22 - Walentynki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy odbierałem Harry'ego ze szkoły w dzień walentynek, wspomniałem mu, że ja i Regulus chcemy mu dzisiaj o czymś powiedzieć. On próbował zgadywać, pytał, czy pojedziemy razem na jakąś wycieczkę, albo czy on teraz będzie pracować ze mną i tym podobne. Odpowiadałem mu tylko, że "zobaczy", bo nie chciałem, aby za szybko doszedł do prawdy.

W domu już wcześniej zacząłem przygotowywać wszystko na wieczór. Posprzątałem w salonie i w sypialni, przyszykowałem sobie lepszą koszulę i zapakowałem czekoladki dla Regulusa w torebkę prezentową. Wino i kieliszki postawiłem na stole w salonie. Harry tylko przyglądał się z kanapy w salonie, jak latam po domu i coraz to ogarniam inną rzecz. W końcu przebrałem się i ułożyłem fryzurę. Użyłem perfum, które kiedyś pochwalił Reg i jak byłem gotowy na jego przybycie, wróciłem znów do salonu i usiadłem w fotelu.

— Ale się wystroiłeś, tato. Jak na randkę. — Stwierdził Harry.

— E tam, zwyczajnie się ubrałem. — Machnąłem ręką i zerknąłem do swojego telefonu. Lada chwila Reg powinien się zjawić.

— Ten prezent to dla wujka?

— Tak, to tylko czekoladki, co prawda, ale na pewno się ucieszy, jak je dostanie. — Uśmiechnąłem się. Harry kiwnął głową i popatrzył na mnie zagadkowo. Zanim jednak zdążył zadać pytanie, rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

Wstałem i od razu poszedłem je otworzyć. Ujrzałem najpierw bukiet czerwonych róż, a potem dopiero Reg odsłonił swoją twarz i uśmiechnął się do mnie.

— Cześć, to dla ciebie. — Wręczył mi kwiaty. Wziąłem je, oczywiście ciesząc się z prezentu.

— Dziękuję, też coś dla ciebie mam, wejdź. — Zaprosiłem go do środka. Od razu postanowiłem wstawić kwiaty do wazonu, więc wyszedłem na chwilę do kuchni, podczas gdy on ściągał swój płaszcz i buty. Słyszałem, jak przywitał się z Harrym i jemu też coś dał.

Wróciłem do pokoju i ustawiłem wazon z różami na stole, a potem sięgnąłem po przygotowany prezent i podszedłem do Regulusa, aby mu go wręczyć.

— Proszę, a to dla ciebie. Nie było łatwo je dostać...

— Ojej, nie musiałeś... — Uśmiechnął się, gdy zajrzał do środka i zobaczył swoje ulubione czekoladki. Jeździłem za nimi przez pół miasta wczoraj, ale z pewnością były tego warte. Zerknąłem na Harry'ego, który zajęty był odpakowywaniem tabliczki czekolady, a tą pewnie wręczył mu wcześniej Reg.

— Może najpierw zrobię dla nas herbaty? — Zaproponowałem. — I załatwimy najważniejszą sprawę od razu...

— Okej. Pomóc ci?

— Pewnie. — Ruszyłem w stronę kuchni, a Reg poszedł za mną. Harry zajął się jedzeniem czekolady i chyba nawet nie zauważył, że wyszliśmy z pokoju.

Gdy weszliśmy do kuchni, Regulus od razu złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Posłałem mu uśmiech, gdy znalazłem się już twarzą w twarz z nim. On pocałował mnie lekko i przytulił się do mnie.

— Uwielbiam te perfumy. — Powiedział szeptem.

— Wiem, specjalnie wybrałem te, które podobają się mojemu narzeczonemu. — Uśmieszek wkradł się na moje usta, a on popatrzył na mnie z wielkimi oczami.

— Jakiemu narzeczonemu?

— Tobie. — Puściłem do niego oczko i odsunąłem się, aby nastawić wodę na herbatę. On przyglądał mi się cały czas z tak samo zszokowaną ekspresją.

— Ale... Czemu nazwałeś mnie "narzeczonym"? — Zapytał. Jego policzki zarumieniły się uroczo.

— Bo się zgodziłem za ciebie wyjść. — Wyszczerzyłem zęby, zerkając na niego.

— Co? Kiedy? Jak? — Podszedł bliżej, wciąż wyglądał na zdezorientowanego.

— Gdy zadzwoniłeś do mnie w nocy w sobotę. — Oznajmiłem, a on zarumienił się jeszcze bardziej i od razu schował twarz w dłoniach.

— Ojeju... Ja zadzwoniłem cię o to zapytać? — Zerknął na mnie spomiędzy swoich palców, a ja kiwnąłem głową. — I ty się zgodziłeś? Powiedziałeś "tak"?

— Powiedziałem "tak", ale dodałem, że musisz zapytać mnie o to osobiście na trzeźwo i dopiero wtedy będzie to oficjalne. — Podszedłem do niego i objąłem go lekko ramionami. — Możesz więc zapytać mnie jeszcze raz, gdy na pewno będziesz na to gotowy. Zresztą, kto wie, może to ja prędzej zapytam ciebie...

— Jamie... — Odsłonił swoją twarz i położył dłonie na moich ramionach. — Już myślałem, że schrzaniłem nasze zaręczyny i musielibyśmy wszystkim opowiadać historię, jak pijany oświadczyłem ci się przez telefon, a ty się po prostu zgodziłeś. Jak to brzmi...

— Spontanicznie. — Uśmiechnąłem się. — Ale fakt, wypada jednak zadawać takie pytania twarzą w twarz.

— Właśnie. I tak to zrobimy. — Kiwnął głową i pocałował mnie lekko w usta. — Cieszę się, że byś się zgodził, gdybym się oświadczył.

— Reggie, oczywiście, że bym się zgodził... Choć myślałem, że to ja będę zadawać to pytanie. — Puściłem mu oczko. On zachichotał i pokręcił głową.

— Ja chcę je zadać, ale w odpowiednim momencie i tym razem nie przez telefon, dobrze?

— Pewnie, jak sobie życzysz.

Woda się zagotowała, więc zabraliśmy się za przygotowanie herbaty. Wróciliśmy potem do pokoju, gdzie Harry właśnie oglądał jakąś kreskówkę w telewizji. Zawołałem go do stołu na herbatę i we trójkę usiedliśmy. Ja i Reg zajęliśmy miejsca obok siebie, a on usiadł naprzeciwko nas. Każdy upił łyk herbaty, a potem spojrzeliśmy po sobie. Reg skinął do mnie głową, a ja skierowałem wzrok na Harry'ego.

— Więc... My chcemy ci o czymś powiedzieć, Harry. To już najwyższy czas, żebyś się dowiedział i chyba nie będzie lepszego momentu...

— Jestem gotowy, powiedzcie mi, o co chodzi. — Spojrzał na nas z zaciekawieniem.

— Widzisz, ja i Regulus... Jesteśmy ze sobą trochę bliżej, niż przyjaciele. — Obserwowałem reakcję mojego syna, on wydawał się jednak nie zrozumieć dokładnie, co miałem na myśli, więc chwyciłem lekko dłoń Regulusa i splątałem nasze palce. — My jesteśmy parą. Tak jak Syriusz i Remus.

Do Harry'ego dotarły moje słowa i popatrzył na nas z szokiem. Nastała chwila milczenia, która wydawała się trwać nieskończenie długo. W końcu Reg ją przerwał.

— Między mną, a twoim tatą zawsze było coś więcej, Harry. Pewnie jest to dla ciebie szokująca informacja, możliwe, że zmienisz o mnie zdanie, lub w ogóle, o nas... Ale naprawdę mam nadzieję, że z czasem zaakceptujesz nasz związek.

— Nigdy nie pomyślałem o tym, że możecie być razem. — Odezwał się w końcu Harry. — Zdawałem sobie sprawę, że tata może znaleźć sobie drugą żonę, bo w filmach często tak się to dzieje, ale nie rozważałem nawet tego, że tą żoną może być mój wujek.

— Jeszcze nie wzięliśmy ślubu, spokojnie. — Powiedziałem, uśmiechając się lekko. — I oczywiście nie jesteśmy spokrewnieni, więc Regulus biologicznie rzecz biorąc nie jest twoim wujkiem, po prostu tak się przyjęło, że tak mówimy, dlatego jak będziesz komukolwiek o tym mówić, to lepiej nie używaj słowa "wujek". Ludzie by od razu pomyśleli, że to kazirodztwo.

— Wiem, wiem tato. — Pokiwał głową. — Jak w ogóle to się zaczęło? Zauważyłem, że bardzo się lubicie, ale nie myślałem, że aż tak bardzo.

— Dobrze, więc opowiem ci wszystko od początku. Wcześniej ci tego nie powiedziałem, ale zanim zakochałem się w twojej mamie, byłem zakochany w nim. Tyle że sporo rzeczy stało wtedy na drodze do tego, żeby mu to wyznać. Sytuacje na to nie pozwalały, albo coś nam przerywało rozmowy, a potem on w jednej grze powiedział coś, co skłoniło mnie do tego, aby sobie odpuścić... I jakiś czas później byłem już z twoją mamą.

— To dlatego ona nie lubiła Regulusa, prawda? Bo wiedziała, że ty go bardzo lubiłeś?

— Tak... Ale nie powiedziałem jej tego nigdy osobiście, ona sama do tego dotarła w pewnej chwili. Regulus wyjechał do innego miasta na studia i nie widzieliśmy się przez dziesięć lat. Jedynie przyjechał na pogrzeb twojej mamy, żeby mnie wtedy wesprzeć, a gdy już wrócił tutaj na stałe, wszystko mogliśmy zacząć od nowa.

— Od zawsze kochałem twojego tatę. — Odezwał się dalej Reg. — Wracając tu nie sądziłem, że w ogóle będziemy mieć szansę odbudować to, co było między nami. I że wszystko potoczy się tak, jak się potoczyło.

— Muszę to trochę sobie ułożyć w głowie. — Stwierdził Harry. — Nie mam nic przeciwko temu, żebyście byli razem, tata jest szczęśliwy i to jest dla mnie najważniejsze.

— Dziękujemy, Harry. — Uśmiechnąłem się do niego. — Wiesz, że możliwe, że Regulus z nami za jakiś czas zamieszka?

— To fajnie, będziemy mogli częściej grać razem w gry. — Pokiwał głową. — To teraz... Do niego też mam mówić tato?

— Nie musisz, chyba że zechcesz — Regulus posłał mu uśmiech. — Nie będę próbował zastąpić ci mamy ani być jak drugi tata, chcę nadal być dla ciebie takim wujkiem, jak dotychczas. Nie chciałbym, żebyś przestał mnie lubić...

— Nie przestanę cię lubić. — Harry pokręcił głową. — Nie widzę powodu, żebym miał przestać cię lubić.

— Harry, jestem z ciebie naprawdę dumny. — Powiedziałem do niego. Wydawało się, że wszystko przyjął dobrze, więc byłem zadowolony. Regulus też uspokoił się, gdy Harry zapewnił, że nadal będzie go lubić. Miałem nadzieję, że rzeczywiście wszystko dobrze się potoczy.

Wypiliśmy razem herbatę, a rozmowy rozluźniły się i tak sobie przyjemnie spędzaliśmy wieczór. Harry w końcu zapytał, czy może już iść do siebie grać w gry, więc pozwoliliśmy mu, a sami zabraliśmy się z winem do sypialni.

— Dobrze nam poszło. — Stwierdził Reg, gdy już razem usadziliśmy się na łóżku z kieliszkami.

— Zaskakująco dobrze. — Kiwnąłem głową i upiłem łyk trunku. — Ale stresowałem się cholernie...

— Aż ci się dłonie pociły, wiem, ja też się denerwowałem, nogi mi się trzęsły przez cały czas.

— Mamy to z głowy, nie musimy się już ukrywać przed nikim. — Objąłem go ramieniem, przysuwając się bliżej. On kiwnął głową i napił się trochę wina.

— Nareszcie. Jesteśmy ze sobą już na poważnie, oficjalnie... — Odstawił kieliszek na szafkę i przytulił się do mnie. — Więc... Świętujemy dzisiaj, prawda?

— Owszem, świętujemy. Tylko po cichu. — Uśmiechnąłem się i wziąłem jeszcze łyk wina, po czym odstawiłem swój kieliszek obok jego. Objąłem go mocno ramionami i wplątałem palce w jego włosy. On zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi, i powoli rozpinać guziki w mojej koszuli. Ja swoją dłoń wsunąłem pod sweterek, który on miał na sobie i lekko przejechałem palcami po jego plecach. 

Drugą dłoń lekko zacisnąłem na jego włosach, gdy on postanowił zassać się na mojej skórze i zostawić malinkę na mojej szyi. W tej samej chwili jego dłoń znalazła się w moich spodniach, przez co ja nieco głośniej nabrałem powietrza. On rzucił mi wtedy spojrzenie i uśmiechnął się cwaniacko, a potem jego usta wpiły się w moje. 

Sposób, w jaki się całowaliśmy i dotyk jego dłoni sprawiały, że cały świat przestawał powoli dla mnie istnieć. On na moment przerwał i wyprostował się, aby zdjąć z siebie sweterek i rzucił go na podłogę, posyłając mi kolejny uśmieszek, gdy zauważył, że mu się przyglądam. Korzystając z chwili ściągnąłem z siebie koszulę, a ta również znalazła się na podłodze. Reszta ubrań też tam wylądowała, zanim nasze usta spotkały się ponownie w namiętnym pocałunku, a ja znalazłem się tuż nad nim.

Później wszystko poszło tak jak zawsze, w jednym kierunku. Gdy on był gotowy, zaczęliśmy najlepszą część zabawy. Z początku jak zwykle, byłem delikatny, obserwowałem jego reakcje i powoli sam zatracałem się w przyjemności. Każda chwila była coraz bardziej intensywna, on głośno łapał powietrze, uważał, żeby nie być za głośno, gdy się nim zajmowałem. Co chwilę szeptał albo "mocniej" albo "szybciej", przy czym z chęcią spełniałem jego prośby. 

Przyjemność doprowadzała nas obu do szaleństwa, coraz bardziej było to po nas widać. On w pewnej chwili chwycił mnie za nadgarstek dłoni, która opierała się materac i przesunął ją na swoją szyję. Popatrzyłem na niego z podziwem i posłałem mu uśmieszek, lekko zaciskając na niej palce. Nie spodziewałem się, że podobają mu się takie rzeczy, ani też wcześniej sam tego nie próbowałem. 

On przymknął oczy i jeszcze raz głośniej złapał powietrze, nim mocniej zacisnąłem dłoń na jego szyi, jednocześnie zatracając się w cudownym uczuciu, które ogarnęło nas obu po kolei w tamtej chwili. Jak tylko ono przeminęło, puściłem jego szyję, a on złapał głośno kilka oddechów na raz. 

— Wow, Jamie... — Popatrzył na mnie i posłał mi uśmieszek. — Masz silniejsze dłonie, niż myślałem. 

— Było za mocno? Nie zrobiłem ci krzywdy? — Zapytałem z przejęciem, a on pokręcił głową i powoli się podniósł, opierając się na łokciach. 

— Nie, nie. Było idealnie. — Zapewnił. Odetchnąłem z ulgą i pochyliłem się, aby go pocałować. 

Chwilkę odpoczęliśmy razem w łóżku, a potem zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba się doprowadzić do porządku. Reg poszedł wciąć prysznic do łazienki obok, a ja w tym czasie ogarnąłem łóżko i przygotowałem dla nas wygodniejsze ubrania. Pomyślałem, że zatrzymam go tutaj na noc i najwyżej zawiozę go rano do pracy. 

Gdy on wrócił do pokoju, podałem mu rzeczy do przebrania i sam też poszedłem wziąć szybki prysznic. Miałem nadzieję, że nie byliśmy zbyt głośno. Wydawało mi się, że nie, ale czułbym się bardziej komfortowo, gdybyśmy byli sami w domu. Nie zawsze jednak jest taka okazja. 

Po powrocie z łazienki, mój wzrok od razu padł na Regulusa, który siedział ze swoim telefonem na łóżku i patrzył się w ekran ze zmieszaną ekspresją. 

— Coś się stało? — Zapytałem.

— Syriusz skręcił kostkę. — Oznajmił i spojrzał na mnie. 

— Jak? 

— Nie chce mi powiedzieć. Pisze, że w bardzo głupi sposób i to mi ma wystarczyć...

— Ja obstawiam, że Remus miał coś z tym wspólnego. — Poruszyłem brwiami. — Pewnie trochę ich poniosło. 

— Możliwe. Albo próbował coś przed nim odstawiać, zanim się do siebie dobrali i się wywalił. — Zastanowił się Reg. — Tak czy inaczej, wrócą jutro rano. 

— A ty dziś zostaniesz ze mną, co nie? — Zapytałem, siadając obok. — Zjemy razem śniadanie rano, zawiozę cię do pracy... Nawet ci pożyczę coś eleganckiego...

— Okej, namówiłeś mnie. — Uśmiechnął się i odłożył telefon na szafkę. — A teraz co chcesz porobić? 

— A tak sobie posiedzieć, wypić wino, poprzytulać się i po prostu pogadać. — Napełniłem trunkiem nasze kieliszki i podałem mu jeden, a potem objąłem go ramieniem. Upiliśmy po łyku i zaczęliśmy znów rozważać, co takiego mógł zrobić Syriusz. Nasze rozmowy później poprzechodziły w inne tematy, aż około północy uznaliśmy, że trzeba iść spać. 

Następnego ranka zbudził nas budzik, który ustawił Reg w swoim telefonie. Miał ustawiony taki alarm, że o mało co nie dostałem zawału słysząc go. Trzeba było przyznać, budził skutecznie, ale jakim kosztem. Regulus od razu podniósł się do siadu i wyłączył alarm, a potem spojrzał na mnie z przepraszającą ekspresją.

— Wybacz, powinienem cię ostrzec, że to tak pierdolnie. Muszę mieć ten ustawiony, żeby nie zaspać.

— Nie zaspać... Zawału można dostać... — Prychnąłem śmiechem i przetarłem twarz dłońmi. — Martwy do pracy nie pójdziesz. 

— Dokładnie. — Uśmiechnął się cwaniacko i sięgnął dłonią do moich włosów, żeby je rozczochrać jeszcze bardziej. Popatrzyłem na niego z rozbawieniem i przeciągnąłem się leniwie. 

— Co zrobić na śniadanie? 

— Kawę. — Odpowiedział i wstał z łóżka. — Mogą być też jakieś tosty... Szkoda, że nie jest wolne, bo zrobiłbym gofry dla ciebie. 

— Jeszcze będzie okazja. — Uśmiechnąłem się do niego. 

— Idę się trochę ogarnąć do łazienki. — Oznajmił i wyszedł z pokoju. Ja powoli podniosłem się z łóżka i pościeliłem je. Potem poszedłem do kuchni, gdzie wstawiłem wodę na kawę. Zerknąłem za okno, od razu zauważając, że pogoda nie jest zbyt przyjemna. Niebo wyglądało tak, jakby zaraz miał padać deszcz. 

Wróciłem na chwilę do pokoju, bo przypomniałem sobie, że powinienem przygotować coś eleganckiego dla Regulusa do ubrania. Przeglądałem więc moje ubrania, gdy on wrócił z łazienki jedynie w ręczniku, owiniętym wokół jego bioder. 

— Jak masz białą koszulę, albo golf, to wystarczy. — Powiedział. — Spodnie założę te co mam. 

— Moja koszula może być trochę przyduża, ale możesz spróbować. — Sięgnąłem po wieszak z białą koszulą i odłożyłem to na razie na łóżko, a potem odszukałem w szafie czarny golf i też położyłem go obok. Reg w tym czasie do połowy się ubrał i podszedł, żeby przymierzyć oba warianty. 

Koszula rzeczywiście była na niego przyduża, choć moim zdaniem wyglądał w niej całkiem uroczo. Golf natomiast, dopasował się do jego sylwetki prawie idealnie. Poleciłem mu, żeby poszedł do kuchni i zaparzył kawę, bo woda powinna już być gotowa, a tym czasem ja sam poszedłem do łazienki, aby tam się doprowadzić do porządku po spaniu.

Gdy już przebrany i ogarnięty wszedłem do kuchni, Regulus zaczynał przygotowywać tosty, a kubki z gotową kawą stały na blacie. Podszedłem do niego i pocałowałem go w policzek, mówiąc mu od razu, żeby poszedł sobie usiąść przy stole. Ja dokończyłem robić śniadanie i przygotowałem też dla Harry'ego herbatę. Zaniosłem wszystko do stołu i uznałem, że pójdę na górę sprawdzić, czy już wstał.

Wszedłem po schodach i zapukałem od razu do drzwi od jego pokoju, zanim je uchyliłem, aby zajrzeć do środka. On nadal spał, więc musiałem go obudzić.

— Harry, wstawaj, już za chwilę siódma rano. — Powiedziałem głośno. On przebudził się i spojrzał na mnie jednym, uchylonym okiem. 

— Ale tato, ja dziś mam na dziewiątą... 

— Wiem, ale muszę zawieźć cię wcześniej, bo Regulus u nas nocował i obiecałem mu już wczoraj podwózkę do pracy. Uprzedzę cię następnym razem, obiecuję, po prostu tak wyszło...

— Mhm okej. — Ziewnął głośno i podniósł się nieznacznie. — Muszę się rozbudzić, zaraz się pozbieram i zejdę na dół.

— W porządku. Śniadanie jest już na stole. — Posłałem mu uśmiech i wróciłem na dół. Usiadłem przy stole, od razu chwytając kubek z kawą i wziąłem parę łyków. Reg uśmiechnął się do mnie i podsunął talerz z tostami w moją stronę.

— Zjedz, bardzo dobre wyszły.

— Oczywiście, że wyszły dobre. — Puściłem do niego oczko i wziąłem tosta. — Ciężko jest zrobić je źle, jadłeś kiedyś niedobre tosty?

— Owszem, gdy Peter położył na nie ser, sardynki i ananasa... Nie pamiętasz tego? To jakoś trzynaście lat temu było, siedzieliśmy wtedy u niego i zaproponował, że zrobi nam coś do jedzenia. Przyniósł cały talerz tego, a potem każdy z nas kwestionował swoje wybory życiowe. A Pettigrew uważał, że przyrządził nam prawdziwy, wykwintny rarytas...

— Masz rację, już zapomniałem o istnieniu egzotycznych tostów Petera! W tym, który mi się trafił był jeszcze sos barbeque... 

— Właśnie, jeszcze ten sos... Syriusz wtedy się zrzygał do wazonu, gdy poznał skład tego kulinarnego wynalazku. — Wspomniał Reg i parsknął śmiechem. Mnie też to rozbawiło i nagle w mojej pamięci wszystko się rozjaśniło.

*13 lat wcześniej, wiosna*

Rzadko kiedy zdarzało nam się bywać w domu Petera. Mieszkał on trochę dalej od nas wszystkich i po prostu wybieraliśmy bliższe lokalizację. Tym razem jednak miał wolną chatę i zaprosił nas, żebyśmy sobie posiedzieli, pograli w gry i spędzili fajnie czas. Zawitaliśmy więc po lekcjach w jego domu i rozsiedliśmy się w niewielkim salonie. 

Peter mieszkał tylko z mamą, mieli niewielkie dwupokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką. Było tam całkiem przytulnie, choć gdy byliśmy tam w piątkę, to zrobiło się trochę tłoczno. Syriusz i Remus usiedli sobie na kanapie, Peter wcisnął się obok nich, a my z Regulusem usiedliśmy sobie na podłodze. 

Włączyliśmy konsolę, która pamiętała chyba jeszcze lata 90-te i każdy z nas po kolei wybierał jakąś grę z tych, które Peter posiadał. Czas leciał nam dość przyjemnie, rozmawialiśmy sobie w międzyczasie o różnych sprawach szkolnych. W końcu Pettigrew zaproponował, że zrobi dla nas coś do jedzenia... A my się zgodziliśmy. 

— Zrobiłem wam coś ekskluzywnego! — Oznajmił, gdy wrócił z kuchni z talerzem tostów po kilkunastu minutach. Tosty wyglądały normalnie, choć ich zapach był trochę podejrzany. Każdy z nas to jednak zignorował i wzięliśmy sobie po jednym. 

Wystarczył jeden kęs, aby pożałować wszystkich swoich życiowych wyborów. W moich ustach najpierw poczułem słodki smak ananasa, potem rybi smak sardynek, a na końcu typowy smak sosu barbeque - do tego wszystko pomieszane ze smakiem sera i chleba tostowego. Przeżułem tą kompozycję z niesmakiem, jednocześnie widząc skrzywione miny pozostałych.

— Pete, co dokładnie jest w tych tostach? — Zapytał Syriusz, który właśnie przełknął swój pierwszy kęs. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę Petera, a on uśmiechnął się dumnie. 

— Ananas, sardynki, ser i sos barbeque.

Wszyscy jednocześnie odłożyliśmy tosty na talerz, oprócz Syriusza, który swojego upuścił na podłogę obok mnie i momentalnie wstał z miejsca. Rozejrzał się i podbiegł do okna, na którym stał wazon, a potem usłyszeliśmy typowe dla wymiotów odgłosy. 

— Syriusz, tylko nie do wazonu!! — Zaaferowany Peter podbiegł do niego i próbował mu zabrać wazon, ale Syriusz nie oddał mu go, dopóki nie skończył zwracać wszystkiego, co dziś zjadł. — Matka mnie zabije! To jej pamiątkowy wazon po babci!

— Peter... Wsadź sobie ten wazon... O mało mnie nie otrułeś! 

— Nas wszystkich, w sumie. — Dopowiedział Remus. Ja i Reg kiwnęliśmy głowami. 

— To było niesmaczne, wyjątkowo niesmaczne.... — Dodałem od siebie. 

— Ale ja tak jem cały czas! Po prostu nie umiecie docenić egzotycznych smaków. Trudno, ja się starałem... — Peter z obrażoną miną poszedł z wazonem do łazienki. My spojrzeliśmy po sobie, a Syriusz wrócił na swoje miejsce i odetchnął.

— Kurwa, egzotyczne tosty Petera będą mi się śniły po nocach jako koszmary. — Stwierdził, a my przytaknęliśmy zgodnie. Nigdy więcej nie ryzykowaliśmy już tak, jak teraz i jeśli już jedliśmy coś od Petera, pytaliśmy go wcześniej, z czym to dokładnie przyrządził.

***

— Ciekawe, czy matka Petera kiedykolwiek się dowiedziała, co przeżył jej wazon. — Prychnąłem śmiechem.

— Myślę, że wtedy Peter by nam powiedział, że miał kłopoty. Może nigdy się nie dowiedziała. — Reg wzruszył ramionami. W salonie pojawił się w końcu Harry i usiadł z nami przy stole. Nie wyglądał na zadowolonego, ale nie marudził. Zagadaliśmy go już na nowy temat i razem dokończyliśmy śniadanie, gdy zostało pół godziny do ósmej. 

Zebraliśmy się do wyjścia i jak tylko byliśmy gotowi, wyruszyliśmy w drogę. Standardowo, najpierw zawiozłem Harry'ego do szkoły, a potem z Regulusem podjechaliśmy pod kancelarię. Zostało nam kilka minut, aby się jeszcze ze sobą pożegnać. Zastygliśmy więc w czułym pocałunku, którego tak bardzo nie chciałem przerywać. 

— Muszę iść... — Powiedział, odsuwając się na swoje miejsce. — Dziękuję za wszystko, było cudownie... 

— Spędziliśmy tak fajnie czas, powinieneś częściej u mnie nocować. — Puściłem do niego oczko, a on uśmiechnął się.

— Wiesz, chętnie, ale Harry chyba był dziś trochę zirytowany moją obecnością. Na razie lepiej będzie dać mu trochę czasu, żeby przywyknął do nowej sytuacji. Może to nie był zbyt dobry pomysł, żebym zostawał na noc od razu po tym, jak mu powiedzieliśmy...

— Oj Reggie, nic mu nie będzie. Tak czy inaczej będzie musiał przywyknąć do twojej obecności. Gdybyśmy mieszkali razem, to nie musielibyśmy się bawić w podwózki do pracy, ty byś jeździł moim autem i przy okazji podwoził Harry'ego. — Powiedziałem, na co Reg zaczął się śmiać i kręcić głową.

— Jamie, Jamie, Jamie... Widziałeś mnie kiedyś za kierownicą? Przecież ja nie mam prawa jazdy, dlatego nie jeżdżę... 

— Jak to? Nie masz prawka? — Uniosłem brwi w zdziwieniu. On spojrzał na mnie i wywrócił oczami.

— Nie mam i nie zamierzam mieć. Nie to, że uważam, że jeżdżenie jest trudne, bynajmniej. Po prostu boję się, że odpłynę za bardzo myślami i spowoduję wypadek, albo kogoś zabiję. Mam taki powtarzający się koszmar senny i wolę nie ryzykować... 

— Rozumiem, okej, nie każdy musi przecież jeździć autem... Ale gdy jedziesz ze mną, to się nie boisz, że ja spowoduję wypadek? 

— Nie, do ciebie mam zaufanie, ty jeździsz już od wielu lat. — Wzruszył ramionami. 

— A myślisz, że cały czas jestem skupiony na drodze? Wiele rzeczy mnie rozprasza, ale nie panikuję, gdy tak się dzieje. Zresztą, boisz się takiej sytuacji, a parę razy sam mnie rozpraszałeś, dotykając mnie po udach i nie tylko. Nie to, żebym narzekał, ja to lubię, ale to trochę odwraca moją uwagę od tego, co jest na drodze. Może więc twoja niechęć do jeżdżenia leży gdzieś indziej, skoro będąc po stronie pasażera czujesz się bezpieczny. 

— Nie wiem, ale zastanowię się nad tym w ciągu dnia. Trochę masz racji, siedząc z tej strony nawet nie myślę o tym, że coś może być rozpraszającego w tym, co robię... — Westchnął i chwycił w dłonie swój plecak. — Dobra, idę. 

— W porządku. Zobaczymy się niedługo. Jak będziesz mieć czas, to do mnie napisz. 

— Oczywiście. — Kiwnął głową i przybliżył się, aby ostatni raz mnie pocałować. Pożegnaliśmy się i on poszedł do pracy, natomiast ja wróciłem na spokojnie do domu. 

Od razu zasiadłem do pracy i zacząłem ogarniać wszystkie najważniejsze rzeczy. Poodpisywałem na e-maile, przygotowałem listę rzeczy do zrobienia, zabrałem się za kolejne zadanie. Syriusz w połowie dnia zadzwonił do mnie, aby chwilę porozmawiać o sprawach służbowych. Przy okazji podpytałem go, jak tam jego skręcona noga. 

— Ja wiedziałem, że zaraz o to zapytasz. — Westchnął dramatycznie. — Boli w chuj...

— Jak to się w ogóle stało? Co ty zrobiłeś?

— Oj bo... Byliśmy już w hotelu i wiesz... Chciałem, żeby było trochę ciekawiej, więc zanim się do siebie dobraliśmy, odstawiłem przed nim występ. Szło mi świetnie, ale zaczepiłem stopą o krzesło i upadłem. 

— No nieźle... To pewnie wam pokrzyżowało zamiary, co nie?

— Daliśmy sobie radę jakoś, mimo wszystko. Ale dzisiejsze plany nam się niestety zmieniły, mieliśmy tam jeszcze do wieczora zostać i pozwiedzać miasto, a niestety, wróciliśmy do domu.

— Czasami tak się zdarza, ale nie martw się, szybko ci przejdzie. 

— Oby, oby... A ty i Reg dobrze się bawiliście? Pisał, że powiedzieliście prawdę Harry'emu, jak to przyjął?

— My się świetnie bawiliśmy. A Harry... Harry chyba przyjął to dobrze, wydawał się trochę zmieszany na początku, ale potem było okej. Możesz z nim o tym pogadać w sumie, gdy się zobaczycie. Jeśli coś mu leży na sercu, to zawsze ci to mówi, więc...

— Zapytam go, co o tym sądzi. To dobry dzieciak, zależy mu na tym, żebyś był szczęśliwy. On i Reg w sumie się dogadują, także problemów nie powinno być.

— Czas pokaże, szczególnie, że zaczęło się robić coraz poważniej... Rozmawialiśmy ostatnio o zaręczynach i o wspólnym mieszkaniu. 

— Ooo, byłoby świetnie! Ja to trzymam za was kciuki! Masz jakiś pomysł na zaręczyny? 

— Wiesz, właściwie to on powiedział, że on chce się oświadczyć mi, więc... Zostawiam pomysły w jego rękach. 

— Naprawdę? On chce zadać to wielkie pytanie? 

— Tak, tak powiedział.

— Wow, to super! Ciekawe, co wymyśli i kiedy to zrobi. Zapytam go, jak wróci do domu.

— Jakkolwiek by tego nie zrobił, ja się zawsze zgodzę za niego wyjść. Już nigdy nie pozwolę mu odejść, ani zniknąć...

— I w końcu będziemy rodziną! Zostaniesz moim szwagrem, ale to dziwne... 

— Przyzwyczaimy się. — Prychnąłem śmiechem. — W sumie to my i tak jesteśmy jak rodzina. 

— To prawda. No dobra, wracajmy do roboty, jak się spotkamy to pogadamy, wpadnij do nas jakoś, bo na razie ja nie bardzo mam jak się ruszyć... Remus poszedł na zakupy, bo dziś jeszcze ma wolne. Oby mi kupił te żelki, o które prosiłem...

— Na pewno ci kupi. Postaram się coś ogarnąć i odwiedzić was z Harrym, myślę, że raczej w weekend, jakby coś.

— Dobra, no to w razie czego w kontakcie jesteśmy.

— Tak, na razie. 

Rozłączyliśmy się i wróciłem dalej do pracy. Myślami co chwilę odpływałem do Regulusa i naszej wspólnej przyszłości. Miałem nadzieję, że wszystko nam się poukłada i rzeczywiście za jakiś czas razem zamieszkamy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro