Uciekaj

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piosenka na górze - ,,Hold me while you wait'' - Lewis Capaldi 😉
..........

Marinette pov;

Przestałam liczyć już godziny. I tak nie miało to zbyt dużego sensu, bo w pomieszczeniu, gdzie byłam trzymana, nie było okien. Jednak z rozmów wynikało, że trzymali mnie tutaj już cały dzień.

Nie wiedziałam także, gdzie dokładnie jestem. Przed wejściem zostałam od razu potraktowana mocnym uderzeniem w potylice. Zamroczyło mnie to na tyle, że przez jakiś czas byłam nieprzytomna. Zresztą nigdy w swoim życiu nie zostałam tyle razy uderzona, ile w ciągu tego dnia. Ale musiałam to wszystko znieść.

Westchnęłam i próbowałam się przeciągnąć, ale moje ręce były związane mocno z tyłu, więc ledwo mogłam się poruszać. Siedziałam oparta o zimną ścianę, w prawie pustym pokoju. Nie było tutaj nawet łóżka, jedynie jakiś mały pokój z łazienką. Zresztą jej stan nie zachęcał do użycia.

Przez ostatnie kilkadziesiąt godzin nie zasnęłam nawet na moment, chociaż mój organizm stanowczo się tego domagał. Nasłuchiwałam jednak wszystkich odgłosów, rozmów i dźwiękow.

Od razu po wejściu zostałam dokładnie przeszukana. Do tego stopnia, że moje ubrania były całkowicie podarte, aby sprawdzić czy nic pod nimi nie ukryłam. Nie byłam na tyle głupia, dlatego miałam jedynie ze sobą mały nożyk, który schowałam za włosami, w zgięciu szyji. Dobre miejsce i jak się okazało, totalnie nie sprawdzane przez pachołków Taylor.

Zastanawiało mnie czy ludzie tutaj obecni są tu z własnej woli. Nie mogłam zobaczyć ich twarzy, mieli dobrze znane mi maski. Na pewno część z nich została zmuszona, tego byłam pewna.

Byłam naprawdę ciekawa czy Taylor odkryła coś więcej niż jej ojciec. Wiedzieliśmy już o tym, że może rzucać uroki, ale czy jeszcze czymś nas zaskoczy, tego nie wiedziałam. Miałam nadzieję, że nie.

Tak naprawdę tylko kilka godzin dzieliło mnie od najgorszego. Wiedziałam, że Taylor przez ostatnie chwile była zajęta telewizją i zmianą planu. Może też tworzyła nowych sojuszników.
Jednak to była kwestia czasu, kiedy zorientuje się, że ją oszukałam. Na pewno będzie chciała wypróbować miraculum Biedronki, a wtedy zrozumie, że to zwykłe kolczyki. A ja dopiero potem poczuję jej wściekłość na własnej skórze.

Liczyłam, że Adrien i reszta wymyślili już jakiś plan. Nie byłam w stanie nawet wyobrazić sobie ich wściekłość na mnie, ale teraz mieli czas. Całe dwa dni, które muszą wykorzystać na przygotowaniach. Ja sobie dam radę, chciałam żeby tak myśleli.

Moje oczy zamykały się, głowa niemiłosiernie pulsowała, podobnie jak rana na policzku. Dodatkowo przez kilkanaście godzin nic nie piłam i jadłam, więc czułam, że słabnę. Taka już natura człowieka.

Tak strasznie chciałam mieć to już za sobą, a godziny w zamknięciu wydawały się najgorszą karą z możliwych. Nie wiedziałam nawet, co robi Taylor i moi przyjaciele. Jednak byłam pewnia, że 3 stycznia stanę się kartą przetargową. Musiałam wytrzymać do tego czasu.

Na ten moment nie było tak źle. Przynajmniej zostałam sama i mogłam chociaż trochę zregenerować siły. Póki nie denerwowałam pilnujących mnie typów, miałam trochę spokoju. Taylor zależało, żebym jak najbardziej osłabła.

Przymknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. W pomieszczeniu śmierdziało wilgocią, a jednocześnie było okropnie zimno. Moje ręce zdrętwiały od niewygodnej pozycji, ale nie miałam żadnej innej, w której mogłam normalniej usiąść. Starałam się odciągnąć moje myśli od głodu, zimna i innych męczących mnie rzeczy. W głowie odtwarzałam każdą z chwili w moim życiu, kiedy chciałam żyć. I czułam piekące mnie oczy, przypominając sobie tyle wspaniałych momentów. Moje szczęście było zaledwie ulotnym chwilami, które teraz spływały po moich policzkach.

Tak bardzo martwiłam się o Adriena. I nigdy w swoim życiu nie wyobrażałam sobie, że spotkam kogoś, kto będzie dosłownie dla mnie zaprojektowany. Stworzony, aby moje życie było lepsze i radośniejsze. A strach o niego przygniatałnmnie i niszczył.

Przynajmniej Luka i Alex mogli już odetchnąć. To dla nich koniec tej walki. Już swoje i tak wycierpieli. Od razu moje myśli przeskoczyły na Alyę i Nino. Mieli tak spokojne i ułożone życie, a teraz znowu w to wszystko wpadli. I to przez nasze prośby.

Gwałtownie się wyprostowałam, gdy usłyszałam krzyk a potem serię wystrzałów.
Podskoczyłam, gdy kolejny huk wypełnił pomieszczenie. Byłam w stanie stwierdzić, że to wystrzał z mocnej broni maszynowej. Który ze strażników taką posiadał? Widziałam u nich jedynie jakieś marne odpowiedniki.

Upadłam na kolana i starałam się podnieść na chwiejących nogach. Ledwo mi się to udało, ale stanęłam i oparłam się ramieniem o ścianę. Serce biło mi niemiłosiernie szybko i ciężko łapałam oddech.

Drzwi, znajdujące się dwa metry przede mną, otworzyły się powoli. Teraz wszędzie było już cicho. Żadne dźwięki, hałasy ani kroki nie dochodziły do moich uszu. Do moich nozdrzy dotarł natomiast metaliczny zapach krwi, więc wzdrygnęłam się. Podniosłam głowę i zmrużyłam powieki, bo trochę światła dostało się do pomieszczenia. A moje oczy zdecydowanie nie były do tego przyzwyczajone. Widziałam jedynie rozmazaną sylwetkę, która w błyskawicznym tempie się do mnie zbliżyła.

- Mari - jego głos. Otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się w szoku w Czarnego Kota. Blondyn znalazł się przy mnie i od razu chwycił mnie za biodra, oplatające swoimi ramionami.
Minęła chwila zanim zorientowałam się w tej całej sytuacji. Był tutaj, naprawdę stał przede mną Adrien. Ale jak?

Chyba, że był to jedynie sen. Głupi koszmar, który stworzyła moja podła wyobraźnia, aby jeszcze mocniej mnie dobić.

Blondyn mocno ściskał mnie w talii a drugą ręką uspokajająco gładził po włosach. Kątem oka zauważyłam, że ma ze sobą swój ulubiony ARFR*, więc to on musiał strzelać.

To były zaledwie ułamki sekund. A ja miałam wrażenie, że trzymał mnie w ramionach wieczność.

- Zabieram cię stąd - odsunął się a ja zachwiałam się. Jak zaczarowana wgapiałam się w jego przejętą i skupioną twarz, piękne oczy i ostry profil. Chłonęłam ten widok całą sobą.

- Na dole jest koło 60 osób - mruknął - musimy wyjść inaczej.

Jednocześnie jego uszy poruszyły się, rejestrując dźwięk, a ja wiedziałam, że na pewno ktoś już się tutaj zbliża. Spięłam się w sobie i zmusiłam obolałe ciało do szybszego kroku. Adrien, cały czas trzymając mnie za rękę, wyprowadził mnie na korytarz i skręcił od razu w prawo. Tam natomiast szybkim ruchem rozciął moje liny.

Powoli docierało do mnie, co się dzieje. Zebrałam się w sobie, żeby wykrzesać chociaż trochę energii. A czułam się już całkowicie zmotywowana, gdy obok mnie przeleciał pocisk.

- Na końcu korytarza jest okno. Znam kody, które je otwierają - szepnął Adrien, kiedy przycisnął mnie do ściany i dzięki temu przez moment mogliśmy unikać ostrzału - ale musimy się przez nich przedrzeć.

- Mamy tylko twój karabin - prychnęłam - a ich jest koło 20.

- I zaraz będzie więcej, więc to ostatnia szansa - odparł, a w jego oczach widziałam tylko determinację. Jedną ręką poprawił opadający kosmyk moich włosów, a po chwili wyciągnąć zza pleców moją Berettę*. Spojrzałam na niego w szoku. W dodatku był to mój ukochany pistolet, na którym zawsze miałam wygrawerowane inicjały.

- Jak? - sapnęłam, odbierając mu broń.

- Wykradłem strażnikom - wzruszył ramionami z delikatnym uśmiechem - nic trudnego.

Prychnęłam pod nosem i wspięłam się na palcach, składając szybki pocałunek na jego ustach. Złapałam za jego policzek i pogładziłam go kciukiem.

- Wykończysz mnie, mówiłem ci już? - uniósł brew - nigdy więcej tak nie rób.

- Przynajmniej jest ciekawie - uśmiechnęłam się, ale w sercu czułam ogromny strach.

Adrien, nawet na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku, złapał delikatnie moje nadgarstki i podniósł je na wysokość swojej twarzy. Potem złożył lekki pocałunek na moich otarciach i posłała mi smutny uśmiech. Przełknęłam ślinę, czując rozlewające się po moim ciele ciepło.

Dudniące kroki słychać było już wyraźnie, więc szybko przejrzałam magazynek. Miałam jedynie trzy pociski, co oznaczało, że ktoś musiał strzelać z mojego cudeńka.

- Kocham cię - mruknęłam do Adriena, a on spojrzał na mnie przelotnie. Wystawił ręce do przodu, z wycelowaną w przejście bronią i nachylił się w moją stronę. Cmoknął mnie w nos, a ja usłyszałam wystrzał. Zerknęłam na rannego strażnika i spiorunowałam wzrokiem Adriena. Ten wzruszyłam ramionami i uśmiechnął się głupio. Przynajmniej nie zabił tego człowieka, zakazałam mu. Nie mieliśmy pewności czy to nie są jedynie zwykli cywile.

- Idź za mną - pokiwałam głową, a Adrien pierwszy wysunął się z wnęki. Czułam jak adrenalina buzuje w moich żyłach, ale dzięki temu odczuwałam mniejsze zmęczenie.

Był tutaj, musiało być już dobrze.

A nie było.

Bowiem na końcu długiego holu zobaczyłam już czterech kolejnych ludzi, który przesłonili nam widok na szare, zamknięte metalową klapą, okno. Korytarz był prosty, nie miał żadnych miejsc, gdzie można było się schować. Pierwsze kule poleciały w naszą stronę z zawrotną szybkością, jednak odbiły się od metalowego kija Czarnego Kota. Blondyn obracał nim, tworząc tak jakby tarcze. My szliśmy do przodu, a przerażeni strażnicy musieli cofać się. Wyjęłam zza paska pistolet i wycelowałam w mężczyznę najbliżej mnie. Pociągnęłam za spust, trafiając w stopę faceta. Inni najwyraźniej szokowali się, bo przez chwilę przestali strzelać. Wykorzystałam ten moment i doskoczyłam do rannego mężczyzny, uderzając jego głową o ścianę, dzięki czemu szybko stracił przytomność.

W tym czasie Adrien nadepnął na płaszcz jednego z ludzi a ten stracił równowagę i przewrócił się. Blondyn w zawrotnym tempie doskoczył do kolejnego faceta, uderzając go w brzuch a potem, skutecznym ciosem w żebro, powalając na ziemie. Wpatrywałam się, jak z łatwością obezwładnił potężnego mężczyznę i z gracją dzikiego kota, odebrał mu przytomność. Opadł na ziemię, ciężko oddychając. Czarny Kot w walce to była najbardziej majestatyczna rzecz, jaką w swoim życiu widziałam. Jakby jego ciało zostało stworzone do zabijania, a on sam w tym wszystkim wyglądała tak swobodnie. Jego zielone oczy błyszczały, teraz wyglądając zdecydowanie bardziej dziko.

Przełknęłam ślinę i sięgnęłam po pistolet faceta pod moim nogami. Zanim jednak zdążyłam się odwrócić, usłyszał warknięcie Adriena. Tym razem kolejni ludzie biegli z drugiej strony, zapewne wiedząc, że atakując tak jak ich poprzednicy, nie skończą dobrze.

Odbezpieczyłam pistolet a blondyn rzucił się do przodu. Dwójka osób w ciągu sekundy leżał już na ziemi, jeden ranny od kuli, drugiego zamroczyło od uderzenia. Jednak tym razem za nimi od razu pojawiała się masa innych i coraz trudniej było nam utrzymać nasze pozycje. Zerknęłam na Adriena i kiwnęłam głową w stronę szyfru, odbezpieczajacego okno. Miał kilka sekund, bo narazie nie widziałam kolejnych osób, ale doskonale je już słyszałam. Blondyn rzucił się do szyfru i zaczął wpisywać odpowiednie cyferki.

- Mam cię - pisnęłam, bo poczułam jak wokół mojej szyji oplata się czyjaś ręka. Zostałam przyciśnięta do twardego ciała, a przy moim gardle poczułam zimne ostrze. Przełknęłam ślinę, bojąc się ruszyć.

- Jeden twój ruch, a ją zabije - warknął mój napastnik, po głosie mogłam poznać, że to mężczyzna - poczekamy tutaj grzecznie na innych.

Mogłam powalić go jednym ruchem, ale gwałtowne uderzenie zapewne spowodowałoby, że zaraz miałabym nóż w gardle. Patrzyłam na blondyna, który stał z wycelowaną w głowę mężczyzny bronią.

Nie miało to żadnego sensu. Do holu wpadło dzienne światło. Okno stało przed nami otworem, wręcz kusząc, aby przez nie wyskoczyć. Spojrzałam na nie kątem oka, słońce powoli wschodziło. Zapowiadał się
piękny dzień.

Ale nie dla mnie.

Wciągnęłam głośno zimne powietrze. Być może ostatni raz w swoim życiu.

Adrien, widząc jak przenoszę swój wzrok na niego, stanowczo pokręcił głową. Zmarszczył brwi, jakby doskonale zrozumiał, co zamierzam. Jednak już wiedział, że nie ma żadnych szans, żeby mnie powstrzymać.

- Zrobimy to razem - uśmiechnęłam się smutno i tak bardzo chciałam się nie popłakać. Oczy blondyna także błyszczały, sama już nie wiedziałam czy tylko z wściekłości. Powiedziałam to po angielsku, licząc ze trzymający mnie Francuz nic nie zrozumie - uciekaj.

- Nie ma opcji - syknął chłopak, kątem oka widząc już kolejnych strażników. Po moim policzku spłynęła łza, ale kiwnęłam głową. Na jego twarzy widziałam, chyba pierwszy raz w życiu, tak dużo emocji. Adrien zwykle był opanowany, teraz jednak wyglądała jakby właśnie nie wiedział, co robić. Wściekłość, szok i bezsilność mieszały się na jego twarzy. Zacisnął pieści i wpatrywał się we mnie. Uścisk na mojej szyji się wzmocnił, więc sapnęłam cicho.

- Proszę - Adrien pokręcił głową, a ja dalej mówiłam - idź już.

- Kurwa nie - warknął, a jego głos się załamał - nie tym razem.

- Tak musi być - chciałam zapamiętać jego widok całą sobą. Przełknęłam mocno ślinę, z trudnem wydając z siebie jakikolwiek dźwięk. Rękojeść noża naciskała na moją tętnice, więc było bardzo blisko, abym straciła przytomność - kocham cię.

- Nie żegnamy się, rozumiesz - zrobił gwałtownie krok w moim kierunku, a facet za mną od razu zareagował i wzmocnił ucisk. Kaszlnęłam, głośno zasysającą powietrze.

- Ani kroku bliżej - mruknął rozbawiony - chyba nie chcemy jej stracić, prawda?

Adrien wyglądał jakby zaraz miał się popłakać. Ja już nie kryłam łez. Był tak blisko a jednocześnie nigdy w swoim życiu nie czułam się tak bezradna.

- Jest dobrze - jęknęłam cicho - dam sobie radę. Wracaj do reszty.

Walczył ze sobą jak nigdy. Doskonale to widziałam. Bezsilność jest najgorszym uczuciem z jakim możemy się zmierzyć. A Adrien doświadczał jej już zbyt dużo razy. I stracił już za dużo osób.

Blondyn zacisnął pieści a ja uśmiechnęłam się lekko. Pierwszy strażnik pojawił się tuż obok.

- Wiesz, co robić. Kocham cię.

Strzelił. W moją stronę. Upadłam na ziemię, zostałam na nią pociągnięta przez mężczyznę. Nawet na chwilę nie spuściłam wzroku z Adriena. Z głośnym warknięciem oddał kolejny strzał w kamerę, a potem w lampę. I wtedy już było tylko ciemno, pomieszczenie wypełniły krzyki przerażenia.

Ale ja wiedziałam, że on będzie bezpieczny.

.......

Nie wiem czy można było to nazwać obudzeniem się. Moja głowa była ciężka jak kamień, w dodatku niemiłosiernie pulsowała. Ledwo mogłam przełknąć ślinę, a co dopiero się poruszyć. Siedziałam na drewnianym kreślę a nogi miałam związane blisko siebie, ręce zresztą też. Tym razem znalazłam się w innym miejscu. Podniosłam powoli głowę i rozejrzałam się. Wszędzie było tak samo ciemno i pusto. Przynajmniej pomieszczenie nie śmierdziało aż tak, ale nadal było okropnie zimno.

- Trzech zmarłych i dwunastu poważnie rannych - gwałtowny ruchu, kiedy odwróciłam się w kierunku głosu, spowodował mój głośny jęk. Miałam wrażenie, że słyszę i widzę wszystko przez mgłę i z lekkim opóźnieniem. Jakby byłam na kacu, albo pod silnym wpływem jakiś substancji -  a zrobiliście to tylko we dwójkę. W ciągu 10 minut - dodała.

Przez delikatną smugę światła mogłam dostrzec tylko rozmyty obraz. I wyłaniającą się z cienia Taylor.

Czarne włosy dziewczyny zakrywały jej szczupłe ramiona a stalowe oczy wpatrzone były we mnie z nieodgadnionymi emocjami.

Jej słowa dochodziły do mnie jak przez szybę. Jakbym znajdowała się za drzwiami, słuchając czyjejś rozmowy.

- Pewnie i tak nic nie będziesz pamiętać - zaśmiała się - dostałaś niezłą dawkę leków nasennych. Podobnych, które podałaś Laurze. Jak ci się podobają?

Spojrzałam na nią, spinając wszystkie mięśnie. Nie byliśmy już w rezydencji, tego byłam pewna.

- Nie patrz tak na mnie - wzruszyła ramionami - twój kochaś uciekł, moi ludzie nie mieli z nim żadnych szans.

Czułam się jak na haju, więc chcąc czy nie, uśmiechnęłam się. Jakbym dryfowała po wodzie. W ciszy i spokój, marząc jedynie o zniknięciu na zawsze.

- Oszukałaś mnie - prychnęła - typowe dla ciebie.

- Nie było jakoś ciężko - sapnęłam a chwilę później poczułam pieczenie na policzku.

- Zabicie ciebie byłoby za proste - pochyliła się nade mną i syknęła - poza tym dogadałam się z moim bratem, że staniemy do równej walki. Media rozpętałyby burze, jeśli teraz byś zginęła. Może nawet doprowadziłoby to do jakiejś rewolucji. A tego wolę uniknąć, muszę dbać o wizerunek. Ja chce jedynie sprawiedliwośći.

Taylor podniosła się i skierowała do drzwi. Odchyliłam głowę, obserwując ją z pod przymkniętych powiek.

-  Nie mogę cię zabić, ale podręczyć tak - prychnęła - mamy jeszcze dwa, piękne dni, może sama będziesz błagała o śmierć.

Przełknęłam ślinę po jej słowach. Znowu światło dostało się do moich obolałych oczu.
Adrien był bezpieczny. Było mi już wszystko jedno.

- Nathaniel zajmij się nią - kolejne słowa dochodziły do mnie coraz mniej wyraźniej - wreszcie masz okazję na zemstę. Niech cierpi tak jak moi ludzie.

Chwila co? Nathaniel?

.....................

Adrien pov;

- To było nierozsądne - mruknęła cicho Alya.

Kolejny trening z głowy, kolejny papieros wypalony, a ja czułem jakim przestał żyć.
Nie oddychałem, dusiłem się, a moje oczy piekły, kiedy przestawałem mrugać powiekami. Jedynie tytoniowy dym mógł to wszystko zasłonić.

Alya i Nino uparli się, że ze mną zostaną. Pewnie sadzili, że znowu zrobię coś głupiego. Ale ja już nie mogłem nawet myśleć. Przed oczami miałem jedynie jej siną twarz, i ten uśmiech, który mi na końcu posłała. Jakby widziała, że już nie mam innego wyjścia.

Mari pogodziła się z tym wszytkim. Ale ja nie mogłem. Drugi raz na moich oczach traciłem ukochaną osobę. I znowu byłem bezradny.

Kiedy już dopadnie nas bezsilność, pozostaje się jedynie poddać. I dać losowi wolną rękę.

- Nie potrzebuję waszych pogadanek - westchnąłem - rozgoście się i tyle.

- Stary - zaczął Nino - wiesz, że Mari zawsze zrobiłaby wszystko dla swoich bliskich.

- Czemu mówisz o niej w czasie przeszłym?! - pisnęła Alya a jej oczy dziwnie zabłyszczały - przecież nadal żyje, tak?

I jej czekoladowe oczy spojrzały na mnie. Jakby oczekiwała ode mnie wsparcia, potwierdzenia czy czegokolwiek. A otrzymała tylko puste spojrzenie, bez jakiejkolwiek emocji.

Bo człowiek płacze i rozpacza, kiedy ma jeszcze nadzieję. Kiedy jej nie ma, rozpacz przybiera postać straszliwego spokoju.

Alya wyszla z balkonu, głośno trzaskając drzwiami.

- Bardzo to przeżywa - westchnął Nino - jak my wszyscy.

Nie odpowiedziałem mu, nawet nie miałem zamiaru. W spokoju patrzyłem na rozpływający się w powietrzu dym i błyskające przed moimi oczami światła miasta.

- Bezsilność boli, wiem - rzekł cicho a jego słowa docierały do mnie bardzo powoli - zwłaszcza, gdy patrzysz na cierpienie
ukochanej osoby.

- Nie zrozumiesz -  zachrypnięty szept wreszcie opuścił moje usta - ona cierpi, a ja kurwa nie mogę nic zrobić. Nie może być nic gorszego na tym świecie.

- Więc nie pozwól jej już cierpieć.

*ARFR - karabin sportowy, dosyć lekki i wygodny. Ulubiona broń Adriena.

*Beretta - nazwa wiatrówki, ulubionego pistoletu Mari.

........................

Miłego dnia kochani 💖
Przepraszam za błędy i czekam z niecierpliwością na jakieś komentarze 🥺
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro