Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zack przytulił się plecami do ściany, zasłaniając swoją twarz ramieniem. Wciąż pozostawał na łasce ostrza tajemniczego mężczyzny.

Ludzie krzyczeli na niego, próbując wymierzać mu ciosy kamieniami, jednak skutecznie krył się za swoją tarczą z rąk.

- Zostawcie go - rozkazał twardo młody zwiadowca, który pojawił się znikąd. Ludzie zauważalnie wahali się nad swymi czynami. - Zaraz przybiegnie tu horda strażników naszego barona! Wszyscy będziecie za to odpowiadać.

- Co ty wygadujesz, zwiadowco!? Zabijmy go! To morderca!

- Nie możemy - odezwał się kolejny głos z tłumu.

- Kto mi zabroni!?

- Ja.

Ludzie rozstąpili się. W samym środku stał siwobrody mężczyzna. Również zwiadowca Wysunął się przed roztrwożony szereg mieszczan.

- Z całym szacunkiem. Nie możemy pozostawić przy życiu tego mordercy, zwiadowco!

- Zabić też nie. Baron wrzuci nas wszystkich do lochów jak się dowie, że na jego ziemiach doszło do skrytobójczego morderstwa. Tylko dlatego by znaleźć zabójcę tego chłopaka. - Halt pomimo początkowej życzliwości, najwyraźniej nie starał się ukrywać swej biernej niechęci wobec Zacka.

- Nie zrobi tego. Za to ten chłopak jest pomyleńcem. Jest obłąkany. Wszyscy to wiedzą!

- Nie może być - zareagowała po raz wtórny młodszy zwiadowca. - Kim jesteście, aby wymierzać sprawiedliwość na własną rękę? Dowody. Chcę dowodów.

- Albo się źle prowadzi albo naprawdę jest zabójcą...

- Zawrzyj morde - zarządał złowrogo Zack. Oczy zachodziły mu mgłą. Oparł się o bok budynku i jęknął z bólu, gdyż w tym momencie podcinał sobie żyły.

- Słyszycie? Każe mi siedzieć cicho. Morderca.

- Nie dotykajcie go! - rozkazał Will. - Może być naprawdę źle, jeśli ktoś go tknie.

Zack wodził przerażonym wzrokiem po tłumie zebranych ludzi. Skupiał się w te zawistne spojrzenia. Zaklął po cichu, gdy dostrzegł w tłumie Willa witającego zaskoczenie, które na moment wkradło się jego na twarz.
Chłopak zamknął oczy i zacisnął zęby, kiedy poczuł nieprawdopodobny ból. Pchnęła każdego kto stał na jego drodze, szarpiąc się jeszcze z tajemniczym mężczyzną.

Wbiegł gorączkowo szalonym sprintem na tyły budynku. Później siedział już na grzbiecie skradzionego wierzchowca. Gnała przez ulice spowite nienawiścią, nie wypuszczając wodzy z dłoni. Zewsząd otaczały go niekształtne sylwetki wieśniaków. A za nim głos Willa, wołający by wrócił i krzyki mieszkańców. Nieprzyjazny wiatr przenikał jego słabowite ciało. Przejechał przez zwodzony most i wtargnęła do wieży i rzuciła się do dalszej ucieczki. W górę.

Will był już za nim i próbował zatrzymać Zacka. Pragnął chwycić go za nogę. Na szycie znaleźli się w zastraszającym tempie. Zack jedną dłonią podparła się kamiennego muru, za którym rozciągały się wspaniałe widoki. Chciała wymiotować, ponieważ nadchodził czas jego śmierci.

Will chwycił go za ramię i odwrócił całą siłą swego ramienia.
Zack zaśmiał się blado z rozżalenia i poczęstował zwiadowcę jednym ciosem w twarz. Will zatańczyła na pięcie, a w powietrzu swobodnie zawirował materiał jego zwiadowczego płaszcza. Później osunął się na ziemię, a ból dobiegający znikąd znacznie się nasilił.

Musiał przyznać, że ciosu od Zacka w ogóle się nie spodziewał. Już ledwo dyszał na podłodze. Chciałby to przerwać, gdyby mógł. Wstał na złamanie karku, potykając się o własne nogi i materiał płaszcza. Chciał odwdzięczyć się ciosem, jednak skuliła się i krzyknęła przeraźliwie kiedy dostał skurczu żołądka. Kiedy ból ustąpił, wsparła się rękami przy blankach. Chciała spocząć bliżej Zacka i go powstrzymać, kiedy zabrakło mu dopływu świeżego powietrza. Wtedy uniosła głowę i spostrzegła, że chłopak gotowy był skoczyć. Odwrócił się jeszcze na chwilę że łzami w oczach.

- Przepraszam, że robię to akurat tobie.

Ból ustąpił, a Zack jednym susłem znalazł się za blankami. Will był szybki jak strzała. Wychylił się znacznie poza dozwoloną granicę, chwytając przyjaciela za ręka. Całą swoją siłą wepchnął go na powrót na bezpieczne podłoże. Sam zaś przepłacił do życiem. Wyślizgnął się z kamiennej posadzki i przeleciał przez wystające blanki.

Na zewnątrz wystraszeni okrzykami ostrego cierpienia Zacka i głuchego krzyku Willa, zasłaniali usta w geście osłupienia. Sparaliżowani wpatrywali się w wieże, z którego spadł bohater.

- Co tak rozdziawiacie gęby!? Nie możemy tak zostawić tego człowieka! - krzyknął ktoś z obserwatorów.

Na szycie wieży Zack zaniemógł wylewania kolejnych łez. Odebrało mu mowę. Zdołał tylko bezmyślnie kiwać głową. Nie wiedział właściwie, co się stało.

A Will leciał w dół jeszcze wtedy, gdy już nie był pewny swego fizycznego ciała. Świadomością pojawił się w bezgranicznej ciemności.

Oto dusza opuściła ciało.

Oto dusza opuściła ciało. :)))
Co o tym sądzicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro