Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lucy

Natsu z głośnym stęknięciem zgiął się w pół. Na jego czole pojawiły się kropelki potu i zaczął głośno dyszeć, jakby właśnie skończył jakiś ciężki trening fizyczny. Lucy spoglądała na niego ze strachem w oczach, nie rozumiejąc co się właśnie stało. Nagle wszystko potoczyło się strasznie szybko. Gray przywołał moc Lodowego Zabójcy Demonów lecz za nim zdarzył zrobić kolejny ruch, Skulony dotąd Natsu gwałtownie się wyprostował z gardłowym rykiem na ustach. Z jego ciała eksplodowała rozchodząca się we wszystkich kierunkach fala mocy, która odepchnęła Fullbustera i nadal stojąca między nimi Tokuę. Dziewczyna uderzyła twardo tyłkiem o ziemię a Gray, przywalił plecami w drzewo. Dragneel stał w ogniu. Nie... To on był żywym OGNIEM. Jego wygląd diametralnie się zmienił na taki jaki już kiedyś widziała. Rogi, łapy ze szponami, smocze skrzydła... Nie mogła uwierzyć, że to znowu się dzieje. Gray szybko stanął na nogi i jak zwykle, przy treningu z Natsu potraktował go swoja magią. Tym razem jednak nic się nie wydarzyło. Zaskoczony spróbował jeszcze raz wkładając w to więcej mocy i ponownie nic się nie zmieniło.
- Nie rozumiem...  - powiedział do sobie - To nie działa - dodał już głośniej. Z desperacją spróbował jeszcze raz używając całej swojej mocy jaką posiadał i.... nic...
- To nie działa! uciekajcie! - krzyknął do dziewczyn i Happiego. Nie miał pojęcia co się dzieje. To było tak jakby nie do końca miał do czynienia tylko z demonem. Może Natsu nadal gdzieś tam walczył zakłócając jego magię, a może...
Lucy czuła rosnący strach. Jak to? miała uciekać i zostawić Natsu samego? Nigdy! On nie mógł być teraz sam, to było najgorsze co mogli w tej chwili dla niego zrobić. Spojrzała na jego przepełnione nienawiścią czerwone oczy. Szalejący dookoła niego ogień pustoszył całe obozowisko. Natsu, czy też demon, na razie pozostawał w miejscu nie robiąc absolutnie nic. Szalik podarowany przez Igneela falował wśród płomieni jakby unosił się na wietrze. "Lucy..." usłyszała cichy szept w swojej głowie.
- Natsu?.. - spytała choć wszędzie doskonale rozpoznałaby głos, który wypowiedział jej imię. Gray próbował podchodzić do demona, jednak gdy tylko znalazł się zbyt blisko, ten zaczynał wściekle na niego warczeć i syczeć. Heartfilia ogarnęła wzrokiem rozgrywający się przed jej oczami dramat. Demon upadł na kolana wzbijając do góry tumany popiołu. Lucy spoglądała na umęczona twarz Natsu z demonicznym wyrazem i czerwonymi oczami, w których dostrzegła znajomy błysk. Natsu nadal tam był. Widziała to i nagle wszystko inne przestało mieć znaczenie. Nie myślała o tym, że jeszcze chwilę temu nie byłaby w stanie nawet podać mu ręki. Nie myślała o tym, że nie potrafiła znieść dotyku żadnego mężczyzny bez przywołania przykrych wspomnień. Mury którymi otaczała się przez ostatnich kilka dni runęły, bo w tej chwili liczył się tylko Natsu. Jej Smoczy Zabójca właśnie teraz jej potrzebował. Wbrew zdrowemu rozsądkowi ruszyła w jego kierunku nie bojąc się już niczego. Nie przejmowała się krzykami przestraszonego Gray, który błagał by tego nie robiła. Nie zwracała uwagi na piski przerażonej Touki, która nawet o milimetr nie przesunęła się z miejsca w które został odepchnięta, jakby ktoś ją sparaliżował. Pewnym krokiem weszła w otaczające go płomienie. Języki ognia muskały jej policzki i otaczały całe ciało, jakby chciały ją pochłonąć. Heartfilia czuła, że są gorące jednak o dziwo nie robiły jej krzywdy tak, jak to miało miejsce ostatnim razem. Małe płomyki muskały jej skórę i poruszały kosmykami włosów, jakby chciały powitać dawno utraconą przyjaciółkę. Uklękła przed nim i na moment się zawahała zanim dotknęła dłonią jego policzka. Był taki gorący. Jego ślepia przewiercały ją na wylot aż po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Na jego twarzy i rękach zobaczyła czarne splątane linie, które nie układały się w żaden konkretny wzór. 
- Natsu jestem tu... - wyszeptała spoglądając na niego jednak z gardła potwora, wydobył się jedynie nieprzyjemny charkot. Słowa tym razem w niczym by nie pomogły, wiedziała o tym. Było za to coś jeszcze, co mogła zrobić. Coś co pokazałoby mu, że będzie przy nim już zawsze i czego zarazem pragnęła już od bardzo dawna. Chwyciła jego twarz w swoje dłonie i połączyła ich usta w delikatnym pocałunku. Ogień huczał już nie tylko dookoła nich ale także i w jej wnętrzu. Jego rozpalone miękkie wargi drgnęły w zetknięciu z jej własnymi. Poczuła pod palcami wilgoć i gdy otworzyła oczy, zobaczyła spływające po policzkach Natsu łzy. 
- Proszę cię Natsu, wróć do mnie - wyszeptała w jego rozchylone wargi i ponownie go pocałowała. Poczuła jak jego pazurzasta ręka dotyka jej szyi przyciągając ją bliżej siebie. Jego usta odpowiedziały na jej pieszczotę a Lucy, zatopiła palce w jego różowych włosach. Chciała by czuł jej bliskość, jej miłość którą do niego czuła. To co teraz robiła w żadnym razie nie wydawało jej się złe, tak jak to było jeszcze kilka minut wcześniej.

Touka 

Touka siedziała jak sparaliżowana na trawie, spoglądając z przestrachem na to co działo się z jej drogim Natsu. To czym się stał jej ukochany potwornie ja przerażało. Pomimo swoich dużych umiejętności wiedziała, że nie ma szans w starciu z taką ogromną mocą którą od niego wyczuwała. Nie miała pojęcia co mogłaby zrobić by mu pomóc a nawet gdyby, nie sądziła by byłaby w stanie chociaż do niego podejść. Nie miała pojęcia co się z nim w tej chwili działo i okropnie się bała. Bała się Natsu i jego nieokiełznanej mocy. Gdyby nie to, że ze strachu czuła się jakby wrosła w ziemię, to prawdopodobnie już dawno by uciekła. Było jej okropnie wstyd z tego powodu. Wtedy tuż przed jej nosem przebiegła Lucy, która prawie rzuciła się w szalejące płomienie. Touka pisnęła wystraszona widząc jej poczynania. Dziewczyna nie bała się niczego a dla ratowania Natsu, była gotowa na wszystko. Płomienie tańczyły wokół nich a Touka właśnie wtedy zrozumiała jedną bardzo ważną rzecz. Ona nie byłaby wstanie zdobyć się na coś podobnego. Nie wskoczyłaby w ten ogień bo za bardzo się go bała, nawet pomimo tego co czuła do Natsu. Czyżby nie kochała go wystarczająco mocno by poświęci się dla niego w chwili, gdy najbardziej tego potrzebował? Nie zasługiwała ani na niego, ani na jego uczucie. Była hipokrytką która wszystkim dookoła opowiadała o swojej miłości, a gdy nadszedł czas próby, ona nawet nie podeszła do testu. Touka rozpłakała się. Była tak pewna swoich uczuć, a teraz stchórzyła w obliczu wielkiego zagrożenia. Kilku zbirów z lasu to było nic w porównaniu do walki z demonem. Za to Lucy która jeszcze przed chwilą przeżywała swój własny i świeży jeszcze dramat, przeciwstawiła się nie tylko demonowi ale i przezwyciężyła swoją traumę. Touka była pełna podziwu dla tej dziewczyny. Nic dziwnego, że to właśnie ją pokochał Natsu. Białowłosa nie chciała wcześniej dopuścić do siebie tej myśli ale teraz, musiała przyznać, że tych dwoje było sobie przeznaczonych. Postać Heartfili która w płomieniach, ze łzami w oczach ryzykowała swoje życie by uratować  Smoczego Zabójcę, dodał jej odwagi. Powoli wstała na chwiejnych nogach zaciskając dłonie w pięści, jakby próbowała dodać tym sobie otuchy. Postawiła pierwszy i najtrudniejszy krok, potem kolejny i jeszcze jeden, aż podeszła wystarczająco blisko by zrównać się z Grayem, który osłaniał się przed bijącym od płomieni parzącym go żarem.
- spróbuj ich schłodzić - nakazał a Białowłosa przygryzła dolną wargę i w skupieniu wykonała ruch dłońmi, by z nieba zaczął padać lodowaty deszcz prosto na splecioną ze sobą dwójkę. Niestety Touka nie wskórała tym absolutnie nic oprócz tego, że wszystko spowiła gęsta gorąca para. Dziewczyna natychmiast przerwała zaklęcie i odskoczyła łapczywie chwytając hausty świeżego powietrza. Ani ona ani Gray nie mogli w tej chwili w niczym im pomóc.

Natsu

Natsu nie spuszczał oka z ENDa. Oboje poruszali się jak pumy czające się na swoją zwierzynę. Dragneel bacznie obserwował otoczenie, które jakby zdawało się robić jaśniejsze. A może to tylko on przyzwyczaił się już do panującego w tym miejscu mroku? W pewnym momencie coś poczuł. Jakąś obecność której najwyraźniej nie zauważał demon. Jakby nagle pojawiła się jakaś cienka nić łącząca go ze światem zewnętrznym. Lucy... to musiała być Lucy. Z każdą sekundą czuł ją coraz wyraźniej, jakby wyciągała w kierunku niego swoją dłoń którą wystarczyło tylko pochwycić, by wydostać się na powierzchnię. Jak zwykle się nie mylił. Lucy była jego kotwicą i jedyną osobą zdolną wyciągnąć go z tego gówna. W dodatku po raz kolejny postanowiła go ratować pomimo tego, że był potworem. 
- Gdzie my właściwie jesteśmy? - spytał.
- Jak to gdzie? W twoim ciele. Tam gdzie ludzie mówią, że mają duszę - odparł zdumiony i rozbawiony za razem jakby uważał, że miejsce ich pobytu jest oczywiste. Dla Natsu to była dobra wiadomość, bo skoro to nadal było jego ciało to jeszcze w pełni nie stracił kontroli nad sobą. Po drugie, tutaj teoretycznie gdyby się skupił mógłby dosłownie wszystko. Ograniczała go tylko jego wyobraźnia. Musiał działać szybko zanim END zrozumie, że Natsu znalazł wyjście z tej sytuacji. Gdyby do tego doszło, na pewno zrobi wszystko by go powstrzymać. Na początek spróbował kilku bezskutecznych ataków by uśpić jego czujność. Tym samym zbliżał się niby nieświadomie do szafki, ze stojącą na nim lampką nocną. Oparł się wykończony o jej blat, czemu wtórował wesoły śmiech pewnego zwycięstwa demona. END nie zauważył, że w trakcie tej "walki" Natsu zdążył nadać miejscu w którym się znajdowali, kształt pustego kwadratowego pokoju. Reszta potoczyła się już bardzo szybko. Dragneel jednym zamaszystym ruchem roztrzaskał porcelanowy klosz lampki nocnej i oślepił nią demona, który zaskoczony ryknął i zaczął zasłaniać oczy rękoma. W następnej chwili ze wszystkich ścian i podłogi rzuciły się na niego grube łańcuchy, okręcając się wokół jego nadgarstków, kostek a także tułowia. Napięły się do granic możliwości sprawiając, że nie był w stanie poruszyć się nawet o milimetr.
- Brawo! nie spodziewałbym się tego po tobie - pochwalił go END - jestem twoim więźniem i możesz do woli korzystać z mojej mocy ale pamiętaj, że któregoś dnia te łańcuchy pękną.... 
- Nie sądzę - odparł powątpiewająco Natsu.
- A ja nie. Wystarczy, że sięgniesz po więcej. Jeśli staniesz się smokiem wtedy będę wolny - powiedział z szerokim uśmiechem  - do zobaczenia wkrótce - dodał.
Dragneel nie skomentował jego wypowiedzi. Zamknął oczy i podążył za złotą nicią która z każdym krokiem, robiła się coraz grubsza i doprowadziła go do świetlistej bramy. Po jej przekroczeniu zalała go fala światła a gdy otworzył oczy, zobaczył pochylająca się nad nim Lucy w której oczach lśniły łzy. Jej dłonie dotykały jego twarz a wokół nich tańczyły języki ognia. 
-Wróciłem - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Witaj z powrotem - powiedziała cicho Lucy i rzuciła mu się w ramiona. Objął ją wdychając zapach jej skóry, który go uspokajał. Kurczowo ją do siebie tulił jakby nie wierzył, że naprawdę jest tuż obok niego. Tak desperacko pragnął jej bliskości. Jego ciało powoli zaczęło wracać do pierwotnego wyglądu a ogień, malał aż całkiem wygasł pozostawiając po sobie wypalony na ziemi krąg. 
- Dziękuję - wyszeptał prosto do jej ucha.
- No to dałeś czadu Płomyczku. Następnym razem, najpierw poważnie się zastanowię zanim będę chciał cię wkurzyć - powiedział Gray z którego wreszcie zeszło całe napięcie. Natsu niechętnie wypuścił Lucy z ramion, by w następnej chwili z przerażeniem na nią spojrzeć. Dotarło do niego, że przecież weszła w jego ogień więc szukał jakiś śladów poparzeń. Nic takiego jednak nie znalazł.
- Po prostu było bardzo ciepło i tyle - wyjaśniła zakłopotana Lucy na co westchnął z ulgą. Touka stała obok Graya, jednak nie odezwała się nawet słowem i nieśmiało na niego zerkała. Miał wrażenie jakby przygasła.
- Przepraszam Touka - zaczął - Nie chciałem żebyś musiała to oglądać.
- Nie musisz przepraszać - powiedziała i posłała mu szczery uśmiech - Chyba nam obojgu wyszło to na dobre - dodała jednak nie miał zielonego pojęcia o co mogło jej chodzić.
- No dobra ludzie. Czas brać się do roboty bo wyjarałeś nam cały obóz! - zawołał Gray ogarniając wzrokiem zgliszcza.
- Przepraszam, nawet tego nie pamiętam - przyznał drapiąc się w zakłopotaniu z tyłu głowy.
- To buziaka z Lucy też nie pamiętasz? - zachichotał Happy.
- Coooo????!!! - zawołał spoglądając zaskoczony na Lucy.
- Eeeee.. to ja może pójdę po drewno na opał - bąknęła cała czerwona na twarzy i ciągnąc za sobą Toukę zniknęła za drzewami. Pierwszy raz całował się z Lucy i nawet tego nie pamiętał?Cholera!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro