Adrien dupek Agreste

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Stęskniłaś się? - to były pierwsze słowa, które usłyszałam, kiedy zeszłam ze ścianki razem z blondynem.

I posłuchajcie mnie uważnie, nigdy w swoim całym życiu, nie chciałam nikogo zamordować. A przynajmniej nie w tak okrutny sposób, w jaki teraz układałam w głowie plan śmierci Adriena. Jak może, po tylu latach, zadawać mi takie pytanie? Przed uderzeniem go, albo wyrwaniem tych blond włosów, dzieliły mnie dosłownie sekundy, a gdy zobaczyłam ten głupkowaty uśmiech na jego twarzy, przed zabójstwem powstrzymały mnie tylko kamery.

- Jak śmiesz?  - syknęłam, kładąc dłoń na jego klatce i odpychając go - do reszty straciłeś rozum?!

- Najwyraźniej nie - chłopak podniósł ręce w geście poddania, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.

- Co cię tak bawi? - warknęłam, będąc na skraju swojej wytrzymałości - co tutaj robisz?

- Dostałem propozycję nie do odrzucenia - mruknął, widocznie rozbawiony całą sytuacją - nie wiedziałaś kogo zatrudniasz?

Prowokował mnie. Dobrze wiedział, że miałam o niczym nie wiedzieć. Sabrina przecież mu wszystko powiedziała.

Jednak chciał sprawić, że znowu poczuję brak kontroli nad swoim życiem. Ale ja mu na to nie pozwolę. Nie tym razem.

- Nie będę ci się z niczego tłumaczyć - odparłam, starając się wyglądać na spokojną, chociaż w środku dosłownie kipiałam ze złości - a teraz daj mi już święty spokój i...

- Marinette! - głośny okrzyk przerwał moją wypowiedź w połowie zdania. Spięłam się i powoli odwróciłam - oraz Adrien Agreste! Daliście dzisiaj niezłe show!

Ujrzałam grubą postać Petera Mclaina, dla którego projektowałam kiedyś kolekcję. Nic do niego nie miałam, był specyficznym, ale miłym mężczyzną po czterdziestce. Jednak u jego boku zauważyłam największą zarazę tego świata.

Eveline Dark we właśnie osobie.

- Witaj - powiedziała formalnie, skanując mnie wzrokiem, gdy zostałam już serdecznie przywitana przez Petera - dawno się nie widziałyśmy.

- Masz racje - naprawdę starałam się, aby mój głos brzmiał jak najbardziej spokojnie.

- Nie wiedziałam, że się znacie - wskazała na chłopaka, który był zajęty rozmowa z Peterem.

- Stara znajomość - mruknęłam.

- No najwyraźniej nie taka stara, bo wasz pokaz to było cudo. Marinette, niesamowity wybór materiałów - do naszej rozmowy wtrącił się podekscytowany mężczyzna - czyli odnawiacie  stracone kontakty?

- Coś w tym stylu - odparłam, chcąc jak najszybciej zmienić temat.

- Wybornie - powiedziała Eveline z perfidnym uśmiechem - to naprawdę wspaniałe mieć Adriena w swoim pokazie, prawda Marinette?

Kolejna osoba, która bardzo chce mnie sprowokować. Chyba naprawdę kogoś dzisiaj zabije.

- Planujecie dalszą współpracę? - zapytał Peter, patrząc na mnie - zdecydowanie twój pokaz zostanie zapamiętany.

- Nie.

- Tak.

Zamarłam. Co ten idiota pieprzy? Po wyjściu z tej gali, zapomnę, że widziałam go jeszcze raz w swoim życiu.

- Chyba nie za bardzo rozumiem - zaśmiał się Peter, a Eveline patrzyła na nas podejrzliwe.

- Marinette się jeszcze zastanawia - odparł ze spokojem chłopak - ale napewno jej następna kampania będzie z moją osoba.

Że, co kurwa?

- Rozmawiałem  już nawet z kilkoma fotografami, którzy chcą zdjęcia twoich projektów - Peter z zadowoleniem klasnął w dłonie - czy to nie wspaniałe? Adrien Agrest będzie reprezentował twój dom.

- Jeszcze tego nie jestem pewna - syknęłam, odzyskując panowanie nad językiem.

- Oj przestań - Eveline machnęłam ręką - nie bądź taka skromna, chyba nie chcesz stracić tej okazji?

I wiecie co. Człowiek nigdy nie powinien kierować się chęcią utarcia komuś nosa. Widząc uradowaną minę Eveline wiedziałam, że muszę się zgodzić i zrobić jej na złość. Gdybym powiedziała nie, chwile później Adrien byłby przez nią zagadywany i namawiany do kampanii.
Nie żeby mnie to obchodziło, ale i tak dom Eveline już stanowi duże zagrożenie dla mojego.

I choć popełniłam pewnie najgorszy błąd życia i skazałam się na kilku miesięczną katorgę, jej mina była tego warta.

- Oczywiście, że nie. Zaczniemy pracę do mojej kampanii już w tym miesiącu.

W, co ja się wkopałam?

- Och, cieszę się - wycedziła przez zęby kobieta a jej twarz zaczerwieniła się - to dla ciebie duża szansa.

Zazdrość dosłownie zżerała ją, widziałam to po jej minie. A ja cieszyłam się w głębi serca jak małe dziecko na widok lizaka.

Naprawdę najlepszą rzeczą jest widok zazdrości na twarzy waszego wroga.

- My już pójdziemy, Peter - kobieta złapała mężczyznę pod ramie i zanim zdążyłam coś więcej dodać, odeszła z pogardliwym spojrzeniem.

Odprowadziłam ją wzrokiem, aż do stolika a potem gwałtownie odwróciłam się w stronę chłopaka. Złapałam za jego marynarkę i pociągnęłam, idąc w stronę bardziej ustronnego miejsca. Ja już mu powiem, co sobie o tym wszystkim myślę.

- Nie wiedziałem, że się tak szybko zgodzisz- zaśmiał się blondyn - poszło łatwiej niż myślałem.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam, kierowana wściekłością i wreszcie dałam upust swoim emocją - nie widzieliśmy się 5 cholernych lat, a ty wchodzisz do mojego życia jakbyś był kimś ważnym! I jak masz zamiar się z tego wykręcić? Nie będę z tobą współpracować.

- Ale nie masz wyboru - odparł, lustrując mnie wzrokiem.

- Pozwól, że to ja o tym zdecyduję - prychnęłam - jaki masz teraz plan? Nie możesz wyjechać?

- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie - mruknął w odpowiedzi i wyminął mnie, kierując się z powrotem na salę.

- Dlaczego ty mi to robisz? - jęknęłam, brzmiąc zapewnie żałośnie, ale straciłam siły na wszystko.

- Jesteś moim biznesem - odparł, nie patrząc na mnie.

Prychnęłam i zaśmiałam się histerycznie. Chłopak jedynie ruszył na przód, ignorując moją reakcje.

- Jasne, uciekaj! - krzyknęłam - to ci wychodzi najlepiej. Pojawiasz się niewiadomo skąd, mieszasz mi w życiu i odchodzisz. Jesteś w tym genialny!

- Będę po ciebie o 20 we wtorek - chłopak zniknął za jedną ze ścian, a ja stanęłam w szoku.

Czy on nie słyszał, co powiedziałam?

...........

- I właśnie tym sposobem wylądowałam w łóżku z jakimś gorącym Latynosem - Laura zakończyła swoją wypowiedz głośnym czknięciem.

Zajmowałyśmy właśnie miejsce przy barze w jednym z większych klubów w mieście. Wokół nas kręcili się kelnerzy, podsuwając nam pod nos, coraz to różniejsze alkohole. Po dzisiejszym dniu dosłownie nie zwracałam uwagi na to, co pije. Chciałam jedynie, w jak największym stopniu, zapić ten żal i gorycz, które wypełniały moje serce.

Tak, wiem, że to nic nie da. Prędzej czy później będę musiała zmierzyć się z rzeczywistością.

- Jeszcze raz - przełknęłam kolejny łyk whiskey, które zafundował mi bardzo miły kelner - gdzie go poznałaś?

- Nie pamietam - zaśmiała się - chyba w klubie, ale nie jestem pewna. Mało pamietam z tego wieczoru.

- Ja chce zapomnieć ten - westchnęłam, sięgając ponownie po szklankę - wiesz, miał to być dzień mojego życia.

- Czemu nie jest? - mruknęła oburzona - uzupełnimy płyny i pójdziemy wyrwać jakieś ciacha. Dzisiaj imprezuje tutaj cały świat!

- Adrien Agreste skutecznie zepsuł mi humor. Znowu.

- I masz zamiar się tym przejmować? Czy nie wspomniałaś mi przypadkiem, że nie będziesz sobie nim zaprzątać głowy?

- Wiem, ale to nie takie łatwe - odparłam, w między czasie odczytując wiadomość od Sabriny. Dochodziła północ i dziewczyna wreszcie zjawiła się pod klubem. Napisałam jej, że czekamy pod barem - nie ważne, mamy sie bawić. Zaczekajmy tylko na Sabrine.

- Sabrine?

- Moja asystentko - przyjaciółka - mruknęłam wymijająco.

- Super! Idę na parkiet, dołączcie do mnie. Nogi mnie po prostu noszą!

- Nie ufaj im za bardzo po alkoholu - zaśmiałam się, gdy dziewczyna potknęła się przy próbie podniesienia się do pionu - mówiłam.

Kolejne minuty przesiedziałam samotnie, popijając alkohol ze szklanki. Obserwowałam ludzi, który po uzupełnieniu procentów, już trochę chętniej pojawiali się na parkiecie.
Z tego miejsca miałam idealny widok na cały klub i wejście, więc dokładnie widziałam moment jak do klubu weszła Sabrina i jeszcze dwie inne osoby. Poprawiłam włosy i wyprostowałam się na krześle.

- Siema kochana! - radosny okrzyk Sabriny wdarł się do mojego umysłu jak grzmot - zobacz kogo znalazłam.

Zza jej pleców wyłonił się Luka, na którego widok uśmiechnęłam się szeroko. Szybko zeskanowałam wzrokiem jego sylwetkę i dzisiejszy ubiór. Teraz miał na sobie spodnie od garnituru i rozpiętą, na kilka guzików koszulę. Nie widziałam go niestety na pokazie i zorientowałam się, że nawet nie wiem dla kogo szedł. Obowiązkowo muszę go o to zapytać.

- Wasze drinki - kelner pojawił się tuż obok nas z tacą w dłoniach.

Sabrina dosłownie rzuciłaś się po szklanki z alkoholem, a Luka z gracją i wielkim uśmiechem na ustach odebrał napoje.

- Napijcie się i idziemy tańczyć - powiedziałam a kilka sekund później na blacie obok mnie wyładowały dwie puste szklanki. Szybcy są.

- Raz dwa - krzyknęła Sabrina - nie mamy już całej nocy.

W zasadzie mieliśmy, bo było dopiero kilka minut po północy, ale najwyraźniej dziewczyna nie brała tego pod uwagę. Dopiłam resztkę swojego alkoholu i ruszyłam za nią na parkiet. W ciągu sekundy zebrała się wokół mnie grupka ludzi, głównie mężczyzn. Wielu z nich podchodziło do mnie, jakiś chłopak przejechał ręką po moim brzuchu. Wzdrygnęłam się i odskoczyłam. Zostałam wyciągnięta jednak z tego tłumu zanim zdążyłam się zorientowałam w sytuacji. Luka pociągnął mnie za rękę i chwile później znajdowaliśmy się już w mniej zatłoczonej części parkiety. Rozejrzałam się za Sabriną i Laurą, ale żadnej z nich nie zauważyłam. Spojrzałam więc na chłopaka, który przyglądał mi się z ulgą w oczach.

- Rzucili się na ciebie jak na jakąś super nagrodę - fuknął, gdy poleciała wreszcie jakaś wolniejsza piosenka i mogliśmy porozmawiać.

- Nawet nie zdążyłam zajerestrowac, co się stało - przyznałam - ale dzięki, że chociaż ty mnie nie zostawiłeś.

- Świetny pokaz - chłopak położył rękę na mojej talii i przysunął mnie bliżej siebie. Nie było to jednak w żaden sposób nachalne, wręcz przeciwnie, chłopak robił to wszystko delikatnie i jakby nieśmiało, dlatego sama przysunęłam się jeszcze bliżej - nie wiedziałam, że znasz się z Agrestem.

- Czemu wszyscy muszą o tym gadac? - jęknęłam - nic mnie z nim nie łączy, oprócz starych wspomnień, Które chętnie zresztą bym wymazała z pamięci.

- Powiem ci, że jeśli tak to wyglada, to jesteś genialną aktorką. Na zdjęciach wyglądacie na przyjaciół, conajmniej! Widziałaś jego wzrok, dziewczyno?

- Nie wchodziłam jeszcze do internetu - odparłam - nie będę sobie psuć nastroju.

- Lepiej tego nie rób - przyznał nieśmiało chłopak - pojawiły się już setki teorii na wasz temat.

- Jakoś mnie to nie interesuje - warknęłam - zmieńmy temat. Jak tam twój pokaz? Zapomniałam ostatnio spytać dla kogo szedłeś?

- Znaczy, trudno mi to trochę powiedzieć... - chłopak nie skończył swojej wypowiedzi, bo na jego plecy wskoczyła Laura. Właśnie, Laura. Nie wspomniała, że się znają.

- Luka! Nie wierzę, że tutaj jesteś! Czemu nic nie mówiłeś? - Laura po zejściu z jego pleców, zaczęła zadawać masę pytań. Patrzyłam na ich krótką wymianę zdań z niemałym zaciekawieniem.

- Czy mogę chociaż wiedzieć skąd się znacie? - wtrąciłam w końcu.

- Luka chodził w naszych pokazach - wyjaśniła Laura - a wy jak się poznaliście?

- Pomogłem znaleźć Mari drogę - uśmiechnął się do mnie chłopak - staranowała mnie w przejściu.

- Spieszyłam się - powiedziałam oburzonym głosem - poza tym, stałeś na środku.

- Uznajmy jednak, że to wina losu - zaśmiała się Laura - po alkoholu łatwiej się pokłócić.

- Wszystko jest łatwiejsze po alkoholu - westchnęłam - mam już dosyć tańczenia w tej obcisłej sukience. Proponuje przerwę.

- Dobry pomysł - powiedział chłopak i jako pierwszy ruszył w stronę baru.

- Uzupełnimy płyny i chodźmy wyrwać jakiegoś chłopaka - krzyknęła Laura - albo dziewczynę - spojrzała na Luka. Ten jedynie uśmiechnął się lekko i upił swoje piwo.

Odetchnęłam z ulgą, gdy mój przełyk zwilżył słodki smak jakiego kolorowego drinka, który zamówił mi chłopak. Tak, to zdecydowanie lepsza chwila tego wieczoru. Moment mojego spokoju przerwała jednak dziewczyna, będąca już totalnie pijana.

- Myślisz, że ten łysol prześpi się z tą blondynką?

Nie mogłam się nie zaśmiać. Chociaż mój stan obecnie powodował fale radości nawet z dziwnych rzeczy.

- Na sto procent.

Ta noc rzeczywiście będzie ciekawa

......

- Tikki, wody - jęknęłam, nie będąc do końca świadoma gdzie jestem. Film urwał mi się po tańcu z jakimś facetem, ale pamiętałam, że zasypiałam już w swoim łóżku.

- Masz dzisiaj wolne? - zapytała Tikki, stawiając obok mnie szklankę wody. Pewnie wylała większą cześć na podłogę w kuchni, ale i tak byłam wdzięczna. Wypiłam cały napój jednym haustem i z głośnym westchnieniem opadłam z powrotem na łóżko.

- Na szczęście tak - mruknęłam, zamykając oczy. Światło było dzisiaj wyjątkowo denerwujące i nie działało kojąco na moje obolałe oczy. W głowie szumiało mi i miałam wrażenie, że po moim mózgu skaczą jakieś olbrzymy - jak się tutaj znalazłam?

- Serio nic nie pamiętasz? - zaśmiała się Tikki - no to widzę, że porządnie się bawiłaś.

- Naprawdę twoje żarty są obecnie mało zabawne - mruknęłam - i tak, nic nie pamietam.

- Adrien cię przywiózł i dostarczył do łóżka - Tikki powiedział to tak luźnym tonem, jakby to była codzienność. Ja natomiast zamarłam a moje serce chyba przestało bić.

Przecież nie byłam z nim na tej imprezie?!

- Jak to Adrien? - jęknęłam, czując napływające do moich oczu łzy. Tak, zdecydowanie na kacu nie jestem sobą. Jednak naprawdę czułam się bezsilna i tak bardzo mnie to frustrowało.

- No normalnie... - stworzonko przestało mówić, widząc moje spojrzenie - chyba o czymś nie wiem.

- Nie Tikki! - krzyknęłam, siadając gwałtownie na łóżku - to ja o niczym nie wiem. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego teraz, gdy wszystko było dobrze, wraca do mnie cała moja przeszłość?!

Dałam upust emocją i zwyczajnie popłakałam się. Po raz kolejny traciłam kontrolę nad swoim życiem, a obecność Adriena sprawiała, że na nowo odczuwałam stare rany.

- Dowiesz się w swoim czasie i napewno nie ode mnie - westchnęła przepraszająco Tikki - nie mogę nic więcej powiedzieć.

- Jasne - prychnęłam - niech cały świat ma znowu wielką tajemnice a ja jak zwykle dowiem się ostatnia. A potem każdy ma pretensje, że siebie nie radzę!

- To nie tak Mari. Musisz się pogodzić, że to jest twoje obecne życie. Nie przeszłość.

- Moje życie dopiero zaczęłam sobie tworzyć - warknęłam - a wcześniej, każda minuta mojego czasu była, sterowana. Nigdy tego sobie nie życzyłam.

- To nie był mój wybór, aby pojawiać się w twoim życiu, Marinette. Jednak ja tego nie żałuje. I dobrze wiesz, że jak coś komuś obiecałam, to nie mogę złamać danego słowa. Nawet jeśli chcę.

Po tych słowach Tikki opuściła pomieszczenie. 
Super, teraz jeszcze mam na karku obrażone kwami.

Przegięłam, ale dawno w moim życiu się tyle nie działo. Muszę opanować się i przestać wszystko tak bardzo przeżywać. Adrien zrobi te cholerną kampanie, tajemnice Tikki okażą się nieszkodliwe, a ja nie będę się niczym przejmować.

Prawda?

........

Adrien pov;

Zastanawiałem się czy poznam Marinette. W końcu 4 lata to bardzo dużo. Jednak uwierzcie mi - gdy stanęła przede mną, wiedziałem. Po prostu wiedziałem, że to ona.

Zmieniła się. Skróciła włosy, zdecydowanie schudła, ale za to nabrała kobiecych kształtów. Dosłownie każda część mojego ciała rwała się do niej, starałem się jednak trzymać emocje na wodzy. Zraniłem ją i dobrze o tym wiedziałem.
I od tamtego czasu boje się emocji. Nie lubię ich, unikam za wszelką cenę i na krótką metę jest to dobre rozwiązanie. Wiem, że nie mogę im ufać, bo to właśnie nimi raniłem innych.

Dziewczyna w tej lśniącej, białej sukni wyglądała zjawiskowo. Rozcięcie na nodze zostawiało duże pole do popisu dla wyobraźni a mieniący się w świetle materiał sprawiał, że Mari wyglądała jak milion dolarów.

Boże, jaka ona jest piękna.

Po dobrych kilku minutach wpatrywania się w nią, spuściłem wzrok. Jestem tutaj z konkretnego powodu, i mimo dziwnego ukłucia w klatce, zdecydowałem że załatwię wszystko szybko i nie będę wchodził z Mari w żadne bliższe relacje. Pierwszy krok z dostarczeniem jej kwami uznałem za zaliczony, teraz czeka mnie druga cześć planu.

Ona mnie zabije, gdy się dowie, co planuje.

Musiałem jednak to zrobić. Moja Lady jest mi znowu potrzebna. I w ciągu tych kilku minut poczułem więcej emocji i uczuć niż przez ostatnie kilka lat. Tym bardziej musiałem się trzymać jedynie określonego planu i zniknąć z jej życia jak najszybciej. Nie chce, żeby cierpiała przez mnie jeszcze raz. Obawiałem się, jednak że nie wszystko pójdzie po mojej myśli. Póki Taylor nie zna mojej tożsamości, mogę, po części, czuć się bezpieczny. I tylko teraz mam szansę chronić Mari.

Wiem, że nie powinienem oskarżać o to dziewczyny, ale jestem prawie pewny, że to ona dostała mirakulum ćmy. Nie mam pewności czy wykorzysta je do czynienia zła, ale wolę się upewnić. A sprawdzę to tylko będąc blisko Biedronki.

A potem, widząc ją w klubie, nie mogłem odwrócić wzroku. I po raz kolejny tego dnia czułem jak moje serce zaciska się. Resztę wieczoru spędziłem w na kanapie w górnej loży, skąd mogłem obserwować cały parkiet. Miałem stąd idealny widok na Mari, która tańczyła z jakimś niebieskowłosym chłopakiem. Muszę potem dowiedzieć się kim on jest. I tylko dlatego, że może być wtyką mojej chorej siostry.

Tak, napewno tylko dla tego.

Nie miałem ochoty tańczyć, ani pić tej nocy. Vivian kilka razy namawiała mnie, abyśmy wrócili do hotelu, starając się wyglądać przy tym kusząco. A ja odmawiałem jej za każdym razem, dlatego siedziała obok mnie obrażona.

Dochodziła 3 w nocy, blondynka obok mnie prawie zasypiała na siedząco. Ja natomiast wpatrywałem się uważnie w poczynania jakiegoś faceta, który chyba chciał wykorzystać to, że Mari jest totalnie pijana. Ten niebieski gdzieś zniknął i zostawił ją samą z nieznajomym.

Też ją zostawiłeś.

Warknąłem pod nosem, gdy mężczyzna położył jej dłoń na tyłku. Poczułem jak wzbiera się w mnie niekontrolowana złość.

- Idziemy już? - jęknęła Vivian, przeciągając się.

- Złapał taksówkę i wracaj - odparłem jej - ja muszę coś jeszcze zrobić.

- Jak to? A zresztą rób, co chcesz - warknęła - jesteś dupkiem, Adrien.

- Wiem - wzruszyłem ramionami z uśmiechem - miłej drogi.

Zszedłem schodami, totalnie ignorując wrzaski dziewczyny. Nie interesowało mnie czy da sobie radę. Przynajmniej kampanię z jej osobą miałbym z głowy.

Przepychałem się przez roztańczony tłum i dotarłem do mniej zaludnionej części. Mari ledwo trzymała się na nogach, oczy miała nie obecne, a facet zdecydowanie wykorzystywał okazje. Cholera, ten skurwiel napewno jej coś podał. Sukienka dziewczyny była zdecydowanie wyżej niż to zapamiętałem.

- Radzę ci się od niej odsunąć - powiedziałem, stając tuż obok niego i ostrzegawczo kładąc rękę na jego ramieniu.

- Spadaj stąd chłopie - wybełkotał tamten. Spojrzałem na bladą Mari, która patrzyła na mnie w szoku. Oj, nie będzie rano zadowolona. O ile cokolwiek zapamięta z tego wieczoru.

- Masz trzy sekundy, aby ją zostawić - warknąłem, odsuwając go od dziewczyny. Facet przesunął się, ale nieznaczenie.

Podtrzymałem dziewczynę w talii, jednak przed oczami mignęła mi pieść. Szokowany, przez chwilę nie pojąłem, co się dzieje, jednak zdecydowanie mężczyzna chciał rozpocząć bójkę. Westchnąłem, widząc jak upada na ziemie, bo gwałtowny ruch, który wykonał najwyraźniej nie był dobrym pomysłem w jego stanie. Najchętniej przywaliłbym mu, ale sytuacja nie była do tego za dobra. Poza tym facet i tak leżał już na ziemi i nie wyglądało na to, żeby w niedługim czasie wstał.

Wziąłem dziewczynę na ręce w stylu panny młodej i wyszedłem z klubu. Z trudem otworzyłem drzwi do samochodu i posadziłem Mari na fotelu, zapinają pasy. Potem sam zająłem miejsce kierowcy i ruszyłem spod klubu z piskiem opon. Przeklęte miejsce.

Starałem się skupić na drodze, jednak już na pierwszych światłach spojrzałem na dziewczynę. Głowę oparła na szybie, a oczy miała zamknięte. Chyba spała. Westchnąłem i nachyliłem się, aby sprawdzić czy oddycha.
Do jej mieszkania zostało nam jeszcze sporo drogi, na szczęście wiedziałem gdzie jechać.

Przecież to ja podrzucałem jej mirakulum i teraz dziękowałem w myślach, że zdobyłem się na ten ruch. Mari nie dałaby rady podać mi teraz adresu.

- Adrien - cichy szept, bardziej przypominający bełkot wypełnił samochód - nie wierzę, że tu jesteś.

Nie odezwałem się. Wiedziałem, ze Mari nie panuje teraz nad językiem i napewno nie będzie pamietała jutro swoich słów.

- Zostawiłeś mnie wtedy - czknęła - na tym popieprzonym lotnisku - oparła z powrotem głowę na szybie - a ja wierzyłam, że wszystko będzie dobrze.

- Wiem - mruknąłem cicho, nie będąc pewny czy dziewczyna mnie słyszy.

- Ale ja ci wybaczyłam. Chociaż nienawidzę cię z całego serca.

Jej słowa przecięły ciszę w samochodzie jak strzały. Jak strzały, który trafiły prosto w moje serce. I poczułem się tak, jakbym znowu był po tym wszystkim. Poczułem się jak po całym ataku mojego ojca, wypełnił mnie ból tak okropny jaki towarzyszył mnie, gdy uświadomiłem sobie jak bardzo spieprzyłem.

Pokręciłem głową, starając się nie myśleć o niczym więcej.

Trudno, zraniłem ją, zdawałem sobie z tego sprawę. Dlatego wiedziałem, że nie ma sensu wchodzić z Mari w jakiekolwiek relację. I tak mi nie wybaczy. Przyjechałem tutaj z konkretnych powód, muszę wypełnić swój plan i na zawsze zakończyć to wszystko. Brak uczuć to jedyne wyjście w całej tej sytauacji.

Jednak to okazało się zdecydowanie trudniejsze.

......

Przepraszam za błędy, ugh.

Mam nadzieję, że narazie dobrze się to czyta.

Do następnego 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro