Coś ty zrobiła

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Adrien pov;

Tej środy nigdy w życiu nie zapomnę. Czasami jest tak, że po prostu się rozpadasz, bo brakuje ci sił. A na mnie zrzucono chyba tonę gruzu i czułem jak powoli duszę się.

Rano obudziłem się w pustym mieszkaniu. Bez Marinette.

Byłem tak wściekły i przerażony jednocześnie. Zadzwoniłem do Nino i oczywiście Alyi, ale oni także nic nie słyszeli o dziewczynie. Dawno nie czułem tak okropnej bezsilności i strachu. W głowie miałem już same najgorsze scenariusze, a przypominając sobie jej dziwne zachowanie z wczoraj, tym bardziej wątpiłem, że wszystko będzie dobrze.

Błagałam, żeby tylko wyszła do sklepu i znowu mi nie powiedziała. W tamtym momencie oddałbym wszystko, żeby stanęła w drzwiach cała i zdrowa. I spojrzała na mnie tymi fiołkowymi oczami, pełnymi miłości.

- Kurwa - przejechałem dłońmi po włosach, pociągając za przydługie końcówki. Chodziłem w te i z powrotem po pokoju, po raz setny dzwoniąc do dziewczyny.

- Adrien, chodź tu - usłyszałem Plagga, a jego marudzenie było mi teraz najmniej potrzebne. Zignorowałem jego wołanie, ale kwami wyleciało jak rakieta do sypialni. Plagg wyglądał na zdenerwowanego, co było bardzo rzadkim widokiem. Dlatego tym bardziej się wkurzyłem.

Chciałem żeby to wszystko okazało się zwykłym snem. Niemal mogłem wyobrazić sobie jak budzę się z Mari w ramionach, jej piękny uśmiech i pełne usta. Zacisnąłem pieści, czując, że nie panuję już nad sobą zupełnie.

- Musisz to zobaczyć - sapnął Plagg - do salonu natychmiast.

Plagg, jedynie w bardzo poważnych sytuacjach był stanowczy. A teraz wyraźnie niepokoił się tak samo jak ja.

Idąc do salonu, w tle słyszałem dźwięk telewizora. I dopiero teraz powoli, jak przez mgłę, docierał do mnie głos reporterki. Przez przymrużone oczy chłonąłem napisy i dźwięk wiadomości.

- Czyli jednak to prawda! Paryż znowu będzie musiał stawić czoło następcy słynnego Władcy Ciem. Dzisiejszego dnia o 10 rano Departament Bezpieczeństwa w Paryżu dostał nagranie od kobiety w masce. Po szybkim zidentyfikowaniu postaci okazało się, że posiada ona ten sam strój, co jej poprzednik - Władca Ciem. Jednak to nie jest fakt, który powinien zaniepokoić nas wszystkich. Kobieta dokładnie zaznaczyła, że chce zakończyć te wojnę i nie ma zamiaru krzywdzić cywilów. Dodała jednak, że wymierzy sprawiedliwość na superbohaterach Paryża, którzy, według niej, nie są wcale tacy święci. Zyskała tym samym kilku zwolenników, bo jak wiemy nasi superbohaterzy nadal nie pojawili się w mieście. Co to dla nas oznacza? Kobieta podała także datę ostatecznego ,,dnia'', jak sama to określiła i zwróciła się do władz, aby ewakuować ludność z okolicy placu Eiffla.

Jak się oddychało? Serce podskoczyło mi do gardła a ja nie wierzyłem w to, co słyszę.

Z początku wydawać się mogło, że nie ma złych zamiarów, jednak chwilę później powiedziała, że Biedronka nie będzie brała udziału w walce. Dlaczego? Na to pytanie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, jednak obawiamy się, że kobieta może przetrzymywać naszą bohaterkę jako zakładnika. Policja i wojsko bada całe nagranie w celu ustalenia miejsca pobytu kobiety, ale obawiam się, że nie będzie to możliwie bez pomocy superbohaterów. Czy będziemy musieli poradzić sobie tym razem sami? Więcej informacji po reklamach i krótkiej przerwie. Mówiła dla was...

Nie słuchałem dalej. Z cichym westchnieniem opadłem na kanapę i schowałem twarz w dłonie.

Ale jak? Kiedy Taylor byłaby w stanie zaatakować? Przecież dziewczyna była cały czas przy mnie, a ja nie pozwoliłbym, aby coś jej się stało. W mojej głowie była masa pytań i zero odpowiedzi.

W pokoju obok dzwonił mój telefon. Po raz kolejny, więc z warknięcie odebrałem go. Nawet nie zerknąłem kto dzwoni, więc kiedy usłyszałem głos Luka w słuchawce, moje serce zabiło szybciej.

- Boże święty, zrobiła to.

- Wiesz coś od Mari? Gdzie jest? - ożywiłem się, bo Luka wydawał się coś więcej wiedzieć.

- Adrien - zaczął powoli z ogromnym przygnębieniem w głosie. To nie znaczyło niczego dobrego - Alex właśnie dzwonił z lotniska w Paryżu. Wypuściła go.

- Dlaczego miałaby to niby robić? - prychnąłem, ale powoli zaczynałem rozumieć całą sytuacje - kurwa!

Mari oddała się w ręce Taylor. Dobrowolnie. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, klnąc pod nosem i nie mogąc uwierzyć, co się właśnie stało.

Mogłem się tego spodziewać, do cholery. Przecież nie mogła znieść, że jej przyjaciel cierpi. To dlatego płakał wtedy w samochodzie, a na treningu udawała, że wszystko jest dobrze. Jednocześnie w głowie układała już plan, o którym nikt nie miał się dowiedzieć. Czy ona w ogóle była świadoma, co robi?

- Napisała do mnie jeszcze wiadomość. Nie ma tam nic ważnego, ale myślę, że powinieneś ją przeczytać - mówił dalej Luka, przejętym głosem - i zobaczyłem ją dopiero rano, do cholery, mogliśmy ją powstrzymać...

- Wyślij mi ją natychmiast - syknąłem - zajmij się teraz Alexem.

Rozłączyłem się, zanim coś jeszcze powiedział. Musiałem się teraz skupić, chociaż w środku cały się trzęsłem. Ze złości, smutku i kurwa strachu. Przerażenie zabierało mi możliwość trzeźwego myślenia, nie mogłem wyobrazić sobie, że Mari teraz cierpi.

Walnąłem pięścią w ścianę pokoju i poczułem ból rozchodzące się po moim ciele. Mój telefon nadal dzwonił, ale ja nie byłem w stanie zebrać się i go odebrać. Zjechałem na ziemię wzdłuż ściany i oparłem o nią głowę. Moja rękę piekła niemiłosiernie, ale nie zwracałem na to uwagi. Bałem się nawet wziąć mój telefon. Na tapecie miałem zdjęcia dziewczyny, zresztą cała moja galeria zapełniona była jej fotografiami.

Gorycz rozlała się po moim ciele, jak mogłem nie zauważyć, że coś planuje. Wydawała się inna, ale w życiu nie sądziłem, że zrobi coś tak nierozsądnego. Traciłem właśnie kolejną osobę, za którą oddałbym życie. A ja właśnie stałem bezpieczny w mieszkaniu, kiedy kobieta mojego życia jest zamknięta z walniętą Taylor, w dodatku nie wiadomo gdzie.

Ona ją zabije - przez moją głowę cały czas przebiegała ta sama myśl.

Nie mogę jej stracić, nie teraz. Zamknąłem oczy, przypominając sobie jej spokojną twarz. Złapałem głęboki oddech, starając się uspokoić. Nie miałem teraz czasu na załamywanie się. Jeśli chciałem ją uratować, musiałem działać. I chociaż najchętniej rozwaliłbym coś, wstałem na równe nogi i odebrałem telefon.

Potrzebny mi teraz przede wszystkim spokoj. I nowy plan.

Odgoniłam myśli o mojej księżniczce, ale cały czas moją głowę nawiedzały wspomnienia z nią związane.

- Teraz ja przejmuję kontrolę - mruknąłem do Fu, od razu gdy odebrałem telefon - za 10 minut będę.

Zrobię wszystko, żeby jej pomóc. To nie ona poświęci swoje życie, na to nie pozwolę.

Marinette zasługuje na najlepsze rzeczy na tym świecie.

................

Obejrzeliśmy wideo z Taylor tysiące razy i nadal nie mogłem wyciągnąć żadnych wniosków, dotyczących położenia dziewczyny.

U Fu zjawiłem się natychmiast, a chwilę później pojawiła się przejęta Alya i Nino.

- Co robimy? - westchnął Nino, kiedy setny raz włączałem film z Taylor, mając nadzieję, że uda mi się coś z niego wyciągnąć.

- Alex nie wie gdzie był trzymamy? - dodała Alya a ja pokręciłem głową.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak - mruknął Fu - na treningu była nieobecna i zbyt szybko zmieniła zdanie.

- Mamy dwie rzeczy do zrobienia - westchnąłem - Nino i Alya musicie pokazać się na ulicach. Tak, aby telewizja rozgłośnia wasz powrót.

- Nie chcemy policji ani wojska na ulicy, więc musimy udawać, że mamy wszystko pod kontrolą - pokiwał głową Fu, popierając mnie.

- A ty? - mruknął Nino po chwili ciszy, patrząc na mnie.

Właśnie. Sam do końca nie wiedziałem.

- Wyglada na to, że to wszystko skończy się już niedługo - odparł za mnie Fu - idźcie już, ja jeszcze pogadam z Adrienem. Wiecie, co macie robić.

Alya i Nino wyszli niechętnie z pomieszczenia. Widziałem, że dziewczyna jest maksymalnie przejęta. Nie mogłem się dziwić, w końcu tu chodziło o jej przyjaciółkę, którą niedawno odzyskała.

Przez moment nikt się nie odzywał, aż wreszcie Fu wstał i podszedł do palącego się kominka.

- Ja widzę jedną opcje - zaczął - musisz zorganizować podstęp.

- Myślałem o tym - wzruszyłem ramionami - wiesz, że będą to jedynie słowa. Ani ja, ani ona nie staniemy do uczciwej walki.

- Ale brzmi to lepiej, czyż nie? - odwrócił się do mnie z uniesionymi brwiami - według jej słów trzeciego stycznia możemy się spodziewać najgorszego. To zaledwie kilka dni, więc nie będziemy teraz kombinować.

Siedziałem cicho, powoli rozumiejąc do czego on zmierza.

- To kwestia czasu, aż policja zrozumie, że Taylor jest córką Agresta. Wiesz, co wtedy się stanie? Kolejnym podejrzanym będziesz ty.

- Więc powinienem zdradzić tożsamość? Żeby oczyścić się z zarzutów.

- To chyba nie będzie potrzebne- mruknął, a jego oczy uważnie mnie skanowały - po tym wszystkim musisz po prostu na jakiś czas zniknąć.

- Czyli nie rezygnujemy z poprzedniego planu? - poczułem jak mój żołądek się zaciska.

- Zmodyfikujemy go trochę - usiadł z powrotem obok mnie - upozorujemy twoją smierć.

Powoli rozumiałem do czego zmierza.

- Będziecie walczyć na smierć i życie - mówił dalej - to jest jedyne wyjście. Myślę, że miesiąc, dwa i będziesz mógł z powrotem się pojawić. Na ten moment jednak będziemy zachowywać ostrożność...

- I będę mógł wrócić do normalności, kiedy przestanę być tematem numer jeden- dokończyłem za niego.

- Czarny Kot oficjalnie zostanie uznany za zmarłego i postaramy się, aby twoje nazwisko nie było więcej kojarzone z tym wszystkim. Dlatego musisz się stać nierozpoznawalny.

- A Marinette?

Wiedziałem, że to jedyny sposób. Musiałem udać, że Taylor zabija mnie, aby wykorzystać chwilę jej triumfu. Wtedy Biedronka będzie mogła dokończyć, to co zaczęliśmy.

Jednocześnie czułem jak beznadziejny będzie to pomysł dla niej. Cala ta walka bardziej przypomniał będzie jedno wielkie przedstawienie. Z moją śmiercią na końcu.

Ale dla dziewczyny to nie będzie zabawa. Gdyby była teraz o obok, znowu rozpętałaby się kłótnia. Musiałem wiec zachować to w tajemnicy. Zacząłem to i to zakończę. Dla niej.

Fu miał rację. Będę kolejny podejrzanym w spawie całych tych wydarzeń. W końcu dzieci Agresta najwyraźniej przejęły po nim pasję do terroru. Musiałem zniknąć, aby nie ściągać na mnie i Mari więcej problemów. Ludzie ochłoną i zapomną o tych wydarzeniach, pojawią się nowe problemy a wtedy ja będę mógł spokojnie i na nowo pojawiać się w społeczeństwie.

Już teraz dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Policja napewno zainteresuje się mną, więc Mari stanie się ich głównym celem. W końcu jest obecnie moją najbliższą osobą. Tym bardziej musiała zachować milczenie, a nie wiedząc gdzie jestem i czy żyje będzie to bardziej wiarygodne.

Czułem rosnąca w moim gardle gulę, na myśl, że zrobię jej coś tak okropnego. Sam byłem obecnie w podobnej sytuacji, nie wiedziałem,  co się z nią dzieje i wariowałem. Ale to było wszystko dla jej dobra. I mógłbym przyrzec na Boga, że jak tylko sytuacja się uspokoi, to do niej wrócę. I już nigdy nie zostawię.

Media w końcu znajdą nowy temat, a superbohaterzy znowu będą tylko ikonami w podręcznikach dla dzieci. I powrót Adriena Agresta skojarzony zostanie jedynie z modową rewolucją.

- Taylor nie myśli za dużo, chce ciągle zabijać. Jestem pewny, że gdy poczuje triumf związany z zranieniem ciebie, to będzie idealny moment, aby ktoś ją zaatakował. Musisz jednak znaleźć chwilę, aby przygotować Biedronkę na te myśl.

- Ten miesiąc będzie dla niej trudny - westchnąłem.

- Dla ciebie też - odparł - nie wykluczam, że będziesz musiał dać się naprawdę zranić, aby uwiarygodnić całą sytuacje.

- To zrozumiałe - mruknąłem.

- Wtedy powinna zaatakować Biedronka. Obawiam się, że tym razem Taylor nie trafi do więzienia.

Oj, Marinette była w stanie ją zabić.

- Zajmę się wszystkim - mówił dalej Fu - i powiadomię Alyę i Nino. Ty wiesz, co masz robić.

- Na miejscu Mistrza nie przywiązywałbym się do tego planu. Nie wiemy czego się spodziewać.

- Tak jest zawsze na wojnie - zaśmiał się cicho - nie martw się. Wrócisz do niej prędzej niż się obejrzysz. Zrozumie to.

Miałem nadzieję, że zrozumie.

........

Powrót do mieszkania kojarzył mi się z szczęściem. I z Mari, która czekała na mnie w środku, a ja mogłem odetchnąć od męczących mnie spraw.

Teraz jednak zamknąłem za sobą drzwi i nikt nie przyszedł mnie przywitać w holu. W salonie nie grał telewizor, a z kuchni nie dochodziły żadne zapachy. Było pusto, zimno i przygnębiająco.

Z cichy westchnieniem wszedłem do salonu a Plagg mignął mi gdzieś przed oczami. W kuchni włączyłem ekspres do kawy, potrzebowałem się szybko rozbudzić. Z dużym kubkiem napoju podszedłem do pilota i włączyłem wiadomości. Tak jak sądziłem, jedynym tematem był powrót Nino i Alyi.
Wiwatujący ludzie, podekscytowana reporterka i moi przyjaciele biegający po ulicach i dachach, chociaż na chwilę spowodowali uśmiech na mojej twarzy.

A potem znowu przypomniałem sobie o niej. O jej fiołkowych oczach, pełnych ustach i kokosowym zapachu włosów, który mogłem poczuć za każdym razem, gdy wtulała się we mnie. O jej słodkim śmiechu, niejednokrotnie rozjaśniającym mój dzień i głosie, dzięki któremu mogłem w spokoju odetchnąć.

Kochałem w niej wszystko, każda niedoskonałość była dla mnie idealna. Mari była idealna. Przejechałem ręką włosy, zaciskając pieści. Jednocześnie przypomniałem sobie o wiadomości Luka. Wyjąłem szybko telefon i wszedłem w powiadomienia. W ekspresowym tempie czytałem nie za długą wiadomość, przelatując wzrokiem po literkach. Zamarłem dopiero po przeczytaniu ostatnich zdań.

Tikki jest w mieszkaniu, w walizce od Fu. Musisz przekazać to Adrienowi najlepszej jak najszybciej. To kwestia czasu aż Taylor zrozumie, że ją oszukałam.

Rzuciłem telefon na kanapę i zerwałem się z niej jak poparzony. Wbiegłem do sypialni, gdzie w kącie leżała metalowa walizka. Odbezpieczyłem zamek i trzęsącymi się dłońmi otworzyłem ją. W środku leżało pudełko mirakulum i kartka papieru. Sięgnąłem najpierw po pudełeczko i otworzyłem jej gwałtownym ruchem. W środku leżały kolczyki a przed moimi oczami mignęła Tikki.

- Jak ona mogła to zrobić?! - pisnęła przerażona, rozglądając się po pomieszczeniu - Mari?!

Obserwowałam zdenerwowaną Tikki w ciszy. Sięgnąłem w tym czasie po kartkę papieru. Było na niej niewiele. Kilka zdań zapisanych drobnym drukiem.

Wiem że mnie znienawidzisz, ale musiałam to zrobić. Dla was. I Alexa. Więc zanim podejmiesz jakieś głupie decyzje, poczekaj. Taylor ma już mnie, więc skupi się teraz na tobie. Musisz stanąć do walki a ja dam sobie radę. Będzie dobrze. Kocham cię z całego serca, więc nie bądź zły.
Widzimy się niedługo.

Zgniotłem papier w dłoniach i rzuciłem nim w ścianę.

- Wiem gdzie jest - mruknęła nagle Tikki - sama nie wiem już, co robić.

Na szczęście odpowiedziała mi szybko, bo zerwałem się gwałtownie z ziemi, stając na równe nogi.

- W rezydencji twojego ojca- wyjaśniła a mnie wmurowało w ziemie - była tam wczoraj. Nie słuchała mnie, moje słowa nic nie dawały.

Nie do końca wiedziałem, co wtedy czułem. Mari jest tak blisko mnie, a ja dopiero teraz się o tym dowiedziałem. Krew dosłownie wrzała w moich żyłach, a ja chodziłem zdenerwowany, myśląc intensywnie.

- Musimy jej pomoc - pisnęła Tikki - do cholery, czemu ona mnie nigdy nie słucha?!

- Trzeciego stycznia Taylor kazała ewakuować miasto i wtedy ma się najprawdopodniej odbyć nasz pojedynek - mruknąłem - zaproponuję jej uczciwą walkę, ale sama wiesz jak to będzie wyglądało.

- Co to ma do rzeczy?!- spojrzała na mnie - gdzie w tym planie jest Marinette?!

- Właśnie do tego zmierzam - westchnąłem i podeszłam z powrotem do skrzyni - miałem dzwonić do Taylor. A jednak zjawię się u niej osobiście.

Przerażenie na twarzy Tikki było wyraźnie widoczne. Sięgnąłem po jeden z moich ulubionych karabinów i gwizdnąłem, na znak, aby Plagg się tutaj pojawił.

- Możemy to przemyśleć... - Tikki usiadła na moim ramieniu - i idę z tobą.

- Nie - odparłem - Fu i tak mnie już zabije. Siedź tutaj bezpiecznie. Odpocznij, bo za dwa dni nie będzie już tak wesoło.

Idę po ciebie księżniczko.

.........................

Dodaję szybko, bo ostatnio bardzo dobrze mi się pisze. I wasze komentarze mega motywują. Przepraszam za błędy i do następnego💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro