21 - Plany i niespodzianki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weekendy mają to do siebie, że mijają zbyt szybko. Sobotę spędziłem cudownie w towarzystwie Regulusa. Harry też miał gościa, więc na szczęście nic od nas nie chciał. Co prawda Reg został u nas tylko do wieczora, bo uznał, że póki Harry o nas nie wie, nie będzie zostawał na noc. W niedzielę obudziłem się więc samotnie w moim łóżku i znów musiałem wrócić do roli tatusia z przedmieścia. 

Zrobiłem śniadanie dla chłopców, posprzątałem w kuchni trochę, a potem siedziałem w swoim gabinecie i wymieniałem wiadomości z Regulusem. Około południa po Rona przyszła jego mama. Otworzyłem jej drzwi i zaprosiłem ją do środka, bo Ron nie był jeszcze gotowy do powrotu do domu. Zaczęli dopiero z Harrym zbierać jego rzeczy, gdy pani Weasley usiadła sobie przy stole. 

Chwilę porozmawialiśmy na temat naszych synów. Podpytałem ją, czy wie, kiedy będzie kolejne zebranie i powiedziała, że podobno pod koniec miesiąca, ale jeszcze nie jest to ustalone ostatecznie. Ona dobrze się znała z nauczycielami, bo wszystkie jej dzieci chodziły do tej szkoły, gdy rozpoczynały przygodę z edukacją.

Ron i Harry w końcu do nas zeszli. Pani Weasley od razu wstała i razem ze swoim synem zaczęła zbierać się do wyjścia. Chłopcy pożegnali się w korytarzu i nareszcie zostaliśmy z Harrym sami w naszym domu. On jednak nie chciał spędzać ze mną czasu, poleciał do siebie do pokoju, więc i ja zająłem się swoimi sprawami.

Następnego dnia, tak jak w ostatnie poniedziałki, umówiliśmy się z Regulusem, że go zawiozę i odbiorę z pracy. Rano więc zajechaliśmy po niego z Harrym. Jak zwykle, dobrze nam się rozmawiało po drodze do szkoły, a gdy zostawiliśmy tam mojego syna i zajechaliśmy pod kancelarię, przez chwilę mieliśmy czas dla siebie. Starczyło go tylko na wymianę paru pocałunków i miłych słów, a potem on musiał iść.

Później wróciłem do domu, aby trochę popracować. Dzień mijał mi spokojnie i czułem się dobrze, aż zaczynałem się zastanawiać, czy coś pójdzie nie tak i chyba te myśli sprowadziły na mnie to, co wydarzyło się, gdy odbieraliśmy Harry'ego spod szkoły. 

Najpierw jak zawsze, zajechałem po Regulusa i podjechaliśmy pod szkołę. Zaparkowałem trochę dalej, niż zwykle, dlatego wysiadłem z auta i stanąłem przy otwartych drzwiach, wypatrując Harry'ego. Reg został w samochodzie i rozmawialiśmy sobie luźno o tym, co dziś się działo. 

Nagle obok mojego auta zaparkował Lucjusz Malfoy. Od razu rozpoznałem jego samochód i na sam jego widok zrobiło mi się gorzej. Dawno nie miałem okazji go tu spotkać i miałem nadzieję, że jednak mnie to ominie. On tak jakby miał nadzieję, że mnie tu zobaczy, wysiadł z auta z uśmieszkiem i spojrzał w moją stronę.

— Potter, znów się spotykamy. Dobrze się składa.

— Malfoy. — Wywróciłem oczami. — Czego chcesz?

— Podobno twój syn dostał na święta jakieś nowe gadżety. Nie powinieneś tak rozpieszczać swojego dzieciaka, bo będzie się puszyć tak samo, jak ty zazwyczaj. — Stwierdził. — Nic dziwnego, że nie wiesz, co jest dobre dla dziecka... 

— Dostał prezenty, po prostu. To nie twoja sprawa, co dla niego kupuję, a poza tym, dobrze wiem, co jest dla niego dobre. 

— Czyżby. — Malfoy parsknął śmiechem. — Twój dzieciak nie ma ani trochę dyscypliny, z tego co wiem. Jest sarkastyczny i rozwydrzony, chwali się na każdym kroku swoimi rzeczami. 

— Chyba mówisz o swoim. — Zmierzyłem go spojrzeniem. — Jest równie snobistyczny, jak i ty. 

— Ale w przeciwieństwie do twojego, mój ma matkę, która się nim opiekuje i wpaja mu odpowiednie wartości. A ty sam sobie po prostu nie radzisz, nie potrafisz wychować własnego dziecka. — Wygłosił, posyłając mi wredny uśmieszek. Ja zacisnąłem pięści i walczyłem ze sobą, aby mu nie przywalić. Regulus nagle wysiadł z auta, a na jego widok Malfoy szerzej otworzył oczy. 

— Przeginasz Malfoy i to mocno. — Powiedział, podchodząc powoli w jego stronę. — Narcyza nie byłaby z ciebie dumna, gdyby słyszała, co mówisz... 

— To nie jej sprawa, o czym rozmawiam z Potterem. — Stwierdził, ale już nie wydawał się tak pewny siebie, jak wcześniej. — Co ty tutaj robisz, tak w ogóle? Przecież się wyprowadziłeś.

— Ale wróciłem, nie zmieniaj tematu. — Reg wsunął dłonie do kieszeni i stanął twarzą w twarz z Malfoyem. Ja obserwowałem ich z pewnej odległości i na razie się nie wtrącałem. Ciekawiło mnie, co wydarzy się dalej. — Wiesz w ogóle, co ty robisz? Próbujesz przekonać samotnego ojca, którego żona tragicznie zmarła w bardzo młodym wieku, że nie daje on sobie rady, podczas gdy on robi wszystko, co może, aby jak najlepiej zająć się swoim dzieckiem.

— Ale...

— Nie przerywaj mi. — Reg pogroził mu palcem. — Zachowujesz się karygodnie, nawet nie wiesz, jakie konsekwencje może mieć twoje gadanie. To, że go nie lubisz nie daje ci przyzwolenia na mówienie takich rzeczy. Specjalnie uderzasz w słaby punkt, nie wiem, co chcesz tym osiągnąć, ale to nie jest ani trochę w porządku. A gdyby twojej żony zabrakło i ktoś robiłby sobie z tego żarty, to co? Miło by ci było? 

Malfoya zatkało, zresztą mnie też. Nie sądziłem, że Reg tak stanowczo stanie w mojej obronie. Sam jakoś nie umiałem przeciwstawić się Malfoyowi, zawsze mi dogadał, jeśli chciał. Starałem się to ignorować. Teraz może jego gadanie się skończy. Po chwili tępego gapienia się na Regulusa, w końcu on się odezwał. 

— A ty uważasz, że on sobie radzi sam? Nawet nie wiesz, ile rzeczy mój Draco opowiada o jego synu! 

— On nie jest całkiem sam. — Regulus pokręcił głową. — Ma mnie. I Syriusza, i Remusa. Wszyscy zajmujemy się Harrym. Zresztą, on też nam opowiada dużo na temat Draco. Myślę, że powinieneś poświęcić swojemu synowi więcej uwagi, bo pewnie nawet nie wiesz, do czego jest zdolny. A Narcyza dowie się o tym wszystkim, co dzisiaj powiedziałeś do Jamesa. Gwarantuję ci to. 

— Nie no, nie mów jej... — Lucjusz złapał go za ramię, a panika wymalowała się na jego twarzy. — Kazała mi już ostatnio odpuścić, jak się dowie, że jej nie posłuchałem, to znów mnie wyrzuci z sypialni... 

— Trzeba było o tym myśleć, zanim zacząłeś kłapać swoim wielkim dziobem. — Reg zmierzył go spojrzeniem i strzepnął jego dłoń ze swojego ramienia. — Ciesz się, że nie ma paragrafu na twoje zachowanie... 

— Tato, co się dzieje? — Usłyszałem obok siebie głos Harry'ego, więc spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się lekko. 

— Nic takiego, wujek Reg i pan Malfoy po prostu sobie porozmawiali. — Oznajmiłem. — Dobra, Reg, jedziemy dalej. — Zawołałem go. On posłał Malfoyowi ostatnie spojrzenie, a potem wsiadł do auta, tak jak ja i Harry. 

Odjechałem spod szkoły tak szybko, jak było to możliwe i ruszyliśmy w drogę do domu. Przez chwilę panowała cisza, a ja zerkałem tylko na Regulusa w tylnym lusterku. On z zaangażowaniem klikał coś w telefonie, pewnie pisał wiadomość do Narcyzy. Czułem wobec niego niesamowitą wdzięczność. 

— Możemy na chwilę zajść do was, Reg? Wypijemy herbatę albo kawę... — Zapytałem. 

— Pewnie, napiszę tylko do Syriusza, żeby go uprzedzić. — Posłał mi uśmiech i zaczął pisać wiadomość. 

— Tato, ale mam dużo lekcji do odrobienia, wolałbym pojechać do domu... 

— Tylko na chwilkę, Harry. Pół godziny cię nie zbawi, poza tym, możemy wszyscy ci pomóc w lekcjach. — Posłałem mu uśmiech. On trochę się nadąsał, ale już nie dyskutował. 

Zajechaliśmy pod dom chłopaków i wysiedliśmy z auta. Weszliśmy do domu, a tam od razu przywitał nas Syriusz. Harry poszedł ze swoim plecakiem do salonu, gdy tylko zdjął kurtkę i buty. Szepnąłem do Syriusza, żeby chwilkę go zajął, a sam złapałem Regulusa za nadgarstek i pociągnąłem go za sobą do jego pokoju. 

Zamknąłem za nami drzwi i spojrzałem na niego z uśmiechem. On uniósł brwi, jakby chciał zapytać, o co chodzi. Bez zbędnych słów podszedłem do niego i pocałowałem go. Objąłem go przy tym ramionami, a on swoje od razu zarzucił na moją szyję. 

— A więc po to chciałeś do nas wpaść na chwilę? — Zapytał szeptem, gdy nasze usta się rozłączyły.

— Dokładnie. Po tym, jak stanąłeś w mojej obronie musiałem ci jakoś podziękować. — Przytuliłem go mocno. — Byłeś niesamowity... Nie sądziłem, że umiesz tak komuś dogadać...

— Studiowałem prawo, muszę mieć gadane. Sala sądowa to nie kawiarnia, ile tam się trzeba naprodukować.

— Jestem pod wrażeniem, naprawdę. — Pocałowałem go znowu, tak jakbym chciał wyrazić całą swoją wdzięczność, choć żeby to zrobić, musiałbym chyba podjąć jeszcze inne kroki. Teraz nie było jednak na to warunków, ani czasu. 

On mocno mnie objął, tak jakby nadal chciał mnie ochronić przed całym światem. Gdy nasze usta się rozłączyły, wtuliłem się w jego ramiona. Czułem się w nich bezpiecznie, a wszystko to, co powiedział do mnie Malfoy było nagle nieważne.

— Zawsze będę cię bronić, Jamie. Tak jak i ty zawsze bronisz mnie. — Powiedział, wplątując swoją dłoń w moje włosy. — Malfoy specjalnie próbował cię wyprowadzić z równowagi, co nie? 

— Za każdym razem, gdy go widzę, to to robi. Zawsze wypomina mi, że Harry wychowuje się bez matki i że ma to zły wpływ na niego... Najgorsze jest to, że on może mieć trochę racji, bo czasami po prostu... Nie daję rady...

— On absolutnie nie ma racji. Starasz się z całych sił i to jest najważniejsze. Harry to wie i na pewno docenia to, co dla niego robisz. No, a gdy już będziemy wszyscy mieszkać razem, ja też będę się nim opiekował... Może nie zastąpię mu matki, ale będę próbował pomóc ci go wychować. Obiecuję. Razem na pewno damy sobie radę. — Powiedział, lekko przeczesując w tym czasie moje włosy. Ja spojrzałem na niego z podziwem, a moje serce zapłonęło ze szczęścia. Byłem pewien, że mu na mnie zależy i to, co jest między nami, jest jak najbardziej poważne. 

— Kocham cię, Reggie. — Znów go pocałowałem, przytulając się przy tym mocniej do niego. Nie wpadłem na żaden inny sposób, jak wyrazić swoją wdzięczność za tą obietnicę. On lekko uśmiechnął się w pocałunku, od razu odwzajemniając go. Trwaliśmy tak, dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi. 

— Chłopaki, herbata gotowa! — Krzyknął Syriusz. Oderwaliśmy się od siebie powoli. Reg delikatnie pogłaskał mnie po policzku, a potem chwycił mnie za dłoń. 

— Też cię kocham, Jamie. — Odpowiedział szeptem. — Chodźmy, lepiej żeby na nas długo nie czekali. 

Uśmiechnąłem się do niego i kiwnąłem głową. Razem wyszliśmy z pokoju, puszczając swoje dłonie w progu. Do domu wrócił akurat Remus i od razu przywitał się z nami. W jednej dłoni trzymał jednego czerwonego goździka, co obydwaj zauważyliśmy. 

— To dla Syriusza? — Zapytałem, gdy Remus kazał mi na chwilę potrzymać kwiatka, bo ściągał z siebie kurtkę i buty. 

— No, a dla kogo? — Lupin spojrzał na mnie tak, jakbym zadał najgłupsze pytanie na świecie. 

— Może dla mnie. — Reg wziął goździka z mojej dłoni i powąchał go. — Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? — Posłał Remusowi cwaniacki uśmieszek, a ten prychnął śmiechem i pokręcił głową. 

— Intuicja, wiesz? — Odpowiedział mu z ironią. — Syriusz też je lubi, ale to taki nasz wewnętrzny żart. — Wstał i wziął kwiatka delikatnie w dłoń. — Zaraz zobaczycie. 

My spojrzeliśmy po sobie, a potem weszliśmy za nim do salonu, gdzie Syriusz i Harry siedzieli przy stole nad jakąś książką.

— Skarbie, przyniosłem ci różę. — Oznajmił Remus, wyciągając dłoń z goździkiem w stronę Syriusza. Ten roześmiał się i wstał z miejsca. 

— O tak, z daleka rzeczywiście wygląda jak róża. — Stwierdził, chwytając kwiatka za łodygę. — Dziękuję, kochanie. — Pocałował go delikatnie w usta, a potem z uśmiechem umieścił kwiatka w wazonie, w którym już było ich kilka. 

— Wewnętrzny żart, okej. — Kiwnąłem głową. — Czy to chodzi o tą sytuację sprzed kilkunastu lat, gdy Syriusz myślał, że goździki to róże na wycieczce szkolnej?

— Otóż to. — Lupin uśmiechnął się i usiadł przy stole na swoim stałym miejscu. Od razu sięgnął po papierosy. Syriusz usiadł obok Harry'ego i znów wpatrzył się w książkę leżącą przed nimi. 

— Nadal nie jestem zbyt dobry w rozpoznawaniu kwiatów z daleka. W ogóle to odrabiamy biologię i moglibyście trochę pomóc. Jakie rośliny występują w runie leśnym? Trzeba wymienić trzy.

— Jagody? — Zastanowił się Reg. — Jakieś krzaki chyba, co nie? 

— Grzyby, wrzosy... — Wyliczyłem. — Może po prostu trawa?

— Wszystko to, co rośnie w trawie, co nie? — Remus zaciągnął się dymem i wypuścił go w stronę okna. 

— Zapiszę wszystko, co powiedzieliście, coś musi się zgadzać. — Stwierdził Harry i pochylił się nad zeszytem. Syriusz zerknął w tym czasie na kolejne pytanie z książki. 

— Wymień rodzaje lasów. — Przeczytał. 

— Iglasty, liściasty... — Reg zaczął wymieniać, ale zawiesił się przy ostatnim. — I mieszany?

— Mieszany, to może być sos do kebaba. — Stwierdził Remus. — Chyba inaczej się nazywał. 

— Nie no, mi też się wydaje, że mieszany. — Zastanowiłem się. 

— A nie po prostu liściasto-iglasty? — Odezwał się Syriusz.

— Chłopaki, od czego mamy internet... — Regulus wziął swój telefon i szybko wyszukał potrzebną informację. — Aha! Mieszany! Miałem rację!

— Hm, ciekawe. — Remus odwrócił wzrok i po prostu palił dalej papierosa. Harry natomiast zapisał szybko odpowiedź na pytanie. 

— Coś jeszcze jest? — Sięgnąłem po swój kubek z herbatą i upiłem łyk.

— Wymień trzy rodzaje jadalnych grzybów rosnących w lesie. — Przeczytał Syriusz.

— Pieczarki? — Harry spojrzał na nas. 

— Pieczarki to chyba bardziej wytwór sklepowy, niż naturalne dobro lasu. — Powiedział pod nosem Remus. 

— Dla bezpieczeństwa napiszmy inne grzyby. — Zarządziłem. — Muchomor. 

— James... Jadalnych grzybów. — Syriusz popatrzył na mnie oceniająco.

— Też jest jadalny! Co prawda tylko raz... — Zażartowałem, chłopaki tylko prychnęli na to cicho i zastanowili się nad prawidłową odpowiedzią na pytanie.

— Harry, napisz borowik, podgrzybek i maślak. — Odezwał się Reg. Harry zapisał odpowiedzi i udało nam się skończyć pracę domową z biologii. 

Następna do odrobienia była praca domowa z matematyki. Z tym szybko pomógł Harry'emu Remus, rozwiązując całe zadanie w pamięci w ciągu niecałej minuty. Harry aż nie nadążał z zapisywaniem. Później musieliśmy wypisać cechy charakterystyczne jakiegoś księcia z fragmentu opowiadania, umieszczonego w książce od angielskiego. Ostatnią rzeczą było kilka pytań z historii, na które Harry chciał już odpowiedzieć sam. 

— Jakie macie plany na walentynki? Reg wspominał, że coś zaplanowaliście. — Zapytałem chłopaków. Oni uśmiechnęli się i kiwnęli głowami. 

— Tak, ja wziąłem wolne i zabieram Syriusza na wycieczkę do parku, w którym pomylił goździki z różami. — Oznajmił Remus. — Uznaliśmy, że chcemy znów odwiedzić miasto, w którym wszystko się poniekąd zaczęło.

— Dokładnie i jakby coś, ja też biorę wtedy wolne. — Dodał Syriusz. 

— Czyli to ta wycieczka... Na pewno coś się stało, gdy byłem w łazience...

— James... Myślałem, że to oczywiste, że coś się stało wtedy. — Syriusz prychnął śmiechem. — Wcześniej niby też, ale wtedy zaczęło być poważnie. 

— A wy macie jakieś plany? — Zapytał Remus. Syriusz od razu kopnął go pod stołem i rzucił spojrzenie na Harry'ego. My jednak nie spanikowaliśmy, Harry i tak miał się dowiedzieć wkrótce.

— Pewnie się spotkamy wieczorem. — Spojrzałem na Regulusa. — Co nie?

— Tak, pewnie tak. — On uśmiechnął się, a na twarzach chłopaków wymalowała się obawa. Harry jednak wcale się tym nie zainteresował. Syriusz bezgłośnie zapytał, czy Harry o nas wie, a ja lekko pokręciłem głową. 

— Pogadamy sobie, może napijemy się wina... — Zastanowiłem się, zerkając na Regulusa. On kiwnął głową.

— Chętnie, tylko nie dużo, bo ja i tak będę musiał iść do pracy kolejnego dnia. 

Harry w końcu uniósł na nas wzrok i zamknął swój zeszyt. Przez chwilę patrzył się na nas z zastanowieniem, aż w końcu przemówił. 

— Myślałem, że w walentynki chodzi się na randki. Nam pani w szkole powiedziała, żebyśmy pomyśleli, dla kogo chcemy zrobić kartkę, bo będziemy rysować na plastyce. 

— Walentynki to taki dzień, który przykro jest spędzać samemu, gdy jest się starszym, Harry. — Powiedziałem. — Poza tym, być może czegoś się dowiesz tego dnia. Często jest to dzień pełen niespodzianek. 

— Jakich niespodzianek?

— No... Na przykład dwanaście lat temu twój wujek Remus po raz pierwszy i ostatni w życiu zaśpiewał publicznie piosenkę. I zadedykował ją specjalnie dla Syriusza. To było na walentynkowej imprezie w liceum...

— James, weź, to takie żenujące... — Lupin pokręcił głową. — Zrobiłem z siebie debila...

— Ależ skąd, skarbie! To było piękne! — Syriusz przytulił się do jego ramienia. — Chciałbym, żebyś znów dla mnie zaśpiewał "We belong". To było takie romantyczne...

— O boże, pamiętam to. — Reg prychnął śmiechem. — To było prawie jak ta scena w drugiej części Pitch perfect, zanim w ogóle ten film powstał... — Stwierdził, na co my wszyscy parsknęliśmy śmiechem. 

— Dokładnie... To było dokładnie tak, tylko bez płynięcia łódką przez jezioro. — Remus westchnął. 

— Byliśmy wtedy trochę pokłóceni, byłem na ciebie zły i wystarczył ten występ, a przestałem... — Syriusz uśmiechnął się. Ja zerknąłem na Regulusa, który wciąż śmiał się z tego wspomnienia. Mi przeleciało ono bardzo przejrzyście w pamięci.

*12 lat wcześniej, walentynki*

Od samego rana jedynym tematem poruszanym wśród wszystkich była wieczorna impreza. Nie mam pojęcia jakim cudem dyrektor szkoły zgodził się na organizację walentynkowej potańcówki, ale każdy był wniebowzięty tym pomysłem. Niestety parę dni przed walentynkami Syriusz i Remus napotkali jakiś konflikt. Nie znałem jednak wszystkich szczegółów, wiadomo mi było tyle, że Lupin powiedział coś nie tak, albo nie powiedział czegoś, co powinien powiedzieć i tak to się zaczęło.

Syriusz, który początkowo był podekscytowany imprezą, teraz zastanawiał się, czy w ogóle na nią iść. Ja przekonywałem go, że dobrze mu to zrobi, choć tak naprawdę chciałem iść, aby mieć na oku jego brata. Tak w razie czego. Udało mi się go oczywiście namówić, więc wieczorem pojawiliśmy się na miejscu.

— Ciekawe, czy Lupin się pojawi. — Zastanawiał się, gdy już chwilę pobyliśmy na imprezie. Póki co, wszystko było różowe i romantyczne, pary tańczyły do powolnych piosenek, które puszczane były przez duże głośniki. Już wcześniej zapowiedziano nam, że później będzie karaoke, więc niektórzy teraz zastanawiali się nad wyborem piosenek. Żaden z nas nie zamierzał jednak występować.

— Może powinieneś mu trochę odpuścić? Cokolwiek powiedział, na pewno nie było to aż tak złe. 

— James, nawet nie zaczynaj tematu. — Pogroził mi palcem. — On mnie jawnie obraził, tak łatwo mu tego nie odpuszczę. 

— Cześć! — Pojawił się nagle Reggie i z uśmiechem popatrzył na nas. — Fajnie, że jesteście. Evan i Barty już zajęli się sobą i mnie zostawili samego.

— O, no to będziesz z nami, Reg. — Objąłem go ramieniem.

— Remusa nie ma? I Petera?

— Peter przyjdzie później, a Lupin... Nie obchodzi mnie Lupin. — Syriusz prychnął pod nosem i skrzyżował ramiona. 

— Och. Nadal trwa konflikt, okej. — Kiwnął głową. — Zdradzę wam sekret, Evan dolał wódki do wszystkich dzbanków z sokiem, oprócz tych na stołach nauczycieli, także jeśli macie ochotę...

— Nic więcej nie mów, idę się napić. — Syriusz minął nas i ruszył w stronę stolików. Ja odprowadziłem go spojrzeniem, a potem skierowałem wzrok na Regulusa.

— Ty nie idziesz? — Zapytał.

— Bez ciebie nie idę. Zresztą, puścili "Everytime we touch", uwielbiam tą piosenkę. Chcesz potańczyć? — Zaproponowałem. On uśmiechnął się i pokiwał głową.

— Chętnie. 

Razem wkroczyliśmy więc na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Najpierw całkowicie normalnie, a potem z każdą kolejną piosenką wygłupialiśmy się, przedrzeźniając pary tańczące obok nas. Było dość zabawnie i może nawet trochę romantycznie. Syriusz w pewnej chwili wrócił do nas i przyłączył się do naszych wygłupów, psując cały romantyzm, jaki między nami się pojawił.

Impreza toczyła się dalej, w końcu zostało zarządzone to karaoke i najpierw śpiewały jakieś dziewczyny. Szło im lepiej i gorzej. Ja musiałem wybrać się do łazienki w pewnej chwili, a gdy wróciłem na salę, w progu zastałem Remusa, który przyglądał się tłum na bawiący się w rytmie "Girls just wanna have fun". 

— Przyszedłeś! — Klepnąłem go w ramię. On zerknął na mnie i kiwnął głową.

— Nie wytrzymałem w domu. Muszę się jakoś pogodzić z tym moim buntownikiem, bo to mnie rozpierdala od środka, gdy jesteśmy pokłóceni...

— Jestem pewien, że znajdziesz dobry sposób. — Uśmiechnąłem się do niego. 

— Już znalazłem. I wierz mi, będzie mnie to naprawdę dużo kosztować... — Westchnął, a potem ruszył w tłum. Ja z ciekawości przecisnąłem się za nim i dotarliśmy do miejsca, gdzie można było zapisać się na karaoke. 

— Ty naprawdę zamierzasz śpiewać? — Zdziwiłem się.

— Tak, James. — Kiwnął głową, a potem pochylił się do osoby, która zapisywała w kolejkę. — Pat Benatar, We belong. — Zamówił piosenkę. Wciąż gapiłem się na niego jak na szaleńca, a on tylko rzucał mi spojrzenia, za każdym razem inne, jakby szukał usprawiedliwienia sam dla siebie. 

— Cóż... Pójdę znaleźć chłopaków i powodzenia na scenie. — Poklepałem go po ramieniu i ruszyłem z powrotem w tłum. Dotarłem do braci Black, którzy zdążyli w tym czasie nalać sobie "soku" do plastikowych kubków. 

— Co tak długo? — Zapytał Syriusz, wciskając mi w dłoń swój kubek. — Masz, wypij trochę.

— Wierz mi, tobie przyda się bardziej, ale okej. — Uśmiechnąłem się, ale wziąłem łyk picia. Rzeczywiście, czuć było palący smak wódki. 

— O, ciekawe co kolejna osoba będzie śpiewać... — Zastanowił się na głos Reg. Ja spojrzałem na niego i upiłem kolejny łyk napoju. 

— Syriusz. — Usłyszeliśmy głos Remusa z głośników, a jednocześnie rozbrzmiał początek wybranej przez niego piosenki. — Ten występ dedykuję tobie. 

— Remus?! — Syriusz stanął na palcach i wpatrzył się w stronę niewielkiej sceny, gdzie Remus zaczął właśnie śpiewać. 

Many times I tried to tell you, many times I cried alone...

— James, uszczypnij mnie, on nie występuje wcale przed całą szkołą dla mnie... — Powiedział do mnie Syriusz, więc lekko uszczypnąłem go w ramię, na co on momentalnie chwycił się za nie. Regulus też był w szoku, ale z podziwem przyglądał się w stronę Lupina, który wciąż śpiewał. Szło mu bardzo dobrze, a że piosenka była dość znana, refren śpiewała z nim cała sala. 

We belong to the light, we belong to the thunder, we belong to the sound of the words we've both fallen under...

— Nie wierzę... — Syriusz kręcił głową, jakby wciąż do niego nie docierało to, co się dzieje, ja i Reg bujaliśmy się na boki razem z tłumem.

Whatever we deny or embrace for worse or for better, we belong, we belong, we belong together

Remus nagle wypatrzył go w tłumie i zaczął iść z mikrofonem w jego stronę, wciąż śpiewając. Ja lekko chwyciłem Regulusa za rękę i cofnęliśmy się kawałek, aby zrobić mu miejsce. On zatrzymał się przed Syriuszem akurat, gdy piosenka dotarła do drugiego refrenu. Śpiewał dla niego, patrząc mu prosto w oczy. 

— ... We belong, we belong, we belong together... — Skierował nagle mikrofon w jego stronę i uśmiechnął się lekko. Syriusz zaśpiewał ostatnią zwrotkę razem z nim, z początku z lekkim zawahaniem, a gdy dotarli do refrenu, mikrofon poszedł w zapomnienie, a ich usta złączyły się w pocałunku. 

Wokół wszyscy zaczęli klaskać, ich konflikt został zażegnany, a piękny moment przerwał jeden z nauczycieli, który nie był zbyt zadowolony ich zachowaniem. To jednak nie zrobiło na nich wrażenia, później razem wyszli z sali i tyle ich widzieliśmy. 

Ja i Reg przez ten cały czas trzymaliśmy się za ręce. Dotarło to do nas dopiero, gdy tamta dwójka opuściła pomieszczenie, zostawiając nas samych. W tej samej chwili popatrzyliśmy na nasze splątane dłonie, a potem na siebie i puściliśmy je dopiero, gdy nasze oczy się spotkały. 

— Napijmy się jeszcze. — Zaproponował Reg.

— Dobry pomysł. — Kiwnąłem głową.

Przedarliśmy się znów przez tłum złożony z prawie samych par i nalaliśmy sobie do kubków napoju. Przy nas pojawili się nagle Evan i Barty, jak gdyby nigdy nic. 

— Coś nas ominęło? — Zapytał Rosier. 

— Nic, poza najlepszym występem wieczoru. — Oznajmił Reg. 

— Najlepszy występ wieczoru to odstawił przede mną Barty, myślę, że nic tego nie przebije... — Evan uśmiechnął się pod nosem. 

— Proszę cię, nie rozpowiadaj o tym ludziom. — Crouch rzucił mu spojrzenie, a potem i tak uśmiechnął się pod nosem. 

Cała reszta imprezy przeminęła bez żadnych większych niespodzianek. Dołączył do nas Peter i bawiliśmy się aż do końca imprezy. Odprowadziłem potem Regulusa do domu, żeby mieć pewność, że dotarł tam bezpiecznie, a później sam wróciłem do siebie i zmęczony padłem na łóżko.

***

— Jak słyszę tą piosenkę, to nadal czuję ten stres... Wszyscy się patrzą, ja robię wszystko, byle by tego nie zauważać, aż w końcu odnajduję twoją twarz w tłumie i nagle jesteśmy sami... 

— Mi zawsze się miło kojarzy ta piosenka, przypomina mi o tym, jak bardzo mnie kochasz. I że należymy do siebie. —  Powiedział Syriusz, uśmiechając się do niego. Remus lekko chwycił go za dłoń. 

— Dla ciebie było warto wtedy zaśpiewać. — Stwierdził.

— Tato, a ty kiedyś zrobiłeś coś takiego dla mamy w walentynki, jak Remus dla Syriusza? —  Zapytał nagle Harry. Pytanie to z jakiegoś powodu wpędziło mnie w zakłopotanie, pozostali jednak przyjęli to normalnie. 

— Hmm czy ja wiem... — Wzruszyłem ramionami i nerwowo zmierzwiłem włosy. 

— Możesz nam opowiedzieć, nie krępuj się. — Odezwał się Reg i poklepał mnie po ramieniu. Mi to wystarczyło, żeby choć trochę przestać się denerwować. Uśmiechnąłem się lekko i kiwnąłem głową.

— Na nasze pierwsze wspólne walentynki zaprosiłem ją do siebie do domu i pierwszy raz... Oglądaliśmy razem Gwiezdne wojny... —  Spojrzałem porozumiewawczo na chłopaków, Harry na szczęście nie potrafił odczytać tego spojrzenia i z zainteresowaniem słuchał dalej. — Natomiast na naszych drugich walentynkach zaprosiłem ją najpierw do restauracji, a potem zrobiłem jej niespodziankę i zobaczyliśmy London Eye. Tam się jej oświadczyłem tego dnia, gdy byliśmy na samej górze... O mało nie upuściłem pierścionka, było dość zimno i trzęsły mi się ręce. 

— Była zachwycona tymi oświadczynami, pamiętam jak nam opowiadała... — Remus uśmiechnął się.

— A my się zaręczyliśmy nad morzem. — Wspomniał Syriusz, zerkając na Harry'ego. — Napisałem pytanie na piasku i kazałem Remusowi je przeczytać. Zostawiliśmy na naszym kocu jedzenie i mewy nam je zjadły w tym czasie. 

— Potem musieliśmy przed nimi wiać, bo nie dały się odgonić, a wciąż nadlatywały kolejne...

— Wy to zawsze z przygodami. — Reg prychnął śmiechem.

— Wujku, a ty byłeś zaręczony? — Harry popatrzył na Regulusa, a ten pokręcił głową. 

— Nie. Moje marzenia o tym, aby młodo wziąć ślub niestety nigdy się nie spełniły i już się nie spełnią. Zawsze wyobrażałem sobie, że w wieku 23 lat wezmę ślub i będę mieć piękne, duże wesele... A tym czasem byłem z osobą, która nie traktowała mnie odpowiednio i nawet nie myśleliśmy o takich rzeczach. Zresztą, wtedy studiowałem prawo, więc to nie było na to nawet czasu.

— Ale piękne, duże wesele da się nadal załatwić. — Spojrzałem na niego z uśmieszkiem. Syriusz po drugiej stronie stołu już się podekscytował i chciał się odezwać, ale Remus kopnął go pod stołem. Reg zarumienił się lekko, ale starał się zachować pokerową twarz. 

— Z pewnością bym był szczęśliwy, gdybym mógł takie mieć. — Stwierdził i zerknął do swojego telefonu. — O, Narcyza mi odpisała. — Oznajmił i otworzył wiadomość.

— Po co do niej pisałeś? Nie lubimy się przecież. — Syriusz nadąsał się. Reg zmierzył go spojrzeniem.

— Ty się z nią nie lubisz, ja mam z nią kontakt telefoniczny, tak jak ty z Andromedą. — Wzruszył ramionami. — Musiałem jej powiedzieć, co zrobił Lucjusz.

— A co zrobił?

— Nic takiego. — Odpowiedziałem, zanim Reg się odezwał. — Nie ważne.

— Później ci opowiem dokładnie, po prostu powiedział kilka niezbyt przyzwoitych rzeczy, a ona napisała, że już go ustawiła do porządku. 

— Reg, najlepiej zapomnijmy o tej sprawie... — Poprosiłem. Syriusz zawsze agresywnie reagował na to, gdy ktoś mnie obrażał, a powstrzymanie go przed wymierzeniem sprawiedliwości graniczyło z cudem. Remus też by się zdenerwował, gdyby usłyszał, co powiedział do mnie Malfoy i nawet nie próbowałby powstrzymywać swojego męża przed wkroczeniem do akcji. Obawiałem się więc, że mogłoby z tego powstać zbyt duże zamieszanie, dlatego też zwykle nie poruszałem tematu Malfoya.

— Co takiego się stało, że nie chcesz, żebyśmy wiedzieli? — Zapytał Remus. On i Syriusz spojrzeli na mnie z zainteresowaniem.

— Nic takiego. — Pokręciłem głową i wstałem z miejsca. — Harry, chodź, musimy już jechać do domu.  — Zarządziłem. On kiwnął głową i pozbierał ze stołu swoje książki i zeszyty. Chłopaki raczej nie zrozumieli mojego zachowania, bo patrzyli na mnie ze zdziwieniem. 

Razem z Harrym poszliśmy ubrać nasze zimowe okrycia i buty. Reg do nas przyszedł po chwili sam i popatrzył na mnie tak, jakby chciał zapytać, co ja w ogóle robię. 

— Nie chcę z nimi o tym rozmawiać. — Wyszeptałem do niego. — Za mocno na to zareagują.

— Zależy im na tobie, po prostu. Oczywiście, że mocno zareagują, ale spokojnie, będę kontrolował sytuację. — Odpowiedział równie cicho. 

— Jak chcesz, to im powiedz, ale naprawdę musisz wtedy przypilnować, żeby nikt nikomu nie wymierzył sprawiedliwości na własną rękę. Ja powstrzymuję się już od paru lat, żeby mu nie przyłożyć za to, co do mnie mówi, a jemu chodzi o to, żebym w końcu się złamał. Nie chcę pogarszać tej sytuacji, szczególnie, że nasi synowie wciąż chodzą do jednej szkoły i pewnie i tak spotkam go jeszcze nie raz.

— Okej, rozumiem. — Kiwnął głową. — Powiem to im w taki sposób, żeby nie wywołać takiej sytuacji, jakiej się obawiasz. Studiowałem prawo, wiem jak rozwiązywać takie sprawy, zaufaj mi. 

— Daj mi znać jak to przyjęli. — Westchnąłem. — My już idziemy. — Zerknąłem na Harry'ego, który był już gotowy do wyjścia i teraz klikał coś w swoim telefonie.  — Widzimy się w weekend, co nie?

— A, co do tego... W weekend będę u Evana i Barty'ego. Rabastan do nich przyjeżdża i uzgodniliśmy, że spędzimy razem całe dwa dni. 

— W porządku, to we wtorek wieczorem. — Uśmiechnąłem się. — Przyjdziesz do mnie?

— Oczywiście. — Kiwnął głową.

— Super. To do zobaczenia. — Przytuliłem go na pożegnanie i tym razem to ja musnąłem jego policzek ustami, ale tak, żeby Harry tego nie zauważył. Potem Reg pożegnał się z Harrym, a ja zajrzałem do salonu i pomachałem do chłopaków. 

Chwilę później już byliśmy z Harrym w drodze do domu. Nie rozmawialiśmy jednak zbyt wiele ze sobą, on coś ciągle klikał w telefonie, a ja zastanawiałem się nad tym, czy Reg rzeczywiście jest tak dobry w negocjacjach, jak uważa. Trochę było mi źle z tym, że zobaczę się z nim dopiero w walentynki, bo do nich został jeszcze cały tydzień.

Okazało się jednak, że będę mógł go parę razy podrzucić do pracy na tygodniu, więc poza kontaktem telefonicznym, widzieliśmy się jeszcze dwa razy, w dni, gdy Harry zaczynał lekcje o najwcześniejszej godzinie. Zapewniał mnie, że rozmowa z chłopakami na temat Malfoya przebiegła dobrze, choć przyznał, że wytłumaczenie Syriuszowi, że nie może pójść i mu wpierdolić nie było łatwym zadaniem.

Syriusz i Remus obydwaj poruszyli ze mną ten temat przez messengera. Napisali mi, co o tym sądzą i że w razie czego mogę na nich liczyć. Prosiłem ich, żeby tego tematu nie roztrząsali i zostawili na razie sprawę w spokoju. Całe szczęście, posłuchali mnie i odpuścili. 

W weekend postanowiłem zabrać Harry'ego na miasto, skoro i tak nie mogłem zobaczyć się z Regem. W sobotę byliśmy w kinie i w McDonaldzie, a później przeszliśmy się spacerem i opowiadałem mu o miejscach, w których byliśmy z Lily na różnych randkach. On zadawał sporo pytań na jej temat, a ja odpowiadałem na każde najlepiej, jak potrafiłem. Wróciliśmy do domu późnym wieczorem i on od razu poszedł do siebie na górę, a ja zostałem w salonie i włączyłem sobie telewizor. 

Zawiesiłem oko na jakimś serialu i po prostu sobie odpoczywałem. Coraz to zerkałem do telefonu, ale nic się nie działo. Dopiero, gdy już miałem kłaść się spać około północy, Reggie zaczął do mnie dzwonić. Zdziwiłem się i zaniepokoiłem, dlatego szybko odebrałem.

— Hej, co się dzieje? — Zapytałem, a on zachichotał. 

— Jamie! Odebrałeś... Nie śpisz jeszcze, co nie? — Z tonu jego głosu wywnioskowałem, że był pijany. 

— Nie śpię, a ty co robisz? Jesteś u Evana, tak?

— Taaak! Właśnie leżę na podłodze. — Oznajmił i zaśmiał się.

— Dużo wypiłeś, co nie? 

— Ja? Nieeee.... Skądże... — Prychnął, wciąż chichocząc.

— Reggie, skarbie, mnie nie oszukasz. — Uśmiechnąłem się pod nosem sam do siebie. — Wypij przed snem dużo wody, dobrze? Bo będzie cię rano głowa boleć.

— Dobrze, zrobię wszystko, co mi każesz, przystojny tatuśku z przedmieścia. — W tle usłyszałem, jak pozostali się śmieją, a Reg ich uciszył. — Ja mam pytanie do ciebie! Tak, pytanie mam i dzwonię z pytaniem...

— Jakie pytanie, skarbie? 

— Czy wyjdziesz za mnie? — Zapytał uroczym tonem. Zdziwiłem się, że pyta mnie o to przez telefon, ale od razu dotarło do mnie, że on przecież jest pijany. Pewnie gdy wytrzeźwieje, nie będzie tego za bardzo pamiętał, albo będzie mu głupio... A ja będę mógł się z nim podroczyć, jeśli dam mu odpowiedź twierdzącą. 

— Tak, oczywiście. — Uśmiechnąłem się pod nosem, jak usłyszałem, że on i jego koledzy ucieszyli się. — Ale Reggie?

— Tak? — Zapadła na chwilę cisza po jego stronie. 

— Musisz mnie o to zapytać jeszcze na trzeźwo, dobrze? I osobiście. Wtedy to będzie oficjalne. 

— Załatwione! Ale mogę cię nazywać już moim narzeczonym, prawda?

— Jasne, też będę tak do ciebie mówić od teraz. — Musiałem stłumić chichot, bo już widziałem oczami wyobraźni, jak on reaguje na nazywanie go "moim narzeczonym". 

— Cudownie! Kocham cię, Jamie! 

— Ja ciebie też, Reggie. Muszę już iść spać, pamiętaj, napij się wody przed snem. 

— Będę pamiętać! Dobranoc! Chłopaki, powiedzcie dobranoc mojemu narzeczonemu. — Usłyszałem jak Rabastan, Evan i Barty krzyczą dobranoc, a potem zakończyliśmy rozmowę.

Usiadłem na łóżku, wciąż uśmiechając się i pokręciłem głową sam do siebie. On był taki uroczy, nie mogłem się doczekać, aż zda sobie sprawę z tego, o co mnie zapytał. Położyłem się spać chwilkę później.

Kolejnego dnia, gdy Reg już wytrzeźwiał, napisał do mnie z zapytaniem, po co do mnie dzwonił o północy. Żeby podtrzymać go w napięciu, napisałem, że opowiem mu o tym w walentynki, gdy się zobaczymy. Nie mogłem się więc doczekać tego dnia. Jednocześnie trochę się stresowałem, bo ustaliliśmy, że powiemy Harry'emu prawdę o nas. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro