dama w opałach nie obejdzie się bez rycerza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ania i Diana jak zwykle szły razem do szkoły wesoło gawędząc. Las o tej porze roku był piękny. Zielone liście szumiały przy powiewach wiatru, a ptaki dźwięcznie świergotały w konarach.Niebo było idealnie niebieskie.

- Ach Diano, czyż nie cudownie byłoby być drzewem? - zapytała marzycielskim tonem Ania.

- Nie wiem sama. Czemu tak uważasz, Aniu?

- Wyobraź sobie Diano, patrzeć na zmieniający się  świat i podziwiać jego zniewalające piękno. Jedynym zadaniem takiego drzewa jest tylko stać i podziwiać. Szczególnie o tej pięknej porze roku, moc spędzać ten cały czas na dworze.

- Ależ Aniu, ty też możesz bawić się na dworze - zauważyła Diana .

- Nie nie mogę, bo widzisz już zbliża się koniec roku, w przyszłym roku o tej porze będę zdawała egzaminy do Queen's Academy. Na tych egzaminach też jest geometria, a ja wciąż jej nie rozumiem- lamentowała rudowłosa.

- Jeśli chcesz to mogę ci pomóc, Aniu - dziewczynki usłyszały za sobą głos.

Odwróciły się i spostrzegły, że za nimi stoi Gilbert Blythe, we własnej osobie. Diana chciała się przywitać, ale przeszkodziła jej Ani:

- Gilbercie - odezwała się wyniośle - czy nie wiesz, że to nie wypada podsłuchiwać cudze rozmowy?

- Przepraszam, ale po prostu szedłem do szkoły i przez przypadek usłyszałem co mówiłyście. Aniu, naprawdę nie chciałem podsłuchiwać, ale skoro już i tak wiem, że masz problem z geometrią to chętnie zaoferuję ci swoją pomoc.

- Nie dziękuję - odparła dumnie Ania, odwróciła i zadarła wysoko głowę. Ruszyła do szkoły szybkim krokiem, ciągniac za sobą Dianę.

- Aniu - szepnęła do niej przyjaciółka, gdy już trochę się oddaliły - nie powinnaś tak się złościć. Gilbert chciał ci pomóc.

- Diano, on wcale nie chciał mi pomóc, jedynie ukazać swoją wyższość, a ja nie dam mu tej satysfakcji.

- Ja naprawdę uważam, że on chciał być miły.

- Możesz tak uważać, ale ja swoje wiem - ucięła Ania.

Diana chciała jeszcze coś powiedzieć, ale tego zaniechała, ponieważ dziewczyny właśnie dotarły do szkoły. Jak zwykle odłożyły swoje butelki z mlekiem do strumienia i ruszyły do budynku szkoły.  Przywitały się z Tillie Boulter, Janką Andrews i Józią Pye, chociaż z tą ostatnią dosyć nie chętnie. Ruby Gillis jeszcze nie było.
Dziewczynki już zajęły swoje miejsca, bo zaraz miała zacząć się lekcja, gdy do szkoły wbiegła niska blondynka w różowej sukience.

- Ruby!- zawołały chórem Ania i Diana.

- Aniu! Diano! Słuchajcie jakie mam wieści.

Przyjaciółki z ekscytacją oczekiwały, co też Ruby ma im do powiedzenia.

- Wczoraj była u nas pani Linde - zaczęła blondynka - przyszła do nas powiadomić, że w niedzielę organizuje piknik dla dzieci ze szkółki niedzielnej. Na pewno pójdę, a wy?

- Ja również - bez zastanowienia odparła Diana. - Moja matka nigdy nie przegapiłaby okazji by pojawić się na pikniku. Co z tobą Aniu, czemu milczysz?

- Ja.....nie wiem czy ja pójdę

- Jak to nie, Aniu? Proszę powiedz, że będziesz - błagała Diana, a Ruby przytakiwała.

- Bardzo bym chciała, ale muszę się uczyć geometrii....

- Aniu, proszę i tak już dużo się uczysz. Przyjdź na piknik - nie dawały spokoju.

- Dobrze, pójdę jeżeli dam radę nauczyć się do niedzieli choć połowy materiału.

Zadowolona Diana klasnęła w ręcę i obdarzyła swoją "pokrewną duszę" promiennym uśmiechem. W tej chwili do klasy wszedł pan Phillips, trzaskając drzwiami od swojego gabinetu tak mocno, że niemal nie wypadły z zawiasów. Na skutek czego wszyscy zamilkli i zwrócili się w stronę nauczyciela. Zmierzył on lodowatym spojrzeniem całą klasę, jedynie uśmiechając się do Prissy Andrews, a następnie zajął się wykładaniem swoich książek na biórko. Po tem oznajmił, że na pierwszej lekcji pouczą się geometrii.
Ania jęknęła cicho. W duchu przyrzekała sobie, że wszystkie siły nieczyste sprzysiężyły się przeciwko niej. Cicha dezaprobata dzieczyny  nie umknęła  uwadze pedagoga, który od jakiegoś czasu uwziął się na nią.

- Shirley!- krzyknął- Nie życzę sobię takiego zachowania!

- Co ja zrobiłam, panie Phillips? - zapytała grzecznie rudowłosa, ponieważ na prawdę nie wiedziała czym zasłużyła sobie na owo upomnienie.

- Jeszcze dyskutujesz! Naucz się szacunku, inaczej przemówię do ciebie w inny sposób!

Ania nie odpowiedziała. Nie chciała  poznać tego "innego sposobu", więc potulnie skinęła głową i wbiła wzrok w ławkę. Przez dalszą część lekcji, uczyli się obliczać pole trójkąta.
To było coś nowego i jeszcze trudniejszego. Ania już w myślach wyobrażała sobie niedzielny piknik, gdzie wszyscy będą świetnie się bawić, a ona usiądzie z nosem w książkach  w domu. Usilnie próbowała rozwiązać, podane przez pana Phillipsa, zadanie, ale nie potrafiła.
Z niechęcią patrzyła na schemat narysowany kredą na jej tabliczce. Nie rozumiała zupełnie nic.

- Shirley, weź się do pracy - ostro zwrócił jej uwagę nauczyciel.

Ania grzecznie skinęła głową i podjęła kolejną próbę rozwiązania zadania. Pan Phillips wstał i ruszył do jej ławki. Kiedy nachylił się by skontrolować jej pracę, wybuchnął szyderczym śmiechem. Następnie zwrócił się do Ani:

- Shirelyówna, jeszcze w życiu nie widziałem tak głupiego dziecka jak ty!
Z resztą tak brzydkiego też nie! Nie dość, że brak oleju w głowie, to jeszcze te piegi i rude włosy...

Ania już miała dosyć. Mógł śmiać się, że jest słaba z geometrii, ale uwaga na temat jej wyglądu to było już za wiele.Nim cokolwiek zdążyła pomyśleć, wstała i wykrzyczała do pana Phillipsa:

- Jak pan śmie?! Jak pan śmie mówić, że jestem głupia i brzydka! Może nie rozumiem geometrii, bo pan jest złym nauczycielem!

Twarz pana Phillipsa przybrała kamienny wraz. Nie krzyczał. Przeszedł energiczniej krokiem do swojego biórka i wyciągną zeń rózgę.

- Shirely, podejdź tu - rozkazał spokojnym lecz szorstkim głosem.

Ania, blada jak kreda, wymieniła spanikowane spojrzenia z Dianą.
Potem, powolnym krokiem ruszyła w stronę podestu nauczyciela.

- Wyciągnij rękę.

Posłusznie wykonała polecenie i przygotowywała się na uderzenie. Nauczyciel już brał zamach kiedy ktoś mu przerwał:

- Proszę ją zostawić!

Pedagog rozejrzał się po klasie w celu sprawdzenia, kto mu śmiał przeszkodzić. To był Gilbert Blythe. Stał pewny siebie gniewnie wpatrując się w nauczyciela.

- To nie jej wina, że nie rozumie lekcji! - kontynuował chłopak.

- Panie Blythe, widzę, że pan chętnie zamieni się miejscami z tym rudzielcem! Nie będę tolerował takiego zachowania na mojej lekcji!
Podejdź tu! A ty Shirely siadaj!

Ania szybko zbiegła z podestów i zajęła miejsce w swojej ławce. Potem patrzyła na pana Phillipsa, który wymierza mocne ciosy w dłoń Gilberta.Za sobą usłyszał płacz Ruby Gillis. Sama też poczuła jak łzy zbierają się jej pod powiekami, przecież to wszystko przez nią. Ostatecznie nie pozwoliła sobie na płacz i jedynie spuściła wzrok. "Teraz Gilbert nie będzie chciał mnie znać"- tą myśl nie dawała jej spokoju. Nagle rozległ się donośny nauczyciela:

- Na dziś koniec lekcji! Idźcie do domu!

Po tych słowach zatrzasną się w swoim kantorku i nie wpuszczał tam nawet Prissy. Wyraźnie był zbyt rozzłoszczony by być w stanie kontynuować lekcje. Dzieci w milczeniu opuściły szkołę. Nikt się nie śmiał, nik nie rozmawiał. Atmosfera była nieprzyjemna i napięta. Gilbert Blythe szybkim krokiem ruszył w stronę swojego domu. Ania przez chwilę stała i patrzyła się na oddalającego się chłopaka. Czuła się winna. "Teraz mnie znienawidzi" - myślała. Wiedziała co chce zrobić, krzyknęła:

- Gilbert!

Wszyscy zwrócili się w stronę rudowłosej. Diana i Ruby patrzyły nań z lekkim przerażeniem.

- Gilbert! - powtórzyła.

Chłopak zatrzymał się i odwrócił w stronę dziewczyny. Ania podbiegła do niego.

- Przepraszam - powiedziała nieśmiało i wbiła wzrok w ziemię.

- To nic, Aniu. Nic się nie stało. Nie masz za co przepraszać - odrzekł chłopak z uśmiechem.

- Nie prawda. To moja wina, gdybym nie nakrzyczała na pana Phillipsa, nie oberwałbyś.

- To nie twoja wina, Aniu.

- Jednak, ja wciąż uważam, że wina leży po mojej stronie. Przepraszam również, że rankiem tak oschle cię potraktowałam. Nie powinnam była...-przepraszała dziewczyna. Nie były to jednak takie przeprosiny, jakie składała pani Linde. Te, były szczere i prosto z serca. 

- Jednak, Aniu ja nie mam ci nic za złe i nie uważam, by te przeprosiny były potrzebne. A jeśli zmieniłaś zdanie, to w dalszym ciągu oferuję moją pomoc z geometrią.

- Bardzo chętnie z niech skorzystam, Gilbercie - odparła Ania. Czuła się jakby kamień spadł jej z serca. Chłopak wcale nie był na nią zły ani jej nie znienawidził.

- Co powiesz na teraz?

- O nie, teraz nie mogę. Obiecałam Maryli, że pomogę jej przy obiedzie.

- To może przyjdę po ciebie po obiedzie?

- Będzie mi to pasowało- zgodziła się Ania, ale po chwili namysłu zapytała : - A gdzie pójdziemy?

- Znam miejsce - odrzekł chłopak z tajemniczym uśmiechem.

Tej rozmawiającej parce z początku przyglądała się cała klasa, jednak po chwili większość osób straciła zainteresowanie tą sytuacją.  Ania i Gilbert stali zbyt daleko by móc cokolwiek dosłyszeć. Wszyscy zaczęli udawać się do swoich domów. Tylko
Diana przypatrywała się przyjaciółce z uśmiechem na ustach. Tym razem to ona zrozumiała coś o wiele szybciej, niż pojęła to Ania.

~~~~

Drugi rozdział już za nami! Szykujcie się na shirbert w kolejnym!

Szukam jakieś dobrej duszyczki, która chciałaby mi zrobić okładkę.

Do zobaczenia♡ !

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro