" Veronica..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa miesiące później...

William pov.

Z impetem wybiegam z sali porodowej i zmierzam korytarzem do moich przyjaciół.

Od dzisiaj jestem jeszcze bardziej szczęśliwszym mężczyzną na tej ziemi. Mogę dodać, że odrobinkę zmęczony, bo Natalie rodziła aż pięć godzin i moja ręka  straciła dopływ krwi. Ale tak poza tym to nie jest najgorzej. Wyszedłem zaraz po tym, jak moja narzeczona, tak, moja narzeczona, zasnęła. No, ale helloł?! Trzeba się pochwalić jakie cudo spłodził William Collins.

Omijam jakąś staruszkę i spoglądam na te parszywe mordy naszej paczki.

- I co, głąby?! ZOSTAŁEM OJCEM!

- Wow, wiemy to już od kilku miesięcy Will'uś.- przewróciła oczami Amber.

- Po pierwsze, tylko nie " Will'uś", a po drugie...

- Boże, stary, mów czy to chłopczyk czy dziewczynka, bo nie wiem, czy jestem ciocią czy wujkiem.- odezwał się załamany Toby.

Wszyscy spojrzeliśmy na niego, jak na debila, a siedząca obok niego Kendall strzeliła mu z liścia w twarz.

- Czy. Ty. Jesteś. Na. Serio. Takim. Kretynem. Czy. Tylko. Udajesz.- wysyczała przez zaciśnięte zęby.

Rozumiem jej poddenerwowanie, bo to ona wezwała karetkę i to przy niej Natalie odeszły wody. Miały się spotkać na ploteczki, a wyszło jak wyszło.

- O co ci chodzi, Kendi? - zapytał słodziutkim głosikiem, aby bardziej zirytować brunetkę.

- O gówno, ty nienormalny imbecylu z niedojebaniem umysłowym o najwyższym stadium, kretynie, debilu, idioto, frajerze, bezmózgowcu. Jak można być takim kretynem?

- W swojej wypowiedzi dwa razy użyłaś słowa "kretyn". Według badań zagranicznych naukowców ten oto obraźliwy wyraz jest powtarzany stanowczo za często i w dużej mierze trzeba go zwalczać. Po tobie, młoda damo, jednak widać, że nie zależy ci na światowym poziomie kultury i zasobie słownictwa.- wyszczerzył się blondyn, przybijając mentalną piątkę, w nadziei, że ktoś mu uwierzy.

- Nie było takich badań.- spierała się dziewczyna.

Chłopak chciał już wyskoczyć z jakąś ciętą ripostą, ale skutecznie mu przerwałem.

- Mam córeczkę.

Teraz wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Amber z piskiem zarzuciła mi się na szyję, a zaraz po niej Kendall. Cloe z Ashton'em szybko mi pogratulowali, kołysząc do snu tego słodkiego małego urwisa. Jezu, ja to powiedziałem? Toby razem z Josh'em przybili sobie męską piątkę i również cieszyli się z faktu, że zostałem ojcem.

- Dobra, wszystko pięknie, ładnie, ale ja muszę wracać do swoich księżniczek.

I nie czekając na odpowiedź ze strony reszty, skierowałem się do sali, w której leżały dwa moje największe skarby.

Natalie pov.

Nigdy nie sądziłam, że rodzenie dzieci jest tak strasznie bolesne i wykańczające. To jest w życiu niesprawiedliwe... Bo dziecko jest zrobić łatwo, tylko później to już jest gorzej.

Usłyszałam otwieranie drzwi, więc odwróciłam głowę w tamtą stronę. Do sali wszedł William z wielkim bananem na twarzy.

- Hej. Ślicznie wyglądasz.

Uniosłam brwi i pokręciłam głową ze śmiechem. Tak, wyglądam świetnie. Rozczochrana w rozmazanym makijażu, zmęczona i w szpitalnej pidżamie. Po prostu idealnie.

- Taaaa.- przeciągnęłam.

- Oj nie przesadzaj. Gdzie mała?

- Zabrali ją na badania, ale powinna zaraz wrócić.

William siadł na krzesełku obok mnie i pogrążyliśmy się w rozmowie. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Jednak naszą, jakże ciekawą wymianę zdań przerwał JOSH Z MOIM DZIECKIEM NA RĘKACH?!

- Kto ci pozwolił dotknąć mojej mini księżniczki, co?- William próbował być poważny, ale jak zawsze mu nie wyszło.

- Pff, to jest moja księżniczka.- pogłaskał ją po głowie.- A kto jest najśliczniejszym skarbeńkiem, jakiego kiedykolwiek widziałem? Tak, ty słońce.- zapiszczał, jak mała dziewczynka.

-  Okeeeej.- powiedział Will z szeroko otwartymi oczami.- Daj, teraz moja kolej.- wyciągnął ręce w stronę dziecka.

- No dobra, niech ci będzie.- fuknął. - Pa pa, ty mój kwiatuszku.- cmoknął moje dziecko w policzek i zostawił nas samych.

Z uśmiechem patrzyłam na widok przed sobą. Mój narzeczony spacerował z małą na rękach i szeptał do niej czułe słówka. Co raz całował ją w policzek lub głaskał po głowie, nie tracąc kontaktu wzrokowego.

- Do twarzy ci z dzieckiem.- przesłałam mu buziaka w powietrzu.

- Ha, no wiem.

- Jak ją nazwiemy?

- Veronica?

- Dlaczego?- zapytałam.

- Bo podoba mi się to imię i nazywała się tak kiedyś moja babcia. Kochałem ją i chcę, aby nasze maleństwo choć odrobinę ją przypominało.

- A więc, Veronica.

*******

Tego rozdziału miało już dzisiaj nie być, ale znajcie moje dobre serce. Co byście powiedzieli na drugą część opowiadania tym razem z perspektywy Veronici ? :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro