko. Zacząłem się zastanawiać czy miał jakiś przodków, którzy byli herosami. Lekcja dotyczyła zaklęcia Riddiculus. Brzmiało mi to na łacinę, a jak już zdążyłem się trochę domyśleć to zaklęcia były zlepkiem greckiego, łacińskiego i angielskiego.

Profesor opowiedział nam trochę czym są Boginy, jakie mają zdolności i jak je unieszkodliwić. Było to proste do zapamiętania. Najpierw pojawia się twój najgorszy koszmar, potem wyobrażasz go sobie w śmiesznej sytuacji, a następnie wypowiadasz Riddiculus i wcale nie jest już taki straszny.

Przede mną było już kilka osób i cały tłum za mną. Byłem ciekawy co się pojawi. Może jakiś bóg dający mi nową misję? A może zobaczę umierających przyjaciół. To chyba byłoby najgorsze.

Stanąłem przed śmiesznym wyobrażeniem kogoś innego i po chwili zobaczyłem siebie jakbym był w jakieś galarecie. Czułem jakbym się dusił. Widziałem siebie tonącego. Coś mnie wtedy złapało. Złe przeczucie i obawa przed utonięciem. Przecież jako syn Posejdona nie mogę utonąć! A jednak to widziałem. Uniosłem niepewnie różdżkę i wykrzyknąłem:

- Riddiculus!

Zobaczyłem jak przestaję się topić. Była przy mnie Annabeth. Pięknie wyglądała pod wodą. Stworzyłem wielkiego bąbla powietrza, żeby córka Ateny się nie utopiła. Tak, zobaczyłem podwodny pocałunek, o którym mówił cały obóz, a teraz pewnie będzie mówić cała szkoła.

- Bardzo dobrze Percy - powiedział mój nauczyciel, a ja zorientowałem się, że dalej jestem na lekcji. Odszedłem na tył kolejki.

Po mnie była Cathrine. Jej strach był zastanawiający, bo gdy tylko stanęła przed boginem ujrzała samą siebie, ale bardziej szaloną i przerażającą. Nie wiedziałem co to może oznaczać.

Harry'emu natomiast objawił się Dementor na co nauczyciel szybko zareagował i stanął przed nim. W jednej chwili Dementor zamienił się w księżyc w pełni, a w następnej w balon ze spuszczonym powietrzem. Po tym lekcja się zakończyła. Jednak nauczyciel poprosił mnie o zostanie po lekcji. Wydało mi się to trochę oczywiste.

- Zrobiłem coś nie tak? - zapytałem od razu z lekkim wyrzutem. Nie wiem czemu, ale miałem to już w nawyku, bo zbyt wielu nauczycieli się mnie o coś czepiało.

- Nie - powiedział nauczyciel. -Chodzi o to, że jest w tobie coś wyjątkowego. Nie wiem tylko co. Gdybyś naprawdę potrzebował rozmowy to tu jestem.

- Gdybym panu powiedział to pan by nie uwierzył - odpowiedziałem mu.

- To zaskocz mnie - stwierdził rozbawiony.

Pomyślałem „A czemu nie, w sumie ufam temu nauczycielowi. Nie wiem czemu, ale ufam".

- Więc... - zacząłem. - Co by pan powiedział na istnienie bogów?

- A więc jesteś wierzący? Dobrze mieć Boga, który ci pomoże.

- Oni raczej nie pomagają a utrudniają. Mówiłem, że nie uwierzy mi pan.

- O jakich bogów ci więc chodzi?

- O różnych. Greckich, rzymskich.

- Masz wyobraźnię. Chociaż nie da się udowodnić, że coś nieistnieje. Można tylko potwierdzić istnienie czegoś.

- Mądre słowa profesorze. Muszę je zapamiętać, żeby potem olśnić moją dziewczynę, która jest fanką wiedzy.

- Czy to ta dziewczyna, którą mogliśmy dzisiaj zobaczyć? - zapytał mnie zaciekawiony. To był naprawdę spoko nauczyciel.

- Tak, to była ona.

- A jakie nosi imię? - dalej zadawał mi pytania.

- Annabeth.

- Piękne. No cóż. Nie będę cię tu dłużej zatrzymywać. Idź na resztę lekcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro