Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


      Dla Adriana to było zupełnie całkiem nowe przeżycie. Leżał przez chwile, by zebrać myśli. Wszystko, co dotychczas się zdarzyło, spowodowało u niego chwilową niepewność i trudność w pojęciu rzeczywistości. Co jeśli to była tylko wizja lub iluzja, która pojawiła się w najgorszym dla niego momencie życia, aby namieszać w jego już i tak skomplikowanym umyśle? Musiał jakoś sobie udowodnić i to jak najszybciej, przeciwnym razie po prostu by zwariował! O ile już nie był szalony. W końcu jednak postanowił się uszczypnąć, aby się przekonać, czy to nie jest sen i tak też uczynił.


- Auć. Witamy w prawdziwym świecie, bogu śmierci. Jak to dziwnie brzmi. Tak... nierealnie. - Czyli to jednak nie był sen. To się działo naprawdę. Został shinigami i czuł się świetnie. Jeżeli tak można powiedzieć o dopiero co zmarłym człowieku, przebijającym się kosą Laveny, by zdobyć potrzebną dla niego moc żniwiarza. Popatrzył na kosę śmierci, która była jego bronią. Jego własność, a nie kogoś innego. Ciężko mu było w to uwierzyć, chociaż z drugiej strony, najpewniej odkrył swoje prawdziwe powołanie. Powołanie, dzięki któremu został kimś. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, uświadamiając sobie, że przestał nareszcie być śmieciem, teraz mógł pokazać wszystkim, na co to tak naprawdę stać. Każdy, kto się z niego nabijał i śmiał, pożałuje, że wogóle miał czelność podnieść rękę na wielkiego Adriana Crevana, tutejszego nieśmiertelnego boga śmierci.Aby nie wracać do domu we krwi, przysunął się bliżej jeziora, żeby się obmyć, gdy w odbiciu tafli wody dojrzał, iż jego kolor oczu stal się bardziej intensywny niż zwykle. Niesamowite. Odetchnął głęboko kilka razy.


- Hm, a może by tak przed powrotem do domu, zabawić się trochę? W sumie można by wypróbować tę kosę. - Zamachnął nią kilka razy w powietrzu. - Niegłupia myśl - zachichotał w myślach. - Czas ruszać w drogę - odpowiedział sam sobie. Gdy zmył krew do końca, wstał i ruszył w drogę. Ku wojnie, która trwała. Nie liczył się z tym, że mógł odebrać innym życie, zresztą to była teraz jego misja. Jego cel, przyszłość, teraz zyskał coś, dzięki czemu jego życie nabrało w końcu sens. I tego zamierzał się trzymać, dopóki nie pojawi się ktoś, kto zajmie jego miejsce, a miał złudną nadzieję, że nigdy się coś takiego nie wydarzy. Bo co miałby później robić? Prędzej się zatraci w rozpaczy niż pogodzi się z utratą tak cennej mocy.

- Jestem śmiercią, a każdy, kto się mi sprzeciwi, zginie, nawet nie mrugnąwszy okiem. Bowiem nikt nie ma prawa sprzeciwiać się nadchodzącemu przeznaczeniu...Odchodząc w wybranym przez siebie kierunku, srebnowłosy uniósł wysoko kosę, która lśniła niebezpiecznie, bowiem marzyła tylko o tym, aby zatopić się w krwi śmiertelnika. A on miał w planach pomóc jej w swych pragnieniach, doprowadzając do wielkiego chaosu, na który czekał od lat swych narodzin...



Ciąg dalszy nastąpi...

Wybaczcie  za taki króciutki rozdział. Upał jednak męczy człowieka,a jutro do pracy wracam. Może jak trochę zelży ten upał to postaram się dłuższy napisać. Zobaczymy

Wasza D.R.

P.S. rozdział został poprawiony przez Spearsa_Kij Dzięki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro