police || kuroken

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kuroo wiedział, że praca w policji wymagała od niego nerwów ze stali i faktycznie je miał. Gdy dochodziło do strzelaniny, pościg za przestępcą wydawał się przegrany, a jego własna krew wylewała się z głębokiej rany kłutej, był spokojny. Potrafił opanować oddech, ilość uderzeń serca na minutę, a, jakby tego było mało, oczyma wyobraźni nie widział nawet skrawka czarnego scenariusza, gdy, gotowy do zatrzymania handlarzy żywym towarem, czekał za ścianą na znak.

Tamtego dnia pierwszy raz zwymiotował po ujrzeniu ciała młodego chłopaka, którego ktoś porzucił na śmietniku. Niewiele pamiętał z godzin swojej pracy, wiedział tylko, że poprosił o dłuższą przerwę, przepytał kilku świadków, teraz nie kojarząc nawet, kim byli i wrócił do swojego biura.

Przez cały dzień prześladowało go puste spojrzenie chłopaka, który dla niego miał być tylko kolejną ofiarą przestępstwa, otoczoną licznymi śladami do zbadania. Puste spojrzenie złotych oczu.

- Wróciłem - wychrypiał z ledwością, rzucając klucze na podniszczoną komódkę w przedpokoju. Ściągnął z siebie kurtkę, która przesiąkła dymem papierosowym, kawą i, co mogło mu się tylko wydawać, krwią. Gdy w odpowiedzi usłyszał jedynie cichą melodyjkę wydobywającą się z radia, postąpił kilka kroków w stronę kuchni. Dotarł do niego słodki zapach obiadu, od razu powodując stosunkowo głośne burczenie w brzuchu.

Nie jadł cały dzień. Nie był w stanie.
Opadł na krzesło, niemal natychmiast zabierając się do jedzenia. W tym domu czuł, że wszystko, co spotykał w pracy, nie potrafiło przedrzeć się przez cienkie drzwi jego małego mieszkanka. Wszystko, prócz pustego spojrzenia złotych oczu.

Wolno odłożył widelec na blat stołu, czując, jak zaledwie mały kawałeczek mięsa, który dopiero przełknął, próbuje wydostać się na zewnątrz. Przycisnął dłonie do ust, zamykając oczy. Liczył uderzenia serca, nie oddychał.

Tuż za nim rozległ się odgłos otwieranych i zamykanych drzwi, ciche skrzypnięcie podłogi. Nie odwrócił się, nie powitał blondyna swoim zwyczajowym uśmiechem. Nie chciał spojrzeć w jego złote oczy. Za bardzo lękał się, że ujrzy w nich tylko pustkę.

Ale oczy Kenmy były wypełnione radością, ciepłem, największą rozkoszą na świecie. Blondyn, nie czekając na reakcję swojego narzeczonego, objął go ramionami za szyję.

- Witaj w domu - wymruczał, a jego głos został stłumiony przez miękkie, czarne włosy Kuroo. - Przepraszam, że nie przygotowałem nic lepszego, ale dopiero wróciłem i chciałem jak najszybciej się umyć, ale zaraz zrobię ci coś jeszcze, jeśli... będziesz chciał...
Blondyn odsunął się od Kuroo, postąpił kilka kroków do przodu, by stanąć twarzą do bruneta. Wyczuł, że mężczyzna drżał, jakby powstrzymywał płacz, jednak nie spodziewał się, że ujrzy go w takim stanie. Po raz pierwszy dostrzegł łzy spływające po policzkach narzeczonego. Nie powiedział nic więcej, odciągnął dłonie od jego twarzy i oparł swoje czoło o te należące do niego.

- Tetsurou, oddychaj, spokojnie - wyszeptał, wpatrując się w ciemne oczy ukochanego. Kuroo przygryzł wargę, choć bardzo chciał, nie przerwał kontaktu wzrokowego. Posłusznie zaczął oddychać, miarowo nabierając powietrza do płuc. - Przygotuję ci kąpiel, dobrze?

Mężczyzna pokiwał głową, przymknął oczy, czując, że może to zrobić. Kenma pociągnął go za sobą do łazienki, jakby bojąc się, że pozostawiony na choćby pięć minut brunet dostanie ataku. Były one na tyle częste, że rozdzielali się tylko na czas, gdy blondyn miał pewność, że Kuroo nie zostanie sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro