" Kłótnia w związku..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stoimy w markecie przez stoiskiem ze słodyczami i od kilkunastu minut kłócimy się co mamy kupić. No ja już zaraz nie wytrzymam! Czy jak chcę karmelową czekoladę a nie truskawkową to tak ciężko to zrozumieć?!

- Ale Shawn!- marudziłam.- Błagam cię do cholery, kup mi tę czekoladę.

- Ale ja chcę truskawkową!- nie ustępował.

- To kup dwie!- zaproponowałam z desperacją w głosie.

Ja. Chcę. Karmelową. Czekoladę.

- Zapomniałem portfela! Mam tylko jakieś cienkie drobniaki w kieszeni! Jak kupię alko to nie starczy mi na dwie!- przetarł twarz rękami.

Odwróciłam się, gdy usłyszałam pojedyncze gwizdnięcie za plecami. Shawn utkwił wzrokiem w jednym miejscu za mną i zacisnął szczękę. To musi być tylko jedna osoba.

Brandon.

To ten skurwiel co zdradził mnie z moją "przyjaciółką". Zawsze był kochany, troskliwy, po prostu anioł nie człowiek. Ale pomimo tego jaki był, nie odczuwałam jakiejś wielkiej straty po jego zdradzie. Przespał się z Caroline. Następna osoba, której nienawidzę. Przyjaźniłyśmy się od małego i byłyśmy dla siebie jak siostry, a ona zrobiła mi takie świństwo. Najbardziej zabolało mnie to, że nawet mnie za to nie przeprosiła, tylko chwaliła się jaki to Brandon jest świetny w łóżku.

Nie powiedziałabym.

Powoli odwróciłam się w jego stronę. Stał z rękami założonymi na piersi i z tym jego wiecznym cynicznym uśmieszkiem.

- Hmm, widzę, że kłótnia w związku.- zaśmiał się kpiąco.

I to jest właśnie ten moment, w którym ten blondasek nie wie, co ma zrobić. Boże, co ja w nim kiedyś widziałam?

Podeszłam do mojego przyjaciela i objęłam go rękami w pasie. Podniosłam głowę i napotkałam jego zdziwione spojrzenie. Powiedziałam tylko bezgłośne proszę, na co usłyszałam ciche westchnienie, a zaraz po tym poczułam ciepłe dłonie na moich biodrach.

- W związku nawet najlepszym zawsze zdarzają się kłótnie, ale my umiemy sobie z tym poradzić, prawda, Ver?- brunet pochylił się do mnie i cmoknął w policzek.

- Zgadzam się z tobą w stu procentach, skarbie.

Na moje słowa Brandon przewrócił oczami i nie mógł się powstrzymać od prześmiewczego prychnięcia.

- Widzę, że szybko się pocieszyłaś po tym jak bzyknąłem Claudie.- cmoknął w powietrzu.

Zacisnęłam dłonie w pięści i przełknęłam głośno ślinę. Shawn w uspokajającym geście przyciągnął mnie do siebie bliżej i wyszeptał do ucha, abym się nie denerwowała.

- Caroline.- poprawiłam go.

- Co? A tak.- przypomniał sobie.- Claudie czy Caroline i tak była słaba.- machnął ręką.

Nie mogłam się powstrzymać i po prostu wybuchłam.

- Wiesz co? Jesteś zwykłym szmaciarzem i cholernym dupkiem. Jak możesz tak mówić?! Zdradziłeś mnie?! Okej! Twój problem nie mój! Ale nie zachowuj się jak jakaś pieprzona świnia i nie udawaj, że nie wiesz jak ona ma na imię! Bo doskonale o tym wiesz!

Chciałam podejść do niego i przyłożyć mu w twarz, a przy okazji zasadzić porządnego kopa w krocze. Jeśli w ogóle by coś poczuł, bo szczerze wątpię. Ale powstrzymały mnie silne silne i umięśnione ramiona, zaciskające się na mojej talii.

- Nie warto, Veronica. Nie warto.

Był wkurzony. Na maksa wkurzony. Nigdy nie mówił do mnie pełnym imieniem. Jedynie w takich sytuacjach, jak ta, czyli jak ktoś lub coś go zdenerwuje.

- Chodźmy stąd.- złapał mnie za rękę i chciał wyciągnąć w stronę wyjścia.

- Aż tak bronisz tej małej suki? No nie wiedziałem, Reed, że jest dla ciebie tyle warta zwykła szmata.

Nie czułam już ciepła jego ręki, ale chłód, gdy szybkim krokiem podszedł do blondyna i za koszulkę przycisnął go do najbliższej wolnej ściany, wymierzając  mu porządny cios w twarz.

Z przerażenia zatkałam usta ręką.

- Nigdy. Przenigdy. Nie. Masz. Prawa. Mówić. Tak. Do. Żadnej. Kobiety. I . To. Tym. Bardziej. Gdy. To. Ty. Jesteś. Szmatą. I. W. Dodatku. Na. Pewno. Nie. Do. Veronici.

I po każdym słowie jego pięść spotykała się z twarzą tego szczura. Czyli dokładnie 28 razy?! Fuck.

Chciałam podejść, rozdzielić ich. Ale dalej stałam jak sparaliżowana nagłym wybuchem mojego przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro