Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spragniona napiłam się wody, siadając na kanapie obok Zuzy i Leny. Dziewczyny były tak samo zmęczone jak ja, chociaż na naszych twarzach widniały uśmiechy. Poczęstowałyśmy się cukierkami, które przyniósł ktoś na swoje urodziny i oparłyśmy się wygodnie.

Na próbie było dzisiaj zadziwiająco dużo osób, choć im bliżej świąt tym mniej ich się zjawiało. Powoli zbliżał się okres, w którym taniec zastępowało śpiewanie kolęd, a za tym nie wszyscy przepadali.

- Jak w szkole, Oliwka? - spytał Grzesiek, przyglądając mi się uważnie. - Gotowa do matur?

Był bardzo sympatycznym mężczyzną. To właśnie on tak wiele podróżował i często zmieniał pracę, szukając czegoś, w czym czułby się dobrze. Był ode mnie jedenaście lat starszy, ale mieliśmy bardzo dobry kontakt. Grzesiek był wesoły i inteligentny. Można było rozmawiać z nim o wszystkim i świetnie tańczył. Był wysokim szatynem o zielonych oczach i z lekkim zarostem.

- Jeszcze mam czas. - uśmiechnęłam się lekko. - Choć szczerze chciałabym mieć je już za sobą.

- Przeleci, zobaczysz. - zapewniła Zuza, uśmiechając się szeroko. - Ciesz się, póki jeszcze jesteś w liceum.

- Tak, to najlepszy czas. - poparł ją Wojtek, zajadając się cukierkami.

- Idziemy do łazienki? - spytała mnie na ucho Lena, wcześniej wbijając długi paznokieć w moją nogę. Posłałam jej lekki uśmiech i skinęłam głową na zgodę. - Idziesz z nami? - zwróciła się do Zuzy.

Podniosłyśmy się z kanapy i skierowałyśmy w stronę toalet. Były puste, więc od razu weszłyśmy w trójkę do jednej z nich. Lena niemal od razu wyjęła z kieszeni czerwoną zerówkę, zaciągając się owocowym smakiem. To był nasz mały sekret. Tylko w tej części świetlicy nie było kamer i tylko tutaj mogłyśmy uniknąć oceniających spojrzeń starszych członków zespołu.

- Jak się czujesz, Liv? No wiesz...

Wzruszyłam ramionami, posyłając Zuzi lekki uśmiech. Mikołaj po dłuższej przerwie przyszedł na próbę, pochwalić się skręconą kostką i nową dziewczyną. Wydawało mi się to co najmniej śmieszne i żałosne, zwłaszcza gdy czułam na sobie jego nieprzyjemne spojrzenie. Wioletta, dziewczyna, z którą się spotykał, jeszcze będąc w związku ze mną nie była aż tak ładna jak na zdjęciach i siedziała obok Mikołaja, jakby wcale nie chciała tutaj być.

- Nie chciałam, żebyś czuła się źle, dlatego że ją znam. - wtrąciła Lena, przyglądając mi się uważnie.

Lena spotykała się kiedyś z Wojtkiem. Ich sytuację z pewnością można by zaliczyć do tych skomplikowanych, ale przez to, że Wojtek przyjaźnił się z Mikołajem często spotykali się na różnych imprezach. Tak Lena poznała nową zdobycz rudzielca.

- To nic złego. - zapewniłam. - Jest dziwnie, ale nie zależy mi już na Mikołaju tak jak kiedyś, więc wszystko mi jedno z kim się spotyka i kogo przyprowadza na próby. - wzruszyłam ramionami, mówiąc całkowicie szczerze. Era Mikołaja była już dawno za mną.

- I tak trzymać. - Zuza podała mi elektrycznego papierosa, więc zaciągnęłam się nim i podałam Lenie, po chwili wypuszczając z ust biały dym. - A jak u ciebie i Theo?

- Musiał wyjechać do Stanów. Kłopoty w pracy. - opłukałam ręce zimną wodą, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.

Miałam zaczerwienione od tańca policzki, a włosy, które wychodząc z domu spięłam w kucyka teraz były nieco rozczochrane. Poprawiłam więc je lekko i przyłożyłam chłodne dłonie do rozgrzanej twarzy.

- Pewnie za nim tęsknisz.

- Tak, ale rozmawiamy codziennie.

I to była prawda. Prócz ciągłej wymiany wiadomości rozmawialiśmy kilka razy dziennie. Raz dzwonił Theo, raz ja. Wciąż nie udało mu się odnaleźć winowajców i właśnie dlatego nie mógł jeszcze przyjechać do Polski. Nie widziałam go już trzy tygodnie, pomijając rozmowy na kamerkach. Tęskniłam za nim i uporczywie uciszałam to dziwne uczucie niepewności, które towarzyszyło mi niemal od samego początku, gdy tylko go poznałam. Uparcie chciałam wierzyć, że mężczyzna był ze mną szczery, tak jak ja z nim. Zaczęło mi już na nim zależeć i nie chciałam ponownie się sparzyć.

Wróciłyśmy do głównej sali i po krótkiej przerwie powtórzyliśmy cały układ. Po tym, jak próba się skończyła pożegnałam się ze wszystkimi, którzy jeszcze zostali, by ze sobą porozmawiać. Wsiadłam do starego forda i odpaliłam go, ruszając w drogę powrotną do domu. Po pięciu minutach byłam na miejscu.

W domu było ciemno. Nic dziwnego, w końcu było już grubo po dwudziestej drugiej. Zdziwiłam się jednak, gdy na tarasowych schodkach przed wejściem do domu natknęłam się na sporych rozmiarów pudło podpisane moim imieniem i nazwiskiem.

Rozejrzałam się dookoła, ale w panującej ciemności nie byłam w stanie nikogo dostrzec. Nie wiedziałam, kiedy ktoś to tu podrzucił. Równie dobrze sprawcy mogło już tutaj nie być.

Podniosłam przesyłkę i potrząsnęłam nią lekko, nasłuchując. Nie była nazbyt ciężka, a przedmioty w środku najwyraźniej były luźno włożone, więc miałam szczerą nadzieję, że nie jest to żadna bomba ani głupi żart.

Zanim weszłam do domu rozejrzałam się ponownie, ale i tym razem nie zobaczyłam nic niepokojącego. Pchana ciekawością zabrałam ze sobą paczkę i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz. Byłam naprawdę ciekawa, co znajdowało się wewnątrz i dlaczego dostałam to właśnie dzisiaj.

Po odwieszeniu kurtki i przebraniu butów, jak najciszej umiałam udałam się na górę i zamknęłam w swoim pokoju, wcześniej zostawiając na stole w kuchni klucze do forda. Zaświeciłam biurową lampkę, odkładając pudło na biurku, zasłoniłam okna i dopiero wtedy usiadłam na krześle dokładnie przyglądając się paczce. Był to zwykły tekturowy karton, a na górnej powierzchni naklejono dużych rozmiarów białe litery, które układały się w moje nazwisko. Całość bardzo dokładnie zaklejona była przeźroczystą taśmą.

Na paczce nie było żadnych informacji o nadawcy. Nie wiedziałam, kto miałby mi cokolwiek przesyłać. Na pewno nie zamawiałam niczego w ostatnim czasie, poza tym ta paczka nie wyglądała jak zwykła przesyłka. Nie było na niej żadnych danych.

Jednak ciekawość zwyciężyła nad rozumem, który podpowiadał, aby tego nie ruszać. Wzięłam więc nożyczki i ostrożnie rozcięłam taśmę, zaglądając do środka. Najpierw w oczy rzuciła mi się gruba granatowa koperta. Tak jak paczka nie była podpisana. Nie widniało na niej nawet moje imię, a duży biały napis "przepraszam". Otworzyłam kopertę i niemal ją upuściłam, widząc, że w środku znajduje się kilka blików dwustuzłotowych banknotów. Ktoś oszalał, albo chciał mnie w coś wrobić. Nie kojarzyłam osoby, która miałaby mnie za coś przepraszać i to w taki sposób. Boże...

Odłożyłam kopertę na bok, przeglądając resztę zawartości. W błękitnym woreczku zapakowano kilka główek czosnku i liści jemioły. Zmarszczyłam na to czoło i położyłam obok koperty, sięgając po małe granatowe pudełeczko. Znajdował się w nim srebrny pierścionek z małym błękitnym kamieniem otoczonym diamencikami. Był śliczny, ale wprawił mnie w osłupienie. Następnie wyjęłam żelazny sztylet ze srebrną rękojeścią ozdobioną szafirami. Był piękny, ale nie miałam pojęcia, po co ktoś dawałby mi coś takiego. Sięgnęłam więc po nieco większe welurowe pudełeczko i westchnęłam cicho na widok srebrnego łańcuszka z drewnianą zawieszką w kształcie krzyża zdobionego maleńkimi błękitnymi kryształkami.

To wszystko nie trzymało się kupy. Każda z tych rzeczy zapakowana była osobno i choć wszystkie miały niebieski motyw, nie pasowały do siebie. Nie widziałam w tym żadnego sensu. Westchnęłam zrezygnowana, sięgając po kolejną granatową kopertę. Była większa od poprzedniej, ale dużo cieńsza. Po tym, jak wyjęłam jej zawartość, moje serce przyspieszyło swoje bicie, a mnie samą ogarnął strach i panika.

Trzymałam w dłoniach kilka zdjęć przedstawiających mnie i Theodora, a także jego znajomych. Na jednym byłam tylko ja i Theo w jego samochodzie, inne ktoś zrobił nam w restauracji, kolejne przed moim domem, a na dwóch pozostałych ujęto całą naszą czwórkę na weselu w Niemczech.

Byłam przerażona. Ktoś mnie śledził. Czy te podarunki były jakąś groźbą czy ostrzeżeniem? O co w tym wszystkim chodziło?

Wzdrygnęłam się, gdy spomiędzy zdjęć wypadła biała kartka. Podniosłam ją z podłogi, krzywiąc się lekko na wydrukowane granatowe pismo i zawarte w nim słowa. Ta paczka była do mnie, ale ostrzeżenie nie było jasne.

„Droga Olivio,

Potwory nie czają się w mroku. Nie straszą swym wyglądem. Nie przerażają zachowaniem.
Są wśród nas. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak blisko.

Uważaj na siebie, kwiatuszku.

Kiedyś mnie poznasz,
T."

Nie rozumiałam z tego zupełnie nic. Nie wiedziałam, kto mógłby się tak podpisać i ostrzegać mnie przed kim? Przed Theo? On nie przysłałby mi przecież czegoś takiego, choć inicjał się zgadzał. To by się kupy nie trzymało. I te pieniądze? Po co miałby robić coś takiego?

Musiałam z nim porozmawiać, może coś wiedział? Niewiele myśląc wybrałam numer Theodora. Dzieliło nas pięć godzin, więc u niego było coś po osiemnastej. Miałam nadzieję, że nie poszedł jeszcze spać, ani nie robił nic nazbyt ważnego. Chciałam z nim o tym porozmawiać, bo być może on wiedział o co chodzi, skoro dostałam nasze wspólne zdjęcia.

- Nie śpisz jeszcze? Przecież w Polsce jest już bardzo późno. - po kilku sygnałach przywitał mnie jego niski głos.

- Nie przeszkadzam? - spytałam cicho, wyczuwając w jego głosie zmęczenie.

- Nigdy mi nie przeszkadzasz. - zapewnił.

- Pytam poważnie. - westchnęłam, spoglądając w stronę zasuniętych okien.

Myśl, że ktoś mógł mnie cały czas obserwować była przerażająca. Nie żyłam w książce, ani w żadnym filmie, nie byłam nikim ważnym. Po co więc ktoś miałby się tak bardzo interesować moim życiem?

- Właśnie wróciłem do domu. Naprawdę mi nie przeszkadzasz. - zapewnił łagodnie.

- Dostałam paczkę zaadresowaną do mnie. Nie było danych nadawcy. - zaczęłam. - Nie mam pojęcia od kogo, myślałam, że to może ty coś wymyśliłeś, ale w środku są nasze zdjęcia, różne dziwne przedmioty, pieniądze i list podpisany T. - mówiłam szybko. - Boję się. Dziwnie wiedzieć, że jest się obserwowanym. - dodałam. - Nawet nie wiem, czemu ci o tym mówię, ale nie wiem co robić, a w domu już wszyscy śpią. - westchnęłam cicho, patrząc na przedmioty, które tkwiły na moim biurku.

Po drugiej stronie panowała cisza. Słyszałam kroki Theodora, musiał więc gdzieś się przemieszczać. Czekałam na jego słowa, jak na wyrok. Nie chciałam, aby wziął mnie za wariatkę, choć tak się teraz czułam. Ale jak zareagowałby normalny człowiek, dostając od anonima swoje zdjęcia, pieniądze, list i całą resztę? Popatrzyłam na telefon, ale połączenie wciąż trwało.

- Bardzo dobrze, że do mnie zadzwoniłaś. - odezwał się w końcu Theo. - Mogłabyś włączyć kamerkę i pokazać mi te przedmioty, albo wysłać ich zdjęcie i odczytać list?

- Jasne, włączę kamerkę. - oderwałam telefon od ucha i włączyłam na głośnomówiący, przyciszając go nieco, aby nie obudzić całego domu i uruchomiłam rozmowę video, pokazując mężczyźnie zawartość paczki. - Nie rozumiem, po co ktoś miałby mi przysyłać coś takiego.

- A co jest w liście? - spytał Theo.

Wyczułam w jego głosie zastanowienie i miałam wrażenie, że prócz tego również niepokój. Zignorowałam to jednak, bo sama byłam zaniepokojona. Odczytałam więc treść listu i czekałam na odpowiedź.

- Czułaś, że ktoś cię obserwuje? Widziałaś kiedyś coś niepokojącego? - wypytywał Theo.

- Nie, nigdy. Nawet nie podejrzewałam, że ktoś mógłby mnie obserwować. - wyznałam szczerze, wyłączając kamerkę i zmieniając tryb rozmowy na normalny. - Przecież jestem całkiem zwyczajna.

- Aż nad wyraz. - gdzieś w tle usłyszałam inny głos.

- Vernon też tam jest? - spytałam nieco zawiedziona, że Theo nie powiedział mi, że obok niego są jego znajomi. Nie chciałam, aby wszyscy wiedzieli o moich problemach.

- On i Deidra. - przyznał z westchnieniem Theo. - Też są na tych zdjęciach. Mogą pomóc.

- Jasne, dzięki. - mruknęłam. - Zapomnij. Poradzę sobie.

- Liv...

Rozłączyłam się i wyciszyłam telefon. Nie wiem, dlaczego tak bardzo zabolało mnie, że Theo ukrył przede mną fakt, że całą naszą rozmowę słyszeli jego przyjaciele. Być może dlatego, że się nie polubiliśmy i nie chciałam, aby o moich problemach wiedział cały świat. Niby w jaki sposób mogli mi pomóc?

Włożyłam rzeczy z powrotem do paczki i schowałam ją pod biurkiem, mając zamiar pokazać ją jutro dziadkom i zgłosić to na policję. Jej pojawienie się przed moim domem, akurat gdy Theo nie było w Polsce na pewno nie było przypadkowe. Chciałam czuć się bezpiecznie, a nie martwić się, że każdy mój ruch będzie obserwowany.

Ignorując wiadomości i połączenia przychodzące od Theo udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i przebrana w pidżamę wróciłam do pokoju. Chciałam odpocząć w ten weekend, ale tajemnicza paczka zniszczyła moje plany spokojnego życia.

Nie mogłam zasnąć, więc sięgnęłam po telefon, włączając Google. W wyszukiwarce wpisałam "czosnek i jemioła, po co?". Wyskoczyło mi wiele artykułów na temat zdrowia, prawidłowego ciśnienia i poziomu cholesterolu, czy propozycji kupna suplementów. Dręczyła mnie jednak myśl, po co ktoś miałby mi dawać właśnie te dwie rośliny, więc szukałam dalej, aż natknęłam się na artykuł o stworzeniach mitycznych. Według autora jemioła, tak jak srebro i ogień odstraszała wilkołaki, czosnek działał na wampiry, a wiedźmy bały się wody święconej i krzyży.

To by się trzymało kupy, ale w naszym świecie nie istniało coś takiego jak wampiry czy czarownice. Po co ktoś miałby się bawić w coś takiego, strasząc mnie przed czymś, czego nie było?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro