" A zapomniałbym, nie masz kwiatów dla Ver..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ubieraj się.- Caro rzuciła we mnie kolejną sukienkę.

- Nie!

- Dlaczego ty jesteś taka zawzięta?!

Taaa, już drugą godzinę próbuje nakłonić mnie do wyjścia z Shawnem. Tak, wiem, że zachowuję się jak dziecko, ale zdenerwował mnie tym, że bąknął "przyjadę po ciebie o osiemnastej" i ja mam mu się przyporządkować. Nawet nie napisał i nie zadzwonił. Ugh. Ashley siedzi na moim biurku i cały czas się z nas podśmiewuje.

No bardzo śmieszne...

- Nie jestem zawzięta, tylko próbuję ci uświadomić, że nawet się dobrze nie postarał.- założyłam ręce na piersi, a blondynka ponownie wyrzuciła ubrania z mojej szafy.

- To jest kurwa Shawn Reed, a nie Papież Franciszek! Ty tego nie zauważasz, ale on na serio się stara!- znowu dostałam w twarz sukienką.

- Tak! Ciekawie kiedy?! Może jak podglądał dziewczyny w szatni?! Nie pierdol głupot!

Blondynka zmrużyła oczy i wycelowała we mnie palcem.

- Jesteś. Zazdrosna. Ha i tu cię boli! Więc teraz szybciutko założysz szpileczki, sukieneczkę i wypad na randkę.

- Nie jestem zazdrosna. I nigdzie się nie wybieram.- zastrzegłam.

- Ouch, w takim razie, jeśli nie jesteś zazdrosna, idź z nim na randkę. Tak pokażesz, że się mylę.- wzruszyła ramionami.

Czy mnie każdy musi podpuszczać? Dlaczego? Przecież ona doskonale wie, że chcę jej coś udowodnić i wie, że na pewno tam pójdę. No bo pójdę. Ja nie jestem zazdrosna. A jeśli jej tak bardzo na tym zależy to niech będzie.

- Dobra, pójdę!- gwałtownie wstałam z łóżka.

- Radziłabym ci się pospieszyć, bo zostało dokładnie...- spojrzała na zegarek.- ...pół godziny.

Pół godziny?!

Słabo.

Wzięłam ze sobą czerwoną rozkloszowaną sukienkę do połowy uda z rękawem trzy czwarte i pobiegłam do łazienki. Szybko narzuciłam na siebie ubranie i postanowiłam poprawić makijaż. Nałożyłam podkład, puder i bronzer. Powieki pomalowałam na jasny beż w stylu smoky eyes, później zrobiłam kreski eyelinerem i wytuszowałam rzęsy. Usta przeciągnęłam matowym błyszczykiem w kolorze sukienki i spojrzałam na efekt końcowy w lustrze.

No wow, Ver, ale ty zajebiście wyglądasz..

Wiem.

Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i wyszłam z łazienki.

- Dziewczyny, jakie buty mam do tego założyć?- obkręciłam się, aby pokazać jak wyglądam.

- Na twoim miejscu nie zastanawiałabym się. Jest 17:58.

- Luz, mam jeszcze dwie minuty. O kurwa, dwie minuty?!- wrzasnęłam.

Szybko zbiegłam na dół po schodach, aby dostać się do szafki z butami na korytarzu. Poszperałam trochę i znalazłam zwykłe białe trampki. Nałożyłam je, bo nie wiem, gdzie dokładnie idziemy i co będziemy robić, a poza tym chcę wyglądać bardziej na luzie.

Poszłam w stronę jadalni, gdzie rodzice szykowali nakrycia do kolacji.

- Jeszcze nie przyszli?- mój głos zagłuszył dzwonek do drzwi.

- Ja otworzę.- tata mało nie wybiegł z jadalni, aby otworzyć drzwi.

Poszłam za nim, aby uratować życie Shawn'owi, bo mój tatuś dalej cierpi z powodu urażonej dumy. Lecz nie znalazłam go tam, jedynie ciocię i wujka. Spojrzałam na nich pytająco.

- Shawn czeka przy samochodzie.- powiedziała kobieta, po czym mnie przytuliła.

- Gdzie jest?- spytał tata.

- Przy samochodzie.- powtórzył wujek.

- Ty nic tego dzieciaka nie nauczyłeś.- uchylił bardziej drzwi i wyszedł za próg.- Co ty sobie wyobrażasz, gówniarzu?! Ja się nie dziwię, że ona nie chce nigdzie z tobą wychodzić! Marsz mi tu w tej chwili po nią!

Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. On nigdy nie może sobie darować.

Po chwili przyszedł Shawn ubrany w czarny opinający podkoszulek i w tym samym kolorze spodnie. Włosy miał ułożone jak zawsze, ale jednak wyglądał...inaczej. Zlustrował mnie wzrokiem i się odezwał:

- Hej. Pięknie wyglądasz.- uśmiechnął się, co ja odwzajemniłam.

- Hej. Dziękuję.

- Daj te kwiaty, wstawię do wazonu. A zapomniałbym, nie masz kwiatów dla Ver.- wtrącił tata.

Oj przestań. I tak jest super...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro