3. Złoto, którego nie chciał Blythe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Ruby przeczesała swoje włosy i popatrzyła, jak ich barwa mieni się w porannym słońcu. Raz przypominały letnie zboże, innym razem czyste złoto. Gillis bawiła się przez chwilę końcówkami, zakręcając je na szczotce i obserwując, jak tworzą się małe fale, niknące w kaskadzie blond pasm. Niebieskie oczy skupione były na zwinnych palcach, sunących po delikatnych i miękkich włosach. 

     Ileż razy marzyła, by Gilbert dostrzegł te złote pasma. By zachwycił się nimi i nią. Jednak Blythe'a nie nęciło złoto — ani to domniemane z Avonlea, ani to, jakie kryła w swoim sercu. O wiele bardziej wolał miedziane włosy Ani Shirley. A Ruby kruszyła się w środku.

     Ktoś zapukał do drzwi i blondynka usłyszała kroki Susan, swojej siostry, idącej przez sień. Oparła się na krześle i zaczęła poprawiać kokardę z tyłu fryzury. Musiała być idealna i piękna, wszak dziś wybierała się do Charlottetown po nową sukienkę. Długo błagała o nią matkę, która po pożarze była niechętna do nowych wydatków, wciąż obawiając się, że wszystko obróci się w popiół. 

     — Listonosz przyniósł to dla ciebie. — Susan oparła się o framugę drzwi i wyciągnęła do Ruby rękę z kopertą. Jej mleczna barwa zaintrygowała dziewczynę do tego stopnia, że przygryzła wargi, a jej źrenice poszerzyły się. Ach, gdyby tylko to był list od Gilberta, jej serce wyskoczyłoby z piersi niczym sarenka z pobliskiego lasu i dało się ustrzelić Erosowi. — Zaproszenie od Prissy. 

     Zdziwiona Ruby wzięła kopertę i przez chwilę obracała ją w dłoniach. Rzeczywiście, rozpoznała pismo Prissy; kształtne, zgrabne litery. Rozerwała papier i ujęła w dłonie lekko chropowate zaproszenie. Jej palce zadrżały, gdy zobaczyła czarny atrament.

     Prissy Andrews i Teddy Philips mają zaszczyt zaprosić pannę Ruby Gillis wraz z osobą towarzyszącą na ślub i wesele w Avonlea zimą tego roku. Dokładna data uroczystości zostanie podana do informacji niedługo. 
Prosimy o przybycie i liczymy na panienki obecność!

     Ruby zakryła usta dłonią i zamrugała szybko, próbując przyswoić przeczytane informacje. Osoba towarzysząca, osoba towarzysząca... Jeśli Ania dostała takie samo zaproszenie, Ruby miała mało czasu. Musiała zdążyć przed rudowłosą, a wyprzedzić Anię Shirley graniczyło z cudem. 

     Blondynka zawiązała naprędce fartuszek i jeszcze raz przeczesała włosy. Nie miała pojęcia, jak Józia Pye to robiła, że jej loki zawsze były tak piękne. Włosy Ruby co chwila się prostowały i zostawały z nich jedynie lekkie fale. Gillis raz jeszcze poprawiła kokardę. A nuż spotka Gilberta na swojej drodze?

     Przebiegła przez korytarz w kierunku drzwi i sięgnęła po kapelusik, gdy do jej uszu dobiegły czyjeś kroki przy obejściu. Zdziwiona kolejną wizytą, otworzyła drzwi i prawie zachłysnęła się zimowym powietrzem. 

     — Ruby! — Śmiech Ani zmącił jej poranny spokój. Gillis zacisnęła usta w wąską linię, a jej serce uderzyło o klatkę piersiową z taką siłą, że prawie się zachwiała. Przytrzymała się dla pewności futryny i uśmiechnęła promiennie. — Mam dla ciebie świeże jajka od naszych kur i lepiej bierz je szybko, bo nie wiem, czy Jerry mnie nie goni! — Pociągnęła dziewczynę w głąb domu, a koszyk prawie wypadł jej z dłoni.

     — Aniu, ale ja... — Ruby zerknęła tęsknie ku drzwiom. Gilbert, powtarzała sobie w myślach. Idź do Gilberta, może ona jeszcze nie wie o weselu. Może ona go nie zaprosi. Albo... on jej. Przełknęła ślinę. — Możesz zanieść je do kuchni, ja... miałam już wychodzić, powinnam być w Charlottetown. Albo w Carmody? — zapytała cicho samą siebie. Nowa sukienka zeszła na dalszy plan.

     — Och, jedziesz do Charlottetown? — zaciekawiła się Shirley. — Ruby, jak cudownie! Musisz koniecznie pozdrowić ode mnie tą przemiłą sprzedawczynię sukienek! Widok jej wystawy zawsze poprawia mi humor, wyobrażam sobie wtedy, że to nie wystawa, a moja szafa i mogę wybrać sukienkę, jaką tylko mi się zamarzy. Czy to nie byłoby cudowne mieć taką szafę?

     — Najpewniej Diana i Józia coś o tym wiedzą — powiedziała Gillis, przestępując z nogi na nogę. — Och, Aniu, wybacz, ale umówiłam się z Karolem, że... że mnie podwiezie, więc muszę już iść. — Stanęła w progu. Shirley wypakowała jajka z koszyka i przyjrzała się jej uważnie. — Aniu... — powiedziała błagalnie. 

     — Rozumiem, Ruby. Najładniejsza dziewczyna w Avonlea ma swoje obowiązki. — Shirley lekko szturchnęła ją w bok i poprawiła czapkę. — W takim razie do zobaczenia później! — rzuciła i wybiegła w kierunku Zielonego Wzgórza. 

      Ruby odczekała, aż rudowłosa zniknie za ośnieżonymi drzewami i ścisnęła w dłoni kopertę z zaproszeniem. Zamknęła cicho drzwi i wybiegła na drogę prowadzącą do domu Blythe'ów. Znała ją na pamięć; niejednokrotnie wyobrażała sobie, że Gilbert przychodziłby do niej, a ona do niego, że spotykaliby się w połowie tych dróg i żegnali się czułym pocałunkiem. Każdy krok po tej ścieżce był dla Ruby podobny do drogi do ołtarza. Otaczający ją zimowy krajobraz tylko potęgował te imaginacje, okalając jej głowę białym puchem niczym welonem. Ach, jak pięknie by wyglądała w welonie i lokach!

     Przyspieszyła kroku, cały czas czujnie zerkając, czy aby Ania nie zaniechała swoich planów powrotu do domu. Rozmowa z Blythe'm musiała przebiec szybko i bez świadków, bo Gilbert na pewno znalazłby wymówkę, by takową rozmowę odłożyć na później. A w wypadku Ruby później znaczyło nigdy. 

     Gdy stanęła przy domu Blythe'ów, coś zacisnęło się jej w żołądku. Miejsce, które tak niegdyś ukochała, które wielbiła, stało się w jednej chwili wrotami do piekła. A Ruby Gillis była aniołem, obawiała się więc stracić jedno ze swych skrzydeł, gdy straciła już dla niego serce. 

     Z duszą na ramieniu stanęła przed drzwiami i przyłożyła kopertę do serca. Och, Gilbercie, choć jeden raz zapragnij tylko mnie. 

•♡•

Chociaz utożsamiam się z Anką, Ruby to moje absolutne słoneczko w sprawach sercowych i musiałam poświęcić jej tu trochę historii. Patrząc na trailer mam wrażenie, że Gilbert mógłby się nią zauroczyć, więc dopóki nie wparuje mały czołg marki Shirley, będziemy bawić się świetnie

lubicie Ruby?

koniecznie piszcie co myślicie, kocham Was! ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro