Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Uwielbiałem  droczyć się z Louis'em. Może on nie wie, ale potrafię rozpoznać, kiedy jest zazdrosny. Można czytać z niego jak z otwartej księgi. Dlaczego on wciąż nie może pojąć, że w moim życiu to on zajmuje szczególne miejsce w moim sercu? Nie ma żadnego innego chłopaka. Jest Louis Tomlinson.

Wyszedłem z mieszkania, zostawiając go samego. Miałem nadzieję, że chociaż trochę się rozgości. Sam poszedłem do kwiaciarni, która znajdowała się za rogiem, tuż obok mojej ulubionej kawiarni. Kupiłem dla Louis'a najładniejszy bukiet kolorowych kwiatów. Róże były zbyt oklepane i nudne jak dla kogoś tak wyjątkowego. Te pasowały idealnie. Zapłaciłem za nie i opuściłem kwiaciarnię. Udałem się jeszcze po drodze do piekarni. Kupiłem tam słodkie rogaliki. Od czasu obiadu minęło dość sporo czasu. Louis na pewno zgłodniał, sam zresztą też chętnie bym coś zjadł.

Gdy wróciłem do mieszkania wszędzie panowała cisza. Myślałem, że chłopak będzie oglądał telewizję. Jednak w salonie go nie było. Odłożyłem rogaliki na blat w kuchni. Szatyna znalazłem dopiero w swojej sypialni. Leżał zwinięty w kłębek i to było cholernie urocze. Usiadłem obok niego i przyglądałem się jego spokojnej twarzy. Chyba nie kłamał, mówiąc, że był zmęczony. Położyłem kwiaty na szafeczce nocnej. Dłonią pogładziłem jego delikatną skórę na policzku. Był taki delikatny.

- Harry? - zapytał cicho, spoglądając na mnie. - Wróciłeś już?

- Mhm. - posłałem mu delikatny uśmiech.

Louis uniósł się na łokciach i usiadł na materacu. Oparł się plecami o ścianę. Zerknął w stronę kwiatów, ale po chwili spojrzenie wbił w ziemię.

- Nie udała się randka? - zapytał po chwili.

- Dopiero się na nią wybieram. Jesteś głodny? - zapytałem.

- Nie. - odparł po długiej ciszy, lecz kłamał.

Słyszałem burczenie w jego brzuchu. Zaśmiałem się na to. Zgromił mnie spojrzeniem. Próbował wstać, lecz go zatrzymałem. Z powrotem opadł na łóżko. Spojrzał na mnie pytająco. Nachyliłem się do przodu, złączając nasze wargi razem. Był bardzo zaskoczony. Z początku próbował się odsunąć, lecz po chwili zaczął oddawać pocałunki. Objąłem go za kark, podczas gdy jego dłonie przeczesywały kosmyki moich włosów.

- M-masz chłopaka. - sapnął, kiedy się ode mnie oderwał.

- Racja, mam. I jest wspaniały we wszystkim. Świetnie całuje i nikt go nie przebije. Jest najlepszy w łóżku. Strasznie głośny, to fakt, ale kocham go nad życie, Louis. - powiedziałem szczerze, a z każdym słowem uśmiech powiększał mi się na twarzy. - Dlatego Louis'ie Tomlinson'ie, czy zechciałbyś być w końcu moim chłopakiem? - zapytałem.

- J-ja? - zdziwił się, unosząc brew do góry. - Ale ty mówiłeś...

- Cały czas o tobie, Lou. Jesteś strasznym zazdrośnikiem. - zaśmiałem się. - Ale to dobrze.

Sięgnąłem po bukiet leżący do tej pory na szafeczce. Podałem mu go, spoglądając w błękit jego oczu. Zatonąłem w nich bez pamięci. Kochałem ten kolor. Zawsze będzie kojarzył mi się tylko z jedną, wspaniałą osobą. A ona znajduje się tuż przy mnie.

- Głupek z ciebie Harry. - zaśmiał się. - Oczywiście, że chciałbym nim być, ale wojsko i...

- Doskonale cię rozumiem. Najpierw zamkniemy ten rozdział w naszym życiu i zaczniemy nowy, o wiele bardziej ciekawszy i szczęśliwy. - kontynuowałem. - Więc jak, zazdrośniku?

- Tak, Hazz, zgadzam się. Ale tylko spróbuj spojrzeć się na innego... - zastrzegł, na co wybuchnąłem śmiechem.

- Ani myślę, poruczniku. - po raz kolejny złączyłem nasze usta w pocałunku.

Wdrapałem się niezdarnie na łóżko, ani na chwilę nie odsuwając się od szatyna. Pogłębiłem pocałunek, lokując się między jego nogami. Kolanem otarłem się o krocze chłopaka, na co westchnął. Jeszcze przez chwilę oddawaliśmy się tej przyjemności, lecz potem odsunąłem się, łapiąc powietrze.

- Jestem głodny i zmęczony, Hazz... - przyznał, gdy po raz kolejny jego brzuch dopominał się o jedzenie.

- Więc zamiast wypuszczać się na miasto, jak z początku planowałem, zostaniemy w domu. Kupiłem rogaliki. Mogę zrobić gorącą czekoladę i obejrzymy film, co ty na to?

- Brzmi wspaniale. - przyznał. - Jesteś kochany. - ostatni raz cmoknął mnie w policzek i podniósł się z łóżka.

Przeszliśmy razem do salonu. Przyniosłem koce i poduszki. Louis poszedł po rogaliki, a ja zająłem się gorącą czekoladą. Gdy wszystko było na miejscu, włączyłem film. Zająłem miejsce na kanapie, obok chłopaka. Niebieskooki zakopał się pod kocem, podkulając pod siebie nogi. W dłoni trzymał kubek z parującym napojem. Na szklanym stoliku przed nami znajdował się talerz z rogalikami.

- Więc możemy to zaliczyć jako pierwszą randkę? - zapytałem, zerkając na niego po chwili.

- Zdecydowanie to najlepsza pierwsza randka na jakiej byłem, Harry. - odparł i oparł się o moje ramię, wtulając się we mnie.

I czy mogłem wymarzyć sobie coś równie wspaniałego? Nie potrzebowaliśmy wybierać się do drogiej restauracji, aby było bajecznie. Pieniądze nie były konieczne do szczęścia. Przy szatynie wszystko zaczynałem rozumieć. Liczyła się tylko druga osoba, którą miałeś przy swoim boku.

Większość filmu wpatrywałem się w chłopaka. Pod koniec z jego oczu zaczęły wypływać łzy. Spływały mu po policzkach. Louis był bardzo wrażliwy. Już wiedziałem, że następnym razem zabiorę go na jakiś horror. Wtedy będzie się do mnie tulił przez cały czas trwania strasznych scen.

- Dlaczego ona musiała umrzeć? To niesprawiedliwe. - powiedział zachrypniętym głosem.

Spojrzałem teraz na ekran, który przedstawiał szpitalną salę. Na łóżku, pośród śnieżnobiałej pościeli leżała blada dziewczyna. Była młoda. Obok niej znajdował się jej chłopak. Trzymał ją mocno za rękę i płakał. Miał zamknięte oczy, ale pomimo tego można było widać spływające łzy.

- Nawet nie zdążyli się pobrać. - dodał, ściskając mocniej pusty już kubek po gorącej czekoladzie.

- Ale ona wiedziała, że on ją kocha. Umarła szczęśliwie. - powiedziałem, przez chwilę zastanawiając się nad właściwymi słowami.

- Nie chciałbym być na jego miejscu. - przyznał, zagryzając dolną wargę. - Wolałbym już być nią. Zasnąć i nie cierpieć, nie musiałbym tęsknić za ukochaną osobą.

- Nie mów tak, Lou. - westchnąłem. - Nie lubię takich filmów, są...

- Po prostu nie lubisz płakać, Hazz. - stwierdził. - Jeszcze nigdy nie widziałem cię byś płakał.

- To samo mogę powiedzieć o tobie, poruczniku. - szepnąłem, ścierając kciukiem pojedynczą łzę z jego policzka. - Dlatego nie dawaj mi powodów ku temu i ciągle się uśmiechaj. Tak długo jak będziesz  to robić, ja będę również szczęśliwy.

Na ekranie pojawiły się napisy końcowe, które wskazywały na zakończenie filmu. Odstawiłem nasze kubki na stoliczek. Wziąłem pilot i wyłączyłem telewizor. Objąłem ręką Louis'a i mocno przytuliłem, zaciągając się jego słodkim zapachem.

- Nadal jesteś zmęczony? - zapytałem po dłuższej chwili.

Odpowiedziała mi głucha cisza. Zerknąłem zaciekawiony na jego twarz. Powieki miał zamknięte. Jego powolny i miarowy oddech wskazywał na to, że spał. Westchnąłem cicho i powoli wstałem z kanapy. Przez dłuższą chwilę starałem się wyplątać ciało chłopaka z koca. Gdy w końcu mi się to udało, wziąłem go na ręce i skierowałem się do sypialni. Na korytarzu potknąłem się o jakiś but i o mało co nie wywróciłem się z szatynem na podłogę. Byłaby to niezbyt miła pobudka dla niego. Po chwili w końcu odłożyłem Lou na materac. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i wtulił się w poduszkę. Okryłem go kocem i wróciłem jeszcze do salonu po to, aby zgasić lampkę i odnieść brudne naczynia. Gdy wróciłem do sypialni, położyłem się obok szatyna i zasnąłem obejmując jego drobne ciało w pasie.


♛♚♛♚♛♚♛♚♛♚♛♚♛♚♛♚♛♚♛♚♛

Czołem, kadeci!

Co tam u was słychać? Jak przebiegają wakacje?

Ja jutro mam egzaminy... Boję się, że ich nie zaliczę :c

Trzymajcie kciuki za porucznika :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do jutra, moi wspaniali kadeci!  ❤


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro