'' Są małe szanse...''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czekam pod tym gabinetem już trzydzieści minut i strasznie się niecierpliwię. Jak ona sobie teraz poradzi? W ogóle czyje to dziecko? Znam Clo i wiem, że lubi przygody na jedną noc. A jeśli się okaże, że ojciec tego dziecka jest bandytą, albo co gorsza ma go w dupie? Przetarłam twarz rękami. Zostać matką w takim wieku? Chociaż nie powinnam tak mówić, bo sama nie jestem lepsza. Alkohol, papierosy i ... seks nie są mi obce. Ale teraz musimy się zmienić, obydwie. Nawet, jeśli test okazał się fałszywy. Po chwili usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi i popatrzyłam się w tamtą stronę. Z gabinetu wyszła Cloe w fatalnym stanie, choć na jej ustach malował się malutki, smutny uśmiech, w oczach miała łzy.

- I co?- zerwałam się z krzesła.

- Natalie, ja...jestem w ciąży.- po jej policzku spłynęła łza.- Będę mamą...- odchrząknęła.- ... a tatą będzie... Ashton Reed.

Dobre kilka minut stałam z szeroko otwartymi oczami. Ashton? Z jednej strony, to dobrze, że to on jest ojcem, a nie jakiś podejrzany typek, ale z drugiej, to nie jest najlepszy materiał na ojca, on nie jest z tych odpowiedzialnych i przyjmujących swoje problemy na  klatę. On od nich ucieka. Jest taki... taki, jak ja.

- Nie martw się. Dasz sobie radę. Musisz. Czy z Ashton'em, czy bez niego, musisz sobie z tym jakoś poradzić. Masz mnie, a z resztą nie tylko.- przytuliłam ją, głaskając po plecach w górę i w dół.- Zamierzasz mu powiedzieć?

- Nie.- stanowczo zaprzeczyła.- To znaczy... nie...teraz. W końcu zauważą, że jestem w ciąży.- zaśmiała się, ale po chwili jej oczy zaszły łzami.- ... ale są małe szanse, że dziecko urodzi się zdrowe.

- A... ale jak... to?- wyjąkałam.

- Przecież wiesz dobrze, że przez te dni, nie rezygnowałam z alkoholu i fajek. Natalie, rozumiesz? Ja to dziecko... moje dziecko... powoli zabijałam.- powiedziała płacząc.

- Ej, skarbie nikogo nie zabijałaś, a tym bardziej tego dziecka.- wskazałam na jej brzuch.- A jeśli ktoś tak myśli to osobiście mu przypierdolę. Nie wiedziałaś, że jesteś w ciąży...

- Ale teraz już wiem.- przerwała mi.

- ... tak, teraz już wiesz i rzucasz papierosy i to całe świństwo, a ja ci w tym pomogę.- dokończyłam.

- Dziękuję.

- Za co?- zapytałam.

- Za wszystko. Za to, że mnie wspierasz, wiesz kiedy i co powiedzieć i jak poprawić mi humor. Dziękuję ogólnie. Za to, że jesteś...- moje oczy zaszły łzami, lecz od razu pomrugrałam, aby je odgonić, bo ja nie płaczę. Nigdy.- Ale, jakbyś mogła, to proszę cię, nie mów nikomu. Im mniej osób wie, tym lepiej dla mnie. Nie chcę dodatkowego współczucia, a poza tym... głupio by było, gdyby wszyscy wiedzieli, oprócz Ashton'a.

- Jasne, zawsze możesz na mnie liczyć, ale pamiętaj, że wcześniej, czy później, będziesz musiała mu powiedzieć, bo to nie w porządku, nie tylko w stosunku do Ashton'a, ale i... do dziecka.- wyjaśniłam.

- Tak, wiem. To, co? Ka... yyy herbata?- zaproponowała. 

- Pff, jeszcze się pytasz? Oczywiście.- zaśmiałyśmy się i pojechałyśmy do kawiarni.

Porozmawiałyśmy, lecz starałam się omijać temat ciąży i macierzyństwa. Wiem, że Clo zaakceptowała fakt o byciu matką, ale nadal jest to dla niej trudny temat. Po dwugodzinnym gadaniu o modzie i urodzie postanowiłyśmy się zbierać. Podwiozłam Cloe po dom, ale jechałam bardzo wolno, bo widoczność była słaba przez tą cholerną ulewę. Niby środek czerwca, a pada jak w listopadzie. Uhh, nienawidzę takiej pogody. Podjechałam na podjazd mojego domu i zauważyłam trzęsącą się z zimna, zakapturzoną postać. Zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć.

- William?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro