16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Loki  (podczas pobytu Lillianny na Ziemi)

Nie mogłem pogodzić się z myślą, że moja ukochana, na którą tak długo czekałem miałaby umrzeć na midgardzką chorobę. Istniały gorsze powody śmierci, takie z którymi nie dałoby się wygrać. A rak? Musiałem znaleźć sposób, żeby żyła. Nie mogłem pozwolić jej odejść. Nigdy w życiu! Lillianna była jedną z dwóch osób w całym Wszechświecie, które kochałem i które mnie kochały, takiego jakim jestem. Nie mogłem jej stracić.

Właśnie dlatego postanowiłem udać się do mojej matki. Frigga była tą drugą osobą, która mnie kochała i traktowała jak własnego syna. A ja kochałem ją.

- Proszę! - usłyszałem stłumiony przez dębowe drzwi głos zaraz po tym, jak zapukałem w drzwi komnaty królowej. 

Wszedłem do jasnej komnaty i niemal od razu dostrzegłem Friggę, która czytała książkę w ozdobnym fotelu obok otwartego okna z widokiem na ogród.

- Dzień dobry, matko. - uśmiechnąłem się, podchodząc do blondynki. 

- Loki! Tak się cieszę, że cię widzę. - przytuliła mnie mocno. - Tęskniłam za tobą synu. 

Mimo, że w Asgardzie byłem od kilku dni nie mogłem widywać się z matką. Taki miałem zakaz, jako więzień, ale Lillianna uczyniła mnie wolnym. Tyle jej zawdzięczałem. Tym bardziej musiałem ją uleczyć. Musiałem wynagrodzić jej to całe cierpienie, które na nią zesłałem.

- Potrzebuję pomocy, matko. - powiedziałem. 

- Coś się stało? - kobieta przestraszyła się. Niemal od razu szukała oznak skaleczenia na mojej twarzy. 

- Lillianna jest chora. Może umrzeć, a ja nie mogę jej stracić. - odpowiedziałem, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starłem. 

- Damy radę Loki. Obiecuję. - Frigga pociągnęła mnie w stronę biblioteki, a ja nie oponowałem, wiedząc, że tylko z jej pomocą mogę zdobyć lekarstwo.

Lillianna

Stałam właśnie wraz z Lokim, Thorem i Odynem, który trzymał szkatułę wiecznej zimy, na zniszczonym Jotunheimie. Udało mi się przekonać Wszechojca, aby odnowić lodową krainę dzień przed naszym ślubem, abyśmy mieli gdzie się udać zaraz po nim.

Teraz staliśmy nad zgliszczami tego, co kiedyś było pokryte lodem. Ziemia pod naszymi stopami była popękana. Wszędzie waliły się gruzy, a śnieg zastąpił popiół. Nie było domów, ani ludzi. Jedynie niczym niezmącona cisza.

- Zaczynamy. - ciszę, która trwała od kilku minut przerwał Odyn.

Otworzył szkatułę, z której wyleciał promień niebieskiego światła. Gwałtownie zrobiłam krok do tyłu, zderzając się plecami z torsem Laufeysona. 

- Spokojnie, kochanie. - wyszeptał mi na ucho Kłamca, kładąc ręce na moich ramionach i masując je delikatnie. 

Wtuliłam się w niego i patrzyłam na poczynania władcy Asgardu. Lodowa Kraina pod wpływem światła "naprawiała się". Wieczna ciemność ustąpiła miejsca światłu. Zamiast słońca, jak na Ziemi, niebo rozjaśniała wielka niebieska gwiazda. Głazy, skały, góry, polany pokrył bieluteńki, puszysty śnieg spod którego gdzie nie gdzie wystawały przebiśniegi. Domy w których dawniej mieszkały olbrzymy, a teraz nie było po nich śladu, stanęły na nowo. Były dwa razy większe i piękniejsze niż wcześniej.

A pałac?

Niegdyś ciemny i obskurny budynek zastąpił piękny, ogromny, biały zamek z trzema wieżami i błękitnymi oknami. Na placu przed nim stała piękna fontanna, przedstawiająca kobiecą postać.

- To ty, Lillianno. - zauważył Thor. 

Racja. Fontanna była posągiem przedstawiającym mnie. W sukni do ziemi, z dumnie uniesioną głową na której spoczywała korona, ale uśmiechem na ustach i miłością wypisaną na twarzy. Byłam piękna.

Odyn zamknął szkatułę, kończąc swoje dzieło. Nie wiedziałam, jak działał przedmiot w jego dłoniach. Czy tworzył to, co chciał Odyn? Bo na pewno nie odwzorował tego, co było wcześniej, a uczynił tę krainę piękniejszą.  Kraina wyglądała jak wyjęta z bajki. Taka malownicza, ani trochę nie przypominała chłodnego Jotunheimu za czasów Laufeya.
       
- Ta planeta wybrała cię na swojego strażnika. - odezwał się Wszechojciec.

- Co? - zdziwiłam się, ale Thor i Loki także.

- W ten sposób - wskazał głową posąg fontannę. - oddaje się w twoje ręce i prosi o obronę. 

- Niesamowite. - skomentował zafascynowany Thor.

- Wracamy. - stwierdził Odyn. 

- Ojcze, czy moglibyśmy obejrzeć krainę. Wrócimy zaraz po was. - poprosił z trudem Loki.

- Zgoda. - zgodził się po chwili starzec i razem z Thorem zniknął w łunie światła.

- Co wykombinowałeś? - uśmiechnęłam się, spoglądając na mojego księcia.

- Niespodzianka. - odwzajemnił uśmiech i wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.

Po chwili znajdowaliśmy się na ogromnym łóżku w wielkiej komnacie urządzonej w odcieniach zieleni i złota. Zdziwiłam się, bo naprawdę myślałam, że będziemy zwiedzać Jotunheim.

- Uratuję cię. - wyszeptał Loki, patrząc mi prosto w oczy.

- Co? - nie wiedziałam, o co mu chodzi.

- Mane sana, et mens sana est, munda mente et motus cordis.* - powiedział szybko Laufeyson, trzymając zimną dłoń na moim czole i składając pocałunek na moich ustach.

Poczułam mdłości i zawroty głowy, a po chwili zastąpił je silny ból, który na szczęście szybko ustąpił miejsca ciemności.

***

- Udało się kochanie! Jesteś zdrowa! - usłyszałam, zaraz po tym, jak z trudem otworzyłam oczy.

Byłam w komnacie Lokiego w Asgardzie. Nie wiedziałam, jak się tu znaleźliśmy. Ile spałam? Co się w ogóle stało?

- Co? - spytałam zaspana.

- Nie masz raka. Jesteś zdrowa. Zaklęcie zadziałało. - wyjaśnił mój narzeczony, a ja przypomniałam sobie wydarzenia na Jotunheimie. 

- Nie, to niemożliwe. Jak? Przecież... To niemożliwe! Naprawdę? - nie wierzyłam w słowa Kłamcy. Nie wiedziałam, co mam myśleć.

- Frigga pomogła mi znaleźć zaklęcie uzdrawiające, które rzuciłem na ciebie wczoraj. - wyjaśnił Loki. - Zasnęłaś, a ja nie wyczuwam już w tobie mrocznej energii.

- Niesamowite. Dziękuję, kochanie. - pocałowałam bożka w policzek. 

- Dla ciebie wszystko, ma królowo. - uśmiechnął się Loki i pocałował mnie w czoło. 

- Jak długo spałam? - spytałam.

- Całą noc. Dzisiaj jest nasz ślub. - przypomniał Loki. - Wybacz najdroższa, ale pan młody nie może widzieć panny młodej przed ślubem. Więc miłego dnia i powodzenia. Kocham cię. - cmoknął mnie w usta i zniknął.

- Też cię kocham, wariacie! - krzyknęłam za nim rozbawiona jego zachowaniem.

Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę nie jestem już chora. Nie czułam żadnej różnicy. Dopiero, gdy stanęłam przed lustrem w łazience zdałam sobie sprawę, że moja skóra jest bardziej żywa, sińce pod oczami niemal niewidoczne, a w oczach pojawił się blask życia.

Po szybkim śniadaniu, które służba przyniosła mi do pokoju, do mojej komnaty przyszły służki, które ubrały mnie w piękną suknię ślubną. Koronkowy gorset opinał moje piersi, a serduszkowy dekolt sprawiał, że wydawały się większe. Delikatne ramiączka opadały mi lekko na ramiona, dodając uroku. Dół sukni był mocno rozkloszowany i długi aż do ziemi. Wierzchny materiał zdobiła koronka i maleńkie diamenciki. Do całości dziewczyny dopasowały wysokie białe szpilki, a także złotą biżuterię ze szmaragdami. Byłam im bardzo wdzięczna, że spięły moje włosy w piękny ozdobny warkocz, który następnie ułożyły w luźny, acz pewny kok, pozostawiając pojedyncze pasma włosów po obu stronach mojej twarzy. Do tego we włosy wplotły białe kwiaty i złoty diadem, w którym błyszczały szmaragdy. Idealnie współgrał z kolczykami i naszyjnikiem.
       
Wyglądałam niesamowicie, zwłaszcza, że również moją twarz zdobił lekki makijaż, podkreślający moje oczy i usta. Czułam się wspaniale i tak wyglądałam.
Jak prawdziwa królowa i jak szczęśliwa panna młoda. Bo właśnie nimi dzisiaj byłam.

- Wyglądasz przepięknie! - odwróciłam się od lustra, gdy do komnaty weszła Frigga.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Ty również, pani.

Frigga ubrana była w śliczną, błękitną suknię, która delikatnie opinała jej ciało, a w rozpuszczone, blond włosy wpięte miała błękitne kwiaty i delikatną złotą koronę. 
       
- Dziękuję. - uśmiechnęła się. - Mam coś dla ciebie. - powiedziała i na lewym nadgarstku zapięła mi śliczną złotą bransoletkę w kształcie księżyca i gwiazdy.
       
- Dziękuję Friggo. - przytuliłam teściową. 

- Ależ nie ma za co, dziecko. - uśmiechnęła się kobieta. - Chodźmy. Nie wypada się spóźnić na własny ślub. 

Razem z Friggą szłam korytarzami Asgardu aż do sali tronowej, w której miała się odbyć uroczystość zawarcia związku małżeńskiego oraz koronacja Lokiego na władcę Jotunheimu. Przed wielkimi drzwiami sali czekał na nas Thor i mój brat. Leon był wystrojony w czarny garnitur, białą koszulę i uśmiechał się do mnie dumnie.

- Gotowa? - Leon spytał mnie z szerokim uśmiechem. 

- Jak nigdy. - uśmiechnęłam się, przytulając brata. - Co ty tu robisz?

- Thor mnie tu sprowadził. - wzruszył ramionami, więc spojrzałam na gromowładnego.

- To pomysł Lokiego. - Thor uśmiechnął się szeroko, a ja westchnęłam.

- Nie bój się skarbie. On cię kocha. - zapewniła Frigga. 

- Wiem. Ja też go kocham. 

- Będzie dobrze. - królowa odeszła, by wejść na salę tronową bocznymi drzwiami. 

- Lillianno? - Thor wyciągnął w moją stronę ramię. 

Złapałam je i uścisnęłam dłoń brata, a blondwłosy książę dał znak strażą, aby otworzyli wrota sali. Moim oczom ukazał się tłum ludzi. Jeszcze więcej niż na ślubie moim i Laufeya. Tak jak wtedy, dzisiaj także byli wszyscy władcy wszystkich królestw ze swoimi rodzinami.
Thor i Leon wolnym krokiem prowadzili mnie do ołtarza. Uśmiechaliśmy się do ludzi, szczęśliwych z dzisiejszego wydarzenia.

Na końcu sali, na podwyższeniu po prawej stronie stała Frigga i Sif, a po lewej Hogun, Fandral i Volstagg. Na środku czekał na nas Odyn i Loki. Władca miał na sobie złotą zbroję i przepaskę, natomiast Loki ubrany był w ciemnozielony garnitur, spod którego wystawała biała koszula i ciemnozielony krawat. Jego włosy były idealnie zaczesane do tyłu, a na twarzy widniał przepiękny uśmiech i szczęście w szmaragdowych oczach. Wyglądał zabójczo przystojnie.

Thor podał moją dłoń Lokiemu, a ten pocałował mnie w jej wierzch. Leon wymienił uścisk dłoni z moim narzeczonym i wyszeptał mu do ucha coś, czego nie byłam w stanie usłyszeć. Loki odpowiedział mu równie cicho i dopiero wtedy Leon odwrócił się w moją stronę, puścił mi oczko i odszedł, by zająć swoje miejsce. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, mając nadzieję, że cokolwiek Leon powiedział Lokiemu, nie było to nic złego.

- Wyglądasz przepięknie. - wyszeptał mi na ucho Loki, wyrywając mnie z myśli o bracie.

- Ty również niczego sobie. - odszepnęłam uśmiechnięta.

- Nie kuś. 

- Nie potrafię. 

Stałam tam, naprzeciwko Lokiego przed tysiącem ludzi i wreszcie czułam, że jestem we właściwym miejscu, u bok właściwego mężczyzny.

- Zaczynajmy. - przerwał nam Odyn.

Cały czas nie mogłam uwierzyć, że wyszłam za mąż. Że wzięłam ślub po raz drugi. Że poślubiłam Lokiego. Że byłam tylko nastolatką i brałam drugi ślub. A przede wszystkim, że wyszłam za mąż z miłości.

I że resztę życia spędzę u boku najwspanialszego mężczyzny w całym Wszechświecie, jako królowa Lodowej Krainy.

Stare życie zostawiłam za sobą. Zaczynam nowe. Z Lokim. Oboje piszemy nowy rozdział w naszym życiu. Ale jeszcze nic się nie skończyło.
Teraz dopiero wszystko zaczyna się naprawdę.


*Zdrowa rana, zdrowy duch, czysty umysł, serce i ruch. - z języka łacińskiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro