Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Troskliwie gładziła Willa po policzku, próbując go obudzić. Splotła swoje ręce z jego. Były takie zimne. Nagle drzwi od komnaty zaskrzypiały. Alyss odwróciła się i zobaczyły w uchylonych drzwiach młodą twarz.

- Wchodź - powiedziała do niego po stoicku. Była ponura jak chmura gradowa. - Zbliż się. Nie lękam się takich jak ty.

Zack zbliżył się do łóżka, patrząc bez wyrazu na pogrążoną w nieprzespanym śnie twarz przyjaciela. Aczkolwiek jego wyprostowana sylwetka oznaczała znaczną pewność siebie.

- Nas jest dwoje - powiedział nagle, nie odrywając spojrzenia od twarzy młodego zwiadowcy. - Ja i on. To też ja.

Alyss wstała jak poparzona, mierząc zawistnym spojrzeniem nowego przyjaciela jej męża. Największym wyzwaniem dla niej było zachowanie opanowania.

- Co ty wygadujesz? - zapytała z odrazą. Pomimo szkolenia jakie odbyła w korpusie dyplomatycznym, nie potrafiła zachować zwykłego spokoju. Zack sprawiał, że przekraczała granice swej cierpliwości. Gdyby tylko lady Pauline mogła to zobaczyć.

- Ty też chciałabyś nim rządzić! Przyznaj! - wykrzyczał, nie panując już nad sobą. - Ale nie możesz! Jesteś zbyt ograniczona!

Kurierka przecięła dłonią powietrze. A jej gniewny wzrok utkwił na postaci chłopaka.

- Nie wiem o czym mówisz! To przez ciebie Will jest w śpiączce! Tylko i wyłącznie przez ciebie! Powiem ci coś jeszcze, tak na zakończenie tej absurdalnej rozmowy, albo raczej przeglądu twej osoby. Nie chcę, abyś kiedykolwiek tu wracał.

- Zamorduje cię, jeśli nie będziesz pozwalała nam się spotykać!

Zack wybiegł z lecznicy trzaskając na pożegnanie drzwiami. Alyss od początku wiedziała, że ten chłopak na zawsze odmieni jej życie. I to tylko dlatego, że po raz kolejny ścieżki życia zawodowego i prywatnego Willa, znów się skrzyżowały. Zupełnie jakby Will zapomniał, że jest zwiadowcą. Zack pochłaniał całą jego uwagę. Po jej policzkach pociekły łzy. Odwróciła się i usiadła, gdyż opuściły ją wszelkie siły.

Co się dzieje? - pytała samą siebie.

Od rozstania minęły zaledwie trzy miesiące. Ilekroć wracała do wspomnień z zamku Araluen i nieudanego związku z tamtego okresu, czuła rozgoryczenie i niedowierzanie. Jak ona i Will mogli kiedyś być w sobie tak zakochani, aby planować wspólne życie? I jakim cudem to radykalnie się zmieniło? Nie potrafiła tego odgadnąć. Najpierw te absurdalne zagadki, a teraz Zack. Za każdym razem wizja spotkania z nim była tak bolesna że za wszelką cenę unikała sytuacji, w których mogłaby na niego wpaść. Choć nie zawsze się to udawało.

Patrzyła na śpiącego zwiadowcę, którego pierś podnosiła się. Jego tętno skromnie pulsowało, a policzki były lekko zaróżowione. Choć zdawało się, że życie usuwa się z jego ciała, ponieważ jego dłonie w końcu stały się zimne.

Przycisnęła dłoń do piersi.

To samo stało się z jej sercem. Stawało się zimne. Tak zimne jak dłonie zwiadowcy, z którego usuwało się życie.

A wszystkie jej myśli poruszały się z zawrotną prędkością, iż jej umysł nie był w stanie nadążyć za bezustanną zmianą wizji pod zamkniętymi powiekami. Za pomocą umysłu usiłowała spowodować sobie ulgę. Pragnęła wyrwać żal z przeciążonego umysłu.

Co chwilę w polu widzenia rodził się jego nowy obraz. Tak radosne, tak oszałamiające i żywe, że tylko ten, kto miał szczęście zdobycia z nim kilku okruszyn cudownego życia, mógł poddać się samorzutnej wizji.

- On tylko śpi - wmawiała sobie. - Tylko śpi.

- Chcę żebyś wiedział ile dla mnie znaczysz. Tak rzadko to ostatnio sobie mówimy. A nawet wcale - zbeształa go delikatnie. - Kocham cię.

Halt cicho wkradł się do izby. Tam spostrzegł stojący wazon z ułożonymi kwiatami, zachwycające światło zachodu słońca i młodą kobietę w białej sukience kurierki, która siedzi na brzegu łóżka, wpatrzona w twarz Willa.

- Halt... - powiedziała niepewnie.

- Jak on się miewa? - zapytał starszy zwiadowca.

- Jest spokojny - wyznała. - Rozmawiałam z nim z wielkim zaangażowaniem. Choć cały czas zastanawiam się, ile z tego, co mówię, rzeczywiście do niego dociera. Mówię mu, że ma walczyć, nie poddawać się. To taka ulga wiedzieć, że mnie słyszał.

Halt pokręcił głową. Stał, chwiejąc się nieco na nogach i obejmując się ramionami.

Przez całe zamieszanie z Zackiem zapomniał pogadać z Willem o uczuciach i samotności, która go dopadła po ich długim niewidzeniu, która przez wiele tygodni potajemnie ściskała mu serce. A teraz prawdopodobna strata ukochanego ucznia po zakończeniu tej cichej wojny okazała się jeszcze bardziej bezwzględna dla duszy. Will mógł umrzeć. Choć ból stopniowo odchodził w zapomnienia w miarę upływu łez i czasu.
Halt patrzył na jego bladą twarz i nie mógł odpędzić od siebie myśli krążących wokół przemijania i śmierci. Niby naturalna i nieunikniona kolej rzeczy, lecz jakże bezlitosna.

- Słów mi brak. Nie umiem określić swoich myśli - powiedział w końcu swoim naturalnym, ponurym głosem. Choć Alyss widziała, że siwobrody zwiadowca mocno cierpi. Will był dla niego jak syn, i nikt nie musiał nawet o to pytać. - Jesteś głodna?

Jako odpowiedź odpowiedziała przeczącym ruchem głowy. Co, u licha, kotłowało się w jej głowie? Nadeszła pora na żądanie najważniejszego pytania.

- O co chodzi?

Alyss drgnęła jakby z przestrachu.

- Zack tu był - odpowiedziała, ale nie odwróciła się. Wciąż była wpatrzona w twarz Willa.

- Will mi opowiadał, że mu nie ufasz. Jesteś bardzo podejrzliwa.

- A ty nie? - zapytała z nadzieją, podnosząc na starszego zwiadowcę zaczerwienione oczy. Gdyż wiedziała, że Halt tak naprawdę podziela jej niepokój. - Nie przekonuje mnie. Nie chce, aby tu przychodził. Jego natrętne odwiedziny są bardzo przykre. Jego osoba wywołuje we mnie pewnego rodzaju trwogę. O Willa. Był tutaj. Powiedział, że mnie zamorduje, wyobrażasz sobie? Powiedział, że nie mogę mu zakazywać spotkać się z Willem, i że ja sama próbuje nim kierować. A sam wprowadza bardzo ostry nadzór. To się nie mieści w głowie.

- Rozmawiałaś z nim?

- Tak, ale... Bynajmniej naszego dialogu nie można zaliczyć do przyjemnych.

- Już wiem dlaczego Will poprosił, abym się tobą zajął. Zack nie jest aż takim zagrożeniem, gdy jestem w pobliżu. Nie zwracaj na niego uwagi.

Alyss nie traciła nadziei. Wciąż patrzyła na Halta z jakby był ostatnią deską ratunku.

- O co chodzi? - zapytała.

- Nic takiego. Po prostu wprowadzam środki ostrożności. Zack nie jest tym za kogo się podaje. Należy go zdemaskować. Albo zmusić, aby wyjawił o sobie prawdę.

I co o tym sądzicie? Czy Halt coś wie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro