Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przycisnęłam czoło do chłodnej szyby od auta mojego ojca. Jechaliśmy na targ. Szczerze, nadal nie wiedziałam jaki. Spodziewałam się jakiegoś kiermaszu świątecznego, albo co, w końcu zbliżają się święta Bożego Narodzenia, ale nie do końca wiedziałam czego można się spodziewać po moich rodzicach. Zwłaszcza, że oni nie mieli w zwyczaju  robić niespodzianek. Poprostu to nie było w ich stylu.

Chrzęst żwiru na parkingu wyrwał mnie z zamyślenia. Gdy tylko ojciec wyłączył silnik szarpnęłam za klamkę, chcąc wyjść z auta. Ale drzwi były zamknięte.

- Chcę ci dać coś do zrozumienia - Powiedział ojciec, przyglądając się mi w lusterku.

Kiwnełam głową, wiedąc, że im szybciej powie, tym szybciej stąd wyjdę tym samym, szybciej odjedziemy.

- Teraz wyjdziesz - Zwrócił się do mnie - I wybierzesz sobie jedną z sprzedawanych rzeczy. Nie wrócimy dopóki tego niezrobisz.

Niewiedziałam o co mu chodzi. Zachowywał się tak, jakby to co powiedział miało być dla mnie wielką karą. A na razie na nic takiego się nie zapowiadało. Ojciec odblokował moje drzwi a ja natychmiast wyskoczyłam z pojazdu chcąc się z tamtąd jak najszybciej oddalić.

Rozejrzałam się dookoła. Zamarłam. W odległości kilku dziesięciu metrów stała brama z gigantycznym napisem "ŚWIĄTECZNE TARGI KONI" podświetlonym małymi lampkami, tak że było go doskonale widać w zapadającym zmierzchu.

Miałam ochotę stąd uciec. Bo niechciałam wybierać. Za tą bramą czekały na mnie zwierzęta, których unikałam od czasu ferelnych zawodów. Nie chciałam patrzeć na inne konie, bo od razu przypominały mi Fuksję.

Czułam się zdradzona przez swoich rodziców. Dobrze wiedzieli, że nie chcę. Że nie chcę wracać do jazdy konnej.  Po prostu byłam głupia myśląc że rodzice zaprzestali swoich starań żebym wróciła do jazdy konnej. Teraz podjęli decyzje że kupią mi konia.

Ale ja obiecałam sobie że na to nie pozwolę. Że nie pozwolę zastąpić Fuksji. Że nie pozwolę sobie o niej zapomnieć. Niechciałam żeby inny koń zajął jej miejsce w moim sercu.

Ktoś, kto nigdy nie obcował z końmi nie będzie wstanie zrozumieć moich myśli, ani moich emocji. Nie zrozumie, dlaczego z jednej strony nie jestem wstanie normalnie funkcjonować, bez obecności tych czworonogów.  Nie zrozumie też dlaczego jednocześnie nie umiem spojrzeć na innego konia, bez porównywania go do kasztanki.

Rodzice zostali w aucie. Nawet mnie to cieszyło. Ich komentarze tylko by pogorszyły sytuację. Powoli, czując się jak więzień skazany na szubienicę ruszyłam w stronę wejścia.

Czułam, jak żwir przesuwa mi się pod stopami gdy szłam do miejsca, które mogło zmienić moje życię. Gdy przechodziłam przez bramę uderzyła mnie znajomy i równie bolesny zapach koni.

Wzdłuż ubitej ścieżki stały "stoiska" z przystosowanymi polowymi boksami obok. W każdym boksie stał koń. Starałam się na nie nie patrzeć, ale one były wszędzie. Każdy ich ruch przypominał mi Fuksje. To było zbyt trudne.

Łzy płyneły po moich policzkach, gdy ze spuszczoną głową szłam wzdłuż stoisk. było bardzo głośno. Każdy z handlarzy starał się sprzedać zwierzęta które miał na stoisku, jak najszybciej i przy jak najbardziej opłacalnej cenie.

Miałam świadomość, co czeka większość tych stworzeń, jeśli nie zostaną kupione. Dobrze wiedziałąm, że więcej nie zobaczą światła dziennego... Wielu z tych sprzedawców już miała załatwiony kontrakt z najbliższą rzeźnią. I to nie była żadna wielka tajemnica. Bo z jakich powodów sprzedaje się konia? Pieniądze, brak czasu i wiele, wiele innych. I raczej oczywistym jest to, że jak już sprzedajesz dość kłopotliwe zwierzę, jakim jest koń, na tego typu targach, zależy ci na szybkiej sprzedaży. No i jeśli nie, to dla niektórych nie ma problemu żeby pozbyć się czworonoga w mniej humanitarny sposób...

Dla mnie tego typu myślenie było niesamowicie okrutnie. Ponieważ te zwierzęta często oddały całe swoje życie swoim byłym właścicielom, a ci bez żadnego słowa są w stanie wysłąć je na pewną śmierć.

- Proszę pani! Coś się stało? - Zawołał ktoś tuż za mną.

Odwróciłam się gwałtownie, jednocześnie ocierając łzy. Tuż za mną stał mniej więcej trzydziestoletnia kobieta, z ciemnobrązowymi włosami, przetykanymi siwymi pasemkami. Uśmiechała się do mnie szeroko, jakby niewidząc moich zaczerwienionych, podpuchniętych od płaczu oczu.

- Nie... - Mruknęłam.

I naprawdę wszystko było mniej więcej dobrze. Dopóki nie zobaczyłam klaczy stojącej za jej plecami. Kasztanowatej klaczy. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia, bo w pierwszej chwili miałam złudzenie, że przede mną stoji w całej swojej okazałości Fuksja. Ale potem przypomniałam sobie jej sztywne ciało na placu...

Prawie potykając się o własne stopy odwróciłam się plecami i zaczęłam biec. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Nie wiedziałam co robię. Jedyne to o czym myślałam, to to żeby uciec. Uciec jak najdalej od tego wszystkiego. Od moich rodziców, którzy nie byli w stanie zrozumieć, że tego nie chcę i od tych wszystkich wspomnień, które nękały mnie na widok tych wszystkich koni. To wszystko poprostu było zbyt bolesne i trudne. Za każdym razem gdy widziałam skrawek kasztanowatej sierści natychmiast, wręcz z zawrotną prędkością przed oczami przegalopowywały setki obrazów. Głównie z TYCH zawodów.

Nie mogłam tego wytrzymać. Nikt mnie nie wołał, nikt mnie nie zatrzymał, gdy pędziłam do wyjścia, starając się uciec przed własną sobą. Przed jedną z niewielu rzeczy, przed którą nie mogłam uciec.

Nagle stopa wpadła mi w jakąś dziurę, a ja upadłam na bok prosto pod nogi konia. Zwierze schyliło łeb i połaskotało mnie pyskiem po twarzy jakby sprawdzając czy nic mi nie jest.

Mimowolnie zachichotałam. Wstałam otrzepując się z piasku i słomy. Chciałam odejść, nie patrząc na konia, żeby nie dostać kolejnej dawki bólu spowodowanego wspomnieniami, ale ku mojemu zdziwieniu usłyszałam za sobą rżenie.

Odwróciłam się. To właśnie ten koń przy którym upadłam rżał, potrząsając grzywą. Znałam ten sposób rżenia, Fuksja tak robiła zawsze gdy chciała żebym wróciła. Ku mojemu zdumieniu to wspomnienie nie sprawiło mi bólu. Powoli podeszłam do konia i dokładniej się mu przyjrzałam. Był jabłkowity z ciemniejszym brzuchem, klatką piersiową i nogami, miał dość długą szaro - białą grzywę i taki sam ogon. Jednym słowem był piękny. Jego idealna, atletyczna sylwetka emanowała nie wymuszoną gracją i siłą. I w żadnym stopniu nie przypominał Fuksji. Popatrzyłam mu w oczy. Widniało w nich zaciekawieni i coś jeszcze... Zaufanie? Przyjaźń?

Stałam tam, jak jakiś głupi kołek przed wałachem wystawionym na sprzedaż. I chociaż moje ciało się nie ruszało, przez moją głowę przebiegało setki myśli. Bo właśnie poczułam to COŚ. Nikt kto nigdy nie był w takiej sytuacji nie będzie w stanie zrozumieć tego uczucia. Bo to było coś w rodzaju takiego pstryczka, jakby ktoś włączył światło. A ja wiedziałam, że ten koń czekał tutaj na mnie.

Na drżących nogach podeszłam bliżej tego stoiska i zwróciłam się bezpośrednio do stojącego obok sprzedawcy.

- Przepraszam? - Zapytałam cichym głosem, starając się zwrócić na siebie uwagę mężczyzny sprawdzającego coś telefonie. Gdy tylko ten podniósł wzrok znad ekranu ciągnęłam dalej - Jestem zainteresowana tym koniem. Mógłby mi pan coś o nim powiedzieć?

Starałam się brzmieć profesjonalnie. Chociaż i tak, mężczyzna, gdy zobaczył przed sobą nastolatkę od razu zmienił wyraz twarzy na bardziej wyluzowany i może nawet trochę lekceważący.

- Ten koń? - Zapytał jakby nierozumiejąc i wskazując na stojącego obok wałacha, łypiącego na mnie brązowymi ślepiami.

- Mhm - Potwierdziłam mruknięciem. Głos zbytnio mi drżał żebym mogła poprawnie sformułować zdanie.

Mężczyzna usiadł za ladą i wyjął z szuflady jakieś papiery.

- Młoda, ja Ci dużo nie powiem, bo ja tu tylko sprzedaje. Ale tu masz wszystko co powinnaś o nim wiedzieć.

Chwyciłam kartki w dłonie natychmiast moje oczy zauważyły coś, co sprawiło, że moje serce w pierwszej chwili zwolniło, a potem gwałtownie przyspieszyło, ledwo nadążając za nowym rytmem.

Dosłownie kilka słów - Siedem lat, Fuks. Pierwsze dwa słowa "siedem lat". Dokładnie tyle by miała Fuksja, gdyby przeżyła tamten wypadek. No i "Fuks". To było jak coś w rodzaju znaku.

I chociaż kartek było jeszcze dużo, to ja już zdecydowałam. Wiedziałam, że to szansa od losu. Druga szansa, której tym razem nie mogłam zmarnować. I był to pierwszy moment od miesięcy, gdy poczułam, że chcę znowu jeździć. I że chcę, by ten koń zawitał w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro