23 - Kolejne pięć lat później

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga - przeskok czasowy o 5 lat!

Odkąd nasz związek z Regulusem stał się oficjalny przed wszystkimi, sprawy układały się naprawdę dobrze. Wiele rzeczy ruszyło do przodu, zamieszkaliśmy razem u mnie w domu i przeprowadziliśmy remont. Teraz każde pomieszczenie było odświeżone, a z przeszłości nie zostało zbyt wiele. Na ścianach wisiały już nowe zdjęcia, na których uwieczniliśmy ważne dla nas momenty. Zostawiliśmy parę starych zdjęć, ze względu na Harry'ego. Obydwaj zgadzaliśmy się co do tego, że nie możemy odbierać mu pamięci o jego matce. 

W ciągu ostatnich pięciu lat Harry zdążył już dorosnąć. Zdarzały się drobne problemy, jak w przypadku każdego nastolatka, jednak zwykle rozwiązywaliśmy te sprawy wspólnie. Reg starał się być dla niego oparciem, podobnie jak i ja. Miałem jednak takie wrażenie, że Harry niekoniecznie lubi, gdy on interweniuje. Był natomiast bardzo blisko z Syriuszem i to jemu opowiadał o swoich wszelkich wątpliwościach i problemach. 

Ja nie miałem absolutnie nic przeciwko temu. Syriusz oczywiście nie powtarzał mi wszystkiego, ale starał się naprowadzać mnie na odpowiedni tor postępowania. Uważałem, że sytuacja jest całkiem stabilna, dopóki on jest na bieżąco z tym, co dzieje się w życiu mojego syna. Remus też starał się pomagać, choć on raczej udzielał się przy edukacyjnych kwestiach. Harry bez większych przeszkód skończył jedną szkołę, lecz gdy zaczął drugą, pojawiły się niemałe problemy. 

Nie było tygodnia, żebym nie rozmawiał przez telefon z dyrektorką o sytuacjach, w których Harry brał udział. Znów miał w klasie syna tego gbura, Malfoya i cały czas wpadali ze sobą w jakieś potyczki. A to jeden drugiego uderzył, a to coś przeskrobali na lekcji, a największym przebojem było klasowe wyjście do teatru, gdy zrobili awanturę na przedstawieniu. Zaczynałem mieć już dosyć tej sytuacji. Szukałem jakiegoś wyjścia, pomysłu, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. 

— Trzeba go przenieść do innej szkoły, i tyle. — Stwierdził pewnego popołudnia Regulus. — Najlepiej do prywatnego liceum, miałby lepsze perspektywy na przyszłość. Stać nas na to.

— To chyba zbyt gwałtowna decyzja, poza tym, on nie chce. Wiele razy mówił, że chce być wśród przyjaciół. — Westchnąłem i spojrzałem na zegarek. Harry lada chwila miał wrócić do domu.

— Znajdzie sobie towarzystwo, pozna innych ludzi. No i nie będzie tam syna Malfoya. I kto wie, może nawet zacznie się lepiej uczyć. Jego oceny nie są zbyt dobre, wiesz?

— Oceny to nie wszystko, Reg. Potem to i tak nie ma znaczenia, przecież wiesz. — Wzruszyłem ramionami.

— Kwestia dyskusyjna, w moim przypadku miało znaczenie, gdy chciałem iść studiować prawo. — Stwierdził. — Musimy się zastanowić poważnie nad tym prywatnym liceum, James. Może to najlepsze wyjście. 

— Jakie prywatne liceum? — Usłyszeliśmy głos z progu pokoju i obydwaj spojrzeliśmy w stronę Harry'ego. Na jego twarzy widniało zaniepokojenie. 

— Żadne, tak tylko rozmawiamy z Regulusem. — Odpowiedziałem, posyłając mu lekki uśmiech.

— Zastanawiamy się, jak rozwiązać sprawę twoich konfliktów z Malfoyem. — Odezwał się Reg. — Rozważamy, czy nie lepiej by było, gdybyś zmienił szkołę.

— Tak? I to pewnie twój pomysł, co nie? — Harry spiorunował go spojrzeniem, a Regulus kiwnął głową. — Pewnie, jak pojawia się problem to najlepiej od niego uciec. 

— Harry, spokojnie, nic nie jest przesądzone. — Powiedziałem.

— I to wcale nie jest forma ucieczki, my tylko chcemy ci pomóc, żebyś się mógł spokojnie uczyć.

— Nie chcę zmieniać szkoły. W tej jest w porządku. Poza tym, to nie ty decydujesz o mojej edukacji, więc się nie wtrącaj. — Odparł ostro, na co Regulus tylko spuścił wzrok. Gdy tak robił, oznaczało to koniec jego udziału w negocjacjach. Ja westchnąłem i pokręciłem głową. 

— Na ten moment nie będziemy nic zmieniać, Harry. Nie ma powodów, żebyś się denerwował i proszę cię, nie tym tonem. Wiem, że chcesz zostać w tej szkole i ja nie będę robić nic wbrew twojej woli. Chciałbym po prostu, żebyś nie pakował się więcej w żadne kłopoty, dobrze?

— Tato, ja się staram... Ale to Malfoy cały czas mnie zaczepia i prowokuje! Do tego, podlizuje się nauczycielom i dyrektorce i wszyscy zawsze są przeciwko mnie! 

— Rozumiem. Wiem, widzę to i też mi się to nie podoba. I naprawdę mam dość rozmawiania z twoją panią dyrektor. Ten jej głosik doprowadza mnie do białej gorączki...

— Wiem. Mnie też. I ja naprawdę staram się coś z tym zrobić, tato... Naprawdę... Nie przenoście mnie nigdzie indziej. 

— Spokojnie, na razie tego nie zrobimy. — Posłałem mu lekki uśmiech. — Jesteś głodny?

— Nie, jadłem w szkole. Idę do siebie. — Stwierdził Harry i poszedł po schodach na górę. Dopiero wtedy Regulus podniósł wzrok i spojrzał na mnie.

— Ty się go najzwyczajniej w świecie boisz. — Powiedział półszeptem.

— Wcale nie. Po prostu nie widzę sensu, żeby się z nim kłócić i na siłę stawiać na swoim.

— Nie lubię, gdy on się do mnie tak odzywa... 

— Ja też. Ale to taki wiek, jeszcze trochę i będzie się zachowywać normalnie.

— James, mówisz to od pięciu lat... Czas leci, a nic się nie zmienia. Ty mu ciągle pozwalasz na wszystko. — Reg wstał z miejsca i ruszył w stronę korytarza. — Nie wiem, ile jeszcze dam radę znosić jego zachowanie wobec mnie.

— Reggie, dobrze wiesz, że się staram jak mogę. Cały czas zwracam mu uwagę, gdy się źle odezwie.

— Ale nie wyciągasz konsekwencji. Dlatego zastanawiam się... — Zapauzował i spojrzał na mnie, a potem pokręcił szybko głową. — Nie ważne. Idę do gabinetu, muszę coś przejrzeć na jutro. — Oznajmił i wyszedł z pomieszczenia. Ja od razu ruszyłem z miejsca i poszedłem za nim.

— Nad czym się zastanawiasz? — Zapytałem, gdy on już otworzył drzwi od gabinetu. Zatrzymał się w miejscu i patrząc przed siebie, przygryzł usta, a potem westchnął i skierował wzrok na mnie.

— Nad wyprowadzką. Bo im dłużej razem mieszkamy, tym on gorzej się zachowuje. — Powiedział i od razu wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Ja stałem jak wryty na korytarzu i niedowierzałem w to, co od niego usłyszałem.

W mojej głowie już zdążyła zapanować panika, że on rzeczywiście podejmie taką decyzję, jeśli nadal nic się nie zmieni. Zamyślony poszedłem do salonu i opadłem na kanapę. Zacząłem się zastanawiać, co mam zrobić, jak wpłynąć na Harry'ego, żeby zmienił podejście wobec Regulusa, a przede wszystkim, zastanawiałem się, gdzie leży problem. 

Czy to ja nawaliłem jako ojciec? Czy to między nimi była jakaś wymiana zdań, o której nie wiem? A może Reg zachowuje się inaczej wobec Harry'ego, gdy mnie nie ma w pobliżu? Nie miałem pojęcia, która wersja jest trafna, i czy w ogóle któraś z nich ma sens. Najbardziej wierzyłem w tą pierwszą, że wszystko jest moją winą.

Bałem się, że po tych kilku wspólnych latach, słowa "zawsze będę przy tobie", które powtarzał mi coraz to Reg, nagle stracą wszelkie znaczenie. Że on odejdzie, mimo danej mi obietnicy. I to będzie moja wina, bo ja nie potrafię postawić się własnemu synowi. 

Ogarnęła mnie nagle złość, że tak wygląda cała sytuacja. Zdałem sobie sprawę z tego, że Harry na zbyt wiele sobie pozwala, a ja wcale nie mam powodu, aby się go bać. Obiecałem sobie, że następnym razem wyciągnę konsekwencje, choćby miał mnie nienawidzić. Tego tak naprawdę się bałem. Że zostanę największym wrogiem swojego dziecka, a przecież nie o to chodzi w rodzicielstwie. Dotarło do mnie jednak, że to może być nieuniknione, a z czasem i on zrozumie moje postępowanie.

Sam w końcu święty nie byłem, gdy miałem piętnaście lat. Coraz to sprawiałem kłopoty rodzicom, a oni wcale się ze mną tak nie cackali, jak ja z Harrym. Często karali mnie sprzątaniem, lub długą, męczącą rozmową, po której odechciewało mi się robienia czegokolwiek. Ja nigdy nie dawałem takich kar mojemu synowi, bo pamiętałem, jak bardzo nie cierpiałem takich sytuacji... Lecz chyba była to jakaś metoda, bo w końcu przestawałem robić niewłaściwie rzeczy i wracałem na dobry tor. Dlatego podjąłem decyzję, że koniec z pobłażaniem mu. 

Na wprowadzenie postanowienia  w życie nie musiałem długo czekać. Już kolejnego dnia pojawił się problem i zostałem wezwany do szkoły. Przez telefon nie chcieli mi wyjaśnić sytuacji, więc czym prędzej postanowiłem się dowiedzieć, co tym razem się wydarzyło. Napisałem Syriuszowi wiadomość, ze muszę przerwać robotę, a Regulusa powiadomiłem, że znowu jest problem w szkole. Jak to załatwiłem, to pozbierałem się do wyjścia i szybko dotarłem do auta.

Po drodze myślałem o tym, co mógł zrobić tym razem Harry. Założyłem, że znowu ma to związek z Malfoyem. Byłem wściekły, że sytuacja znowu się powtarza. Zaparkowałem auto przed budynkiem i w pośpiechu ruszyłem do środka. Korytarz był pusty, bo akurat trwała lekcja. Dotarłem do sekretariatu i miałem nadzieję, że skierują mnie tylko do sali, w której będzie wychowawczyni Harry'ego. Niestety, tym razem skierowali mnie prosto do dyrektorki, a tej kobiety nienawidziłem z całego serca.

Zapukałem do drzwi i gdy usłyszałem jej głosik mówiący "proszę", wszedłem do środka. Od razu uderzył we mnie przesłodzony zapach damskich perfum, a oczy musiały przywyknąć do panującego w pomieszczeniu różu. Kobieta o twarzy przypominającej ropuchę spojrzała na mnie z uśmieszkiem, który wydawał się na pierwszy rzut oka przyjazny, lecz doskonale wiedziałem, że taki nie jest. 

— Niech pan usiądzie, panie Potter. Może herbatki?

— Dziękuję, pani Umbridge, nie trzeba. — Westchnąłem i usiadłem na różowym fotelu, naprzeciwko jej biurka. — Co się tym razem stało? Znowu coś z Malfoyem przeskrobali?

— Nie tym razem. — Kobieta zachichotała jak mała dziewczynka, miała to w zwyczaju. — Podczas długiej przerwy zastałam pańskiego syna na szkolnym parkingu w posiadaniu tego. — Wyjęła z szuflady urządzenie, które nie mogło być niczym innym, jak e-papierosem, lub czymś w tym rodzaju. — Wie pan, co to jest?

— Papieros?

— Dokładnie. — Położyła urządzenie przede mną. — Czy pozwala pan synowi palić?

— Ależ skąd! — Pokręciłem głową i spojrzałem na nią z oburzeniem. — Absolutnie mu na to nie pozwalam, nigdy też nie widziałem go z papierosem.

— A to dziwne, bo Harry uparcie twierdził, że w domu nikt mu tego nie zabrania. Wykłócał się, że pan o tym wie i nie ma nic przeciwko. 

— Bynajmniej, nie miałem pojęcia, że on to pali. — Byłem coraz bardziej wściekły i nie mieściło mi się to wszystko w głowie. Nie dość, że palił, to jeszcze kłamał.

— No to już pan wie. — Dyrektorka uśmiechnęła się znów w ten sam sposób, co wcześniej. — W mojej szkole nie akceptuję takiego zachowania. Do tego nie ma tygodnia, żeby pański syn czegoś nie zmalował, cały czas są z nim problemy. Jeśli więc do końca tego roku szkolnego sytuacja się nie poprawi, to niestety Harry nie będzie mógł tu wrócić kontynuować nauki w kolejnym roku szkolnym. Będzie pan musiał znaleźć mu inne liceum. 

— On się poprawi, naprawdę. To już więcej się nie powtórzy...

— Mam taką nadzieję, panie Potter. Choć wątpię, żeby tak było. W mojej karierze już dawno nie miałam takiego ucznia. Zawsze pakuje się w kłopoty, a do tego jest arogancki i bezczelny, gdy ze mną rozmawia. W ramach kary ode mnie, będzie zostawać przez kolejny miesiąc w piątki po lekcjach i ja osobiście będę wyznaczać mu zadania. Panu zostawiam resztę. Polecam więcej dyscypliny i mniej pobłażania. Dzieci trzeba trzymać krótko, szczególnie w tym wieku.

— Postaram się jakoś na niego wpłynąć. — Pokiwałem głową. To co ona mówiła nie wydawało mi się wcale czymś mądrym. Łatwiej było jej jednak przytaknąć, niż wchodzić w dyskusje. 

— Cudnie. — Zachichotała znowu. — To w takim razie tyle, może pan to zabrać i spodziewam się, że zrobi pan z synem porządek. 

— Będę próbował, przepraszam za niego. — Wziąłem z biurka tego e-papierosa i schowałem go do kieszeni, jednocześnie podnosząc się z miejsca.

— Dziękuję, że pan przyjechał. Jeśli chce pan od razu porozmawiać z synem, to za dziesięć minut kończy zajęcia z biologii w sali numer dwadzieścia. To chyba ostatnia lekcja, jeśli dobrze pamiętam.

— O, to od razu tam pójdę. Dziękuję, pani dyrektor. — Skinąłem do niej głową. — Do widzenia. 

— Do widzenia. — Odpowiedziała, gdy ja już wychodziłem z jej gabinetu. 

Będąc na pustym korytarzu po tej rozmowie, sam miałem ochotę zapalić, lecz powstrzymałem tą chęć i po prostu odnalazłem salę, w której Harry miał mieć lekcje. Stanąłem naprzeciwko drzwi, przy ścianie i czekałem, aż zadzwoni dzwonek na przerwę. Wciąż byłem wściekły i układałem sobie w głowie, co mu powiem.

 Nareszcie rozbrzmiał ten dźwięk i coraz więcej osób zaczęło pojawiać się na korytarzu. Z sali, pod którą czekałem też w końcu zaczęli wychodzić uczniowie. Mój syn pojawił się na samym końcu, w towarzystwie swojego przyjaciela, Rona. 

— Tato? Co tu robisz? — Zapytał Harry, gdy tylko mnie zobaczył.

— A jak myślisz? — Uniosłem brwi i skrzyżowałem ramiona. — Twoja przemiła pani dyrektor mnie wezwała, bo przyłapała cię na paleniu. Wyjaśnimy to sobie po drodze do domu. 

— Ale chcieliśmy z Ronem pójść do...

— Nie ma opcji. Dziś nigdzie nie idziesz po szkole i przez kolejne dwa tygodnie też nie. Masz szlaban. A to dopiero początek twoich problemów. Idziemy, już. — Zarządziłem, przyjmując przy tym stanowczą minę. Harry spuścił wzrok i od razu ruszył w stronę wyjścia ze szkoły. Ja poszedłem za nim i razem dotarliśmy do auta chwilkę później.

Wsiedliśmy i zapięliśmy pasy w ciszy. Ja odpaliłem silnik i ruszyliśmy w drogę do domu. On siedział naburmuszony. Myślałem przez chwilę, że jest mu głupio, ale on po prostu był zdenerwowany na mnie. To tym bardziej wpłynęło na mój poziom wściekłości.

— Możesz być zły tylko na siebie, Harry. — Powiedziałem w końcu. — Trzeba było nie palić i nie kłamać. Dobrze wiesz, że ja nie lubię dawać kar. Rozmowa z tobą jest jednak niezbyt skuteczna, więc nie dajesz mi wyboru. 

— Ja nic nie zrobiłem. Wszyscy to teraz palą, nie jestem jedyny. 

— Ty nie jesteś wszyscy. Skąd ty to w ogóle masz? Kto ci to dał?

— Kupiłem od starszych kolegów w zeszłym tygodniu. 

— Cudownie... A czemu kłamałeś do pani dyrektor, że w domu ci na to pozwalamy? 

— Bo Regulus wie i on mi pozwolił to zatrzymać. Kazał tylko być ostrożnym. — Harry wzruszył ramionami. Zerknąłem na niego. Byłem teraz w zupełnym szoku. Reg miałby pozwalać mu na palenie? Wydawało mi się to wręcz abstrakcyjne. 

— Nie opowiadaj głupot, Harry. Reg nigdy by ci na to nie pozwolił. 

— Sam go zapytaj, jak mi nie wierzysz. Ja mówię prawdę.

— Żebyś wiedział, że zapytam. — Kiwnąłem głową i skupiłem wzrok na drodze, choć szczerze nie byłem ani trochę skoncentrowany na prowadzeniu pojazdu. Miałem w głowie chaos, bo nic mi się nie zgadzało. 

Dotarliśmy po parunastu minutach pod dom i wysiedliśmy z auta. Kazałem mu najpierw zostawić na górze swoje rzeczy, a potem razem usiedliśmy w salonie przy stole, aby odbyć dalszą część rozmowy. Przy okazji czekaliśmy też na powrót Regulusa, bo wciąż nie wierzyłem w to, co usłyszałem wcześniej od Harry'ego.

— Dlaczego w ogóle sięgasz po palenie, Harry? Masz jakieś problemy? Chcesz być fajny przy kolegach? Podaj mi powód. — Poprosiłem spokojnie. On siedział niechlujnie na krześle i tylko wzruszył ramionami na te pytania. — Odpowiedz mi, dlaczego to robisz?

— Wszyscy to robią. — Wywrócił oczami. — Nawet ty palisz, a ja przynajmniej nie sięgam po te śmierdzące prawdziwe papierosy, tylko palę te dobre. Smakują mi, fajne to jest, może to część mojej osobowości. 

— Ja, Harry, nie palę bez powodu. Ja palę gdy jestem wściekły lub gdy mam problem. Rzadko kiedy z powodu zwyczajnej ochoty. Wiesz, że możesz się poważnie rozchorować, gdy będziesz palić? Możesz dostać raka płuc. 

— Wujek Remus pali przez pół życia i nic mu nie jest. 

— Remus by dostał zawału, gdyby musiał wejść po schodach na czwarte piętro, lub pobiec dwa metry do autobusu. Może tego nie widzisz na pierwszy rzut oka, ale przez papierosy jest w gorszej kondycji, niż ja czy Syriusz.

— Ale mnie nie obchodzi to, czy będę miał kondycję. Lubię to robić i będę to robić. Nie zabronisz mi. — Skrzyżował ramiona. Popatrzyłem na niego z zadumą i pokiwałem powoli głową.

— Nie zabronię ci, tak?

— Już i tak zniszczyłeś mi życie, odbierając mi jedyną przyjemność, pogorszysz swój obraz w moich oczach. Zresztą, nie zamierzam cię nawet słuchać. — Wygłosił i odwrócił wzrok. Mi zrobiło się przykro, ale przyzwyczajony byłem do tego, że mówił takie rzeczy. Nie był to pierwszy raz, gdy to słyszałem, choć wcześniej bolało to bardziej. Przez chwilę nic nie mówiłem, aż uznałem, że czas sięgnąć po najmocniejszy argument, jaki miałem.

— Twoja mama nie byłaby z ciebie dumna, gdyby zobaczyła, że palisz. Złamałbyś jej serce, gdybyś powiedział jej te słowa, które teraz mówisz do mnie. 

— Mama nie żyje, jej zdanie się już nie liczy. — Odburknął. Ja pokręciłem głową i zacisnąłem pięści pod stołem. Na szczęście Harry'ego, do mieszkania wrócił właśnie Regulus. 

— Cześć! Już jestem, co się tam dzisiaj stało? — Zapytał, od razu zajmując miejsce przy stole. Harry tylko zmierzył go spojrzeniem, a potem odwrócił głowę w drugą stronę. Ja westchnąłem i wyjąłem z kieszeni papierosa, którego wcześniej skonfiskowała pani dyrektor, a potem położyłem go przed Regem i popatrzyłem na niego surowo.

— Podobno coś o tym wiedziałeś. Tak? 

— Och. — On przygryzł usta i zerknął szybko na mojego syna, a potem nerwowo zmierzwił włosy i kiwnął głową. — Wiedziałem, ale kazałem mu uważać, żeby go nikt nie złapał...

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? I czemu mu nie zabroniłeś? To jeszcze dziecko...

— Nie jestem dzieckiem. — Zaprzeczył Harry. 

— Oj... Prawie wszystkie dzieciaki teraz to palą, daj spokój, James... Nie byliśmy wcale lepsi w jego wieku.

— Jasne, bo nie miał nas kto wychować i robiliśmy co nam się podobało. A i czasy były inne. — Stwierdziłem i spojrzałem na Harry'ego. — Teraz jednak, nie zamierzam powielać błędów moich rodziców. Nie będę wobec ciebie tak pobłażliwy, jak oni byli wobec mnie. Mam dosyć twojej arogancji, Harry. Mam dosyć twoich fochów, humorków i tego, że nas nie szanujesz. Chcę ci też uświadomić, że jeśli twoje zachowanie w szkole się nie poprawi do końca roku, to dyrektorka nie pozwoli ci tam wrócić na kolejny rok i będziemy szukać wtedy nowej szkoły. Zastanów się więc nad sobą.

— To wszystko? — Zapytał olewającym tonem. 

— Nie. Twoja kara będzie wyglądać tak... Szlaban na wyjścia przez kolejne dwa tygodnie, przez ten czas osobiście będę cię zawozić do szkoły i z niej odbierać. W ten weekend oddasz mi swój telefon, tablet, laptop i smartwatch i zajmiesz się sprzątaniem. A, no i odcinam ci dostęp do mojego konta bankowego, do odwołania. Jeśli będziesz potrzebował pieniędzy, to będziesz mnie musiał najpierw o nie poprosić. 

— Nienawidzę cię!! — Wykrzyczał i gwałtownie wstał, wywracając przy tym krzesło, a potem pobiegł na górę do swojego pokoju. Usłyszeliśmy na dole głośny trzask drzwiami. Reg popatrzył na mnie z niedowierzaniem i pokręcił głową.

— Co ty, James... Odbiło ci?

— Chyba tobie. — Popatrzyłem na niego oburzony. — Nadszarpnąłeś moje zaufanie, pozwalając mu palić to świństwo za moimi plecami. Jestem na ciebie wściekły, nawet sobie nie wyobrażasz...

— Chciałem tylko, żeby mnie lubił, gdybym ci powiedział, to jeszcze bardziej by mnie nienawidził i...

— No tak, przecież to takie ważne, żeby on cię lubił. Reg, nie bądź kretynem, on cię wykorzysta, gdy będziesz próbował mu się przypodobać w taki sposób. To głupie. — Pokręciłem głową. — Obiecałeś mi pomoc w wychowywaniu Harry'ego, a stajesz nie po tej stronie, co trzeba. Weź się zastanów nad sobą. 

— Mimo mojego zachowania, za które bardzo przepraszam, uważam, że i tak postąpiłeś z nim zbyt ostro. Taka kara tylko za palenie?

— To jest kara za wszystko to, za co nigdy wcześniej nie dostał kary. W tym też za te odzywki do ciebie, więc nie miej pretensji. 

— On się zbuntuje jeszcze mocniej...

— Nie wymądrzaj się, bo będziesz spać na kanapie. — Wstałem od stołu i ruszyłem w stronę kuchni. — Idę zrobić coś do jedzenia. 

Regulus zamilkł, został w salonie i chyba nawet bał się wchodzić mi w drogę, bo przez resztę dnia mnie unikał. Dopiero wieczorem położył się ze mną w łóżku i jeszcze raz przeprosił za swoje zachowanie. Jemu potrafiłem szybko odpuścić, lecz na Harry'ego nadal byłem bardzo zły. Szybko się jednak przekonałem, że nie tak łatwo jest postawić na swoim, mając nastoletnie dziecko w domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro