Rozdział 8 - Mądrala

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stefan wpatrywał się w nią ze wstydem. Serce paliło go, a ja tylko dorzucałam drewna. Blondyneczka uznała za stosowane skryć się we wnętrzu mieszkania, by uniknąć konfrontacji ze wściekłą Jagodą.

– Ty świnio! – wypaliła Pawlusowa, gdy zostali już sami. W jej oczach pojawiły się łzy. Starła je szybkim ruchem ręki. Nie mogła pokazać mu, że jest słaba i pozwolić wygrać tej potyczki. – Tyle lat... A ty nagle... a ty idziesz z pierwszą lepszą... Myślałam, że jesteś ambitniejszy. Masz do cholery tylko piętnaście lat!
– Sama nie jesteś święta – syknął. – Ten Tomek... Od początku wiedziałem... To już nie miało sensu, Jagoda.
– Co nie miało sensu?
– My. – Echo własnych słów uderzyło go, a wraz z nim i Jaga. Wyprostowana dłoń świsnęła i przytuliła się do rozpalonej skóry jego policzków. Zacisnął zęby.
– Jadzia...
– Zabijam za „Jadzia"! Już kiedyś ci to mówiłam! – odparła zimno i wybiegła na ulicę.

Dopiero tu, w blasku południowego słońca rozpłakała się. Usiadła na ziemi. Wszystko się waliło. Świat był jak zburzona kamienica. A ja nie byłam zbyt dobrym budowniczym. Lubię niszczyć, ale budowlanka mnie nie kręci.

– Dokumenty poproszę. – Usłyszała głos w języku niemieckim. Uniosła czerwone oczy, a gdy spostrzegła dwóch umundurowanych mężczyzn, zaczęła gorączkowo grzebać w torbie. Podała funkcjonariuszom jakieś papiery i ukryła twarz w dłoniach.
– Bitte. – Granatowy policjant oddał jej dokumenty, zapisał coś sobie i skinął na towarzysza. Odeszli, oglądając się co raz na zranioną dziewczynę. Skuliła się na bruku i wyglądające jak tysiąc nieszczęść trwała w swoim żalu.

Czym w ogóle jest ludzki żal? To jakby ktoś połamał serce na kawałki, a potem próbował je złączyć, kruszący przy tym krawędzie o nie te elementy układanki.

Był dwudziesty marca 1940 roku, a Jagoda Pawlus zapomniała jak się układa puzzle.

***

Dzień później Berenika postanowiła przejść się samotnie w górę ulicy Drewnianej. Było cicho i spokojnie, jakoś zbyt sielankowo. Chłód i bliskość kamienic dawały jej poczucie, że jest bezpieczna.
Oparła się o obrypany murek i zamyśliła, jednak z myślami już tak jest, że ludzie lubią je przerywać na różne sposoby. Na przykład strzelaniną.

Z bramy kamienicy numer pięć wypadł młody chłopak, na omo pewnie w wieku starszej siostry Berki. Włosy miał rozwiane, tak samo jak serce. Obu nikt nie poukładał.
– No dalej, niemiecki psie! – syknął. – Strzelaj, do cholery!
Mundurowy nie rozumiał. Patrzył na niego uważnie, obracając w dłoniach mały pistolet.
– Zabij! – ciągnął tamten. – Za Adolfa, no już!

Daj mi kolejny prezent, kochanie. Nie dostałam dziś jeszcze żadnej ładnej duszy. Ta mi się podoba. Daj mi ją, najdroższy. Nie daj się prosić, mój Adolfku.

Berenika oddychała ciężko. Zamknęła oczy. Nie zobaczyła Śmierci idącej za Niemcem. Nie zobaczyła mojej dumy z niego. Nie ujrzała kwitnącej na chodniku krwi. Podlałam ją młodością. Dziewczynka drżała, gdy okupant zostawił dogasającego blondyna. Kiedy już oddalił się na bezpieczną odległość, pobiegła do rannego.

Spojrzał na nią oczyma tracącymi kolor. Uśmiechnęła się, by dodać mu otuchy. Ścisnął jej małą rączkę, a ja odpłaciłam my tym samym na gardle.

Berenika zerknęła na niego. Burzowa chmura zakryła słońce i na twardą ziemię zaczął padać deszcz. Tak to jest, gdy dusza odejdzie za wcześnie.

Harcerka podniosła się i zacisnęła dłonie na spódniczce. Zobaczyła moją twarz. Patrzyłyśmy na siebie. Jaka to była wielka gra...

Nie wierzę w przypadki, wolę plany, jednak czasem zdarza się coś, co jest boskie, nie wojenne. Takim czymś, a raczej kimś był Wojtek, wracający właśnie przez Dobrą z kompletów.
Ujrzawszy Berkę, podbiegł do niej. Bez słowa przytuliła się do niego, czując jak serce wyrywa mu się z piersi. Kulka łez spłynęło na jego ramię.

– Nie rycz, ciumoku – wyszeptał, rysując dłonią wzorki na jej plecach. – Mam cię całować?
– A chcesz w twarz? – Walnęła go łokciem w żebra.
– Jeśli będzie ci po tym lepiej, to dawaj. – Odsunął się od niej i pogładził po włosach. Kopnęła go dla równowagi w kostkę i ułożyła głowę na jego piersi.

Czuł jej zapach i moje perfumy. Dwie kobiety jego życia. Jedna dała mu wszystko, druga to odebrała. Problem w tym, że nie wiedział jeszcze, którą z nich byłam ja.

– Nie chcę, żeby ludzie umierali, Wojtek – szepnęła po chwili, tuląc się do niego. – Nie chcę tego widzieć...
– Wojna właśnie poprawia nam wzrok, choć chcielibyśmy oślepnąć. - odpowiedział słowami ojca.
– Jesteś głupi, ale masz momenty mądrości, wiesz, fajtłapo? – Kolejny kuksaniec został wymierzony w jego bok.
– Zdarza mi się – odpowiedział i przeniósł swe oczy na martwego chłopaka. Przeszył go dreszcz, w głowie mignęły obrazy z Szucha. Skąd je znał? Nie miał pojęcia. Wyprzedził mnie z pisaniem scenariusza do mojej sztuki.
– Mogłoby częściej. Na przykład na kompletach. O właśnie! – Przypomniała sobie. – Miałam dziś iść na lekcję. Idziesz ze mną?
– A co mi tam! – Machnął ręką, w głębi duszy dziękując Bogu za możliwość spędzenia z nią chwil. Bogu nie mi! Toż to zdrada, Wojtusiu. A zdrada mnie karana jest spotkaniem ze Śmiercią.

Szkoła mnie nudziła, więc opuściłam na chwilę moich podopiecznych. Jestem rozrabiaką, lecz na mój widok płaczą i drżą najwięksi mocarze. Nikt nie chce mnie w swojej klasie.

***

Najdroższa,
nie mogę już dłużej tak żyć. Udaję ślepego, by nie widzieć Twojego obrazu, jednak serce jest zbyt mądre, by pozwolić sobie na utratę wzroku.
Gdy zasypiam, to widzę Twą twarz. Uśmiechasz się do mnie tak jak wtedy, w styczniu. To pierwsze spotkanie na zawsze zostanie mi w pamięci. Potem te komplety, które opuszczałaś. Ta łapanka, gdy poczułem smak Twoich ust. Gdzie jest teraz? Zapomniałaś już o mnie? Może Ci trzeba dać jakieś mikstury, żebyś się nie odkochała?
Czy kochasz? To zbyt trudne słowo na tak młode serce, prawda?
Ileż bym dał, byś mnie go nauczyła i sama w tej nauce równie pilna była...
Całuję Cię mocno.
Tomek

Jagoda zgniotła zapisaną kartkę i wrzuciła ją do dogasającego pieca pod kuchenką.
Ogień pochłonął światem papieru i serce dziewczyny, które zamieniło się w popiół.
Pragnęła go spotkać, paść mu w ramiona i całować bez świadomości, że ja przyglądałam się tym scenkom. Nienawidziła mnie, wstydziła się, a ja przecież tak bardzo ją lubiłam.

Prawie tak samo jak ona Tomka.  Usiadła przed popiołem i wylała nań swoje łzy. Potrzebowała go. W jakiś sposób pragnęła jego obecności.

A ja pragnęłam posiąść mądrość. Dlatego pod koniec marcowych dni zagarnęłam tych, którzy za mądrych się podawali.

***

30 marca 1940 roku.
Deszcz bębnił o szybę w pokoju Tomka i Wojtka, a ja śpiewałam im kołysankę. Zdjęłam już słońce z mojej wystawy, a Bóg zawiesił na jego miejscu gwiazdy.
Usiadłam przy głowie Wojtka i zerknęłam w jego sny. Szamotał się na łóżku, miał koszmary. Ujrzeliśmy w nich Berenikę. Z torba wypchaną farbami i pędzlami stała pod ścianą. Mierzyłam w nią moim pionkiem, Hansem Erstem. Grałyśmy. Mój ołowiany żołnierzyk dzierżył w dłoniach karabin. Dziewczynka dygotała, a jej twarz nie była już dziecięca. Upadła na dźwięk mego głosu kończącego rozgrywkę. Ogłuchła.

Przesiadłam się do Tomka. Och, ten to miał piękne sny! Jego myśli spowiła biel i zapach kwiatów, a nie, wróć, zapach jagód. Delikatne dłonie zrywały je z krzewów, a on całował te rączki pachnące latem i słońcem. Piękne są sny zakochanych. Nigdy ich nie niszczę.

Zniszczyć mogę zaś pokój, tak jak gestapo, które wtargnęło do mieszkania na Tamce, by zabrać wyrwanego z objęć Morfeusza pana Zamkowskiego.
Rozległo się pukanie do drzwi. Wojtek wstał powoli i sennym krokiem poczłapał do korytarza. Podczas okupacji pukanie do drzwi nie oznaczało nic i nikogo dobrego. Ledwie zdążył zbliżyć się do klamki, żołnierze wtargnęli w spowity nocą dom.

Tomek zerwał się jak oszalały. Był w amoku, lecz harcerska trzeźwość umysłu i mój zimny oddech na karku postawiły go na nogi.
Chciał biec do ojca, ratować go, lecz było już za późno. Niemcy patrzyli na przerażoną matkę, na osłupiałego Wojtka i na Tomka, który rozważał właśnie czy własnym życiem zapłacić za ojca. Nie bał się tego. Oduczyłam go strachu.

Za to nauczyłam czegoś jego brata. Przysiągł sobie wtedy, że mnie pokona. Gdyby tylko wiedział...

Dziękuję Angel_of_Darkness_17 za baner!
I polecam wam piosenkę „War is love" od Harry'ego Stylesa. Tak idealnie pasuje mi do tego opowiadania. Polecam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro