18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gabriel przesiedział całą noc w fotelu w swoim gabinecie. Wyglądał jakby czymś sie zatruł. Nathalie próbowała nakłonić go by wreszcie się położył, jednak on odesłał ją z kwitkiem i kazał nie wracać do puki sam jej nie zawoła. Nie chciał by ktokolwiek mu przeszkadzał. W dłoni obracał broszę w kształcie motylich skrzydeł. Początkowa złość którą poczuł po słowach tej pannicy wyparowała i pozostała tylko sama gorycz. Musiał przyznać, że dziewczyna miała rację. Był nikim więcej jak egoistą, który nie widział nic po za własnym celem do którego dążył żerując na ludzkim cierpieniu. Miała też racje co do innej sprawy. Gdy oglądał z własnym synem film, zobaczył jak Adrien bardzo był podobny do śpiącej kilka metrów pod nimi Emilie. Ten sam uśmiech, to samo spojrzenie i kolor oczu. Nawet z charakteru był do niej podobny, ale to już wiedział skutecznie go temperując przez minione lata. Nawet nie zauważył, że przez to jego syn stał sie wycofany i nieszczęśliwy. Cierpiał przez ojca, który próbował osiągnąć swój własny cel nawet idąc po trupach. Spojrzał na Miraculum. Czy naprawdę do tego było przeznaczone? Wiedział przecież że nie. Emilie też to wiedziała.

Emilie była podekscytowana wyprawą do dalekich Chin. Uwielbiała egzotyczne kraje i górskie wędrówki a tutaj, dzięki niemu mogła spełnić obie te zachcianki. Uwielbiał ją uszczęśliwiać. Patrzeć jak dzięki niemu na jej twarzy pojawia się ta bezbrzeżna radość. Ubrani w strój do górskiej wspinaczki wędrowali szlakiem turystycznym prowadzącym ku ruinom starego klasztoru mnichów, który lata temu strawił pożar. Nikomu nie udało się przeżyć a cenne zabytki pochłonął ogień. Emilie podziwiała okolicę, kiedy zauważyła jak coś błysnęło w bujnej trawie. Przystanęła i pochyliła się z zaciekawieniem by wziąć do ręki jakąś starą błyskotkę. Przetarła ją dłonią ściągając zaległą od lat na przedmiocie ziemię. Spod grubej warstwy brudu, wyłoniła się broszka w kształcie wyżłobionych z najdrobniejszymi szczegółami piórami pawia.
- Co to jest? - Spytał Agreste podchodząc bliżej.
- Starodawna broszka. Jakieś sto lat temu takie rzeczy były popularną ozdobą - wyjaśniła choć wiedziała, że to nie było konieczne. Jakby nie patrząc oboje skończyli te same studia, na których znajomość mody na przestrzeni wieków była obowiązkowa.
- Zaraz, tam jest coś jeszcze - powiedział Gabriel marszcząc brwi i podniósł skromną broszę, którą stanowiły skrzydła motyla i księgę oprawioną w grubą skórę. Emilie posłała mu ciepły uśmiech mówiąc:
- Mamy pamiątki z dzisiejszej wyprawy. Wystarczy je tylko porządnie wyczyścić.
Późnym wieczorem w wynajętym apartamencie Emilie zawzięcie szorowała obie błyskotki, by doprowadzić je do idealnej czystości. Ozdoba miała kilka drobnych pęknięć, jednak to w cale nie odejmowało jej piękna. Emilie wpięła elegancką broszę w swoje ubranie. Choć nie była lękliwa to i tak pisnęła, gdy niespodziewanie przed jej oczami pojawiła się mała istotka. Drzwi do łazienki natychmiast się otwarły i nim stwór zdarzył zareagować, Gabriel już był w środku gotowy bronić swojej żony.
- Emilie odejdź od tego! - zawołał przerażony i pociągnął ją za siebie. Blondynka jednak lepiej przyjrzała się stworzonku, które wcale nie wyglądało przerażająco. Mała niebieska istota miała pyzatą i wprost nieproporcjonalnie dużą do reszty ciała głowę, na czubku której dyndały jak u pawia trzy piórka. Posiadała również rozłożysty pawi ogon i spoglądała na nich przyjaźnie. Emilie już w pełni opanowana dotknęła ramienia Gabriela i zrównała się z nim.
- Kim jesteś? - spytała przyjaźnie nie kryjąc zaciekawienia.
- Nazywam się Duusu. Jestem Kwami Pawia - przedstawiło się stworzonko.
- Kwami Pawia? co to znaczy? - spytała Emilie.
- Jestem magiczną istotą połączoną z tym Miraculum - wyjaśniła Duusu wskazując broszkę - Kwami pomagają swoim właścicielom zmieniać się w super bohaterów i obdarzają ich niezwykłymi mocami.
- Bzdura - odparł Gabriel, który jak zwykle pomimo tego, że przed jego nosem lewitowało nieznane dotąd stworzenie nadal uważał, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Fantastycznym był projektantem, jednak aż do bólu mocno stąpającym po ziemi. Kwami jednak zupełnie go zignorowało i zwróciło się do Emilie.
- powiedz. Duusu nastrosz pióra! Gdy już ci się znudzi wtedy zawołaj Duusu zdejmij póra! a wszystko wróci do normy.
- Chyba nie masz zamiaru tego posłuchać! - powiedział z irytacją choć doskonale znał swoją żone i wcale go nie zdziwiło, gdy już po chwili usłyszał jej delikatny głos wypowiadający słowa od których wszystko się zaczęło.
- Duusu! nastrosz pióra!
Gabriel otwarł usta z wrażenia na widok swojej ukochanej. Stała przed nim ubrana w opinający jej ciało niebieski kostium. Z tyłu na wysokości bioder wyrastał rozłożysty pawi ogon, sięgający długością prawie do jej łydek. Połowę twarzy zasłaniała niebiesko zielona maska, ostro zakończona na nosie jakby imitowała ptasi dziób. W dłoniach trzymała obszerny wachlarz z pawich piór, zza którego zamrugała do niego zalotnie swoimi długimi rzęsami.
- I jak wyglądam? - Spytała. Gabriel przełknął głośno ślinę.
- Przepięknie - wydusił z siebie i spojrzał na broszę w kształcie motyla, która leżała na umywalce. A gdyby tak on też spróbował?

Emilie od początku wiedziała co zrobić z dopiero co otrzymanymi możliwościami. Chciała zbawiać świat i pod osłoną nocy patrolowała miasto. Gabriel bezustannie jej towarzyszył i choć z czasem oboje zauważyli, że z Emilie zaczyna dziać się coś złego, ona nie miała zamiaru rezygnować z ratowania niewinnych istot, nawet kosztem własnego życia. Wreszcie znalazła sens swojego istnienia któremu pragnęła się poświęcić. Czerpała ogromną radość z uratowania każdej osoby. Gabriel zawsze jej powtarzał, że nie jest w stanie uratować całego świata a ona wtedy mówiła że owszem. Zdaje sobie sprawę z tego, że to co robi jest jedynie kroplą w morzu potrzeb, jednak to nie sprawia, że nie powinna z tego powodu przestać. Jeśli pojawi się więcej ludzi takich jak ona którzy będą pomagać w innych miastach, wtedy dopiero nabierze to większego sensu którego jeszcze nie był w stanie dostrzec. Gabriel był wściekły i nie mógł się pogodzić z jej decyzją. Przetrząsał cały świat w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek. Próbował rozszyfrować pismo zawarte w tajemniczej księdze. Jednak bez owocnie. Wreszcie natrafił na jakiś manuskrypt traktujący o cudownej mocy jaką posiada człowiek, po złączeniu Miraculum Biedronki i Czarnego Kota. W jego sercu zapaliła się iskierka nadziei którą Emilie bardzo szybko zgasiła. Kategorycznie zabroniła mu dalszych poszukiwań bojąc się konsekwencji jakie ponieśliby wypowiadając życzenie. Do samego końca pragnęła by opiekował się Adrienenm w taki sposób, by nigdy nie odczuł braku matki. A on co zrobił? Sprzeciwił się każdej jej prośbie. Zachował się jak egoistyczny dupek. Pamiętał ostatnie chwile Emilie i Adriena, choć starał się wymazać je z pamięci bo były zbyt bolesne.

Nathalie przyprowadziła małego blondwłosego chłopca do sypialni matki. Emilie leżała na szezlongu opierając się o stos poduszek. Była niesamowicie blada a w jej oczach widać było zmęczenie. Jednak na moment pojawiła się w nich dawna iskra na widok ukochanego dziecka. Wyciągnęła do niego swoje ręce a Adrien rzucił się wprost w jej objęcia. Po jego policzkach spływały łzy wielkie jak grochy.
- Nie umieraj mamusiu. Proszę - łkał malec wtulając twarz w je okryte kocem kolana - Nie zostawiaj mnie błagam - powtarzał. Emilie troskliwie gładziła go dłonią po plecach i powiedziała cicho i z trudem:
- Zawsze będę z tobą kochanie. Może i nie będziesz mnie widzieć ale ja zawsze będę tuż obok - zapewniła płaczące dziecko.
- Ja chcę żebyś została teraz - zapłakał głośniej - żebyś mnie tuliła i bawiła się ze mną.
Gabriel zagryzł pieść by nie zacząć krzyczeć z bólu, który czuł widząc rozgrywającą się przed nim scenę. Po jego policzkach również spływały łzy, choć w życiu nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie do tego zdolny. Emilie poprosiła Adriena by wdrapał się na jej kolana, a gdy już to uczynił przytuliła go do siebie tak mocno, jak tylko w tej chwili potrafiła.
- Kocham Cię mamusiu - powiedział chłopczyk mocno ściskając matkę.
- Ja też cię kocham mój kocurku i to najbardziej na świecie - powiedziała cicho. Gabriel spoglądał na tą rozdzierającą serce scenę. Umierająca matka i syn tulący się do siebie kurczowo, oboje tonąc we własnych łzach. Choć nie chciał im przerywać wiedział, że nie ma wyboru.
- Nathalie zabierz Adriena. Emilie musi odpocząć - Rozkazał. Chłopiec cały się spiął i kurczowo chwycił matki. Nathalie nie mogła go od niej odciągnąć, a gdy wreszcie jej się to udało, Adrien zaczął wierzgać i krzyczeć przez łzy.
- Mamusiu! Nie! Puść mnie Nathalie! Mamusiu! proszę zostań ze mną, nie zostawiaj mnie! Mamusiu proszę!Kocham Cię! - Wykrzykiwał a gdy zamknęły się za nim drzwi, usłyszeli wybuch głośnego płaczu. Emilie zasłoniła twarz dłońmi.
- Nie sadziłam, że to będzie aż takie trudne - wyszeptała. Gabriel usiadł przy niej kładąc dłoń na jej udzie. Emilie spojrzała na niego z bezbrzeżnym smutkiem kryjącym się w jej pięknych oczach. Gabriel uścisnął jej dłoń a drugą ręką otarł łzy z policzka.
- Nie żałuję tego, że pomogłam tym wszystkim ludziom, jednak teraz widzę, że mogłam cię posłuchać gdy jeszcze nie było za późno - Wyznała - Mój biedny Adrien... Obiecaj mi, że nigdy nie pozwolisz by czuł, że mu czegoś brakuje. Obiecaj, że będziesz go kochać za nas oboje - poprosiła.
Głos uwiązł mu w gardle dlatego kiwnął tylko głową. Emilie posłała mu słaby uśmiech i pogładziła po szorstkim pliczku, na którym już zaczynało być widać jednodniowy zarost.
- Dziękuję Ci Gabrysiu za nasze cudowne wspólne życie - powiedziała z czułością, a w jej oczach pojawiły się znajome figlarne błyski, kiedy dodała uśmiechając się delikatnie - wreszcie wyluzowałeś Gabrysiu.
Agreste zaśmiał się mimowolnie i spojrzał na nią z uczuciem.
- Naprawię to. Obiecuję. Dla nas dla Adriena - powiedział.
- Nie Gabrielu! Już o tym rozmawialiśmy - powiedziała niezadowolona - Tak już musi być. Nie wolno ci niczego zmieniać. To niebezpieczne. Walczyłam ze złoczyńcami a ty chcesz stać się jednym z nich dla mnie? Nie zgadzam się na to - powiedziała, choć słabym głosem, to jednak była w nim stanowczość.
- Ja... Ja... Nie dam rady - zająknął się Agreste - bez ciebie jestem nikim. To dzięki tobie jestem kim jestem. Boję się, że gdy ciebie zabraknie... znowu stanę się taki jak dawniej - powiedział wtulając twarz w jej podołek.
- Nic takiego się nie wydarzy bo masz Adriena. Ja cały czas będę żyła w nim - powiedziała gładząc go po włosach - Kocham Cię Gabrielu - powiedziała dziwnie śpiącym głosem - Zawsze cię kochałam. Nawet wtedy gdy jeszcze uważałeś mnie za irytującą kapryśną pannice... - wyszeptała. Gabriel podniósł głowę i zobaczył jej spokojny wyraz bladej twarzy. Przeląkł się i zaczął potrząsać nią, wołając jej imię ze strachem w głosie. Ona jednak nie odpowiadała. Wezwał lekarza który stwierdzi stan śpiączki klinicznej i zabrał ją do szpitala. Diagnoza była druzgocąca. Emilie miała już nigdy się nie obudzić i dlatego po podpisaniu przez niego zgody, zostanie odłączona od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe. Gabriel nie miał zamiaru do tego dopuścić. Zdawał sobie sprawę, że jej choroba nie była naturalna. Skonstruował w podziemiach rezydencji, która była ich tajną kryjówką, aparaturę w której jego żona miała spoczywać przez kolejne lata. Zaś Adrienowi powiedział z bólem serca, że jego matka nie żyje. Nie chciał go karmić niepotrzebną nadzieją i mieszać w sprawy miraculi.

Zacisnął dłoń w pięść na fioletowej broszce, czując ogarniającą go na samego siebie złość. Chyba wreszcie nadszedł czas by zacząć spełniać wolę ukochanej żony.
- Nooro! - Wezwał swoje Kwami. Nooro jak zwykle posłuszny w mgnieniu oka pojawił się przed nim. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że stworzonko drżało ze strachu za każdym razem gdy je wzywał. Wyciągnął płasko dłoń i Kwami z wahaniem na niej usiadło. Gabriel rozumiał, że miało powody by być ostrożnym. Ostatni raz potraktował Nooro po przyjacielsku gdy Emilie jeszcze żyła.
- Przepraszam Nooroo - powiedział cicho i zobaczył zaskoczone spojrzenie Kwami - Przepraszam, że przeze mnie musiałeś zrobić te wszystkie złe rzeczy, choć tego nie chciałeś. Nooroo milczał przyglądając mu się uważnie. Gabriel pomyślał, że pewnie zastanawia się czy to nie jest jakiś podstęp. Westchnął głośno z umęczeniem.
- Nadszedł czas by się pożegnać - powiedział w końcu.
- Co? Nie!? - Zaprotestował Nooroo unosząc się w powietrze - Dlaczego?
- Oboje wiemy, że nigdy nie zostałem wybrany na użytkownika Miraculum - powiedział - Ja tylko cię znalazłem.
- Przeznaczenie tak chciało Gabrielu. Gdyby to Miraculum nie było dla ciebie, nigdy byś go nie znalazł - powiedział z przekonaniem Nooroo.
- Wątpię by twoje przeznaczenie chciało, by Miraculum motyla było wykorzystywane w złym celu - odparł Agreste.
- Zawsze możesz wszystko naprawić. Pomagać jak kiedyś.
- Nie Nooro. Zbyt wiele się wydarzyło bym tak po prosty zaczął używać go właściwie. To Miraculum zawsze będzie kusić. Wybacz przyjacielu, ale chyba już pora się pożegnać - powiedział zdecydowanym tonem. Nooroo kiwnął głową ze zrozumieniem i uśmiechnął się delikatnie. W głębi serca cieszył się, że Gabriel wreszcie podjął rozsądną decyzję.
- Żegnaj Gabrielu - powiedział składając mu ostatni ukłon na pożegnanie, zanim z ust Gabriela padły słowa zmieniające przyszłość.
- Zrzekam się ciebie Nooroo!
Kwami zniknęło i Gabriel pozostał całkiem sam w swoim gabinecie. Teraz już nie było odwrotu. Wstał z fotela i podszedł do obrazu na którym wcisnął odpowiednią kombinację przycisków. Obraz odskoczył a tuż za nim pojawiła się jego tajna skrytka. Położył Miraculum motyla tuż obok wciąż, nie do końca naprawionego Miraculum pawia i zasunął obraz, który szczęknął pod zamykającymi się w mechanizmie zapadkami. Gabriel po raz ostatni zerknął na obraz pięknej Emilie a na jego ustach pojawił się uśmiech. Czuł jakby wreszcie z jego pleców i duszy spadł ogromny ciężar.

Adrien przez następne dwa dni nie pojawił się w szkole. Marinette zaczęła myśleć, że z jej powodu ojciec zabronił Adrienowi uczęszczać do szkoły, by nie miał z nią kontaktu. W końcu mogła być potencjalnym zagrożeniem dla jego idealnego syna. Pewnie Gabriel musiał się bać, że będzie nastawiać przeciwko niemu Adriena. Tak więc koniec końców nie dość, że nie pomogła to jeszcze zaszkodziła i dodatkowo cała jej praca na rzecz Domu Mody Agreste przepadła. Z markotną miną wpatrywała się w tablicę i nawet nie zauważyła kiedy dosiadła się do niej Alya.
- Cóż to za mina? Za pół roku kończymy szkołę i zaczynamy dorosłe życie, a ty masz minę jakby kazali ci wrócić do pierwszej klasy i siedzieć z Chole w ławce.
- Eh Alya. Nie mam dziś nastroju do żartów - wymamrotała opierając podbródek na dłoniach.
- Co się stało dziewczyno? - Zapytała.
- Nagadałam Agrestowi - powiedziała.
- Adrienowi!? - Wykrzyknęła zaskoczona Alya co spowodowało, że Nino odwrócił się do nich z zaciekawieniem.
- Nieeee... Gabrielowi - odparła zrezygnowanym głosem.
- Cooo!? - Tym razem wrzasnął Nino - No pięknie. Kiedy ja ostatnio próbowałem pomóc Adrienowi, to koleś wyrzucił mnie z domu. Ciebie też? - Zapytał zaciekawiony.
- Nie. Sama wyszłam trzaskając drzwiami - powiedziała z krzywym uśmiechem. Mimo wszystko nadal z satysfakcja wspominała ten moment.
- Musiał mieć niezła minę - zaśmiał się Nino - Gratulacje odwagi - wypalił i uścisnął jej rękę.
- Dzięki - odparła bardziej już ożywiona Marinette.
- Żałuję, że tego nie widziałem - przyznał rozmarzony - Było warto? - Dopytywał.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedziała.
- Czy wy się w ogóle słyszycie!? - Zawołała Alya spoglądając to na jedno to na drugie - Marinette wygarnęła facetowi który trzyma w garści branżę mody i może jednym skinieniem palca zrujnować jej marzenia. W dodatku Adrien prawdopodobnie już nigdy nie wróci do szkoły, a ty jej gratulujesz? Nino serio!? - Wyrzuciła z siebie wzburzona mulatka.
- Zluzuj kochanie. Pisałem z nim wczoraj i dziś powinien się pojawić... - Nim skończył mówić Marinette wstała z rozmachem uderzając dłońmi o blat stolika.
- Naprawdę? Będzie nadal chodził do szkoły? - spytała na jednym tchu czarnowłosa.
- Tak. Będę. - Usłyszała znajomy głos Adriena dobiegający od drzwi wejściowych do klasy. Uśmiechał się szeroko z taką radością w oczach, że kogoś jej przypominał. Nie mogła tylko skojarzyć kogo.
- A A Adrien he he... - Zająknęła się - bo widzisz, ja.. że ty... Eeee... - Marinette zakłopotana nie mogła po raz kolejny wykrztusić normalnego zdania do Adriena - cieszę się że chodzisz do szkoły he he - wypaliła rumieniąc się jak za dawnych czasów.
- Taaaa... Ja też się cieszę? - Odparł Adrien niepewnie i usiadł obok Nino.
- Wow. Dziewczyno. Dawno się tak nie jąkałaś - skwitowała Alya - ale to dobry znak. Adrienette rządzi - szepnęła jej do ucha za co zarobiła solidnego kuksańca w bok. Po zajęciach Marinette pożegnała się z Alyą i skierowała w stronę domu, kiedy usłyszała za swoimi plecami głos Adriena.
- Nie zapomniałaś jaki dzisiaj jest dzień? - Spytał otwierając jej drzwi do limuzyny i zapraszając gestem ręki do środka. Spojrzała na niego szczerze zaskoczona.
- Nie sądziłam, że... No wiesz... Po ostatniej wizycie.. tak jakby już chyba nie pracuje - powiedziała powoli, próbując odpowiednio dobrać słowa.
- Nie żartuj. Wskakuj. Ojciec na Ciebie czeka - odparł z uśmiechem.
Słysząc to po plecach Marinette przebiegły ciarki. Nie była pewna czy dziś jest gotowa na kolejną konfrontację. Z wahaniem wsiadła do samochodu. Adrien widocznie miał bardzo dobry humor bo nucił coś pod nosem o jakimś szczęśliwym Kocie na dachu, ale Marii była zbyt zaabsorbowana własnymi problemami by zwrócić na to uwagę. Pod domem czekał na nich uśmiechnięty Gabriel. Na ten widok dosłownie wmurowało ja w puzle którymi wybrukowany był podjazd.
- Dzień dobry Panno Dupain-Cheng - przywitał się grzecznie - Zapraszam do gabinetu.
Marinette kiwnęła głową i ruszyła tym samym korytarzem co zwykle. Ku jej zdumieniu wizyta przebiegła tak samo jak zazwyczaj i nim się obejrzała, niepewność która dręczyła ją od kilku dni wreszcie się ulotniła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro